Przeróżne rzeczy można wyczytać w Internecie na temat obowiązkowych wizyt narzeczonych w katolickiej poradni życia rodzinnego. Zwykle na jedną modłę - że gadają głupoty o "kalendarzyku", każą "macać sobie śluz" i nawet nie wytłumaczą, dlaczego prezerwatywy to złooo.
My startowaliśmy z trochę innego poziomu, więc nie wiedzieliśmy w sumie czego się w ogóle spodziewać. Będzie mnie kobitka uczyć obserwacji cyklu jak ja mam 18 pięknych wykresów? Będzie nas przekonywać do NPRu, jak my jesteśmy w pełni przekonani? Pogrozi nam palcem, przestrzegając przed antykoncepcją, jak my jej w ogóle nie bierzemy pod uwagę?
Cóż, nasze pierwsze spotkanie w poradni było chyba dość... nietypowe. A zaczęło się od jednej, krótkiej wymiany zdań.
[P]ani [K]rystyna: I jak tam wrażenia po kursie przedmałżeńskim?
Ja: Hm, w sumie to dość dawno było...
K.: I krótko, bo tylko weekend. Ale ciekawie to wspominamy.
PK: No rzeczywiście dawno - w marcu! A to dlaczego tak?
Ja: Bo mamy dosyć długie narzeczeństwo i tak sobie rozkładamy to wszystko w czasie, żeby się tym "rozkoszować".
PK: (chwila ciszy) Jeszcze nigdy, żadna para nie powiedziała mi, że się "rozkoszuje" narzeczeństwem...! Wszyscy się śpieszą, byle zaliczyć, bo już ślub, już i tak mieszkają razem. A to przecież taki piękny czas! Ale to trzeba tego doświadczyć - i państwo chyba to rozumieją.
Miałam wrażenie, że kobitce świeczki w oczach stanęły - autentycznie chyba się wzruszyła. Rozmowa potoczyła się zupełnie nieoczekiwanymi dla nas torami. Pani była tak rozemocjonowana, że co chwila zmieniała temat, jakby chciała nam tyle ważnych rzeczy powiedzieć. Była, mówiąc delikatnie, bardzo podjarana rozmową z nami. ;)
Zapytała nas czy wierzymy, praktykujemy, a na nasze kiwanie głowami, nieśmiało dopytała:
- A modlicie się już wspólnie...??
Żałujcie, że nie widzieliście jej miny po naszej twierdzącej odpowiedzi. Ucieszyła się jak dziecko i zaczęła podpowiadać, w jaki jeszcze sposób możemy się razem modlić i o co warto prosić w modlitwie. Bardzo spodobało mi się szczególnie jedno zdanie:
- I zaproście na wasze wesele Jezusa i Maryję. W ogóle wszystko im oddajcie, wszystkie sprawy, do wszystkiego ich zapraszajcie - i będziecie mieć kawał życia ustawiony.
Spora część naszej rozmowy dotyczyła rozpoczęcia współżycia. Ogólnie rzecz biorąc, pani próbowała przygotować nas na najgorsze. ;) Że współżycia trzeba się nauczyć, że początek pewnie będzie niezbyt udany, ale nie ma się czym martwić, że o nauczenie się współżycia też warto się modlić, bo kto ma wiedzieć najlepiej, jak nie "Konstruktor"? :) Z jednej strony spoko, ale trochę aż do przesady z tym pesymizmem. Karol chciał nawet powiedzieć, że narzeczona mu się bardzo podoba, więc AŻ TAK ŹLE to chyba nie może być... ;D Ale pani raczej nie dopuszczała nas do głosu, taka była podekscytowana, bo chyba naprawdę dawno nie miała takiej pary w poradni... Jedyne co jej nie pasowało do schematu, to fakt, że nie jesteśmy w żadnej wspólnocie - nie mogła się nadziwić, jak to możliwe.
Na koniec zaczęła nam polecać różne katolickie artykuły, konferencje i filmy - wszystko w klimacie Frondy, że tak to ujmę najdelikatniej, jak potrafię. Nie wybuchnęliśmy entuzjazmem, ale pani to nie zraziło i spodziewamy się, że na następne spotkanie przygotuje dla nas dokładkę tego typu atrakcji. :)
Uff, mamy mieszane uczucia. Z jednej strony to fajnie, że mogliśmy sprawić komuś taką radość tym spotkaniem, że pani nas doceniła i w jakiś sposób umocniła w dobrym. To bardzo motywujące poczuć, że jesteśmy na dobrej drodze i zobaczyć zachwyt oczach kogoś, kto spotyka przecież setki narzeczonych. Zawsze lubiłam być inna niż wszyscy wokół, więc tym bardziej mi to schlebia. :)
Ale z drugiej strony - mimo wszystko nie da się ukryć, że sposób prowadzenia przez panią spotkania był tak specyficzny, że może odstraszać ludzi, którzy choćby mają jakieś wątpliwości co do takiego stylu życia, a co dopiero tych zupełnie nieprzekonanych... Wiecie, trzydziestoletnia garsonka, rady typu: "jak będą problemy, nie chodźcie z niczym do psychologa!", powoływanie się na ks. Oko i ubolewanie nad tym, jakie spustoszenie przyniósł Sobór Watykański II... Sensowna nauka Kościoła na temat małżeństwa i rodziny po prostu nie ma prawa przebić się przez taką otoczkę. Młodzi ludzie czują się zniechęceni całym przekazem, a doradcy - rozczarowani młodymi ludźmi, którzy nie mają ochoty tego wysłuchiwać i żyją po swojemu. Koło się zamyka. Samonapędzający się mechanizm, z którego bardzo trudno będzie się wydostać...
Drugie spotkanie już za tydzień. Tym razem będzie o NPRze - dostałam kartę obserwacji cyklu i mam na nią przenieść moje dwa wykresy z zeszytu, nie mam pojęcia po co. Tym bardziej, że na tej karcie najniższa temperatura do zapisania to... 36,2, a ja miewam raczej niskie tempki, więc zdarza się nieraz i 35,9. Ale spoko, chce - to przerysuję. Prawdę mówiąc, nie możemy się doczekać. Serio.
:)