Tak. Dowiedzieliśmy się tego na kursie przedmałżeńskim.
Dekalog jest prawem nadanym Żydom w zamierzchłych czasach, w początkach kształtowania w narodzie wybranym moralności. Od czegoś trzeba było zacząć, stąd kilka jasnych zasad. Ale nas one nie obowiązują.
Chrześcijan obowiązuje reinterpretacja Dekalogu, którą podał Jezus w Kazaniu na Górze. Chrystus dopełnia niedoskonałości dotychczasowego Prawa. Mówi:
Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi.
(...)
Słyszeliście, że powiedziano: Nie cudzołóż!
A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa.
Chrześcijan obowiązuje Jezusowa "wersja" Dekalogu. Zaktualizowana i wypełniona.
Czym wypełniona?
Tutaj dochodzimy do istoty chrześcijaństwa, którą w skrócie naświetlił ks. Stryczek w swojej części katechezy. Istotą chrześcijaństwa jest Miłość. Bóg, który sam jest Miłością i przykazanie miłości wzajemnej, które dał nam w Chrystusie. Przykazanie nowe daję wam, byście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. To właśnie jest najważniejsze dla nas przykazanie. Relacja między Bogiem i człowiekiem oraz relacje między ludźmi - to jest sedno naszej wiary. Chrześcijaństwo jest religią relacji.
W sumie spoko, to przecież nie jest żadna nowość. Przykazanie miłości jest przecież znane, często mówi się o tym, że chrześcijaństwo to religia miłości. Mamy kochać bliźnich. Ale. Zakodowaliśmy sobie jedno bardzo, bardzo mądre zdanie. Bo nie chodzi o to, żeby po prostu kochać. Sztuką jest kochać tak, by ten, kogo kocham, też potrafił kochać. I to jest klucz do wszystkiego. Bo inne kochanie zawsze prowadzi do demoralizacji. A po czym to poznać, że kocha się we właściwy sposób? Nie po dobrych chęciach. Nawet nie po dobrych uczynkach. Po owocach. Trzeba nieustannie sprawdzać efekty tego, jak działa moja miłość do drugiej osoby. Sprawdzać i korygować, jeśli tych owoców nie ma.
Parę przykładów.
Umówili się na randkę. Ona się mocno spóźnia, On czuje się lekceważony, ale ją kocha i mówi: "Kochanie, nic się nie stało". Efekt: Ona nadal będzie się spóźniać i go tym ranić. Zdemoralizował ją.
Oboje wracają po pracy do domu. Ona zabiera się za ugotowanie obiadu, On zalega przed telewizorem. Ona podaje mu obiad i robi wszystko koło niego. Efekt: wystarczy parę takich sytuacji i On będzie za każdym razem domagał się, by Ona mu usługiwała. Zdemoralizowała go.
Rodzice dają dziecku wszystko, co chce. Obsypują przeróżnymi prezentami, nie stawiając ograniczeń. Efekt: dziecko wyrasta na samoluba, który musi mieć wszystko, czego zapragnie, nie umie się dzielić z innymi, uważa, że wszystko mu się należy. Zdemoralizowali je.
Prawdziwie kochać to znaczy widzieć w drugim człowieku to, co najlepsze i najpiękniejsze, i wydobyć to. Nie przyklaskiwać i wyręczać. Motywować, stawiać wymagania, uczyć odpowiedzialności, prowokować do rozwoju, służyć pomocą, uzdalniać do czynienia dobra, do miłości. Bardzo dobrze oddają to słowa ks. Stryczka, który sam mówi o sobie: "Ja tak kocham bogatych, że oni kochają biednych". To jest mechanizm, który On sam sprawdził i wypróbował w każdej dziedzinie życia. Wypływa to z bardzo głębokiej refleksji, wieloletnich poszukiwań, nawracania się. I co najważniejsze - działa. W życiu codziennym, w głoszeniu kazań, w Szlachetnej Paczce, w Akademii Przyszłości, w małżeństwie, w rodzicielstwie, w biznesie... Po prostu działa.
Tak kochać, by ten, kogo kocham, też potrafił kochać. Niby to takie proste i logiczne, ale z wielką mocą dotarło to do nas na kursie i stało się niesamowitą inspiracją, żeby zacząć w ten sposób patrzeć na miłość. Może początek Wielkiego Postu do dobry czas, by zrobić małą rewizję w swoim sercu i wziąć się porządnie do pracy?
Żałuję, że nie usłyszałam tego 5-6 lat temu...
OdpowiedzUsuńMądrze, rzeczowo.
Trzeba uważać, jaki skutek odnoszą nasze zabiegi wychowawcze. Również i te podejmowane w obszarze miłości.
OdpowiedzUsuńKochać jednak trzeba wszystkich, biednych i bogatych. Nie warto darzyć większą miłością jednych nawet w tak szlachetnym celu, by to oni kochali tych drugich. MY ich kochajmy. To, co zrobią tamci, dotyka już sfery polityki.
To nie nasza broszka. My mamy obowiązek kochać. Wszystkich po równo.
Myślę, że ks. Stryczek organizuje Szlachetną Paczkę już tyle lat właśnie dlatego, że bardzo kocha biednych i chce im pomóc. To, że odwołuje się do bogatych, którzy realnie tej pomocy mogą udzielić (i to na taką skalę) jest tylko dowodem, jak bardzo owocna jest ta miłość, która łączy jednych i drugich, a jej owocem jest ogrom dobra. To pokazuje cały mechanizm, jak to powinno działać. I działa.
UsuńZawsze nurowaty mnie te słowa: A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa. Bo wedle nich nawet pożądanie w małżeństwie jest czymś złym, skoro od początku małżeństwo katolickie jest nastawione na tylko i wyłącznie seks w ramach prokreacji
OdpowiedzUsuńWedług Kogo?
UsuńKościoła katolickiego
UsuńNie wiem, skąd to wzięłaś, że wg Kościoła seks w małżeństwie jest nastawiony tylko i wyłącznie na prokreację. Kościół podkreśla, że jest to ważny cel w małżeństwie i że każdy stosunek powinien uwzględniać, że może począć się dziecko. Promuje po prostu otwartość na życie. Ale nauka Kościoła bardzo podkreśla jak istotne jest samo zjednoczenie małżonków we współżyciu, bo jest ono jednym z wymiarów miłości i sakramentu.
UsuńTe słowa o pożądliwym spojrzeniu odnoszą się do przedmiotowego traktowania drugiej osoby, jakby miała być (albo choćby sam jej widok) tylko narzędziem dla rozbudzenia czy zaspokojenia swego pożądania, takiego egoistycznego, bez miłości. Na pewno nie odnosi się to do pożądania w małżeństwie, które jest przecież naturalnym wymiarem miłości.
Kiedyś usłyszałam od księga że grzechem jest pożądliwie spoglądać na mężczyznę, nawet jeśli jest on mężem a nie myśli się o prokreacji dlatego te słowa zawsze mnie odrzucają
UsuńNie ma to nic wspólnego z prokreacją. Pożądliwość jest niegodna bez względu na to, czy prowadzić miałaby do prokreacji. Miłość do współmałżonka i pragnienie zjednoczenia się z nim nie jest tożsame z pożądliwością. Swoją drogą uśmiałam się na myśl, że ktokolwiek mógłby podniecić się myślą o sprokurowaniu potomka. To tak nie działa:-).
UsuńCóż jednak bez tej pożądliwości trudno coś z siebie wykrzesać tak na zawołanie...
UsuńZawsze rozumiałam te słowa jako przestrogę przed relacjami pozamałżeńskimi, a nawet myśleniem o nich. Ale może to trafna uwaga, że i wobec małżonka można zgrzeszyć "złą" pożądliwością"...
UsuńCo do prokreacji - powiem przewrotnie, że nie bez kozery nazywa się to "obowiązkiem małżeńskim" i czasami może polegać na "wykrzesaniu czegoś z siebie na zawołanie".
M.
Była już notka na tym blogu o pożądaniu. Siedziałam nad nią trochę bo przed jej przeczytaniem nie zastanawiałam się nad tym ale w końcu nie mogłam się nie zgodzić z komentarzem tam zamieszczonym ale również z narzeczonymi a więc jadę cytatami.
UsuńPo 1. "Czułość afirmuje dobro drugiej osoby. Przez czułość okazujemy sobie miłość. Pożądanie odnosi się do mojego dobra, a konkretnie przyjemności i jest wyrazem egoizmu. Zależność powinna być prosta - odrzucamy pożądanie, miłość realizujemy przez czułość. Ale tak naprawdę granica jest bardzo cienka i chwiejna..." - Ada
Po 2. "Myślę, że pożądanie można opisać jako cel, do którego dążymy nie przebierając w środkach, nie myśląc o niczym i nikim innym (dotyczy to nie tylko seksualności), a gdy to już osiągniemy, wtedy dopiero oglądamy się za siebie." - Karol
Po 3. "Jest pożądanie i pożądanie. Jedno to taki wyższy level czułości;) w sensie takim, że może być tylko między kobietą a mężczyzną, bo czułość sama w sobie to może się odnosić i do zakochanych i do dziecka;) dwoje zakochanych musi się pożądać w tym sensie, bo jakby się nie pożądali, to by był poważny powód do zmartwień. To jest naturalne, oczywiste, też afirmuje dobro drugiej osoby, nie ma tu ani grama egoizmu, tak nas Bóg stworzył i to jest dobre i Bogu niech będą dzięki. :) Problem się robi wtedy, kiedy wkrada się egoizm i robi z tego drugi rodzaj pożądania, które jest nastawione tylko na branie dla siebie bez myślenia o drugiej osobie. Chyba gdzieś to kiedyś ktoś mądry rozróżnił na pożądanie i pożądliwość. Takie proste rozróżnienie czułość vs pożądanie, gdzie jedno jest tylko dobre, a drugie to egoizm w czystej postaci jest mocnym uproszczeniem. Czułość to nie pożądanie, ale pożądanie to nie pożądliwość. Automatycznym kojarzeniem pożądania z egoizmem to sobie można tylko krzywdę zrobić. ;)" - Anna M.
Podpisuję się pod tymi cytatami obiema rękami.
Kropka
Czy konkretnie takiego sformułowania użył ks Stryczek, jakie macie w tytule?
OdpowiedzUsuńJezus sam mówi: Mt 5 "17Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. 18 Zaprawdę. bowiem powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni. 19 Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim. "
Katolików Dekalog dalej obowiązuje. I ten rozszerzony, i nie rozszerzony, bo to nie rozszerzony właśnie jest podstawą, na której zbudowano jego wypełnienie.
JPII W "Pamięci i tożsamości" fajnie opisuje jak wiara się rozwija: od zachowywania przykazań, bo "tak trzeba", poprzez rozumienie tych przykazań, aż po naturalne wypełnianie ich z miłości. To jest naturalna kolejność rozwoju wiary, każdy etap jest ważny, nie da się żadnego przeskoczyć.
Te przykłady konkretnie podał ks Stryczek? Nie podoba mi się to podejście zupełnie, bo zakładają tylko złą wolę. On przyszedł po pracy, usiadł przed telewizorem i chce obiad-> On na pewno to robi z lenistwa, nie podam mu obiadu, co mnie obchodzi, że miał okropny dzień w pracy, nie podam bo się przyzwyczai i już! Ona się spóźniła? Zrobiła to, bo mnie lekceważy, i tyle! Ja nie mogę, nie chciałabym żyć w takim domu i w takim małżeństwie. Poza tym zgadzam się z Erratą- naszą broszką jest kochać, bez interesownie, każdego po równo, dodam jeszcze : MĄDRZE kochać, tzn nie przeginać w żadną stronę, i z nadmiarem wymagań, i z ich brakiem, ale to, jak kto odpowie na tą miłość już i tak nie zależy od nas.
Zgadzam się z Tobą w 100% W sumie chciałam napisać mniej więcej to samo, ale ty idealnie to uzupełniłaś o zacytowane fragmenty. Tak z własnego doświadczenia powiem, że od kiedy żyję nikt nigdy nie powiedział mi, że Dekalog nie obowiązuje. Wszyscy księża, katecheci cz katechetki zawsze podkreślali jego ważność i nie było ani słowa o jego nieaktualności. Może źle zrozumieliście ks. Stryczka? Może chodziło mu o coś innego? Może bardziej podkreślił Przykazanie Miłości i dlatego tak?
UsuńZnając księdza Stryczka, to na bank dokładnie tak to ujął. I ROZWINĄŁ tak jak jest rozwinięta notka. Tylko to trzeba więcej niż tytuł przeczytać. ;)
UsuńJa z kolei bardzo często słyszę takie stwierdzenie (stąd ten brak zdziwienia), że ten starotestamentowy nie obowiązuje, bo był niedoskonały, łatwy to obejścia i że Jezus go podkręcił i doprecyzował i nas obowiązuje ta Jego wersja. Przecież to jest dokładnie to samo, o czym piszecie.
Edenowa- problem polega na tym, że NIE MA żadnej starotestamentowej i nowotestamentowej wersji. Odsyłam do KKK, dział 2:
Usuń2052 "Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?" Młodzieńcowi, który stawia to pytanie, Jezus odpowiada, przypominając najpierw o konieczności uznania Boga za "jedynie Dobrego", za najdoskonalsze Dobro i za źródło wszelkiego dobra. Następnie Jezus mówi do niego: "Jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania". I przytacza swojemu rozmówcy przykazania dotyczące miłości bliźniego: "Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, czcij ojca i matkę". W końcu Jezus streszcza te przykazania w sposób pozytywny: "Miłuj swego bliźniego, jak siebie samego!" (Mt 19, 16-19).
2053 Do pierwszej odpowiedzi dochodzi druga: "Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!" (Mt 19, 21). NIE UNIEWAŻNIA ona pierwszej odpowiedzi. Pójście za Jezusem ChrystusemOBEJMUJE wypełnianie przykazań. Prawo NIE zostaje zniesione 1 , lecz człowiek zostaje zaproszony do odnalezienia go w Osobie swojego Nauczyciela, który jest doskonałym jego wypełnieniem. W Ewangeliach synoptycznych wezwanie Jezusa skierowane do bogatego młodzieńca, by poszedł za Nim jako posłuszny uczeń ściśle zachowujący przykazania, wiąże się z wezwaniem do ubóstwa i czystości 2 . Rad ewangelicznych NIE MOŻNA oddzielić od przykazań.
2054 Jezus PRZEJAŁ dziesięć przykazań, ale w ich literze ukazał moc działającego Ducha Świętego. Głosił "sprawiedliwość... większą niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów" (Mt 5, 20), a także większą niż sprawiedliwość pogan 3 . Rozwinął wszystkie wymagania przykazań. "Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj!... A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi" (Mt 5, 21-22).
Przejął i rozwinął, nie uwtorzył nową wersję. Przejął i ukazał w nich Ducha Św. Teoria o jakiejś nowej i starej wersji nie ma żadnego potwierdzenia w KKK. Nigdzie nie znajdziesz cytatu, że Jezus utworzył jakiś nowy Dekalog.
I później:
2064 Tradycja Kościoła, będąc wierna Pismu świętemu i idąc za przykładem Jezusa, zawsze przyznawała Dekalogowi PIERWSZORZĘDNĄ rolę i znaczenie.
I teraz:
2068 Sobór Trydencki naucza, że dziesięć przykazań OBOWIĄZUJE chrześcijan i że człowiek usprawiedliwiony jest w dalszym ciągu zobowiązany do ich zachowywania 14 . Potwierdza to Sobór Watykański II: "Biskupi, jako następcy Apostołów, otrzymują od Pana... misję nauczania wszystkich narodów i głoszenia Ewangelii wszelkiemu stworzeniu, aby wszyscy ludzie przez wiarę, chrzest i wypełnianie przykazań dostąpili zbawienia" 15 .
Pomijając już nawet fakt, że Wasze tłumaczenia, jak ktoś już słusznie zauważył, naruszają prawa logiki (analogiczna sytuacja: Na kursie prawa jazdy ktoś Wam mówi, że nie obowiązują Was przepisy dotyczące np znaków drogowych, a zaraz potem twierdzi, że obowiązuje Was cały kodeks drogowy- logiczne to? Jeśli zbiór A (przykazanie milosci) zawiera zbiór B (dekalog), jak twierdzicie, to wszystkie działania wykonywane na zbiorze A dotyczą także zbioru B- czyli obowiązuje i przykazanie miłości, i Dekalog). Ale pal licho już moje poczucie logiki, ważniejsze jest to, że to zdanie jest sprzeczne z KKK, który jest przecież podstawą oficjalnej nauki Kościoła. Żeby nie było, ja doskonale rozumiem, co miał na myśli ten ksiądz, ale sformułowanie jest błędne i z całym szacunkiem do ks Stryczka czy innych księży, którzy używają podobnych sformułowań, niezależnie od tego, jak wiele dobrych rzeczy w życiu zrobili, nie powinni używać w swoich naukach stwierdzeń niezgodnych z KKK.
I jeszcze z podsumowania z KKK:
Usuń2076 Jezus swoim życiem i przepowiadaniem zaświadczył o WIECZNEJ WAŻNOŚCI Dekalogu.
Dziękuję, skończyłam:)
Matko, uczepiłaś się jednego zdania wyrwanego z kontekstu, jak dalej masz jasno wszystko wyłożone. Już chyba trzeci, czy czwarty raz piszę, że "wersja starotestamentowa" to to żydowskie rozumienie przykazań ("dopóki nie zabiłem to jest spoko, ale nienawidzieć i świnie podkładać mogę"), a "nowa wersja" dlatego "nowa", że to nie to żydowskie podejście, tylko jego ROZWINIĘCIE.
UsuńJak do jakiejś ustawy dołożysz parę nowych sformułowań i ją poprawisz, to mówisz, że obowiązuje nowa ustawa, czy tam wersja poprawiona, a nie odwołujesz się do wcześniejszej, mimo że są praktycznie takie same. Jaśniej już nie umiem.
A ja się zgadzam z Żoną.
UsuńJestem osobą wierzącą, ale np. nigdy nie przeczytałam Pisma Świętego a tym bardziej KKK. Po przeczytaniu tej notki uznałam że albo coś z ich księdzem prowadzącym jest coś nie tak albo to ja, przez wszystkie lata nauczania religii była oszukiwana.
Gdyby nie komentarze, uznałabym że Dekalog mnie nie obowiązuje, skoro z taką pewnością mówi to para narzeczonych, która jest oczytana i dobrze rozeznana w kwestii duchowej.
Jeśli dobrze rozumiem sens tego bloga, to polega on chyba na tym że narzeczeni chcieli pokazać swoje świadectwo tego szczególnego czasu. Jednak, zauważyłam że coraz częściej, a tą notką to już całkowicie, wychodzicie na blogowych celebrytów. Prowokacyjnym tytułem chcecie przyciągnąć jak największą publikę a tak naprawdę nie macie nic PRAWDZIWEGO do powiedzenia, bo już sam tytuł postu jest kłamstwem.
Prowadząc blog o takiej tematyce, który jest ogólno dostępny, skierowany do każdego, należy brać poprawkę na ludzi którzy nie są aż tak zagłębieni w pisma i naukę Kościoła ale z uporem szukają ciekawych artykułów (i blogów) które pozwolą tą wiedzę zgłębić choć odrobinę bardziej. Jeśli chcecie pisać sobie ogólnikami to polecam bloga zablokować dla wybranych czytelników, wybrać sobie osoby takie jak Żona czy ta z żebra które prezentują podobny poziom wiedzy na tematy duchowe.
W tym momencie odnosząc się do notki, muszę napisać jedną rzecz:
Narzeczeni napisali notkę w której twierdzą że katolika Dekalog nie obowiązuje.
Efekt: Prości czytelnicy bloga, uznali że najwyraźniej tak jest i przestali zwracać uwagę na dekalog.
Zdemoralizowali go.
Dziękuję.
Ola.
Jeśli "prosty" czytelnik jest aż tak prosty, że przeczytał tylko tytuł posta i stwierdził, że nie będzie żył zgodnie z przykazaniami, to już nie mój problem. Nie mogę brać odpowiedzialności za to, czego ktoś nie przeczytał.
UsuńBo jeśli się przeczytało post i komentarze, to nie ma takiej opcji, żeby wyciągnąć wniosek: "Dekalog rzeczywiście mnie nie obowiązuje, mogę żyć jak chcę i na pewno będę zbawiony". Cały sens tego chwytliwego tytułu jest wyjaśniony i jeśli ktoś rzeczywiście przejawia postawę poszukiwania i zgłębiania swojej wiary, to myślę, że refleksja tutaj zaproponowana może być pewną inspiracją do tego.
Ale żeby nas celebrytami nazwać...! Tośmy się doczekali!
To dopiero nas zdemoralizowało.
Ada weź może daj chociaż znak zapytania w tytule i pogrub i podkreśl cały trzeci akapit i połowę drugiego, żeby nikt wątpliwości nie miał i po problemie.
UsuńMatko Ty nie rozumiesz co się do Ciebie mówi?
Usuń"Narzeczeni napisali notkę w której twierdzą że katolika Dekalog nie obowiązuje." NOTKĘ! A nie tytuł! Z Twojej notki dokładnie wynika że dekalog nie obowiązuje.
"Chrześcijan obowiązuje Jezusowa "wersja" Dekalogu. Zaktualizowana i wypełniona."
"Dekalog jest prawem nadanym Żydom w zamierzchłych czasach, w początkach kształtowania w narodzie wybranym moralności. Od czegoś trzeba było zacząć, stąd kilka jasnych zasad. Ale nas one nie obowiązują.
Chrześcijan obowiązuje reinterpretacja Dekalogu, którą podał Jezus w Kazaniu na Górze."
A jeśli chodzi o komentarze, nie mam obowiązku czytać komentarzy. To TY masz obowiązek (jeśli już się tego podjęłaś) pisać jasno i dosłownie, to TWOJA strona i jesteś za nią odpowiedzialna.
Twoje tłumaczenie jest bezsensu, to tak jakby redaktor np. onetu, stworzył artykuł który by zatytułował "Ebola atakuje", w artykule opisał czym ona jest, ile już ludzi zabiła, czy ktoś w ogóle ją przeżył i na tym artykuł zakończył. A dopiero w komentarzach, po interwencji czytelników, mówiących że się z tym i tym nie zgadzają i że w ogóle nie słyszeli o tym wcześniej, odniósł się do ich komentarzy i napisał że "Ebola faktycznie zbiera śmiertelne żniwo ale w Afryce".
Ola.
Wiesz co, jeśli Ty i każdy inny Czytelnik weźmiecie sobie do serca to co JA napisałam, czyli będziecie żyć Jezusową reinterpretacją Dekalogu oraz wypełniać przykazanie miłości wzajemnej, to ja nie mam sobie nic do zarzucenia i jestem szczęśliwa, że mogłam stać się narzędziem Ewangelizacji. Naprawdę.
UsuńCzyli jedna jest tak jak pisali inny czytelnicy kilka notek niżej. Jesteś zapatrzoną w czubek własnego nosa dziewczyną, która nie umie przyjąć słów konstruktywnej krytyki i nie widzi własnych błędów. Próżność i przekonanie o swojej wspaniałości aż bije po oczach.
UsuńPrzykre, do tej pory myślałam że po prostu nie bardzo umiesz oddać na piśmie to co myślisz i dlatego takie sprawiasz wrażenie a tu okazuje się że Ty faktycznie taka jesteś.
W tym momencie mam ochotę zacytować "Boże, chroń mnie przed katolikami".
Żegnam i życzę owocnej pracy nad własną pychą bo długa droga przed Tobą.
Ola.
Ojej, jaka niemiła sytuacja :(
UsuńCzytający te komentarze, najpierw urosłam w podziwie dla argumentacji Żony. Wielki szacun za tak precyzyjne wypowiedzi i używanie logiki formalnej! <3 Ze wszystkimi Twoimi wypowiedziami mogłabym się zgodzić :)
Ado - takie właśnie nieprzyjemne konsekwencje miałam na myśli. Zdecydowałaś się dawać świadectwo (super!), więcj stajesz się odpowiedzialna za wrażenie, jakie wywołujesz, grzechy cudze, zgorszenie, takie tam. Skoro pojawiły się wątpliwości do do sensowności prowokacyjnych stwierdzeń (które i u kapłanów mogą razić, ale jest zupełnie inny odbiór wypowiedzi mówionej na żywo, pamiętajmy o tym!), to może warto mimo wszystko sprawę przemyśleć?
Pozdrawiam, ciesząc się, że spełniły się moje przewidywania o wartościowej dyskusji :)
Marysia
Ja też się z Żoną zgadzam, tylko na inną rzecz uwagę zwracam.:p
UsuńWyluzujcie dziewuszki, nie ma co się spinać. :) W notce jest wyjaśnienie, jest cytat, jest nawet odnośnik do całości (o, co za niespodzianka, nawet i ten fragment, co Żona dała też jes;)). Ada walnij ten znak zapytania w tytule i będziesz miała prowokacyjnie i jasno jednocześnie.
Złość piękności szkodzi. :)
Marysiu nie łudź się, przecież ona nigdy jeszcze nie przyznała nikomu racji jeśli ten ktoś zauważył jej błąd. Kiedyś już o tym pisałam pod inną notką, kiedy ktoś wytknie coś wytknie to ewentualnie zacznie kręcić że taaak to samo miała na myśli tylko w inne słowa to ujęła albo po prostu tego nie skomentuje.
UsuńHahaha widzę że coraz więcej osób widzi jaka Adusia jest naprawdę :P
UsuńCelebrytka za grosza - dobrze to Ola wymyśliła. Lepiej bym tego nie określił :)
Ta z żebra- jest jeszcze sformułowanie: ustawa ta i ta z późniejszymi zmianami;)
UsuńWarto zauważyć, że Jezus cytując przykazania młodzieńcowi, nie zmieniał ich treści, dodał jedynie interpretację w świetle milości do Boga, bliźniego i siebie samego, prawie nie zmienioną wersję przykazań używamy do dziś, więc tu nie ma mowy o żadnych zasadniczych zmianach.
Ja wiem, że uczepiłam się jednego zdania, wiem, ze nie znam do końca kontekstu, bo całej nauki nie słuchałam, a szkoda, ale wątpię, żebym zmieniła zdanie. Wg mnie to jest zbyt poważne nadużycie żeby usprawiedliwiać je kontekstem czy intencjami. Mam wątpliwości (jak widać słuszne), czy osoby które nie znają dobrze nauki Kościoła dobrze je zrozumieją. Czy to chwytliwe hasło nie zapadnie im w pamięć bardziej niż cała nauka i za ileśtam lat, kiedy ich dzieci będą przygotowywać się do Komunii, nie powiedzą im: a po co się uczycie Dekalogu? Przecież to już nieaktualne! Po czterech latach po kursie przedmałżeńskim, ja opamiętam już głównie właśnie rzeczy, które w jakiś sposób mnie poruszyły, a nie cały kontekst i treść nauk.
Z doświadczenia animatorskiego w oazie wiem też, jak trudno takie rzeczy później naprostować. Przychodzą do mnie moje dziewczyny i pytają (a właściwie stwierdzają): Polonistka nam powiedziała, że Dekalog jest obietnicą tego, co będzie w raju, a nie nakazami, i w związku z tym nas nie dotyczy. I weź wytłumacz teraz, że tak, to prawda, jest obietnicą tego, co będzie w niebie, ale nie znaczy to, że to nas nie obowiązuje, bo jako chrześcijanie mamy dążyć do świętości już teraz. To nie jest takie proste, kiedy już się zasiało ziarnko wątpliwości. I to nie były dzieci, tylko licealistki z jakąś tam już wiedzą.
Nie wiem, według mnie osoby przemawiające w imieniu Kościoła powinny być ostrożne w wygłaszaniu takich wątpliwych sformułowań, bo to może narobić więcej szkody niż pożytku. (Tutaj mówię o ks, a nie o Adzie, bo ona teologiem nie jest i takich rzeczy wiedzieć nie musi).
Zupełnie się nie zgadzam z tymi anonimowym i sugestiami. Ada jest otwarta na dyskusje, wiele rzeczy potrafi przyjąć, nie raz przyznawała komuś rację. A Żona znowu mądrze gada :-)
UsuńM.
Marysiu nie chce żebyś mnie źle zrozumiała, być może gdzieś kiedyś Ada bez owijania w bawełnę się z kimś zgodziła ale ja takiej sytuacji nie pamietam, jeśli się z kimś juz zgadza to najczęściej zaprzecza sama sobie w tak umiejętny sposób że łatwo to można przeoczyć. Jak będę kiedyś miała chwilkę czasu to z łatwością to udowodnię, chyba że do tego czasu Ada usunie niektóre komentarze.
UsuńŚledzę tego bloga od dawna, rzadko się udzielam bo najczęściej blogów nie komentuje, nie posiadam własnego bloga, nie mam nawet konta w Google i nie chce żeby ktoś mnie posądzał np. o tchórzostwo ze względu na brak podpisu. Jednak od początku miałam mieszane uczucia co do autorki i dlatego właśnie śledziłam go bo wiedziałam ze jeśli moje przeczucia się sprawdza to predzej czy później wyjdzie i faktycznie wychodzi.
Sama jej mówiłaś o prowokującym tytule notki, czy przyznała ci racje? Nawet nie zaszczyciła cię swoją odpowiedzią. Oczywiście nie chce cię nastawiać przeciw niej, zresztą masz mozg i sama za siebie decydujesz ja w tym momencie tylko wytlumaczyłam czemu myślę tak a nie inaczej.
"Prowokacyjny" tytuł notki został zmieniony.
UsuńA ja wytlumaczylam, czemu się z Tobą, snonimie, nie zgadzam. Można się różnic w opiniach z godnością i na tym blogu ma to miejsce,
UsuńM.
Żonooo moja, serceee mojee. :D
Usuń"Warto zauważyć, że Jezus cytując przykazania młodzieńcowi, nie zmieniał ich treści, dodał jedynie interpretację w świetle milości do Boga, bliźniego i siebie samego, prawie nie zmienioną wersję przykazań używamy do dziś"
Nikt tu nigdzie ani razu nie powiedział, że zmieniał treść.;) Ciągle jest mowa o interpretacji
"..więc tu nie ma mowy o żadnych zasadniczych zmianach."
Generalnie to się zgadzam. ALE.. :D Właśnie sęk w tym, że dla nich, dla Żydów, to były bardzo zasadnicze zmiany. Całe kazanie na górze to dla nich wszystkich była jedna wielka poprawka i doprecyzowanie. Bo oni do tych przykazań tak nie podchodzili i tego się Jezus "czepia" chyba przy każdej rozmowie z faryzeuszami :P Ale reszta - PEŁNA ZGODA. :) Dodał interpretację - dokładnie o tym mówię. I dokładnie o tym właśnie mówi dalsza część notki.
Ja doskonale rozumiem, o co Ci chodzi, nawet wbrew pozorom popieram.:P Zresztą sama nie jestem wielką fanką księdza Stryczka, własnie przez takie jego gadanie (posłuchaj sobie więcej jego kazań - zawsze człowiekowi ciśnienie skacze na początku. ZAWSZE;)) :) Więc mogłabym się w całości podpisać pod tym, co mówisz o ostrożności w "szokowaniu". Ale jeśli chodzi o tę konkretną notkę i o moje osobiste wrażenia, to ja na przykład nie widzę możliwości zinterpretowania jej inaczej niż tak, jak Ty o tym piszesz. Wg mnie my wszyscy mówimy dokładnie o tym samym, tylko patrzymy z dwóch różnych perspektyw. Ty mówisz o samej treści, ja (i Ada, i ksiądz też) bardziej o podejściu do treści.
Może ja po tylu latach studiów i analizowania tekstów już opanowałam słynne "co autor miał na myśli" wręcz aż za dobrze, że aż widzę rzeczy, których w rzeczywistości nie ma, nie wiem. :D :D Ale dla mnie osobiście ta notka akurat była bezproblemowa w zrozumieniu intencji i szczerze mówiąc zdziwiona jestem, że ktokolwiek mógł ją zrozumieć inaczej. Bo, ok, może masz nie najszczęśliwszy "szokujący" tytuł w stylu ks.Stryczka, czy jak to ktoś ładnie napisał rodem z onetu (podoba mi się to sformułowanie:D) i jestem pewna, ze wypisz wymaluj początek też księdza Stryczka - tego można się przyczepić, tego fragmentu, że zasady nie obowiązują też. Ale zaraz masz jasne wyjaśnienie, już zaraz kawałeczek dalej, że chodzi o interpretację:
"Chrześcijan obowiązuje REINTERPRETACJA DEKALOGU, którą podał Jezus w Kazaniu na Górze." -- REINTERPRETACJA DEKALOGU - i tu masz jak dla blondynki (naturalną blondynką jestem, żeby nie było:P) odnośnik do konkretnego fragmentu, cóż to była za reinterpretacja. Fragmentu, który zawiera dokładnie to, o czym mówisz z tym wypełnieniem i to, o czym ja mówię, z tym żydowskim podejściem - choćbyś nie wiem, jak chciała, nie można tego inaczej zinterpretować, mając ten dokładny cytat. Ale ok, załóżmy wersję pesymistyczną, że komuś się nie chce klikać.;) Jak się komuś nie chce klikać, to przecież też zaraz w notce idzie:
"Chrystus DOPEŁNIA NIEDOSKONAŁOŚCI [znowu mowa o DOPEŁNIANIU! jak słusznie zauważyłaś, a nie o zmienianiu treści] dotychczasowego Prawa. Mówi:
Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi." (i tak dalej z resztą przykazań) Prosty, jasny przekaz: "Heloooł, samo zabijanie to jeszcze nie wszystko! Taka mała nieżydowska nowość: panowie, nie ma tak prosto, jak wam się wydaje, obowiązuje was ciut więcej" ;) I o taką nowość chodzi, nie o treść - w kilku komentarzach o tym było. O takiej samej "nowości" jest mowa w KKK, w tych fragmentach, które zacytowałaś. Dlatego była to "nowość", że Żydzi w ogóle do tego tak nie podchodzili. O tym samym pisała Ada w pierwszym komentarzu z wątpliwościami, że chodzi o to, żeby nie żyć odtąd-dotąd.
Jedyny problem według mnie jest tak naprawdę w tym, że Ada zaczęła jak ksiądz Stryczek, żeby oddać klimat nauk - a że ksiądz Stryczek jak jest, każdy widzi i chyba zawsze każdemu ciśnienie skacze na wstępie jego kazań, to i Adzie się za niego z góry do dołu oberwało. :P Dlatego zasugerowałam ten znak zapytania w tytule, coby nikt wątpliwości nie miał, o co chodzi.
UsuńI teraz rzeczywiście lepiej to wygląda. :) :)
To jak już jest wszystko jasne, to dajcie sobie najlepiej po razie wszystkie dla oczyszczenia atmosfery i niech już jest spokój, miłość i takie tam. :)
Kochana, bo interpretacja, to interpretacja, Dekalog, to Dekalog:) Więc jeśli mówimy o INTERPRETACJI, to i Wy w swoich tłumaczeniach powinnyście użyć sformułowania STARO i NOWOTESTAMENTOWA INTERPRETACJA DEKALOGU, i tu bym się zgodziła. Ale użyłyście pojęcia DEKALOG NOWO i STAROTESTAMENTOWY które jest nieprawdziwe, bo Dekalog nie zmienił się nic a nic. Zmiany były TYLKO w interpretacji.
UsuńWiem, czepiam się słówek, ale to może faktycznie dlatego, że ja jestem umysłem ścisłym, a Wy humanistkami, jak ktoś zsugerował w następnym poście:P
Dlatego ja podkreślam, że Ada nie musi takich rzeczy wiedzieć, ponieważ nie jest teologiem, nie wymagam, żeby każdy szukał takich rzeczy w KKK i do niej nie mam pretensji, natomiast mam duże wątpliwości, czy ksiądz powinien posługiwać się takimi stwierdzeniami nawet w celu wzbudzenia zainteresowania czy czego tam.
I zgadzam się, zdecydowanie lepiej teraz ten tytuł wygląda, chociaż ja bym wywaliła jeszcze pierwszy akapit bo dużo miesza.
W notce było przecież jasno o wersji rozbudowanej o nową interpretację i o tym pisałam już od pierwszego komentarza (wtedy nazwałam to chyba podejściem) i non stop powtarzałam, więc myślałam, że to oczywiste. ;) Tylko tytuł i początek zrobił takie wrażenie, że jego rozwinięcie chyba straciło na sile przebicia. :p
UsuńA czepianie się słówek (o ile nie wyrywa się ich z kontekstu) to akurat dobre jest, bo im precyzyjniej, tym lepiej.;)
UsuńA tak swoją drogą, jak już się czepiamy słówek, za słownikiem języka polskiego: WERSJA 1. Jeden z kilku możliwych sposobów opracowania tematu, 2. Jedna z kilku różnych relacji o tym samym wydarzeniu, 3. Jedna z kilku odmian jakiegoś produktu. ;);):)
UsuńWidzisz, bo jak raz napisane jest tak, drugi raz tak, raz że obowiązuje, tylko nowa wersja (U Ady ta nowa "Jezusowa" wersja przykazań też jest), raz że obowiązuje nowa interpretacja (tu akurat się zgadzam), raz że nie obowiązuje w ogóle bo tylko dla Żydów bylo dane to już nie wiadomo co jest prawdą a co nie.
UsuńJa czy ty sie domyślimy o co chodzi, tylko co z tego? Błąd teologiczny został i jak ja na maturze z historii napisałam, że okrągły stół był w 1898 roku, to założę się że każdy wiedział, że dobrze myślałam ale literowka mi się walnęła, a i tak mnie oblał (dobrze, że to probna była:DDD)
A to tak. Dlatego mówię, że tytuł i początek za duże wrażenie zrobił. :)
UsuńAle z tym okrągłym stołem, to dobra byłaś. :D
Jeśli Ci chodzilo o to opracowanie, to opracowanie a interpretacja to są dwie różne rzeczy;) opracowanie- dzieło omawiające i przedstawiające wyniki prac dotyczących określonego zagadnienia ,
Usuńinterpretacja- sposób rozumienia.
Czyli jak ktoś Ci napisze interpretacje Pana Tadeusza, że Zosia i Tadeusz to były lesbijki (przepraszam za durny przyklad:P) to nie znaczy to, że powstała nowa wersja Pana Tadeusza, bo Pan Tadeusz ma jedną wersję.
Genialna wręcz:) Te prace sprawdzal nauczyciel z naszej szkoły i pół liceum się z tego nabijało:)))
Bardziej myślałam o tym drugim punkcie, że o tym samym wydarzeniu. Ale ok. :D
UsuńZ tymi lesbijkami to już też ktoś zrobił wersję alternatywną Księgi Rodzaju. :p :p
Na szczęście ta nowa wersja nie obowiązuje. :D :D :D
UsuńNo trochę mi dałaś do myślenia, może dlatego że wczoraj z mojej rozmowy z mężem wyszło coś podobnego. Po części zgadzam się z Tobą a po części z Żoną. Wydaje mi się, że podawanie obiadu mężowi to nie jest taka prosta sprawa:D i nie da się tu zasłonic tylko miłością, że jak będziemy się tą miłością kierowac to już wszystko będzie dobrze. Bo jak wiemy kobiety i mężczyźni różnie tą miłośc interpretują, okazują i przyjmują. Niektórzy mylą też służalczośc z miłością i oni postępują w myśl że wszystko robią z miłości więc i owoce będą dobre. Dlatego uważam że czasem tą swoją miłośc trzeba przefiltrowac. Dlatego mi się podoba to poznawanie po owocach. Muszę sama spojrzec na wiele spraw w ten sposób. Tak jak Żona pisze, podanie obiadu zmęczonemu mężowi nie musi od razu prowadzic do demoralizacji, ale pilnowac się nie zaszkodzi i kontrolowac sytuację czy aby mąż nie zaczyna w nas widziec tylko pomocy domowej. Trochę taki zagmatwany komentarz mi wyszedł ale mam nadzieję że da się z niego zrozumiec mój tok myślenia :)
OdpowiedzUsuńMargolciu- dlatego mówiłam o mądrej miłości, albo wręcz można nawet powiedzieć o mądrości i miłości. To nie ma nic wspólnego z służalczością.
UsuńJeszcze inna sprawa, która mi się nie podoba w tym wpisie, to mieszanie relacji małżeńskich, narzeczeńskich czy chodzenia ze sobą i rodzicielskich. To ze swojej istoty nie są te same relacje! Dlatego spytałam, czy te konkretnie przykłady podał ten ksiądz. Relacja dziecko- rodzic nigdy nie będzie równa. Rodzic ma wychować dziecko, ma uczyć je, ale ma też prawo karać je za nieposłuszeństwo. Relacja "chodzenia ze sobą" czy narzeczeńska- tu dwie osoby powinny byc równorzędne, ale nic nie jest jeszcze nieodwołalne. Mogę wymagać tego i tego, bo twoje spóźnienia tak mnie wkurzają, że odejdę. W małżeństwie nie da się już tak potwierdzić swoich wymagań. Relacje są zupełnie równorzędne, nikt nie jest lepszy czy gorszy, każdy wnosi w małżeństwo i swoje zalety, i swoje wady. Nie da powiedzieć: zrób to i to, bo odejdę, albo jak nie zrobisz tego i tego to nie będzie seksu przez miesiąc. W małżeństwie wszystko zależy już od dobrej albo złej woli współmałżonka, wyjście separacji jest tylko w ostateczności i wątpię żeby ktoś separacją rozwiązywał problem podawania lub nie podawania obiadu.
Żono, tak, ks. Stryczek użył dokładnie takiego sformułowania i podał takie właśnie przykłady. I uważam, że to bardzo dobrze obrazuje, o co chodzi w przykazaniu miłości wzajemnej. Bo ta miłość do każdej z osób jest inna, masz rację - inna do męża, inna do dziecka, a inna do bezdomnego, którego spotykam na ulicy - ale zasada jest ta sama, tylko działa nieco inaczej w każdej z tych okoliczności.
UsuńZ tym podawaniem obiadu to przecież nie o to chodzi, żeby pod żadnym pozorem nie karmić męża wracającego z pracy. W przykładzie to oboje wracają z pracy i wiadomo, że facet może potrzebować chwili, by odpocząć, ale chodzi o sam mechanizm. Bo często żony narzekają, że facet wraca z pracy i zalega przed tv, a one biedne muszą mu usługiwać. A przecież można poprosić męża o pomoc, zaproponować, by pozmywał po obiedzie, zrobić cokolwiek, by ta miłość mogła się urzeczywistnić z obu stron. Tak samo ze spóźnianiem się - nie chodzi o zakładanie od razu złej woli, ale o postawę. Bo ona mogła się spóźnić np. dlatego, że tak długo się malowała, by ładnie dla niego wyglądać. :) Ale on mógł się poczuć urażony i lekceważony, więc powinien o tym powiedzieć, zasugerować, by następnym razem dała znać, że się spóźni, żeby wiedział i się nie martwił. A słowami "nic się nie stało" tylko zamiata sprawę pod dywan. To nie jest postawa prawdziwej miłości.
Wydaje mi się, że tak naprawdę dobrze czujesz, o co chodzi, pisząc o mądrym kochaniu. Bo to właśnie do tego się sprowadza. Ks. Stryczek opowiadał o tym po prostu innym stylem, bardziej wyrazistym, przez co łatwiej było to zapamiętać. Bo w gruncie rzeczy chyba często zapominamy o tym, jak ważna jest uważność i patrzenie na owoce naszego kochania.
Jeśli ktoś zaglądał do mnie, to wie, że nie tak dawno temat podziału obowiązków, służalczości i wymagań był bardzo aktualny:p Ja mogę tylko z grubsza napisać, jak my rozwiązaliśmy ten problem. Bardzo ważne jest to, co napisała Ada, że miłość widzi i rozwija dobro, tylko... w Waszych przykładach jest zupelnie co innego pokazane! W tych przykładach widać głównie zło i zakłada się głównie zło. Ostatnio jakoś bardzo uważnie przyglądam się temu, co dla mnie robi mój Mąż, i naprawdę, niesamowite jest to, ile rzeczy nam w codziennym życiu umyka. Że wrócił do domu i pocałował mnie na powitanie. Że powiedział, że dobry obiad zrobiłam. Że po drodze z pracy zrobił zakupy i to nie w pierwszym lepszym sklepie, tylko szedl specjalnie na rynek po świeże i tańsze warzywa i owoce. Że kupił mi czekoladę do picia. Że zabrał Antka na spacer, że posprzątał po nim zabawki i zrobił mi kanapki na kolację. Czy nie lepiej właśnie skupiać się na tym, co dobre, cieszyć się z tego, motywować go, żeby te dobre rzeczy rozwijał, a nie zatrzymywać się na tym, że chce mieć obiad jak wraca z pracy i czasem, jak jest głodny i zmęczony, ma pretensje, że go nie ma?
UsuńWyręczanie... czy wyręczanie zawsze jest złe? Czy właśnie w małżeństwie nie chodzi o to, żeby sobie pomagać i nawzajem wyręczać, jeśli wiemy, że jest coś, czego ta druga osoba robić nie lubi? Przykład... Ja bardzo nie lubię załatwiać jakiś spraw urzędowych, dzwonić po sto razy żeby się dodzwonić do przychodni itd. Uważam, że mój mąż lepiej takie rzeczy załatwia, więc chciałam żeby on to zrobił. On nie chciał, bo odebrał moją prośbę tak, że ja nie umiem tego załatwić, że muszę się nauczyć załatwiać takie rzeczy, bo co będzie jak jego zabraknie. Ja się zacięłam zupełnie, bo odebralam to, jakby potraktował mnie jak dziecko, które trzeba uczyć i wychować, a to chyba nie takie relacje powinny panować w małżeństwie.Skoro ja wyręczam go w zmywaniu i innych rzeczach, których on robić nie lubi, to dlaczego jak tylko go proszę, żeby on mnie w czymś wyręczył, czego nie lubię, mam wysłuchiwać że nie umiem tego zrobić, że się boję i dlatego się nim wysługuję! Takie gadanie ma mnie zmotywować czy co? Bo nawet jeśli nie umiem i się boję to co? On też ma tysiąc rzeczy, których dobrze zrobić nie umie. Długo to było między nami, ale w końcu dogadaliśmy się, on zadzwonił, załatwił co było trzeba, a ja.. mnie tak zmotywowało to, że mnie w tym wyręczył, że już nastepnego dnia załatwiłam dwie podobne sprawy sama.
I w sumie tak staram się postępować też z nim. Nie wypominać złego, motywować pozytywnie:) Właśnie poprzez na przykład podanie obiadu jak wróci z pracy, by zjadl, odpoczął, a potem możemy pójść gdzieś na spacer z małym, nie wypominam mu jak czasem chce się po pracy zdrzemnąć, bo takie skupianie się na złym rodzi tylko frustrację z obu stron.
No i jest jeszcze kwestia podziału obowiązków... czy musi być zawsze po równo? Moim zdaniem nie, i nigdy nawet po równo nie będzie, z tego względu, że mamy inne predyspozycje... że różne są sytuacje życiowe... Ja jak jestem w dobrej formie, to potrafię jednocześnie gotować obiad, zmywać, robić ciasto w mikserze i pilnować małego, a mój mąż, jak zmywa, to tylko zmywa, i zajmuje mu to tyle czasu, ile mi robienie tych wszystkich rzeczy na raz... Za to teraz jak jestem w ciąży, to mąż przejął dużą część obowiązków w domu, sprzątanie, odkurzanie, obiad też czasem musi sobie zrobić sam, bo akurat spałam jak wrócił z pracy... spacery z antkiem, itd... Czy zdemoralizowałam męża swoim wyręczaniem go, kiedy mogłam to robić? skoro teraz mi tak pomaga, to chyba nie;) Owszem, nie można dać się przesadnie wykorzystywać, ale też nie wyobrażam sobie żyć w małżeństwie, gdzie żona tylko pilnuje, co by mąż się nie przyzwyczaił za bardzo do jej dobroci i nie traktował jej jak zakładniczkę, a mąż tylko czyha na żonę, żeby jej wypomnieć jak bardzo go lekceważy, że się spóźniła... no masakra po prostu dla mnie. Dużo daje rozmowa, szczere mówienie o tym, czemu coś zrobiłaś/ nie zrobiłaś , właśnie widzenie tego dobra, zero gderania (gderanie wszystko psuje, naprawdę!) i godzenie się na kompromisy, np jeśli proszę męża o to, by raz on pozmywał, bo nie mam na to siły, a on mówi, że dzisiaj już tego nie zrobi, bo coś, to godzę się na to, że zrobi to jutro.
UsuńBo ja wiem o co Wam chodzi:) Ale te przykłady są tak uproszczone... Jakby życie byl czarno białe.
UsuńCo do sformułowania z tytułu- zgadzam się z M. chwytliwe bardzo, pewnie wszystkie głowy na tym kursie się zaraz podniosły, Wam odwiedziny bloga skoczą o ileśtam procent... co nie zmienia faktu, że jest nieprawdziwe.
Kurcze, znowu się nie zmieściłam w jednym komentarzu:P A w dodatku znów się nie prześpię, bo znów w porze drzemki ANtka komentuję Wam bloga, weźcie piszcie o czymś, co jest mi obojętne, to przynajmniej będę wyspana:)))
Liczba odwiedzin bloga nie wzrosła w żaden sposób. ;P
UsuńA te przykłady wydają Ci się bardzo uproszczone, bo to urok słowa pisanego, kiedy próbuje się w paru zdaniach streścić kilkanaście minut czyjegoś opowiadania. Tak sądziłam, że ciężko będzie się podzielić tym, co usłyszeliśmy, bo po prostu inaczej się to odbiera czytając.
A poza tym nam tak łatwo przyszło przetrawienie tego i zaakceptowanie, bo o tym słuchaliśmy, a w końcu wiara rodzi się ze słuchania. ;)
No właśnie dla tego wszystkiego ważne jest patrzenie na te owoce. I to jest jak dla mnie strzał w dziesiątkę. A mądra miłośc Żony i patrzenie na owoce Ady to już połączenie idealne. Co do obowiązków to tutaj zawsze będzie zagorzała dyskusja bo jednak każde małżeństwo opracowuje własny plan działania i uważa go za dobry, widzi też złe przykłady ze swojego otoczenia no i cóż.
UsuńPodział obowiązków to rzeczywiście jest indywidualna sprawa każdego związku. Zgadzam się z Żoną, że wcale nie musi być "po równo". Mąż może przejąć jedne obowiązki, żona drugie, a pozostałe można wypełniać na zmianę czy w razie potrzeby jeszcze jakoś inaczej. Ale to w żaden sposób nie stoi w sprzeczności z przykazaniem miłości wzajemnej. Chodzi po prostu o postawę, żeby nawet te obowiązki zbliżały nas do siebie i pozwalały doceniać i wydobywać to, co w nas nawzajem dobre i piękne, a nie były przygnębiającym akcentem, który tak naprawdę zaczyna dzielić i wprowadzać zamęt.
UsuńCzy ja jestem jedyna, która w tych przykładach zobaczyła zamiatanie pod dywan bez rozmowy o tym, kto czego potrzebuje, zamiast dylematu "podać mu obiad, czy nie podać"? :p
UsuńWg mnie w ogóle jak ktoś zaczyna patrzeć na męża jako potencjalne zagrożenie "byle się nie przyzwyczaił i nie zaczął traktować jak gosposię" i w ogóle ma takie dylematy., to to nie jest zdrowa relacja i coś głębiej w związku jest nie tak. U nas brakowało szczerości, zaufania sobie nawzajem. Nie wierzyliśmy wzajemnie w swoje dobre intencje. Uzdrowiła sytuację szczera rozmowa, ale nie tylko o obiedzie i obowiązkach;) tylko o wzajemnych relacjach w ogóle. Dlatego też mówię że wg mnie te przykłady są strasznie uproszczone. Rozwinęłam się tak o tych obowiązkach, bo Margolcia mnie sprowokowała:)))
UsuńJa? Ale czym :P Co do tego usługiwania mężowi to np. mój mąż sam mi powiedział że nie chce żebym tak koło niego skakała bo się rozbestwi, rozleniwi i w ogóle. Nawet wtedy mi się przykro o to zrobiło ale najwidoczniej czasem jednak trzeba na to zwrócic uwagę, dlatego uważam że czasem tą swoją miłośc trzeba miec na wodzy i nie chodzi tu o to żeby sztywno kalkulowac: będę robic obiady 28 dni w miesiącu, zmywac 15 dni w miesiącu i codziennie się zastanawiac czy aby na pewno nie zrobiłam tego dnia za dużo i z męża nie wyrosło szowinistyczne monstrum. Nie o to mi chodzi, chodzi raczej o delikatne czuwanie. A co do przykładów to one zazwyczaj są proste, bo to tylko przykłady, służą tylko jako wyjście do czegoś więcej. Jak widac na tym blogu świetnie spełniają swoją rolę:D
UsuńRozumiem, że przewrotne sformułowanie czy tytuł ma przyciągnąć uwagę, ale z takimi rzeczami moim zdaniem trzeba uważać. A dwa, odpowiedni fragment już zacytowała Żona - nic nas nie przestało obowiązywać.
OdpowiedzUsuńPrawdą jest koniecznośc mądrej miłości - ale ta mądrość to także indywidualne rozeznanie, postawa wymagania ale także i służby względem drugiej osoby. Wymaga to neiustannej uwagi, czujności, rozmów i modlitw. Nic nie jest dane raz na zawsze.
M.
Z tym Dekalogiem chodzi głównie o to, że została "stara" forma brzmienia przykazań, a tak naprawdę ich znaczenie jest dużo szersze niż w Starym Testamencie - warto o tym pamiętać. No i mimo wszystko nie jest to NAJważniejsze przykazanie dla chrześcijan. Najważniejsze jest przykazanie miłości wzajemnej, bo jeśli będzie się je wypełniać to automatycznie żyje się zgodnie z zasadami Dekalogu. A odwrotnie niekoniecznie to tak działa.
Usuń" Najważniejsze jest przykazanie miłości wzajemnej, bo jeśli będzie się je wypełniać to automatycznie żyje się zgodnie z zasadami Dekalogu."
Usuń---
Absolutnie się z tym nie zgodzę. To brzmi niemal jak "nie muszę chodzić do kościoła, wystarczy, że jestem dobrym człowiekiem". Oczywiście, motywacją wszystkich naszych działań powinna być miłość -Boga i bliźniego - ale po to są konkretne zasady w Dekalogu i w wielu innych miejscach, by się ich trzymać. Tak naprawdę ta interpretacja nowotestamentalna jest dużo bardziej wymagająca, bo i cały katolicyzm jest bardzo wymagający ;)
M.
Hm, prawdę mówiąc, nie wiem, gdzie leży problem, przez który się nie zgadzasz z tymi słowami. Mam wrażenie, że mówimy o tym samym, tylko w inny sposób. Przecież to co piszesz o przykładzie "nie muszę chodzić do kościoła, wystarczy, że jestem dobrym człowiekiem" to zupełnie co innego - bo zakłada, że się do tego kościoła mimo wszystko nie chodzi. A jeśli ktoś kieruje się w życiu przykazaniem miłości tak na serio, to nie ma opcji, żeby nie żył zgodnie z Dekalogiem. To się dzieje wręcz mimochodem, przecież. :)
UsuńA 10 przykazań tak czy inaczej jest nam na pewno potrzebnych, żeby w pracy nad sobą łatwiej było wyróżnić konkretne wymiary tej miłości do Boga i człowieka i podejmować jak najbardziej efektywne postanowienia. Ale chodzi o to, żeby nie żyć tylko "odtąd - dotąd" jak robot, który bezmyślnie odfajkowuje tylko "realizację" Dekalogu. Żeby ta nasza miłość do innych była podparta refleksją i jak najbardziej owocna.
Też nie wiem, w czym problem. Nie da się przestrzegać przykazania miłości nie wypełniając Dekalogu. No nie da się. To na takiej samej zasadzie jak "kwadrat jest prostokątem, ale prostokąt nie jest kwadratem". Przykazanie miłości ma w definicji Dekalog, ale SAM Dekalog to jeszcze nie przykazanie miłości. Nienawidzę kogoś, żyjemy w wiecznej kłótni- zabiłam? Nie zabiłam, wszystko ok.;) Odhaczone przykazanie? Odhaczone. Ale miłości to raczej tu nie ma. Dokładnie tak robili tamtejsi żydzi i dlatego Jezus to doprecyzował i dlatego mamy na tę nową wersję patrzeć, a nie starotestamentową.
UsuńWłaśnie sama sobie zaprzeczyłaś. Z jednej strony piszesz że Dekalog niejako nie obowiązuje bo przecież są przykazania miłości i kazania na Górze, a teraz twierdzisz że "A jeśli ktoś kieruje się w życiu przykazaniem miłości tak na serio, to nie ma opcji, żeby nie żył zgodnie z Dekalogiem.". Wniosek jasny: dekalog jest ważny i aktualny i każdy chrześcijanin powinien go przestrzegać a wszystkie przykazania Chrystusowe wynikają z tyh prostych zasad.
UsuńAnia
I zgadzam się z Żoną że taki tytuł tylko niepotrzebnie prowokuje.
UsuńAnia
A co jeśli ktoś uzna, że w ramach tegoż przykazania miłości zamierza uskuteczniać pożycie pozamałżeńskie? Albo wymysli cokolwiek innego, sprzecznego z nauką katolicką? Rozumiem, że chodzi Ci o augustyńskie "Kochaj i rób co chcesz", ale niestety nie jest to takie proste i wiele sumień może pobłądzić przez takie uproszczenia...
UsuńM.
To znaczy, że nie kuma (lub nie chce kumać), że przykazanie miłości to rozwinięcie, a nie uproszczenie.
UsuńDobrze mówi ta z żebra, polać jej. ;)
UsuńA prowokujący tytuł uważam mimo wszystko za potrzebny, bo zmusza do zatrzymania się nad tym i zastanowienia się, o co w tym wszystkim chodzi. Jak widać parę osób już tutaj do takiej refleksji zmotywował i o to dokładnie chodziło.
UsuńA ja mam pytanie odnośnie kursu, tam były noclegi?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Kasia ;)
Nie, nie ma noclegów. Jest to stacjonarny kurs i jeśli ktoś przyjeżdża z daleka, to sam musi sobie zorganizować pobyt w Krakowie. Nauki są od rana do późnego popołudnia.
UsuńI jeszcze dla mojego upewnienia się: ten kurs może być zamiast kilku spotkań co jakiś czas?
OdpowiedzUsuńK.
Tak, to normalny kurs przedmałżeński spełniający wszystkie wymogi przygotowania do katolickiego małżeństwa. ;)
UsuńAjjjj ten ksiądz Stryczek.:) Zawsze takie emocje wzbudza.;)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, wzbudza emocje. Zapewne nieadekwatne do zasług. Chociaż nie, jednak "zasługuje" na to:-)).
UsuńOdnoszę wrażenie, że niepotrzebnie napadamy tutaj na Adę. Bowiem jeśli nawet użyła niefortunnego sformułowania odnoszącego się do obwiązywania Dekalogu, zrobiła to po myśli księdza Stryczka. On zaś popełnił błąd logiczny. Chodziło mu o to, że nie tylko Dekalog, a jeszcze więcej. Lecz wtedy nici z efektu retorycznego, na jaki liczył.
OdpowiedzUsuńInna sprawa, czy miał rację. Nie miał, ponieważ Dekalog nie został zniesiony, lecz wypełniony. Kazanie Na Górze stanowi jego wykładnię.