Podejrzewałam, domyślałam się, przypuszczałam nawet datę, rozkminiałam... A i tak zaskoczenie było ogromne.
W sobotę mój Ukochany przyjechał po mnie tuż po 17:00. W drodze do samochodu poinformował mnie:
- Mam złą wiadomość... Nie będziemy mieli spokojnego wieczoru. Będę musiał pojechać po jakiegoś potrąconego kota.
- Teraz czy później?
- Po Mszy.
- Mhm. To mam jechać z Tobą, czy poczekać na Ciebie w mieszkaniu?
- A to pojedziesz ze mną.
No, to pojadę. Po Mszy. Bo już kilka dni wcześniej zaproponował, żebyśmy poszli razem na Mszę św., kiedy się spotkamy po tygodniowej przerwie. Wydało mi się to trochę dziwne, bo w sobotę wieczorem jest już Msza z niedzieli, a i tak mieliśmy iść razem w niedzielę do kościoła... No ale skoro bardzo chciał - OK.
Całą Mszę próbowałam Go podpatrywać, znaleźć jakieś objawy zestresowania, przejęcia, podekscytowania, mogące świadczyć o tym, że coś się święci. Nic. Jedynie lodowate dłonie - nigdy takich nie miał! No, ale co to za znak...? Żaden. Więc chyba nic. Masz rację, nie nastawiaj się na nic, bo będziesz później rozczarowana. Nawet jeśli coś przygotował, to na pewno z okazji Walentynek. Gdzie tam do zaręczyn, nie, nie - nie nastawiaj się - powtarzałam sobie w myślach. Gdy w samochodzie zdjął kurtkę i zobaczyłam kołnierzyk od koszuli wystający spod swetra, dalej tak sobie powtarzałam, chociaż rzadko wkłada koszulę. Ale Walentynki to przecież jakaś ku temu okazja. Na pewno chodzi o Walentynki.
Jedziemy. Ciemno, zimno, atmosfera raczej normalna, no kurczę nic, normalnie ze mną gada, nie wzdycha, nie zacina się... No nic. Walentynki... Mieliśmy skręcić w lewo w Wielkich Drogach. Powinny się nazywać raczej Długie Drogi, bo ciągną się i ciągną... Ja się co chwila wymądrzam: może to na tym skrzyżowaniu? O, to chyba tu trzeba skręcić? A On wiedział, gdzie trzeba skręcić, oj, doskonale wiedział. I skręciliśmy, tuż za billboardem reklamującym Pałac w ... . Coś mi zaświtało w głowie. Chyba gdzieś o tym słyszałam... Albo w Internecie się natknęłam... Albo On mówił...? Nie pamiętam. Ale skręcamy. Skręcamy?! Może to...?! No co ty, przecież jedziemy po kota. A poza tym to tylko Walentynki...
Po chwili ukazał się naszym oczom rzeczony pałac. Robi wrażenie, jedno wielkie łaaaał...
- O zobacz, jakie ciekawe miejsce.
- No, bardzo ładne. Robi wrażenie.
- Chodź, może zobaczymy, skoro już tu jesteśmy, przy okazji...
- Przy okazji...?
Nie zdążyłam zakodować, że to się dzieje naprawdę, a już byliśmy na parkingu. Mój Ukochany wysiada z samochodu.
- Yy... To idziemy tam? Teraz?
- No, a czemu nie mielibyśmy pójść? - pyta już wyraźnie przejęty, wkładając marynarkę, która czekała na Niego w bagażniku. Po chwili zawiesza na szyi aparat...
Ja spojrzałam na siebie - zwykłe spodnie, zwykła bluzka, kucyk, i na Niego - koszula, marynarka... I wycedziłam tylko:
- Jesteś perfidną małpą...
Uśmiechnęliśmy się do siebie. Już wiedziałam. Ale... Może to tylko Walentynki...? :)
Weszliśmy do środka, czekała już na nas uśmiechnięta pani i zaprosiła do przytulnego zaułka, oddzielonego od świata dyskretnym parawanem. A za parawanikiem... Pięknie nakryty stół, ozdobiony, kwiaty, płatki róż, świece... Znów spojrzałam na siebie i pomyślałam, że to chyba nie dzieje się naprawdę... Próbowałam to jakoś wszystko ogarnąć, ledwie zdjęłam płaszcz, a On już wręczał mi bukiet pięknych, czerwonych goździków - nawet ich wcześniej nie zauważyłam... Przytuliłam się do Niego, a już po chwili mój Ukochany klęczał przede mną...
- ... czy chcesz dzielić ze mną resztę swojego życia? Wyjdziesz za mnie?
...
Tyle razy wyobrażałam sobie tę chwilę, tyle razy wymyślałam, co Mu odpowiem, coś nietypowego, oryginalnego... Ale łzy napływały mi do oczu, a wzruszenie tak ścisnęło, że nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej ponad stłumione "tak"...
Więc to jednak nie Walentynki...! To TEN dzień?! Nie wierzę, nie dowierzam... To się dzieje naprawdę?! Tak bardzo o tym marzyłam, a teraz to się naprawdę dzieje! Aaaaaaa...!
***
ciąg dalszy nastąpi...
Ładnie :) romantycznie.
OdpowiedzUsuńwww.mojezycie-przedslubem.blogspot.com
Właśnie odkryłam Twój piękny blog i będę go codziennie czytać! Wielkie gratulacje z okazji ślubu. Pięknie i ciekawie piszesz, odpowiadasz na pytania, które zawsze nasuwały mi się w kwestii narzeczeństwa i ślubu :)
OdpowiedzUsuń