Odliczamy!

niedziela, 19 stycznia 2014

Zezwolenie na ślub

Zgodnie z tradycją ślub kościelny odbywa się w kościele parafialnym narzeczonej, względnie - narzeczonego. Nie jest to jednak konieczność. Ja w zasadzie od początku nie brałam nawet pod uwagę takiej możliwości, by nasz ślub miał być w moim parafialnym kościele. W takim wypadku Karol coś przebąkiwał, żeby może w takim razie u Niego w parafii...? Nie wiem, dlaczego, ale ten pomysł umarł śmiercią naturalną. Zdecydowaliśmy zatem, że skoro poznaliśmy się w Krakowie, tutaj też się pobierzemy. Poza tym wtedy będzie sprawiedliwie dla obu rodzin, które i tak będą musiały dojechać na uroczystość.

Jednak w takim przypadku, gdy ślub ma się odbyć poza parafiami narzeczonych, potrzebne jest specjalne pozwolenie, zwane licencją. Co ciekawe, sprawa wcale nie jest taka prosta i jednoznaczna. Naczytaliśmy się odpowiednio wcześniej, jak to wygląda i niektóre opowieści dają dosyć kiepski obraz Kościoła niezbyt przyjaznego młodym ludziom. Często bowiem zdarza się, że kapłan domaga się konkretnej zapłaty za wystawienie takiego dokumentu. Według opinii z różnych forów zwykle jest to kwota odpowiadająca połowie sumy ofiarowywanej kapłanowi za samą uroczystość zaślubin, czyli... zaczynająca się od około 200-300 zł. Taka perspektywa trochę nas przerażała.

Jednak całkiem niedawno rozmawiałam ze znajomym księdzem, który wyjaśnił mi, że sprawa wcale nie jest taka prosta. Mianowicie - istnieją dwa różne dokumenty zezwalające na ślub poza parafią uprawnioną.

Pierwszy to właśnie licencja, o której wspominają w zasadzie chyba wszystkie artykuły dotyczące formalności związanych ze ślubem. Licencja jest wystawiana wtedy, gdy ślub ma się odbyć poza parafiami narzeczonych, ale protokół przedślubny i tak będzie spisywany w parafii narzeczonej lub narzeczonego. I rzeczywiście wtedy kapłan może zasugerować, że przy takiej procedurze przydałaby się ofiara, bo jednak zakłada to poświęcenie konkretnego czasu na spisanie z narzeczonymi protokołu i wypełnienie obowiązków wobec USC. Poza tym, z punktu widzenia proboszcza jest to w pewnym sensie "strata", nie tylko dla kapłana błogosławiącego małżeństwo, ale też dla kościelnego, organisty i osoby odpowiedzialnej za kwiaty i dekoracje w kościele. Stąd ta umowna połowa ofiary ślubnej ma być swego rodzaju "rekompensatą". Tak czy inaczej uważam, że kapłan nie powinien się jakiejś konkretnej zapłaty domagać.

Z drugiej strony, ksiądz proboszcz parafii narzeczonej lub narzeczonego może wydać zezwolenie na ślub oraz na przeprowadzenie rozmów kanoniczno-duszpasterskich w innej parafii. Wtedy protokół spisywany jest w miejscu, gdzie będzie ślub i ta parafia będzie odpowiedzialna za zgłoszenie naszego małżeństwa w USC. Wydanie takiego dokumentu prawie w ogóle nie obciąża zatem parafii wydającej taką zgodę. Jak to powiedział mój znajomy ksiądz - można dać jedynie jakąś symboliczną ofiarę. Dziwne, że nigdzie o takiej możliwości nie można przeczytać (przynajmniej ja się nigdzie nie natknęłam, a naprawdę buszowałam po Internecie sporo)...

Co ważne, zarówno przy licencji, jak i zezwoleniu po spisaniu protokołu przedślubnego wywiesza się zapowiedzi w obu parafiach narzeczonych oraz w parafii, gdzie odbędzie się ślub.

To taka garść informacji z pierwszej ręki dla tych, którzy może są, albo będą w podobnej sytuacji i są równie przerażeni jak my po poczytaniu forów ślubnych w temacie licencji. Nie ma co się stresować, wystarczy sobie wszystko na spokojnie przemyśleć i podejść z rozsądkiem, bez niepotrzebnych emocji.

My uznaliśmy, że najlepiej będzie poprosić o zezwolenie (nie licencję) proboszcza mojej parafii, ponieważ wizyta w mojej kancelarii parafialnej jest łatwiejsza do zorganizowania (mój dom rodzinny jest trochę bliżej Krakowa, niż Karola), a poza tym mój proboszcz całkiem dobrze mnie zna jeszcze z czasów mojego zaangażowania w oazę, gazetę parafialną, scholę, więc kontakt jest zdecydowanie łatwiejszy, niż w przypadku proboszcza u Karola, który jeśli go zna i kojarzy, to tylko z nazwiska rodziców. Na wszelki wypadek napisałam wcześniej maila (aż byłam w szoku, że moja parafia jest tak scyfryzowana!), że potrzebujemy taki dokument i zapytałam, czy musimy mieć ze sobą jakieś dokumenty. Odpowiedź dostałam tego samego dnia - nic nie potrzeba, można załatwić od ręki po sobotniej Mszy wieczornej. Tak też zrobiliśmy.

Ksiądz proboszcz już czekał na nas z przygotowanym formularzem potrzebnego zezwolenia. Wpisał nasze dane i dane parafii, w której ma odbyć się ślub i zaprosił za rok na wywieszenie zapowiedzi. Byliśmy nieco zaskoczeni, że nawet nie zapytał o powód, dlaczego zdecydowaliśmy się na ślub w innym kościele. Był tylko trochę zdziwiony, że przychodzimy z takim wyprzedzeniem, ale wyjaśniliśmy, że taki wymóg postawiono nam w parafii, gdzie chcemy się pobrać - żeby zarezerwować oficjalnie datę na ślub, mamy przyjść w styczniu z zezwoleniem. Otrzymaliśmy je bez żadnych przeszkód i jesteśmy zadowoleni, że jest to kolejny mały kroczek do przodu w naszych przygotowaniach do ślubu. Zostawiliśmy symboliczną ofiarę, choć ksiądz wzbraniał się przed jej przyjęciem. Niech to będzie wystarczający komentarz do tych wszystkich obelg na Kościół, który "zarabia" na młodych i księży "żądających" pieniędzy za "wszystko".

A tak swoją drogą... Patrzę teraz na ten dokument i czytam: narzeczony, narzeczona, sakrament małżeństwa, nasze imiona, dane... Nie dowierzam. Jesteśmy zaręczeni od prawie roku, a do mnie nadal nie dociera, jaki kosmos jest przed nami...

28 komentarzy:

  1. Podejście "Waszego" księdza powinno być normalne, ale niestety czasem nie jest i można usłyszeć historie o tym, że księża podają cennik (chyba nawet Tulippa to przechodziła?). Nie znam statystyk, ale głęboko wierzę, że takie nagłaśniane historie z żądaniem ofiary są jednak rzadkością (wiadomo jak ludzie lubią naskakiwać na Kościół).

    Ślub u mnie miałby sporą zaletę - z proboszczem i wikariuszem jestem na "Ty", bo są niewiele od nas starsi i doskonale się znamy, więc jakiekolwiek rozmowy i formalności przebiegałyby w fajnej atmosferze. Do tego prościej byłoby się z czymkolwiek dogadać np. nie chcemy organisty, a parafialny zespół :) Poza tym jestem dość mocno przywiązana do mojej parafii.
    Programista w swoim życiu zaliczył kilka przeprowadzek po Śląsku, więc z żadną parafią nie jest mocno związany. Do tego biorąc pod uwagę miejsce zamieszkania naszych rodzin i znajomych to nie ma innej opcji niż moje rodzinne Gliwice, w których mieszkamy :) Szczęśliwie najbliższy kościół R-K to ten, pod który "podlega" moja dawna szkoła, więc znam też tamtejszych księży, a z wikariuszem miałam okazję współpracować w samorządzie szkolnym (był opiekunem). Jest też kilkaset metrów od sal, które rozważamy (minus mojej parafii - jest nieco dalej od centrum i nie ma w odległości do 1,5 - 2km, fajnych restauracji, "nasze sale" są mniej więcej 2km od niego).

    Fajnie, że się u Was dzieje :) I powiem Ci, że ja też jak sobie pomyślę, że w przeciągu roku mam zostać żoną to aż nie mogę w to uwierzyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, u mnie ksiądz zażądał 100 zł za licencję (dodam, że protokół wypisywał miesiąc wcześniej wikariusz i jemu zostawiłam od razu pieniądze na zapowiedzi, bo za protokół nic nie chciał i nawet o zapowiedziach powiedział, że "co łaska, jak nie macie to nie musicie nic dawać"), a jak mu powiedziałam, że mam przy sobie "tylko" 90 zł to wysłał mnie do bankomatu!!! To dowodzi, że ksiądz księdzu nierówny. Do tej pory się wkurzam jak sobie o tym przypomnę. Na szczęście tych fajnych księży (a częściej ojców) też jest sporo.

      Nasz znajomy usłyszał np. że za zapowiedzi ma dać 200 zł!!! My - oboje w swoich byłych parafiach - usłyszeliśmy konkretną cenę za odpis chrztu i bierzmowania (50 zł, z tym że ja za samo bierzmowanie, bo za chrzest - w innym kościele "co łaska" i to "jeśli taka jest moja wola). Prawda, że zupełnie inaczej daje się pieniądze komuś kto się o nie nie upomina, niż takiemu pazernemu @#$!^& ??? ;)

      Usuń
    2. Jako narzeczona przyszłego wybitnego teologa :D muszę zaznaczyć, że według kodeksu prawa kanonicznego żaden kapłan nie ma prawa wskazywać określonej kwoty do zapłacenia i co więcej nie ma prawa żądać jakiejkolwiek opłaty za wydanie dokumentów. Jeśli tak robi - łamie prawo i sprawę należy skierować do biskupa. Niestety niektórzy księża wiedzą, że po pierwsze zwykli ludzie nie wiedzą o tym przepisie, a po drugie choćby i nawet wiedzieli "to nikt przecież księdza nie oskarży". I dlatego dzieje się jak się dzieje..

      Usuń
    3. Ja jestem z tych buntowników co to nie mają skrupułów i wyobraź sobie, że napisałam skargę do biskupa (w jednym przypadku), ale jak dostałam odpowiedź to mi ręce opadły... "Trzeba było powiedzieć księdzu, że Pani nie stać", o taaak!!! Jeszcze żebrać u bydlaka będę.

      A list był ostry, choć grzeczny (można go znaleźć u mnie na blogu w którejś z czerwcowych/lipcowych notek) i napisałam, że potem się dziwią, że młodzi ludzie odchodzą od kościoła i rezygnują z sakramentów, jak to wszystko przypomina kupczenie odpustami.

      Usuń
  2. Ha ha, Ty nie możesz uwierzyć jak czytasz narzeczona i narzeczony a ja wzruszam się gdy tylko ktoś z moich znajomych bierze ślub, planuje, lub tak jak Ty pisze o przygotowaniach bo tak sobie myślę zaraz jak to było u nas i mi się wszystko przypomina:) Ale wam zazdroszczę:) Ja chcę jeszcze raz:):) A co do księdza to wydaje mi się że jak ktoś ma normalne nastawienie do kościoła to nie będzie miał żadnych nieprzyjemności. Mój brat ma np z kościołem na bakier i gdy poszedł po to pozwolenie to miał małe spięcie i fajnie nie było, ale nie ma się co dziwic jak dla mnie. Ja tam problemów nie miałam, w sumie ślub był u mnie w parafii ale nie mogę powiedziec że ksiądz zachował się w najmniejszym stopniu nie tak. A takie komentarze na forach piszą zapewne osoby które mają już wyrobioną opinię o księżach i kościele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i racja, ale dokopałam się też do stron, w których wprost jest napisane, że zwyczajowo za licencję płaci się 50 % ofiary ślubnej, więc to chyba nie tylko jazgot "obrażonych" na Kościół na forach. Nawet ten mój znajomy ksiądz mówił, że u niego w parafii tak samo sugerują podobne rozwiązanie, ale informują przynajmniej, że oprócz licencji jest też to zezwolenie i uważam, że to jest całkiem uczciwe postawienie sprawy.

      Usuń
  3. My mieliśmy podobne rozkminianie co do róznic między licencją a tym pozwoleniem:) Przy czym sytuacja u nas jest jeszcze trochę inna - ślub bierzemy w mojej rodzinnej parafii, ale moj proboszcz stwierdził, że skoro mieszkam i pracuję już gdzie indziej, to tam też jest moja parafia, podobnie z narzeczonym. Muszę więc odebrać zezwolenie z parafii mojego obecnego miejsca zamieszkania (całe szczęście chodził tu ksiądz po kolędzie i jestem zapisana w księgach parafialnych;)) i tutaj będą wygłaszane nasze zapowiedzi, a mój rodzinny parafialny kościół traktowany jest jak "obcy". Najpierw nas to mocno zestresowało i przeraziło, ale koniec końców te formalności okazują się do ogarnięcia:)

    Pozdrawiam i powodzenia w dlaszych przedślubnych przygotowaniach:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie ten mój znajomy ksiądz od razu mnie spytał, jak długo mieszkam poza swoją rodzinną parafią, bo jeżeli powyżej pół roku, to już oficjalnie należę do parafii, na terenie której mieszkam. Problem jednak w tym, że ja przez całe studia przeprowadzałam się się cztery razy i w każdej z parafii długo miejsca nie zagrzałam, nigdzie nawet na kolędę się nie załapałam (dopiero tutaj z Panią Babcią pierwszy raz), więc nie czuję żadnej specjalnej więzi z parafią, w której teraz mieszkam. Na szczęście ks. proboszcz z mojej rodzinnej miejscowości nie widział żadnych przeszkód, żeby takie zezwolenie nam wystawić.

      Również pozdrawiam i troszkę zazdroszczę, bo Wy to już chyba jesteście na ostatniej prostej w przygotowaniach ślubnych. :) O ile dobrze pamiętam, to w maju ten Wasz wielki dzień, prawda? :)

      Usuń
    2. Zgadza się, to już 3 maja:) Od 3 lutego zostają już tylko trzy miesiące, więc zbliża się czas zabrania się za sprawy "papierkowe";)

      Z tą moją aktualną parafią też nie czuję się zbyt związana, zależało mi właśnie żeby było tradycyjnie w parafii panny młodej, a tu okazało się, że to wcale już nie jest moja parafia;) Jakoś tak chyba jest, że dopóki nie osiądzie się w jakimś miejscu już na stałe, to jednak parafia "rodzinna" wydaje się najbardziej "swoja":) Ale to tylko drobne formalności do pozałatwiania, w sumie nie jest nawet tak skomplikowanie jak myślałam:)

      Usuń
  4. Dzięki za informacje bo ja też planuje w innym kościele. W mojej ulubionej parafii <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że informacje się przydadzą. Pozdrawiam! :)

      Usuń
  5. Mój ślub był tradycyjnie, w parafii mojej, czyli panny młodej. To piękna tradycja, taka wskazująca na "oddawanie" dziewczyny z domu rodzinnego właśnie. Ale rozumiem, że w dzisiejszym szalonym świecie wielu przeprowadzek i różnych miast może być ciężka do zrealizowania.

    W związku z tym żadnych specjalnych dokumentów nie było potrzeba. Co do zapowiedzi, to dodam, że to chodzi właśnie o nagłośnienie sprawy w rodzinnych miastach, aby kto znający przeciwwskazania mógł je zgłosić.

    Marysia

    p.s. Jak ja się cieszę na tak częste wpisy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do częstych wpisów - Narzeczony ostatnio mnie chwali (a przy okazji trochę się ze mnie śmieje ;D), że tak dbam o naszych Czytelników. ;)

      Usuń
  6. argument Marysi, że daje się zapowiedzi, by ktoś mógł zgłosić przeciwwskazania...jest dla mnie czymś niezrozumiałym. No chyba, że jest się ciekawską osóbką i lata się na plebanie żeby donieść co robi przyszły pan młody/ pani młoda.
    Dla mnie jest jeden cel zapowiedzi: żeby pochwalić się innym tą cudowną nowiną.

    pozdrawiam, kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kojarzysz frazę z filmów:" Jeśli ktoś ma coś przeciwko niech powie teraz lub zamilknie na wieki"? Właśnie po to są zapowiedzi - jeśli znasz jakieś powody, dla których młodzi nie powinni się pobrać to należy o tym księdza poinformować.

      Usuń
    2. A znacie takie przypadki, gdzie ktoś poinformował księdza i młodzi się nie pobrali? Pytam, bo mnie to zaintrygowało

      Usuń
    3. Niestety, kreatywność ludzka nie znam granic. Są historie o tym, jak okazywało się, że narzeczony na drugim końcu Polski ma partnerkę cywilną. Można też wiedzieć np. o jego uzależnieniu, nieślubnym dziecku, cokolwiek. Chyba lepiej, by to wyszło przed ślubem, aniżeli potem toczyć boje o ewentualne stwierdzenie nieważności.

      Ale dumny lans na wsi to swoją drogą ;)

      M.

      Usuń
    4. No to rzeczywiście lepiej powiedzieć przed ślubem. Ale taką nieważność w takich przypadkach powinno otrzymać się szybko, prawda?

      kasia

      Usuń
    5. Jak partnerkę cywilną? To jakaś bzdura, przecież wyciągasz dokumenty z USC o braku przeciwwskazań do ślubu!
      A zapowiedzi w dzisiejszych czasach dla mnie to też bezsens, bo Twoją parafią jest nie ta, gdzie masz rodzinę, ale gdzie mieszkasz min. 3 miesiące (w moim przypadku NIKT znajomy nie należy do mojej parafii, gdzie były zapowiedzi i myślę, że jak ktoś chce uniknąć czyjegoś sprzeciwu to to nie jest żaden problem)...

      Usuń
    6. No właśnie zgadzam się z Tulippą...ten argument jest dla mnie bez sensu, nawet jeśli w zachodnich kiepskich komedyjkach jest takie pytanie czy ktoś jest przeciwko, to dla mnie to nie jest argument, że tylko dlatego się daje zapowiedzi.

      Usuń
    7. No niestety, są różne historie. W jednej z parafii mojego miasta trafiła się babcia, chcąca ochrzcić wnuczka po kryjomu. Okazało się, że umyśliła sobie "drugi chrzest", żeby wnuczek miał w przyszłości zapasową kartotekę, jakby mu jedno małżeństwo nie wyszło. Niestety, inwencja ludzka bywa przerażająca.

      Zresztą, to nie tylko kwestia związku cywilnego, ale wielu innych rzeczy, z których na pewno żadna Adzie i Karolowi nie grozi, więc nie ma co rozkminiać.

      To także pozostałość po dawniejszych czasach, gdy biurokracja nie była tak ewidentna. Oraz - last but not least - świadomośćślubu jako wydarzenia społecznego, które społecznie ogłoszone być winno.

      Usuń
    8. Też uważam, że zapowiedzi to całkiem fajna pozostałość po dawnych czasach. My akurat nie spodziewamy się, by ktokolwiek zgłaszał jakieś przeciwwskazania do zawarcia przez nas małżeństwa, więc będzie dominował ten aspekt "pochwalenia się" i ogłoszenia wszem i wobec, że oto ta Ada wydaje się za jakiegoś przyjezdnego (u nas: cepra :D) Karola Jakiegośtam i ma zamiar żyć z Nim długo i szczęśliwie. :D

      Ale tak z nieco innej beczki - moja koleżanka musiała zgłosić przeszkodę do zawarcia małżeństwa w przypadku swojego znajomego (co prawda nie miało to nic wspólnego z zapowiedziami). Gdy dowiedziała się, że chłopak (20-letni) ma zamiar się ożenić z dziewczyną, z którą jeszcze pół roku wcześniej chciał się rozstać, a która wtedy zagroziła mu, że jeśli odejdzie, ona popełni samobójstwo... Został więc przy niej, a chwilę później ona zaszła w ciążę i bach - szybki ślub. Moja koleżanka musiała zatem zgłosić proboszczowi parafii, w której mieli się pobrać, że zna takie okoliczności i czy to aby nie jest przymus. Ksiądz wysłuchał, zdjął z niej ciężar odpowiedzialności za znajomość takich okoliczności i obiecał, że porozmawia z narzeczonymi. Chyba wszystko się wyjaśniło, bo z tego, co mi wiadomo, pobrali się. Ale sytuacja średnio ciekawa. Jak widać nie tylko w filmach dzieją się różne dziwne rzeczy...

      Usuń
  7. Cel jest dwojaki: chodzi zarówno o przeciwwskazania , jak też ogłoszenie szczęśliwej nowiny:-).

    OdpowiedzUsuń
  8. My na początku chcieliśmy brać ślub w innej parafii, ale skoro oboje należeliśmy do tej samej, mąż mieszkał praktycznie obok kościoła, a ja trzy ulice dalej, to jakoś nam było głupio. :D no i tamci księża z tamtej parafii przeszli do naszej, więc już w ogóle nie było sensu stamtąd uciekać, bawić się w formalności i kasę tracić.

    OdpowiedzUsuń
  9. Trochę to skomplikowane, jak się tak czyta:) Ale mieliście szczęście, że podpytałaś zaufanego księdza, i że ksiądz z Twojej parafii nie robił problemów. Grunt, że dokument jest:) Teraz można tylko iść do przodu i łapać te wszystkie chwile do jednego worka wspomnień:) Jak pomyślę ile jeszcze przed Wami, aż sama mam ochotę zostać taką narzeczoną:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Podziwiam, za takie ważne decyzje życiowe i obranie takiej drogi, życzę wytrwałości :)

    OdpowiedzUsuń
  11. To może ja coś dodam od siebie. Od zawsze chciałam mieć ślub w kościele, do którego przynależałam przez 20 parę lat swojego życia, tu należałam do Krycjaty Eucharystycznej, scholi, KSMu, chodziłam na pielgrzymki, tu modliłam się o dobrego męża, rodzice tu mieszkają. 10 lat temu wyjechałam do innego miasta, poznałam Narzeczonego ;) Formalnie zmieniłam parafię, przyjmuję księdza po kolędzie ale emocjonalnie nie jestem związana z tym kościołem. Ustaliliśmy z Narzeczonym, że ślub i wesele będzie w moim mieście i parafii urodzenia. Zaręczyliśmy się w lutym tego roku i tydzień później udaliśmy się do tego kościoła celem zaklepania terminu, bo zależy nam na czasie. Niestety okazało się, że z racji tego, że oboje formalnie przynależymy do innych parafii należy przywieźć zezwolenie, licencję ksiądz odradził. Powiedział, że lepiej wszystkie formalności, protokół spisać w parafii, gdzie będziemy brać ślub. Niestety bez zezwolenia ksiądz nie chciał nam zarezerwować terminu. było to o tyle trudne, gdyż tego samego dnia mieliśmy oglądać salę i podjąć decyzję a ponadto przyjechaliśmy z innego miasta, brałam specjalnie urlop, chciałam załatwić wszystko za raz. Ledwo ubłagałam księdza, żeby zapisał nas na październik. Ok zapisał, mamy termin. Od razu szybciutko sala. Super. Musimy tylko dowieźć w ciągu paru dni zezwolenie, żeby formalnie było wszystko ok. Po zezwolenie poszedł mój Narzeczony do swojej parafii, jest tam zaangażowany. Zezwolenie dostał od ręki. Tak więc mamy zezwolenie, jedziemy w sobotę do kancelarii (do innego miasta). W kancelarii okazuje się, że nasze zezwolenie jest ZŁE. Ponieważ na zezwoleniu było napisane tylko o przeprowadzeniu rozmów kanonicznych a nic o tym, że również ślub ma być w tej małej miejscowości. Ponadto niepotrzebnie przywoziliśmy teraz to zezwolenie ale trzeba je przywieźć 3 miesiące przed ślubem, bo do czasu ślubu i tak będzie nie ważne. Jak ksiądz (proboszcz to był) zaczął mówić, że musimy wymienić to zezwolenie to ja już nie wytrzymałam i po prostu się rozpłakałam ;( Wiem, że zareagowałam zbyt emocjonalnie i zazwyczaj nie załatwiam tak spraw urzędowych ale jakoś zrobiło mi się żal. To była przez większość mojego życia moja parafia, w którą byłam zaangażowana na prawdę bardzo mocno. Nie dość, że jak byliśmy pierwszy raz to ksiądz nie chciał nam dać terminu to teraz znów nas odsyłają z błędnym zezwoleniem. No więc siedzimy przed proboszczem, ja łkam, mówić nie mogę, proboszcz zbaraniał, mój Narzeczony zaczął tłumaczyć, że zostaliśmy źle poinformowani. Skończyło się na tym, że będziemy licencję robić w parafii mojego Narzeczonego a licencję przywieziemy tu na tydzień przed ślubem. Tak chyba będzie najlepiej, żeby nie jeździć parę razy. A szkoda, bo myślałam, że wszystko będzie w mojej rodzinnej parafii. Teraz już trochę żal mi przeszedł. Śmiesznie było jak Narzeczony przy proboszczu zaczął mnie głaskać po kolanie, żeby mnie rozśmieszyć. Potem jak wyszliśmy z Kancelarii to ja znowu zalałam się łzami a Narzeczony mówił, żebym nie płakała, bo on tez będzie musiał płakać ;) Wyszło długo ale musiałam się wygadać. Moja rada - pytajcie o wszystko dokładnie, żeby nie musieć po parę razy jeździć, nic nie załatwiając. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo przydatny tekst :) My bierzemy ślub we wrześniu, parafię wybraliśmy pragmatycznie- w miejscu, gdzie chcemy zrobić wesele. I tam ksiądz mówił nam co innego, a tu ksiądz gdy przyszedł po kolędzie, jeszcze co innego (twierdził, że licencja jest niezbędna) . I bądź tu mądry. Mamy sporo czasu, więc wszystko powinno się udać. Widzę, że Wasz ślub już niedługo :) Zapewne macie już wszystkie "kwity" za sobą. Wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chcesz, możesz skomentować to, o czym piszemy. Oczekujemy jednak podpisania się pod swoimi słowami, choćby pseudonimem. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...