Byliśmy wczoraj, zupełnie przypadkiem, w wyjątkowym miejscu. Tak zwyczajnym, wpisującym się w krajobraz Krakowa, a jednak niezwykłym. W miejscu, w którym - jak powiedział mój Narzeczony - coś jest na rzeczy...
Mieliśmy jedną drobną rzecz do załatwienia na Kurdwanowie i gdy już mieliśmy wracać, pomyślałam:
a może by tak wstąpić do Łagiewnik? Tak dawno tam nie byłam, a to jest tak blisko... Po chwili klęczeliśmy już w kaplicy wieczystej adoracji przy bazylice Miłosierdzia Bożego. Chwila zwykłej adoracji... A jednak dla mnie była nadzwyczajna. Pierwsza nasza wspólna adoracja w narzeczeństwie. Miałam w sercu cały czas tylko jedno - ogromną wdzięczność za tego Człowieka, który klęczy obok mnie i twierdzi, że chce ze mną spędzić resztę życia. Bóg jest niesamowity, że zachował dla mnie Kogoś Takiego - mądrego, poukładanego, dobrego człowieka, który wie, czego chce w życiu i konsekwentnie do tego dąży na drodze wiary. Dzisiaj takich mężczyzn ze świecą szukać, chociaż wczoraj i tak byliśmy zdziwieni, bo oprócz nas
w kaplicy były dwie siostry zakonne, jedna pani i... reszta mężczyzn, raczej starszych, ale mężczyzn. To się rzadko zdarza, bo kościoły zwykle są wypełniane przez kobiety. Tym bardziej wzmogła się moja wdzięczność i uwielbienie. Po adoracji byliśmy też na Mszy św., a zwieńczeniem duchowych przeżyć był... McDonalds... :)
A co śpiewało moje serce w Łagiewnikach?
http://www.youtube.com/watch?v=jlc7rWVvq2Q
:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli chcesz, możesz skomentować to, o czym piszemy. Oczekujemy jednak podpisania się pod swoimi słowami, choćby pseudonimem. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.