Odliczamy!

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Nowy Testament w 20 tygodni

Skończyłam czytać Stary Testament. Szło mi ciężko. Trudno było utrzymać systematyczność. Bywały takie ciągi, że rzeczywiście, czytałam po 2-3 rozdziały każdego dnia, regularnie. Ale potem z jakichś powodów zwykle następował przestój i przez parę dni nawet nie zajrzałam do Biblii... Gdy tylko mogłam, starałam się to później nadrabiać, ale chyba tak średnio mi to wychodziło.

Myślę sobie jednak, że nieważne jak i kiedy, ale sam fakt czytania Słowa Bożego jak najczęściej jest niezwykle budujący i inspirujący. Choć czytam zwyczajnie, po kolei, rozdział po rozdziale, księga po księdze, to często zdarzało się, że fragment, który akurat przypadał mi na dany dzień idealnie pasował do aktualnych przeżyć i refleksji, był idealnym komentarzem do danego czasu w moim życiu. Mały przykład podałam m.in. tutaj. Przez takie momenty Szef lubi przypominać mi, że to nie żaden mój wyczyn z całym tym czytaniem, tylko to On sam chce do mnie mówić w swoim Słowie. Żywym Słowie.

Jeśli chciałabym skończyć czytać Pismo Święte do ślubu, to pozostało mi niecałe 20 tygodni. Policzyłam, że musiałabym czytać nie rozdziałami, ale kartkami - nieco ponad kartkę dziennie. Ale coś mi się zdaje, że z moim lenistwem, rozkojarzeniem i pewnie częstszymi przedślubnymi przestojami, to może być różnie. Zresztą, co to ma za znaczenie? Najwyżej Apokalipsa zostanie mi na miesiąc miodowy - w sam raz. :D
Chcę czytać. Po prostu.

A skoro już jesteśmy przy odliczaniu to na dzisiaj linia 138: Azory - Kombinat. Jeździło się nią kiedyś na praktyki o 5:00 rano. :)
Śmieszy nas też ostatnio suwak, odliczający dni do ślubu. Ta parka tak zabawnie zbliża się do gołębi, że wygląda jakby pan młody (czyli Karolasty :D) miał zaraz nadepnąć gołębiowi na ogon... I to lekarz! Kto to widział... :)

Zaczęliśmy wręczać zaproszenia na ślub. Zrobiło się poważnie. To już naprawdę niedługo.
A jak jeszcze za chwilę zmieni się rok na 2015, to już w ogóle...! Dziki szał... :)

niedziela, 28 grudnia 2014

Zanim spadł śnieg...

... też było pięknie.
:)









Motto naszych tegorocznych Świąt:
Kobieta jest jak kawa. Jak posłodzisz, to jest słodka. A jak nie posłodzisz, to pij, k..., gorzką. 
Zapamiętajcie sobie.
:)

środa, 24 grudnia 2014

Narodzone

Słowo Wcielone.

Gdy wszystko było w głębokim milczeniu,
a noc w swym biegu połowy drogi dosięgła,
wszechmocne Słowo twoje, Panie, 
zstąpiło z nieba, z królewskiego tronu.
Mdr 18, 14-15

Życzymy Wam Bożego Narodzenia!
Pamiętamy w modlitwie.

Ada i Karol

niedziela, 21 grudnia 2014

Ostatni list

Późno już. Dawno nie siedzieliśmy tak długo. Wszystko przez film. Plac Zbawiciela. Już wiem, że znowu nie będę mogła zasnąć...

Ostatnia niedziela Adwentu. Ostatni list.
To był fantastyczny pomysł. Te listy przyniosły nam mnóstwo radości i wiele dobrego wniosły w nasze życie. Stworzyły okazję do głębszego poznawania siebie nawzajem i wyrażania swoich emocji na jeszcze więcej sposobów. Zasiały w naszych sercach takie małe ziarno, do którego będzie można wrócić nawet po latach. Które może obficie zaowocować.
Warto. Polecamy.


U nas radośnie i miło, a tutaj jakoś tak smutno i ponuro się zrobiło. Nie wiem, o co chodzi z tą potężną falą hejtu. Przez zaproszenia? To dla rozrywki? Z nudów? Skoro jest tu tak strasznie, obleśnie i chamsko, a my tacy ciemni i kontrowersyjni, to po co tracić czas? Nie trzeba tu w ogóle wchodzić, nie trzeba czytać. A jak się już wchodzi, to nie trzeba nas lubić, naprawdę. Nie trzeba nas też systematycznie uświadamiać, jacy jesteśmy beznadziejni. A już na pewno nie w tak niewybredny sposób, żeby to się nie nadawało do publikacji...

Trochę patowa sytuacja. Bo wychodzi na to, że na blogu o przygotowaniach do ślubu, nie powinnam pisać o naszych przygotowaniach do ślubu... Żeby kogoś nie urazić. Bo może okaże się, że tak jak z zaproszeniami kpimy sobie z gości i z wszystkich dotychczasowych wesel, na których byliśmy, a coś nam się nie podobało. Strach pokazać wybrane obrączki czy wymarzony bukiet, jak ma się tutaj toczyć o nie taka wojenka jak o zaproszenia. Coś tu się chyba komuś pomyliło...

Nie oczekuję aprobaty i zachwytu nad wszystkim, co tutaj prezentuję. Chętnie czytam opinie krytyczne wobec naszych pomysłów, bo czasem są bardzo inspirujące. Chętnie wchodzę w polemikę, kiedy można podyskutować (za co zresztą często dostaję po głowie...). W końcu chętnie dzielę się tymi naszymi przedślubnymi poczynaniami, choć nie ukrywam, że czasem mam wątpliwości, czy rzeczywiście warto. Cieszę się, że jest tyle osób, które chcą nam w tym towarzyszyć. Mimo wszystko.


A, zapomniałabym. Takie małe przypomnienie. Pod każdym postem widnieje informacja:
Jeśli chcesz, możesz skomentować to, o czym piszemy. Oczekujemy jednak podpisania się pod swoimi słowami, choćby pseudonimem. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.
Nie wiem, dlaczego do tej pory przymykałam oko na anonimowe komentarze bez żadnego podpisu, ale właśnie przestałam. Z okazji ostatniej niedzieli  ostatniego narzeczeńskiego Adwentu. Dobra okazja nie jest zła. :)

czwartek, 18 grudnia 2014

Zaproszenia

Już są...!
Świeżutkie, pachnące, błyszczące. Klasyczne, proste i bardzo skromne. Niby to żaden rewelacyjny, nowoczesny dizajn, ale mają w sobie coś ujmującego. Są tak piękne, że wczoraj siedziałam i gapiłam się w nie, nie mogąc oderwać wzroku. Przede wszystkim są oryginalne - nigdzie takich nie znajdziecie, bo były robione na nasze specjalne zamówienie. Obrazek sama znalazłam, pokazywałam go tutaj zresztą. Tak nam się spodobał, że zapragnęliśmy go umieścić na zaproszeniu i udało się dzięki graficznym zdolnościom Marzeny (dzięki! :)).

No i najważniejsze - są nasze.
Aż ciężko w to uwierzyć...


A gdyby ktoś szukał inspiracji do tekstu zaproszenia, to my skleciliśmy taki:



Warto było się "pokłócić" o te zaproszenia (piszę w cudzysłowie, bo w sumie ciężko to nazwać kłótnią, raczej szczerą wymianą zdań połączoną z towarzyszącymi emocjami). Warto było zrezygnować z jakichś swoich marzeń i wyobrażeń. Warto było pójść na kompromis. Warto! 
:)

PS
Gdyby to kogoś interesowało, łączny koszt jednego zaproszenia wyniósł ok. 2 zł. Da się tanio, ładnie i oryginalnie? Da się. :)

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Dla tych, którym też trudno

Kiedyś ktoś napisał tutaj, że jesteśmy już nudni z tym pisaniem o czystości. W kółko to samo - o jak nam ciężko, ale zaciskamy zęby i jakoś dajemy radę... Przecież nikt nam nie każe przeżywać takich męczarni, sami sobie wybraliśmy, to na co teraz narzekamy? A tak w ogóle, to na pewno uważamy się za lepszych od wszystkich wokół, bo my to jesteśmy tacy święci i czekamy...

Mimo to, napiszę o tym jeszcze raz.

Bo miało być już lajtowo. Serio, mieliśmy nadzieję, że te ostatnie miesiące będą już łatwiejsze. Przecież to już z górki! A poza tym przecież jest dużo rzeczy do załatwienia, jesteśmy zapracowani i komu by tam teraz w głowie były jakieś figle... No i przecież nie ma już opcji, żeby się nie udało - zmarnować wywalczone ponad 3 lata dla marnych kilku miesięcy? Bez sensu.

To wszystko prawda. Ale nie zmienia to faktu, że wcale nie jest łatwiej. Ani trochę. Czasem jest nawet trudniej niż wcześniej...

Dostaję wiele maili od osób, które są w związkach/narzeczeństwach i też chcą czekać. Piszą o tym, że łatwiej jest ze świadomością, że ktoś inny przeżywa takie same trudności. Że innym też jest cholernie trudno i też spotykają się z niezrozumieniem. Rzeczywiście, jest to pokrzepiające i motywujące zarazem. Dlatego to dla was te najświeższe doniesienia z frontu.
Na parę miesięcy przed ślubem TEŻ może być bardzo ciężko. Ale nie poddajemy się. Przed nami decydujące starcie.

Ostatnio dostałam na tę okoliczność telegram od samego Szefa. Dwa wersety z Księgi Sofoniasza:

"Nie bój się, Syjonie!
Niech nie słabną twe ręce! 
Pan, Twój Bóg, jest pośród ciebie,
Mocarz - On zbawi,
uniesie się weselem nad tobą,
odnowi swą miłość,
wzniesie okrzyk radości."
(So 3, 16-17)

Niech nie słabną nasze ręce. Uda się. "On zbawi". I uniesie się nad nami weselem! Nie tylko my będziemy się cieszyć z tego zwycięstwa - On nad nami wzniesie okrzyk radości! I odnowi swoją miłość w nas - przez sakrament. Coś niesamowitego...!
Warto. Warto walczyć o tę radość.

W temacie - ciekawe świadectwo do poczytania.

PS
Na dziś linia 152: Olszanica - Aleja Przyjaźni.
<3
Bo można nią dojechać do Agaty. :)

sobota, 13 grudnia 2014

Pan Młody (prawie) ubrany

Kto by pomyślał, że w taki historycznie kojarzący się dzień, wybierzemy dla Karolastego garnitur ślubny!

Nareszcie wyzdrowiałam, nabrałam trochę sił, wyszłam w końcu do ludzi, więc postanowiliśmy wybrać się dzisiaj na zakupy świąteczne. Nie mieliśmy do kupienia jakoś bardzo dużo prezentów, więc pomyślałam, że skoro już będziemy w galerii handlowej, może zajrzymy też do polecanego nam na targach ślubnych sklepu z garniturami. Tak tylko zorientować się. I może chociaż koszulę wybrać... Zabrałam ze sobą na wszelki wypadek kupon rabatowy i welon, do którego moglibyśmy dobrać kolor koszuli.

Prawdą okazało się to, o czym mówiono nam na targach - wybór w mniejszych rozmiarach męskich garniturów jest właśnie w okresie przed-studniówkowym. Nie trzeba było długo szukać, naprawdę. Znaleźliśmy piękny, rewelacyjnie skrojony, elegancki garnitur, dobraliśmy koszulę, spinki, muchę i poszetkę. Wszystko idealnie do siebie pasujące tak, że przyszły Pan Młody wyglądał po prostu olśniewająco. A tak na marginesie, równie fantastycznie wyglądał paragon z zakupów po zastosowaniu rabatu, który nam przysługiwał. :)

Zatem Pan Młody już prawie ubrany. Brakuje tylko butów, ale to już innym razem, na spokojnie. Karol jest zadowolony, bo mówi, że w końcu poczuł, że ten ślub naprawdę zbliża się wielkimi krokami i jego też już tak bezpośrednio dotyczy, że jest już prawie do tego dnia gotowy. A ja nie mogę wyjść z zachwytu po tym, jak zobaczyłam przyszłego męża w tak eleganckim, ślubnym wydaniu.

Coś niesamowitego. Kolejny, mały krok, który przybliża nas do tego wielkiego dnia...!

PS
Kolejny już raz przekonałam się, że przed ważnymi zakupami warto pomodlić się o wsparcie z góry i owocne poszukiwania. Poza garniturem także prawie wszystkie prezenty udało nam się kupić w bardzo przyzwoitym wydaniu i bez niepotrzebnych strat czasu. Jutro Niedziela Radości, więc będziemy świętować w ogromnej wdzięczności Szefostwu za przychylność. ;)

czwartek, 11 grudnia 2014

Nauczyć się Internetu na pamięć

Po pierwszych dwóch dniach chorowania pośpiewywałam sobie: "Wesołe jest życie na zwolnieniu...". W końcu ma się tyyyle czasu na wszystko. To znaczy... nie do końca na wszystko, bo trzeba leżeć i kaszel męczy. I słabym się jest tak, że się pół dnia przesypia...

Po tygodniu takiego zalegania myślę sobie, że gdyby mi kiedyś przyszło leżeć dłużej, na przykład w ciąży, to przysięgam, chyba zwariuję. Tak się już przyzwyczaiłam do codziennej bieganiny i ciągłego ruchu, że ciężko jest mi wyleżeć tydzień chorowania. Nie zdziwiłabym się, gdyby lada chwila pojawiły mi się na tyłku odleżyny, a jednocześnie wstanie i zrobienie czegokolwiek konstruktywnego jest wyzwaniem ponad siły...

Więc sporo czytam, słucham, oglądam. Nadrabiam zaległości w czytaniu Pisma Świętego, odkurzyłam odkładaną od kilku miesięcy książkę, dokształcam się trochę zawodowo, skusiłam się nawet na Plaster Miodu, choć nie do końca mi się podoba, ale z każdego odcinka coś wartościowego można wyciągnąć dla siebie. No i mam (niestety) aż za dużo czasu na myślenie. Aktualnie tematem TOP jest, a jakże, ślub.

Nasz pomysł z amatorskimi zdjęciami i brakiem kamerzysty spotkał się z ogromnym poruszeniem. Wszyscy odradzają takie rozwiązanie. Wiele argumentów, przykładów z własnego doświadczenia i odwołań do wyjątkowości okazji. Spoko, rozumiem i fajnie, że zechcieliście się podzielić swoimi opiniami. Tylko, że ja nikogo nie pytałam o zdanie i poradę w tej kwestii...

Chcąc nie chcąc, zrobił nam się mały mętlik w głowie. A przez ten uporczywy nadmiar czasu zaczęłam nawet przeszukiwać Internet. Nawet nie tyle pod kątem fotografa, bo o zdjęcia naprawdę się nie martwię (tak, mam mega zaufanie do mojego brata), ale może jednak jakiś kamerzysta... To śmieszne uczucie, bo kompletnie nie mam takiej potrzeby, ale poczułam taką małą presję pt. "O Boże, a co jeśli oni wszyscy mają rację i naprawdę będziemy później żałować??". To trochę jak z tą wódką na weselu - prawie wszyscy tak robią i prawie wszyscy doradzają, że nasz pomysł z wyeliminowaniem tego trunku jest głupi, bezsensowny i będziemy żałować. Nie wiem, może. Czasem jak się tutaj naczytam kolejnych porcji tego typu komentarzy, to rzeczywiście zaczynam mieć wątpliwości. Ale zawsze udaje mi się je rozwiać jednym, najprostszym stwierdzeniem: to nasz ślub. Czytelnicy mają prawo wyrazić swoją opinię, a my mamy prawo ją zostawić z boku.

***
Znalazłam ciekawy portal ślubny. Trochę inne spojrzenie na ślub i cała masa interesujących artykułów i cennych wskazówek. 
Czytam i czytam, i czytam... Później szukam jeszcze innych odnośników, porównuję...
Karol się śmieje, że jak tak dalej pójdzie, to do końca L4 nauczę się Internetu na pamięć.

:)

wtorek, 9 grudnia 2014

Jak oszczędzić na ślubie i weselu?

Wypadałoby zacząć od tego, że wiele osób mówi, że na własnym ślubie nie powinno się oszczędzać. I jest w tym sporo racji. Jest to tak wyjątkowy dzień, że rzeczywiście chyba nie warto rezygnować ze swoich marzeń z nim związanych. Jeśli od dawna marzysz o pięknej, wytwornej sukni ślubnej, pokrytej w całości oryginalną koronką albo kryształkami i nie wyobrażasz sobie z tego zrezygnować - odkładaj pieniądze zawczasu i olśnij wszystkich swoim szczęściem w wymarzonej kiecce. Waszą fantazją jest pojechanie do ślubu strojną bryczką? Czemu nie - jeśli dzięki temu będziecie szczęśliwsi, to jak najbardziej. Oryginalne obrączki za 3500 zł? Skoro to dla Was ważne - proszę bardzo.

Często jednak zdarza się tak, że narzeczeni nie mają specjalnych, kosztownych marzeń dotyczących swojego ślubu. Mają za to bardzo ograniczone możliwości finansowe. Nie chcieliby tak zupełnie rezygnować z wesela, bo przecież to jedyna taka okazja w życiu. Chcą świętować z najbliższymi i przyjaciółmi, chcą ich jak najlepiej ugościć, chcą mieć piękne wspomnienia z tego dnia, ale równocześnie nie chcą zaciągać kredytu na własne wesele. Tak się składa, że idealnie wpisujemy się w ten profil i ze swej strony możemy podzielić się kilkoma radami, gdzie szukać oszczędności w organizacji swojego ślubu i wesela.

WESELE
Największym wydatkiem jest oczywiście przyjęcie weselne. Najtaniej wyjdzie pewnie zabawa w remizie, znalezienie kucharki, zakupienie i samodzielne przygotowanie wszystkiego. Jeśli jednak nie mamy takiej możliwości albo zwyczajnie to kompletnie nie nasz klimat, to trzeba szukać takiego lokalu weselnego, który spełni nasze oczekiwania i nas nie zrujnuje. Tutaj czas wydaje się być głównym sprzymierzeńcem. My zaczynaliśmy szukać restauracji na wesele 1,5 roku przed ślubem i to był bardzo komfortowy moment, bo mogliśmy na spokojnie wybierać i przebierać bez obaw, że w lokalu już nie będzie wolnego terminu. Na pewno sporym ograniczeniem jest miejsce zamieszkania i ślubu, bo co z tego, że znajdziemy salę za przyzwoite pieniądze, skoro będzie np. 50 km za miastem i nie będzie się to kalkulowało ze zorganizowaniem transportu dla gości weselnych.
Inna sprawa, że warto mieć jakieś realne pojęcie o cenach w danym regionie/mieście i szukać rozsądnie. Nasza koleżanka, która miała wesele 2 lata temu w małopolskiej wiosce, nie mogła się nadziwić, jak możemy rozważać opcję sali weselnej w Krakowie za 160 zł od osoby, skoro oni płacili 130 zł/os. i to z poprawinami...! No kurczę, jednak jest spora różnica między wioską na prowincji a wielkim miastem. Warto mieć to na uwadze, kiedy decydujemy o miejscu wesela.

OPRAWA MUZYCZNA
Dla niektórych osób sprawa jest prosta - ma być zespół i koniec. Nie wyobrażają sobie nawet wesela z wodzirejem. Ale jeśli nie ma taki sprecyzowanych oporów, to wodzirej/DJ jest opcją o wiele tańszą. Nie wiem, jak jest w innych regionach, ale w Krakowie i okolicach za dobry zespół muzyczny trzeba zapłacić od 5 tys. zł wzwyż, no i wliczyć te 4-5 osób do liczby gości, za których płacimy na weselu. Dla porównania - dobry wodzirej to koszt około 2 tys. zł. i tylko 1-2 osoby do ugoszczenia (jeśli wodzirej ma pomocnika). No, jest to spora różnica. Tutaj też czas jest sprzymierzeńcem, bo zarówno zespoły jak i wodzireje, jeśli są dobrzy, mają odległe wolne terminy, więc warto zacząć poszukiwania wcześniej.

FOTOGRAF, KAMERZYSTA
Od początku nie istniał dla nas temat kamerzysty. Jakoś czulibyśmy się skrępowani, że ktoś obcy chodzi za nami z kamerą, a nie mamy takiej potrzeby, żeby posiadać film z wesela. Sam moment przysięgi i jakieś kluczowe momenty ślubu i wesela mogą nagrać znajomi i rodzina. Może nawet efekt będzie ciekawszy przez tą amatorskość. :)
Z fotografem akurat chwilkę się wahaliśmy, ale w sumie szybko doszliśmy do wniosku, że to też bezsensowny wydatek. Nadwornym fotografem będzie mój brat, który amatorsko pasjonuje się zdjęciami i naprawdę ma do tego rękę. A oprócz tego poprosimy jeszcze kilka najbliższych nam osób, żeby fotografowały co nieco podczas uroczystości. Różnorodność miejsc i sposobów ujęć może być zaskakująca, a jakieś 2-3 tys. zł mamy w kieszeni. :)

SUKNIA ŚLUBNA
Według wielu internetowych artykułów cena stroju Panny Młodej powinna wynosić ok. 10% kosztów całego wesela. Dobre sobie. :) Jak dla mnie suknia ślubna była sprawą najbardziej problematyczną w całym tym szukaniu oszczędności. Z jednej strony miałam jakąś swoją wizję, chciałam, żeby krawcowa uszyła sukienkę, która będzie idealnie taka jaka chcę, a z drugiej - nawet szycie u krawcowej (zwykle polecane, żeby właśnie zmniejszyć koszty sukni) było poza zasięgiem moich możliwości finansowych. A przecież, jak każda panna młoda, chciałabym w tym dniu wyglądać pięknie i wyjątkowo. Więc u mnie w ruch poszły pertraktacje z Aniołem Stróżem (polecam!), które przyniosły niesamowity efekt - trafiłam na naprawdę niepowtarzalną okazję i za swoją, nową suknię zapłaciłam 800 zł. Warto szukać takich okazji, przeglądać strony salonów ślubnych i pracowni krawieckich. Poza tym zawsze można kupić używaną suknię lub ją wypożyczyć.

OBRĄCZKI
Koszt obrączek zmniejsza się diametralnie, gdy macie swoje złoto do przetopienia. Można o tym pomyśleć, gdy takowe zapasy są w rodzinie. :) Wielu jubilerów wykonuje takie zamówienia.

ZAPROSZENIA
Najtaniej wychodzi chyba zrobienie samemu - i taki był u nas pierwotny plan. Ale nie wypalił, więc trzeba było szukać opcji alternatywnej. Ceny zaproszeń, które można zamówić w Internecie zaczynają się mniej więcej od 1,80 zł/szt. I są to zupełnie proste szablony na najzwyklejszym papierze, bez niczego ozdobnego. Ładne zaproszenia, które nam udało się znaleźć to koszt ok. 3-4 zł/szt. Ale wtedy przypomnieliśmy sobie, jak jedna z naszych Czytelniczek oferowała swoją pomoc w tej kwestii. Jeden telefon i byliśmy umówieni. Projekt powstał w kilkanaście maili. Myślę, że lada chwila będziemy mogli pochwalić się efektem tej współpracy. :)
Ale co, jeśli nie ma się nikogo znajomego, kto zna się choć trochę na grafice? Znów - można poszukać w sieci. Pamiętam, że przed otwarciem Karolowej przychodni znaleźliśmy na gumtree studentkę grafiki, która za kilkadziesiąt złotych przygotowała projekt baneru i ulotek do przychodni. Na pewno jest wiele takich osób, które chciałyby w ten sposób poćwiczyć, rozszerzać swoje umiejętności i portfolio, a w dodatku dorobić parę groszy. Razem z kosztem druku i papieru nie powinno wyjść więcej niż 2-2,50 zł/szt., a efekt na pewno będzie oryginalny.

CIASTA
Tu Agata podsunęła mi ostatnio ciekawy pomysł. Na weselu jej przyjaciółki ciasta przynieśli... goście. Panna młoda poprosiła o upieczenie ciast swoją mamę i inne kobiety z najbliższej rodziny, świadkową i koleżanki. Łącznie około 10 osób, które przyniosły po 1-3 ciast. Oszczędność dość pokaźna, a różnorodność domowych ciast na stołach weselnych zachwyciła gości.
My już podchwyciliśmy pomysł i pewnie kilka osób poproszę o upieczenie jakichś ciast. Nawet jeśli to nie wystarczy w całości, to zawsze będzie to kilkaset złotych mniej niż za pełne zamówienie słodkości w cukierni.

DODATKI
Całkiem niedawno wpadliśmy na pomysł wkomponowania niektórych rzeczy ślubnych w prezenty świąteczne. Chciałam kupić sobie jakieś wyjątkowe perfumy z myślą o ślubie - poprosiłam o nie św. Mikołaja. :) Karolowy garnitur chcieliśmy wybrać jeszcze teraz w grudniu, gdy trwa okres "przedstudniówkowy" i jest największy wybór - dlaczego zatem nie zaprosić i tu Mikołaja i uczynić np. koszulę i muchę prezentem świątecznym? Kolczyki, które założę do ślubu, też dostałam w prezencie, na urodziny. Sweterek - to prezent ślubny od Pani Babci. Inne prezenty, które przychodzą mi do głowy, to na przykład voucher do fryzjera lub kosmetyczki na fryzurę/makijaż próbny i/lub ślubny - myślę, że niejedna panna młoda ucieszyłaby się z takiego podarunku świątecznego lub urodzinowego przed ślubem. Zawsze można zasugerować najbliższym. :)

Uff, siedzę na zwolnieniu przez choróbsko - dlatego tak się rozpisałam. ;)
Jeśli macie jakieś inne pomysły i propozycje, jak jeszcze zmniejszyć koszty ślubu i wesela, zapraszam do podzielenia się nimi poniżej.

sobota, 6 grudnia 2014

Kawałek nieba na ziemi

Najpierw krótki cytat z Pierwszego Listu Adwentowego Karolastego do Mnie:

Wyobrażam sobie, jak się obudzimy obok siebie 18.05.2015 r. (...) Myślę, że to będzie rzeczywisty kawałek nieba na ziemi.

Cały list był piękny i wzruszający, ale ten fragment poruszył mnie najbardziej. Coś zaczęło mi się kołatać po głowie, coś nie dawało mi spokoju... Zaczęłam sobie przypominać, dlaczego wybraliśmy tę datę na ślub... Dlaczego właśnie 16 maja?

Pierwotny zamysł był taki, że poznaliśmy się w połowie miesiąca, zaręczyny były w połowie miesiąca, więc jakby ślub był w połowie miesiąca, to byłoby fajnie w jakiś sposób celebrować kolejne miesięcznice. Krótka analiza kalendarza i okazało się, że połowa maja przypada właśnie na sobotę. Więc dlaczego nie? :)

Ale cały czas towarzyszyło mi jakieś takie dziwne przekonanie, że to nie wszystko. Że coś więcej kryje się pod tą datą. Że to będzie miało znaczenie dla naszego małżeństwa. I teraz, po przeczytaniu tych słów od Karola te myśli powróciły. Poczułam przynaglenie, żeby poszukać, o co może chodzić. Mówię do Karola:
- Pokaż, otworzymy kalendarz liturgiczny.
- Po co?
- Nie wiem, zobaczysz.

Szukam 16 maja 2015... Karol się podjarał:
- O! Św. Andrzeja Boboli, MĘCZENNIKA! To chyba znaczy, że w naszym małżeństwie będę męczennikiem...?! :D
- :) A weź, daj spokój... Patrz na to. 17 maja - siódma niedziela wielkanocna, Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego...!
- No fajnie.
- Czaisz bazę? Pierwszy dzień naszego małżeństwa to WNIEBOWSTĄPIENIE...! A Ty mi napisałeś o tym kawałku nieba na ziemi! To o to chodziło! Może to po prostu ma być nasza wizja małżeństwa - żeby całe było takim kawałkiem nieba na ziemi!
- No, doooobre!

Coś pięknego. Taki zachwyt nas ogarnął po tym małym "odkryciu", że jeszcze bardziej się nie możemy doczekać.
I naprawdę mam wrażenie, że to takie małe objawienie dla nas, pewne zadanie i misja od samego Szefa. Przecież sami byśmy tego nie wymyślili! Sami nawet na to nie wpadliśmy, wybierając datę ślubu. Potrzeba nam było 22 miesięcy narzeczeństwa, żeby do tego dojrzeć i to zrozumieć. Niesamowite, jak to wszystko wydaje nam się teraz genialnie obmyślonym i idealnie zaplanowanym Bożym zamysłem wobec nas. I jak kapitalnie się w tym odnajdujemy, czujemy, że jest to takie bliskie i "nasze"...

I na ostatnie 5 miesięcy narzeczeństwa mamy kolejną intencję do modlitwy - żeby nasze małżeństwo i rodzina, którą stworzymy, były autentycznym kawałkiem nieba na ziemi. Dla nas, dla naszych dzieci i dla ludzi, którzy nas będą otaczać.
Amen. :)

***



Kto łaskaw, niech spojrzy na ten obrazek.
Czy to tylko ja jestem tak skrzywiona, że od razu widzę w nim teologię małżeństwa? Tych dwoje, a za nimi TEN TRZECI, który ich podtrzymuje i pozwala rozkwitać. Trzyma się to kupy?
:)

czwartek, 4 grudnia 2014

Będziemy mieli dziecko

Tak, to prawda. Pan Bóg nam pobłogosławił i my też będziemy mieli dziecko. Będzie to owoc nie tylko naszej miłości, ale przede wszystkim zaangażowania, wsparcia i życzliwości najbliższych nam ludzi. Czyli naszych gości weselnych.

O akcji dowiedzieliśmy się na kursie przedmałżeńskim. Hasło jest chwytliwe i głębokie zarazem, a sama idea genialna w swej prostocie. Nie zastanawialiśmy się zatem długo. Po prostu zdecydowaliśmy, że też się przyłączymy.

Poprosimy naszych gości, żeby, jeśli chcieli nas obdarować kwiatami, zamiast tego wzięli udział w zbiórce pieniędzy dla Akademii Przyszłości. Jeśli każda z osób zaproszonych na ślub zechciałaby wrzucić do skarbonki równowartość skromnego bukietu, czyli np. 30 zł, to w ciągu kilkunastu minut mamy zebrane ponad 3000 zł. Jest to już całkiem niezła sumka, z którą wiele można zdziałać, a być może okaże się, że nasi goście wykażą się niespodziewaną hojnością? :)

Często słyszy się, że pary młode rezygnują z kwiatów na rzecz np. przyborów szkolnych lub zabawek dla domów dziecka czy właśnie zbiórki pieniężnej dla jakiejś fundacji albo hospicjum. Dlaczego zdecydowaliśmy się właśnie na Akademię Przyszłości? Bo poznaliśmy jej pomysłodawcę, ks. Jacka Stryczka i znamy ludzi zaangażowanych w Stowarzyszenie WIOSNA, które organizuje całe przedsięwzięcie. Zaufaliśmy im i sądzimy, że to zaprocentuje, a zebrane środki zostaną wykorzystane w odpowiedni i pożyteczny sposób.

Zgłosiliśmy się już oficjalnie do akcji, a w ostatnich dniach przyszła przesyłka z potrzebnymi materiałami - skarbonką do przeprowadzenia zbiórki i wizytówkami z informacją o akcji, które można dołączyć do zaproszeń ślubnych. A że zaproszenia już powoli się tworzą i na Boże Narodzenie chcielibyśmy rozdać pierwsze sztuki najbliższej rodzinie, to trzeba było się pofatygować o to wcześniej.





Fajnie, że nasz ślub będzie okazją do zrobienia czegoś wartościowego. :)

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Karolina

Zaczęliśmy Adwent troszkę nietypowo. Zamiast się umartwiać i wyciszać, poszliśmy do kina. Myślę jednak, że nikt z Szefostwa nie będzie nam miał tego za złe, bo film był wart tej adwentowej niedzieli.

"Karolina". Naprawdę ciekawa i wciągająca opowieść o niezwykłej dziewczynie. Film zrobiony w nieszablonowy sposób, omodlony pewnie na wszystkie strony świata, a dla mnie jakoś szczególnie bliski z dwóch powodów. Po pierwsze jego pomysłodawcą i głównym realizatorem jest przyjaciel mojego znajomego. A po drugie - bliska jest nam sama Karolina. Błogosławiona Karolina Kózkówna. 

To, że film trafił na duży ekran to już duży sukces i mały cud zarazem. "Kościółkowe" produkcje rzadko mają taką siłę przebicia, żeby wyświetlały je chociaż niektóre kina. Na oficjalnej stronie filmu jest lista kin, w których można go obejrzeć. Sprawdźcie, czy jest taka możliwość gdzieś w pobliżu. Naprawdę warto.


***

Przedślubna mania sprowadza się ostatnio do małych dziwactw. 

1. Liczbę dni, które zostały do naszego ślubu, odczytuję jako numer linii w naszej komunikacji miejskiej... Dzisiaj 166. Łagiewniki - Sidzina. ;D ;p
2. Namiętnie wyszukuję daty ważności kupowanych produktów i rozrzewniam się, że "wtedy już będziemy po ślubie!". :) Raz nawet udało nam się trafić ciastka z datą 17.05.2015! Co to będzie za dzień...! :D 
Takie tam zboczenia małe... ;)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...