Drugie spotkanie w poradni rodzinnej było inne, bo indywidualne. Jakoś nam to umknęło, więc byliśmy nieco zdziwieni, gdy okazało się, że mamy rozmawiać z panią indywidualnie, ale spoko. Karol wyszedł, ja zostałam. Zaczęło się od całkiem ciekawego i sensownego pytania: czy rozmawialiśmy już o tym, jak sobie wyobrażamy nasze wspólne szczęście? Jaką mamy wizję szczęścia? Później pitu-pitu o czystości przedmałżeńskiej, która jest gwarantem wierności w małżeństwie. Wtrąciłam, że chyba nie jest gwarantem, tylko radykalnie zwiększa na to szanse. Odpowiedź:
- Myli się pani.
Mhm... Chciałam podyskutować, ale pani błyskawicznie wskoczyła na inny temat. Może spróbuję po trosze odtworzyć ten fragment rozmowy.
- Widzę, że pani nosi krzyżyk i medalik, jesteście państwo wierzący i poukładani... Czy mogłabym zaproponować coś więcej?
- To znaczy...?
- No, taki poziom wyżej.
- Nie wiem, co pani ma na myśli, ale proszę, chętnie posłucham.
- Na pewno chodzicie państwo na Mszę świętą, prawda?
- Tak.
- A może zaczęlibyście państwo chodzić na takie trochę inne Msze - takie jak przed soborem...?
- Zdarzało nam się być, słyszeliśmy sporo, przekonywali nas znajomi, ale jakoś nie czujemy, żeby nas to pociągało.
- Ale wie pani, chodzi o to, żeby przez Eucharystię rozkochać się w Bogu! Przeżywać ją z miłością do Niego...!
- No tak, "zwykłą" Mszę też można przeżywać z miłością i zakochać się w Bogu.
- Nie, nie ma pani racji.
- Yy... Jak to??
- Po prostu. Po soborze mamy liturgię, jaką mamy - trudno. Ludzie czasem mówią, że dzięki temu, więcej rozumieją z Mszy, a to nieprawda. Nic nie rozumieją.
- Wie pani, myślę, że to zależy, od podejścia danej osoby. Jeśli ktoś chce świadomie przeżywać Mszę świętą, to szuka, czyta, dopytuje, poznaje znaczenie poszczególnych słów, gestów, celebracji... I nie ma chyba znaczenia, czy chodzi o Mszę w starym czy nowym rycie.
- Myli się pani.
- Niby dlaczego? Ja rozumiem, że pani preferuje nurt tradycjonalistyczny, ale uważam, że to dobrze, że w Kościele jest miejsce na pewną różnorodność. Bo każdy może się odnaleźć w czymś innym i w inny sposób przeżywać swoją wiarę. Mnie to w ogóle nie pociąga i nie czuję, żeby w przeżywaniu "zwykłej" Mszy było coś nie tak...
- Nie ma pani racji.
Jak któryś raz z rzędu usłyszałam, że nie mam racji, skapitulowałam. Pani spojrzała na mnie z totalną dezaprobatą i niezadowoleniem, podbiła pieczątkę, podpisała się i poprosiła, żeby teraz przyszedł narzeczony. Rozmowa trwała 15 minut.
Wkurzyłam się.
Po pierwsze - co ma wspólnego tradi-przekonywanie do Mszy w starym rycie z życiem rodzinnym?
Po drugie - żeby to jeszcze było przekonywanie, to pół biedy... Ja bym chętnie podyskutowała, ale jak, skoro każdą moją próbę wejścia w sensowne argumenty, pani kwitowała lakonicznym stwierdzeniem, że się mylę, po czym nie dawała mi w ogóle dojść do głosu.
Po trzecie - myślałam, że to spotkanie jest indywidualne po to, żeby poruszyć kwestie typowo kobiece i męskie. Nie wiem, na przykład... Jak odkrywać i realizować swoją kobiecość w małżeństwie? Jak pomagać swojemu mężowi w realizowaniu jego męskości? Jakie są typowe problemy kobiet w małżeństwie i co z nimi robić? Interesowałoby mnie podyskutowanie na takie tematy, może zadanie paru pytań pani jako (jak wnioskuję po obrączce) doświadczonej mężatce, ale kompletnie nie było na to miejsca. Szkoda.
A potem wkurzyłam się jeszcze bardziej, jak czekałam na Karola. Jego rozmowa z panią trwała... 50 (słownie: pięćdziesiąt) minut... I była bardzo ciekawa...! O tym jak on, jako głowa rodziny, ma dbać o wiarę, jak bronić przed niebezpieczeństwami (największym okazuje się być gender - dostał nawet ulotkę "Stop seksualizacji naszych dzieci!"), o wartościowych książkach, szatanistach (szkoła ks. Oko), antykoncepcji, a nawet o... chorobach okołoodbytniczych u gejów... Pitolenie o Szopenie, byle dłużej. Jakby mi chciała pokazać: "Podskakiwałaś? To teraz siedź i czekaj. Z chłopem sobie przynajmniej mogę swobodnie porozmawiać"... Nawet jeśli to tylko moja nadinterpretacja spowodowana wzburzeniem, to uważam, że taka dysproporcja czasu trwania rozmów z nami (piętnaście do pięćdziesięciu minut) i spektrum poruszanych tematów była co najmniej dziwna i irytująca.
Byliśmy bardzo pozytywnie nastawieni do spotkań w poradni rodzinnej. Naprawdę, mimo różnych niedociągnięć za pierwszym razem, darzyliśmy panią Krystynę jako taką sympatią i staraliśmy się nie być uprzedzonymi. Ale po tym spotkaniu już kompletnie nie dziwię się, że o paniach z poradni krążą takie a nie inne historie i opinie... Najszczersze chęci poszły się paść i wizja jeszcze jednego spotkania mnie zwyczajnie odrzuca.
***
Ja: Już późno. Mam dla Ciebie wspaniałą propozycję, nie do odrzucenia. Składa się z dwóch wyrazów - jednego krótkiego i drugiego trochę dłuższego...
K.: Czyżby... "W CHAŁPĘ"?? :D
:)
A to "babsko"!:))
OdpowiedzUsuńUuuu jak już pada hasło sobór i Msza Trydencka, to grubo się zapowiada, ja idę po popcorn. :D
OdpowiedzUsuńPisałam pracę magisterską m.in. o tym, jak ludzie odbierają te same słowa w dwóch różnych językach (ojczysty + inny, w którym są biegli), więc tu już się z panią absolutnie nie zgodzę. ;) Mimo że do mszy po łacinie nic nie mam.
Ojej, nie miałam pojęcia, że Msza jest po to, żeby ludzie na niej coś w słowach odbierali. Trzeba Pana Boga o tym poinformować.
UsuńOjej, a ja myślałam, że jak się idzie na mszę, to też się słucha Słowa (sic!) Bożego i się Boga wielbi (słowami i śpiewem!) i generalnie się we mszy uczestniczy, a nie tylko siedzi w kościele.
UsuńPismo Święte też masz hebrajskie/aramejskie/łacińskie, bo Słowo Boże traci na mocy w innych językach?
Ojej, ale to nie jest dla nas, tylko dla Pana Boga!
UsuńCo ma prywatna lektura Pisma Świętego do Mszy Świętej, której celem jest uwielbienie Boga i oddanie Mu czci?
O właśnie! Dla Pana Boga - i tu się zgadzamy.;)
UsuńŻe ktoś się czepia tego, że kapłan stoi tyłem do Tabernakulum, że gdzieś ktoś wpada na durny pomysł Komunii na rękę, albo na oprawę muzyczną gdzie główną rolę gra discopolowy keyboard z podkładem z dyskietki - tu się nikomu nie dziwię. Mnie nie chodzi o mszę, ja generalnie uważam, że przodem do Tabernakulum na pewno jest bardziej godnie, to samo z Komunią na klęcząco. Mnie chodzi tylko i wyłącznie o język i tylko i wyłącznie o konflikcie łacina vs. języki ojczyste teraz mówię, jeśli chodzi o rozumienie. Czy język ojczysty przeszkadza w uwielbianiu i oddawaniu Bogu czci, żeby miał zniknąć z mszy i być zastąpiony z powrotem łaciną? Ano nie przeszkadza. Z punktu widzenia lingwistyki słowo w ojczystym języku będzie dla Ciebie miało "większe" znaczenie, niż jego ekwiwalent w innym języku. Najbardziej to widać na przykładzie wulgaryzmów:P (wiem, że to nie ta liga, daję tylko najbardziej wyraźny przykład, żeby pokazać pewien kierunek). Tak jak bardziej się zgorszysz polskim wulgaryzmem niż np. angielskim, tak samo Twój mózg raczej będzie "bardziej" uwielbiał po polsku, niż w innym języku, bo przez to, że jesteś zanurzona w tej kulturze od zawsze, masz więcej informacji zakodowanych na temat każdego pojedynczego słowa, połączenie z emocjami itp. Oczywiście nie twierdzę, że inny język uniemożliwia uwielbienie, ani nawet że jak modlisz się w innym języku, to to nie płynie z serca, bo tak na pewno nie jest. Jak język znasz biegle, to może nawet być prawie jak w ojczystym. Ale w drugą stronę - czyli, że ktoś będzie lepiej rozumiał i bardziej czcił Boga w obcym języku niż we własnym, to już jest bzdura.
Co ma do tego prywatna lektura Pisma Świętego? Jeżeli pytasz o kwestie typu przodem/tyłem do ludu itp. - to niewiele.;) Jeżeli mowa o "łacina vs. języki narodowe", to ma bardzo dużo.
O! Jednego na pewno łacinie nie można odmówić: czysto praktyczna sprawa, kiedy za granicą ludzie o różnych narodowościach chcą uczestniczyć we Mszy - wtedy na pewno jest wspólne uczestnictwo i poczucie wspólnoty bez barier. O ile ci ludzie znają łacinę.;) Teraz to taką rolę raczej przejmują Mszę w języku angielskim (a przynajmniej ja za granicą spotkałam takich zdecydowaną większość)
UsuńJa miałam w szkole msze święte po łacinie :) Nie wprawdzie trydenckie, ale po łacinie. I niby wiedzieliśmy, co odpowiadamy, ale co z tego, jak w żaden sposób tego nie czuliśmy. Takie recytowanie wierszyków żeby podbudować ego dyrektora, że w jego szkole jest msza po łacinie ;) Chociaż teraz bardzo lubię odmawiać Anioł Pański po łacinie z papieżem;)
UsuńA co do rozumienia.... przecież to nie o to chodzi żeby tylko stać i wpatrywać się i podziwiać jaka to tajemnica. My mamy nie tylko w niej uczestniczyć, ale wchodzić w nią głęboko.Przepiękne świadectwo o mszy św dała Catalina Rivas. Jeśli komuś pomaga w wchodzeniu w tą tajemnicę msza święta trydencka, to wspaniale, jeśli nie, to ma dużo innych możliwości. Msza jest mszą, czy trydencka, czy neo, czy oazowa, czy parafialna. Każda niesie za sobą takie same łaski.
Tylko że widzisz, cały czas piszesz o perspektywnie człowieka - modlitwie, uwielbieniu, że człowiekowi przeszkadza albo nie przeszkadza, i tak dalej. I spoko, niech się każdy modli w dowolnie wybranym narzeczu - ale to nie ma żadnego związku z Mszą Świętą. Msza służy do oddania czci Bogu, a nie do jakiegoś tam uczestnictwa i nie wiadomo czego jeszcze, nie może być rozpatrywana z perspektywy człowieczej. Nie bez powodu mówiło się o "wysłuchiwaniu" Mszy. Chodzi tylko o obecność i o przystąpienie do Komunii - z tego spływają na nas łaski, a nie z jakości śpiewu czy głośności wypowiedzi. Bo w takim razie wakacyjne Msze w nieznanych narzeczach byłyby bez senu. A inna kwestia, że łacina to po prostu język język Kościoła, język święty, przeznaczony między innymi do kultu Bożego (i jego martwość, a więc niezmienność, jest zaletą).
UsuńWiesz, najzabawniejsze jest to, że ja wcale nie czuję się jakoś szczególnie związana z nurtem tradycyjnym, tak osobiście. Bywam, znam, pojmuję założenia, ale jak przychodzi co do czego, wolę pójść do siebie do parafii (zresztą rzadko mam wolne niedziele z wolnym wyborem). Choć czasami zdarza mi się zatęsknić za ciszą i spokojem, nierozpraszanymi gadaniem, trzema kazaniami i ciągłym "wstać siadać". Ale w tym swoim wybieraniu staram się nie zapominać i nie zamykać oczy na to, co się dzieje z Kościołem, na to, w jakim kryzysie się pogrąża, na twarde statystki, gdzie są powołania i sakramenty, a gdzie nie. I na wnioski, jakie z tego można wyciągnąć.
To, że piszę z perspektywy człowieka, nie oznacza, że stawiam człowieka w centrum Mszy, absolutnie nie, ale tak całkiem pomijać go tutaj nie można, bo jeśli Msza jest po to, żeby oddać cześć Bogu, to KTO go tam ma wielbić?;) Ja piszę z perspektywy człowieka, który chce przeżywać to, co Bóg dla niego zrobił i Go za to wychwalać. Z miłości. Bogu zależy na relacji z człowiekiem, cała Biblia jest opisem miłości Boga do człowieka. Nie umarł na krzyżu ot tak sobie, dla urozmaicenia sobie nudy w Niebie, tylko żeby zbawić człowieka i przez Mszę przenosi nas do Siebie na Golgotę. Jak w ogóle tutaj można mówić, że wystarczy tylko być i nie trzeba ogarniać, o co chodzi, bo to nie jest do ogarniania? I czym takie "tylko bycie" bez wgłębianie się w to, co się dzieje, różni się od tego zewnętrznego kultu, o którym Biblia tak jasno, ostro, dobitnie i rozwlekle się wypowiada?
Usuń"z [obecności i Komunii] spływają na nas łaski, a nie z jakości śpiewu czy głośności wypowiedzi." Jasne! Ja się z tym nie kłócę. Ale nie można pomijać tego, że Twoje uczestnictwo, śpiew, skupienie, przeżywanie jest Twoją odpowiedzią na to, czego Bóg dokonał. Jaka może być ta odpowiedź, jak się wychodzi z założenia, że wystarczy tylko fizycznie być i tyle? Nie wiem, ja Cię chyba źle rozumiem, nie zgrywa mi się to, kurczę, to tak, jakbym miała mężowi mówić, że powinno mu wystarczyć, że w ogóle z nim mieszkam i na niego patrzę.
Obie formy rytu są równie ważne. Na OBU dzieje się ta sama Ofiara. Każdy niech uczestniczy w takiej, jaka czuje, że dla niego jest odpowiednia - nie ze względu na wygodę, bo krócej i się wysilać nie trzeba, tylko właśnie po to, żeby oddać Bogu więcej swojego serca za to, co zrobił. Jak ktoś CHCE przeżyć Mszę, to NOM też godnie przeżyje. Jak mu się udział we Mszy do fizycznej obecności ogranicza i wyłączenia mózgu, to ciężko mówić o czci, choćby i pięć trydenckich z rzędu "zaliczył".
Dobrze mówi! Polać jej!
Usuń"Ja miałam w szkole msze święte po łacinie :) (...)I niby wiedzieliśmy, co odpowiadamy, ale co z tego, jak w żaden sposób tego nie czuliśmy. "
UsuńI o tym mówię właśnie! Tak działa mózg.;)
Jak "odbieranie" nie pasuje, to w wyznania wejdźmy.;) Inny przykład znalazłam: kocham cię i I love you.;) Znaczenie to samo. Dla obojga komunikat tak czy siak będzie czytelny. Czy powiesz jedno, czy drugie, kochać będziesz nadal tak samo, ani mniej, ani bardziej. Ale co powiesz mężowi, żeby lepiej oddać, co do niego czujesz? ;)
Nie że modlitwa z serca po łacinie jest niemożliwa, bo to obcy język, ale lepiej niż w narodowym języku modlić się nie będziesz. Ok, dar języków się pod to może nie łapać.;)
Jezus Maria nie wierzę w to co czytam.
Usuń"Msza służy do oddania czci Bogu, a nie do jakiegoś tam uczestnictwa i nie wiadomo czego jeszcze, nie może być rozpatrywana z perspektywy człowieczej. Nie bez powodu mówiło się o "wysłuchiwaniu" Mszy."
Czy Ty znasz KKK, czy on też jest dla Ciebie dokumentem posoborowym nie wartym w związku z tym uwagi? W całym KKK nie znajdziesz chyba ani jednej wzmianki o wysłuchiwaniu mszy, a o u uczestnictwie jak najbardziej. Nie chciałam tego robić, ale chyba muszę.
Pierwsze z brzegu:1322 Najświętsza Eucharystia dopełnia wtajemniczenie chrześcijańskie. Ci, którzy przez chrzest zostali wyniesieni do godności królewskiego kapłaństwa, a przez bierzmowanie zostali głębiej upodobnieni do Chrystusa, za pośrednictwem Eucharystii uczestniczą razem z całą wspólnotą w ofierze Pana.
Dalej:
1348 Zgromadzenie się wszystkich uczestników. Chrześcijanie przychodzą na to samo miejsce, by uczestniczyć w zgromadzeniu eucharystycznym. Na czele zgromadzenia stoi Chrystus, główny celebrans Eucharystii. Jest On Arcykapłanem Nowego Przymierza. To On niewidzialnie przewodniczy całej celebracji eucharystycznej. Biskup lub prezbiter reprezentuje Chrystusa, działając w osobie Chrystusa-Głowy (in persona Christi Capitis) przewodniczy zgromadzeniu, zabiera głos po czytaniach, przyjmuje dary ofiarne i odmawia Modlitwę eucharystyczną. Wszyscy biorą czynny udział w celebracji, każdy na swój sposób: lektorzy i ci, którzy przynoszą dary ofiarne, rozdający Komunię świętą i cały lud, którego "Amen" wyraża ich uczestnictwo. CZYNNY UDZIAŁ W CELEBRACJI.
1358 Eucharystię powinniśmy więc pojmować:
- jako dziękczynienie i uwielbienie Ojca;
- jako pamiątkę ofiary Chrystusa i Jego Ciała;
- jako obecność Chrystusa dzięki mocy Jego słowa i Jego Ducha.
CZYLI NIE TYLKO DZIĘKCZYNIENIE I UWIELBIENIE.
1368 Eucharystia jest również ofiarą Kościoła. Kościół, który jest Ciałem Chrystusa, uczestniczy w ofierze swojej Głowy. Razem z Chrystusem ofiaruje się cały i łączy się z Jego wstawiennictwem u Ojca za wszystkich ludzi.W Eucharystii ofiara Chrystusa staje się także ofiarą członków Jego Ciała. Życie wiernych, składane przez nich uwielbienie, ich cierpienia, modlitwy i praca łączą się z życiem, uwielbieniem, cierpieniami, modlitwami i pracą Chrystusa i z Jego ostatecznym ofiarowaniem się oraz nabierają w ten sposób nowej wartości. Ofiara Chrystusa obecna obecnego na ołtarzu daje wszystkim pokoleniom chrześcijan możliwość zjednoczenia się z Jego ofiarą.
Potem jest cały rodział o tym, ile Kościół czerpie z Eucharystii, jest też wyjaśnione wszystko co się w czasie mszy dzieje, jak powinniśmy to wszystko ROZUMIEĆ,
Naprawdę, Bogu nie potrzebne są nasze modlitwy, On jako wszechmocny nie musi się nimi dowartościowywać. To my tego potrzebujemy. Eucharystia również jest przede wszystkim dla nas, żebyśmy mogli zjednoczyć się z Bogiem, co nie zaczy oczywiście, że mozna sprawowac ją niegodnie. Cała msza święta, liturgia słowa, obrzędy wstępne, ofiarowanie itd jest DLA NAS, żeby przygotować nas do przyjęcia godnie Komunii.
" Ale w tym swoim wybieraniu staram się nie zapominać i nie zamykać oczy na to, co się dzieje z Kościołem, na to, w jakim kryzysie się pogrąża, na twarde statystki, gdzie są powołania i sakramenty, a gdzie nie. I na wnioski, jakie z tego można wyciągnąć."
UsuńW kryzysie ?! Może wyjdźmy poza TVN i zobaczmy żywe wspólnoty, gdzie dzieją się cuda? Patologie zawsze się zdarzały, wszędzie, tylko kiedyś były dobrze zamiecione pod dywan. Czytałaś o Borgiach? To dopiero były czasy :O Porównując czasy obecne do tego co było mamy teraz rozkwit Kościoła. Ludzie się nawracają często po latach, jest wielu świętych księży, świeckich, za granicą wielu ludzi oddaje za wiarę życie i Ty mówisz o kryzysie?
Kryzys, bo statystycznie coraz mniej ludzi do kościoła chodzi? Znikają tłumy ludzi, którzy nie wiedzą, co tam robią, chodzą z przyzwyczajenia, a naukę KK mają głęboko w poważaniu, za to wzrasta liczba świadomie wierzących, praktykujących, przyjmujących sakramenty, wspólnoty wyrastają jak grzyby po deszczu. To źle? Bardzo dobrze, to żywa wiara i żywe świadectwo prowadzi do Boga, a nie wielki procent ludzi paprotek do dekoracji. Synodem bym się nie przejmowała za bardzo. Takie głosowanie było do przewidzenia, zachodni kler z kosmosu się nie bierze, jest taki, jakie jest tamte społeczeństwo, nie obarczałabym winą sobór, bo był odpowiedzią na to, co już się działo. Czasy się zmieniają, już nie tylko duchowieństwo jest wykształcone, żeby ludziom wystarczały odpowiedzi "bo tak".;) Jakąś drogę muszą wypracować, bo problemy są jakie są, ale kwestii homoseksualistów i rozwodników nie zmienią, bo musieliby Biblię odrzucić.;) Ja jestem spokojna. Jak kościoły opustoszeją z bylejakości, to w końcu będzie widać tych, co trzeba. Mało to razy jedna osoba całe tłumy pociągnęła?
UsuńZa "paprotki" i "bylejakość" Cię uwielbiam!
UsuńMsza jest dla Boga, a nie dla nas. I kwestia rozumienia, czy nierozumienia kompletnie nic tu nie zmienia.
UsuńZapytałabym, czy kiedykolwiek byłaś na takiej Mszy. Ale wiem, że nie byłaś. Więc w zasadzie nie ma o czym rozmawiać.
OdpowiedzUsuńM.
Ja byłam dwukrotnie, Karol parę razy więcej.
UsuńNiewiele rozumieliśmy, więc rzeczywiście chyba nie bardzo jest o czym rozmawiać.
Cóż, co innego zapamiętałam. Ale, po namyśle, skąd miałam wiedzieć.
UsuńZałożenie, że Msza jest do rozumienia, jest dla mnie niepojęte.
Nie tyle do rozumienia, bo to tajemnica, ale do czynnego uczestniczenia. A do tego przydaje się i język, i znajomość znaczenia poszczególnych słów, gestów i znaków. Nie mówię, że tego nie można się nauczyć. O ile się chce, czuje taką potrzebę, widzi sens.
UsuńJa nie czuję i nie widzę w tym drogi dla siebie.
Nie no. Moim skromnym zdaniem jest o czym rozmawiać, bo traktowanie ludzi z pozycji "chodzę na trydent, więc mam pełnię prawdy i wszelkiej wiedzy" jest straszliwym przejawem pychy. Wiadomą rzeczą jest, że jak się delikwenta zaciągnie siłą na trydnety, nabożeństwa neońskie czy jakiekolwiek inne, to szansa na pożytek duchowy z tego wszystkiego jest bardzo niewielka. Również w sytuacji, kiedy pani Krystyna buduje mój, nie wyrażając woli odpowiedzenia na wątpliwości czy odparcia argumentów.
UsuńTakże, jak już pisałam w mejlu, jest mi jakoś osobiście bardzo przykro, że Ci się takie spotkanie przytrafiło.
Pozdrowienia,
manna
Mi od tej pani wieje herezją. I tyle w temacie.
UsuńMarta
Jak to msza nie jest do rozumienia? O jacie, aż mi szczęka opadła, jak to przeczytałam! Nie rozumiemy Tajemnicy, to jasne, ale całą oprawę przecież wymyślili ludzie, nie Pan Bóg, więc nie "można, nie można", ale wręcz NALEŻY rozumieć mszę świętą. Każdy gest, słowo mają znaczenie, więc naprawdę nie mieści mi się w głowie, jak można uczestniczyć we mszy, nie rozumiejąc znaczenia poszczególnych elementów. Kiedyś usłyszałam, że jak się nie zrozumie mszy, to się nie zrozumie swojego życia (z tym że odnosiło się to akurat do liturgii wielkosobotniej). Dla mnie osobiście nieco naciągana teoria, ale w sumie całkiem głupia nie jest, daje do myślenia.
UsuńAkurat w Wielką Sobotę nie ma żadnej liturgii. To taki jedyny dzień w roku.
UsuńSłucham? A Liturgia światła? Liturgia chrzcielna? Liturgia Słowa i eucharystyczna? To wszystko w Wielką Sobotę.
UsuńNie, to już nie jest Wielka sobota. To o czym wspominasz to Wigilia Paschalna i należy już do Niedzieli Zmartwychwstania.
UsuńPierwsze z brzegu co mi pokazała wyszukiwarka:
http://www.liturgia.pl/artykuly/Wspolczesny-obchod-swiat-paschalnych-w-Kosciele-polskim.html
Ciekawy artykuł, przyznam, że nie wiedziałam o takich niuansach liturgicznych. Ale jak wynika z tekstu - nie tylko ja, bo wielu księży popełnia podobny błąd nawet w oficjalnych ogłoszeniach parafialnych. Tak czy inaczej chodziło mi o dzień Wielkiej Soboty, tak czysto fizycznie. Bo przecież Wigilia Paschalna jest sprawowana właśnie w Wielką Sobotę po zmroku, chociaż liturgicznie należy już do Niedzieli Zmartwychwstania.
Usuńno to jest już jakaś masakra. czytał twojego bloga od 2-3 miesięcy, sama jestem wierząca chociaż różnie mi idzie z wypełnianiam przykazan..niestety- po ślubie mam nadzieję będzie lepiej:) no ale nie o mnie! naprawdę podziwiam Ciebie i twojego narzeczonego za to jak żyjecie i myślę, że takie osoby powinny być o wiele lepiej potraktowane w poradni a to co zrobiła ta pani jest dla mnie nie do przyjęcia! no ale cóż.. chyba trafić na kogoś sensownego w takim miejscu graniczy z cudem
OdpowiedzUsuńNie graniczy. Jakieś parę lat temu można było trafić na mnie:)).
UsuńPrzepraszam za pytanie wprost, ale czemu już Errato nie pracujesz w poradni? Pozdrawiam, kasia
UsuńAha i dodam jeszcze, że powinniście zgłosić to do kogoś, komu ta poradnia podlega. Taka pani, która zaprzecza nauce Kościoła (bo robi tak stawiając mszę trydencką nad tą posoborową), nie powinna pracować w katolickiej poradni.
OdpowiedzUsuńMarta
Irytujące, ale co zrobić
OdpowiedzUsuńTeż uważam że lepiej jest być na mszy świętej odprawianej w języku który się rozumie, gdyby tak nie było to nie ustanowiono by tego na soborze. A babka z poradni powinna poświęcić czas na tematy związane z małżeństwem w końcu po to tam jest. Mam pytanko z innej beczki: co studiowałaś?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
aga
Pedagogikę. A dlaczego pytasz?
UsuńA tak z ciekawości :) Myślałam że może teologię, taka jesteś obcykana czasem :)
UsuńPozdrawiam :)
,, o... chorobach okołoodbytniczych u gejów..."
OdpowiedzUsuńja pierdzielę... szczęka mi opadła. Popieram Martę, powinniście zachowanie p. Krystyny zgłośc jej przełożonym.
Ela
Nie zazdroszczę Wam pani z poradni, my trafiliśmy na zupełnie nieinwazyjnego pana, chciał nam klarować o zaletach NPR, ale odpuścił, kiedy zobaczył, ze znam temat chyba lepiej niż on;p
OdpowiedzUsuńCo do Mszy - ja chodzę i na taką, i na taką, ale kiedy tylko mogę, wybiera, jednak Tridentinę. Taki roztrzepaniec jak ja łatwiej się na niej skupia, wiekszy nacisk jest kładziony na sacrum i dostojeństwo. Mnie to bardzo odpowiada, miałam przedsoborowy ślub, i przedsoborowo chrzciłam obu synków, ale nie każdemu to pasuje i nikomu nie można tego narzucać - czuliście się pewnie tak jak ja zawleczona na spotkanie neokatechumenatu - Sezamie, otwórz się, chcę wyjść...
Nie strasz:D
OdpowiedzUsuń