Odliczamy!

sobota, 31 stycznia 2015

Przerwa w dostawie bloga

Komputer mi padł.
Blog jest zdany na łaskę i niełaskę Narzeczonego.
Także tego. Do przeczytania kiedyś tam. :)

Jak mi sprzęt powstanie z martwych tudzież zostanie zastąpiony nowszym modelem. 
Albo jak mi Karolasty użyczy swojego. Laptopa. 
:) 

środa, 28 stycznia 2015

Życie poza ślubem... istnieje!

- Którego to dokładnie ty masz ten ślub?
- Szesnastego.
- I ile chcesz urlopu później?
- Tydzień wystarczy.
- Uff, to na Dzień Matki zdążysz wrócić. Ale za laurki to chyba będziecie musieli się wcześniej zabrać, bo tak tuż przed ślubem ani tuż po to tego nie widzę... ;)

Taka drobna wymiana zdań w pracy. I nagle sobie uświadomiłam, że... poza naszym ślubem istnieje normalne życie. :D

Jest maj, jest Dzień Matki, więc szykuje się impreza, trzeba być zwartym i gotowym. Jakoś to jeszcze do mnie nie dociera. To wszystko dzieje się naprawdę? Serio, następną imprezę w pracy będę przeżywać jako MĘŻATKA??

:)
***

Narzeczony przychodzi.
- No co Ty, czemu masz cienką kurtkę, jak jest tak zimno??
- Nie jest zimno, mrozu nie ma. 
- Jak to nie ma mrozu? Jak wracałam, szczypało mnie w policzki i cała byłam czerwona. Zimno jest.
- A tam, pewnie gorzały popiłaś i temu poczerwieniałaś. ;D

Po kilku godzinach, gdy pora późna. 
- Musisz już iść.
- Nie chce mi się... Tak zimno na polu, pewnie mróz jest, a ja mam taką cienką kurtkę... :D 

;)

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Kula śnieżna, czyli w kryzysie

Zima na chwilę zaskoczyła, sypnęło śniegiem, więc pozwolę sobie na małą metaforę "klimatyczną".

Wiecie, jak to jest, gdy w jakiejś sferze życia z czymś sobie nie bardzo radzimy, a oczekiwanie na zmianę sytuacji (nie zawsze od nas zależną) wypełnione jest narastającym napięciem...? Kolejne potknięcia, rozczarowania, wybuchy emocji i frustracje nawarstwiają się jak tocząca się kula śnieżna. Coraz większa i cięższa, coraz trudniejsza do ruszenia, coraz bardziej przerażająca... A jeśli śniegu wokół też jest dużo, to łatwo o lawinę, przez którą nasza śnieżna kula zaczyna się toczyć w dół.
Taka kula śnieżna + lawina = kryzys. Dół. Gleba.

Ja swoją kulę śnieżną toczę już dłuższy czas. Z każdym dniem jest mi coraz trudniej. Czasem udaje mi się ją trochę "przyklepać", jakoś wygładzić, żeby choć trochę się zmniejszyła. Ale to tylko chwilowe przebłyski. Ona i tak wciąż rośnie. Uparcie i natrętnie.

Łatwo sobie wyobrazić drobiazg, który spowoduje choćby niewielką lawinę. Zmęczenie, zniechęcenie, kiepski nastrój albo właśnie wręcz przeciwnie - wieeelka otwartość związana z dużymi oczekiwaniami wobec drugiej osoby. Do tego nadmiar emocji i codziennych napięć. Lawina murowana. Kryzys. Kula toczy się w dół, zbierając po drodze kolejne, nadprogramowe frustracje. Rozczarowanie. Żal. Jeszcze trudniej...

My też to przeżywamy. Czasem te kryzysy są jakieś bardziej znośne, łatwiejsze do przełknięcia. A czasem, jak ten ostatni, trudne, bolesne, okupione łzami. Ale w każdej takiej chwili słabości i naszego niedomagania przychodzi ON, ze swoim Miłosierdziem.

A wczoraj to już w ogóle było przegięcie. Jakby cała Liturgia, każde Słowo było w całości tylko dla nas...! Idealnie dopasowane i trafiające w sedno. Jak to dobrze, że Bóg może z każdego zła wyprowadzić nieskończone dobro! Jak dobrze, że moc w słabości się doskonali!

Z każdym dniem jesteśmy coraz mocniejsi. Miłością.

A moją "kulę śnieżną" w dniu ślubu złożę na ołtarzu. Niech się stopi w promieniach sakramentu.

piątek, 23 stycznia 2015

Jeszcze w promieniach Bożego Narodzenia

Liturgicznie okres Bożego Narodzenia już się zakończył, ale w Polsce tradycyjnie śpiewa się jeszcze kolędy, w domach i kościołach stoją jeszcze choinki i szopki, a w szkołach, przedszkolach i innych miejscach publicznych trwają jeszcze spotkania opłatkowe i jasełka. Zawsze mnie denerwował ten "przedłużony" czas Bożonarodzeniowy, jakoś niespecjalnie za nim przepadam, niewiele jest kolęd, które lubię i ogólnie to nie w moim klimacie. Jednak od jakiegoś czasu moje nastawienie do tego okresu zaczęło się zmieniać. Zaczęło mi się dobrze kojarzyć.

Koniec stycznia przed dwoma latami był czasem, kiedy już coś wisiało w powietrzu. Czułam, że coś się święci. Że zapadają w nas najważniejsze decyzje. Że dojrzewamy do zaręczyn. Najciekawszym tego wyrazem i zarazem kulminacją emocji był opisywany już tutaj "falstart" - dokładnie 2 lutego, czyli ostatniego dnia śpiewania kolęd i świątecznej atmosfery. Może właśnie dlatego teraz przeżywam te ostatnie dni "kolędowe" z pewnym sentymentem.

Mało tego, zakochałam się ostatnio w pięknej pastorałce, pod znakiem której upłynęły mi ostatnie tygodnie w pracy. Posłuchajcie, koniecznie w tej wersji:


Z nut pachnących macierzanką i rumiankiem... 

A rumianek to już mi się bardzo prosto kojarzy z naszym ślubem i... wszystko się pięknie łączy. 

Ale to jeszcze nie koniec inspirujących akcentów w końcówce świątecznego klimatu. Dzisiaj natknęłam się na ciekawy wywiad z Dorotą Chotecką. Jej mąż, Radek Pazura, chyba jest nieco bardziej popularny, częściej pojawia się w mediach i opowiada o swoim nawróceniu. A tutaj spojrzenie z troszkę innej strony. Dla mnie niezwykle wartościowe i cenne. 

http://rodzina.wiara.pl/doc/2300538.Jezeli-Bog-z-nami


środa, 21 stycznia 2015

A gdzie w podróż poślubną?

Gdzie się nie obrócimy, tam słyszymy to pytanie. Przy zapraszaniu gości na wesele i w zwykłych rozmowach ze znajomymi. Zresztą, nie ma co się dziwić - we wszystkich plannerach i kalendarzach ślubnych jest zalecenie, żeby 6-4 miesięcy przed ślubem zacząć planować podróż poślubną. A my - (jakby to powiedziała moja mama) jak zwykle po swojemu.

Nic konkretnego na razie nie planujemy. I planować nie zamierzamy aż do ślubu. Na razie powoli klaruje nam się jakaś wspólna wizja podróży poślubnej, w którą mielibyśmy się wybrać. Przez długi czas w ogóle o tym nie myśleliśmy. Mówiliśmy sobie, że najwyżej wybierzemy się na parę dni nad morze. Mamy tylko jedną zachciankę - samolotem. Choćby to miało być do Gdańska. :)

Jednak jak się tak na spokojnie zastanowić, to może się okazać, że tydzień nad Bałtykiem może wcale nie być taki tani, a i z pogodą nie wiadomo jak będzie, nawet w środku lata. Dlatego stwierdziliśmy, że jeśli już udałoby się nam gdzieś wyjechać, to może jednak warto celować za granicę.

Gdzie?
Od początku rozważamy miejsca raczej mało popularne. Pierwsza selekcja wyłoniła faworytów: Skandynawia albo Bałkany. Prym w temacie naszych podróży wiedzie zdecydowanie Karol, więc to on wkręcił się w zorientowanie się w konkretach dotyczących cen przelotów, noclegów i atrakcji turystycznych w poszczególnych miejscach. Długie rozkminy przyniosły wspólne wnioski dotyczące miejsc, w które chcielibyśmy celować. Serbia, Bośnia i Hercegowina, Albania, ewentualnie Bułgaria.

Kiedy?
Koniec sierpnia.

Jak?
Na wariata. Bez rezerwowania hoteli, może zupełnie last minute, z odrobiną szaleństwa. To ostatni taki moment. Gdy pojawią się dzieci, już niekoniecznie będzie można sobie pozwolić na takie podróżowanie. Przynajmniej przez kilkanaście lat. :)

To taka ogólna wizja. Czy uda nam się ją zrealizować, zdecydujemy po ślubie.

***

Na dziś linia 115: Dworzec Główny Wschód - Witkowice. Krótka. Raptem 12 przystanków. Tak jak nasze pozostałe do ślubu szesnaście tygodni.

- Ty to jesteś... Ada! 
:)

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Żeń się, stary, żeń - czemu masz mieć lepiej niż ja...

Hasło niby żartobliwe, ale w gruncie rzeczy nieco masakryczne. Jakby małżeństwo miało być jakimś nieszczęsnym fatum, które dopada mężczyzn... Złem koniecznym i życiową tragedią. Końcem wolności i początkiem niedoli...

Karol też je już parę razy usłyszał. Wiadomo, w żartach i z przymrużeniem oka, ale wydaje mi się, że tego typu teksty podświadomie zapadają głęboko w pamięć i przyczyniają się do wykreowania w męskiej świadomości określonego obrazu małżeństwa i emocji, skojarzeń z nim związanych. Może to dlatego część facetów ma problem z podjęciem decyzji o ślubie, a później ze ślubnymi przygotowaniami i z małżeństwem w ogóle...? 

Fora ślubne pełne są wiadomości zrozpaczonych dziewczyn i kobiet, które najpierw nie mogą się doprosić o pierścionek zaręczynowy, a później narzekają, że panowie nie chcą angażować się w przygotowania do ślubu. Niejednokrotnie przeglądałam takie wątki i byłam zszokowana, jak bardzo kwestie związane ze ślubem są przeżywane przez kobiety, a olewane przez mężczyzn... Mam wrażenie, że często to same dziewczyny są trochę sobie winne, bo najpierw wciągają w wir przygotowań mamy, siostry i przyjaciółki, roztrząsając każdą pierdołę, a później dziwią się, że mężczyźni nie są zorientowani ani zainteresowani wszystkimi drobiazgami, a bywa, że nawet do koniecznych wspólnych załatwień trzeba ich zaciągać wołami... Brzmi trochę przerażająco, ale czasem tak się naprawdę zdarza. 

Tym większą radość sprawiają zasłyszane opowieści o pięknych wspólnych przygotowaniach. Wspólnych decyzjach, wyborach i kompromisach. Wspólnym realizowaniu marzeń i wyobrażeń o swoim ślubie. O wzajemnym wsparciu i podwójnej radości. 

- Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby para młoda tak się cieszyła ze ślubu RAZEM. To, że panny młode się ekscytują przygotowaniami i całym ślubem, to jasne. Ale pana młodego tak szczęśliwego i zaangażowanego w przygotowania to pierwszy raz widzę! 

:)
***

Odkryliśmy hit!


Poezja! :D
I, niestety, strasznie wpada w ucho... ;)
Podśpiewuję sobie:
- Tooo lodołamacz, z łodzi twego serca... 
- COOO? Z jakiej łodzi??
- No tak śpiewa!
- "ZŁODZIEJ twego serca"! Oj, kochanie, zdecydowanie za dużo piosenek oazowych... ;D 

niedziela, 18 stycznia 2015

Obrączki!

Cóż za emocjonujący koniec tygodnia...!

Najpierw rozwiązała się nerwowa sytuacja z hotelem. Okazało się, że wystarczył jeden grzeczny, acz dosadny mail, aby uruchomić zdolności negocjacyjne naszego menadżera lokalu weselnego i... nagle znalazło się w hotelu 10 pokoi dla naszych gości. Wow! Jeden spory kłopot z głowy, a wyjścia awaryjne, mam nadzieję, już się nie przydadzą. Muszę przyznać, że po całym zajściu mam jeszcze lepsze zdanie o naszym lokalu na wesele. Pokazali, że naprawdę im na nas zależy i naprawili wcześniejszą gafę, co podbudowało nasze nadszarpnięte zaufanie. Oby tak dalej, chwała Panu, alleluja i do przodu.

Ponadto oboje mamy już załatwione dokumenty z rodzinnych parafii potrzebne do ślubu.

Nie mogę też nie wspomnieć o moich odwiedzinach u koleżanki - mamy 3,5 miesięcznego Franka. Atmosferę spotkania najlepiej oddaje mój krótki dialog z tatą koleżanki.
- Co tam słychać, Ada?
- A dziękuję, wszystko dobrze. Przyjechałam zapatrzeć się na Franka, bo taki fajny! Też takiego chcę!
- Nie ma sprawy. Podanie, dwa zdjęcia i zobaczymy, co da się zrobić. ;)

Po drodze przyjęliśmy też z Karolem pierwszą w życiu wspólną kolędę i to ani nie u mnie, ani nie u niego. Było miło i sympatycznie, a przy okazji wywiązała się też rozmowa o... poradni rodzinnej, w której odbywaliśmy przedślubne spotkania. Zasugerowaliśmy delikatnie, że nie działa to do końca tak jak powinno, a ksiądz proboszcz życzliwie przyjął nasze spostrzeżenia. Myślę, że było to cenne dla obu stron.

No i najważniejsze!
Tak, dokładnie dzisiaj, na 119 dni przed ślubem, (kiedy parka na suwaku właśnie "wsiadła" na gołębia ;p) wybraliśmy i zamówiliśmy nasze obrączki! Cóż za emocje, co za radość - nie do opisania! Wypatrzyliśmy je już dawno w Internecie, a teraz okazało się, że na żywo są jeszcze ładniejsze, więc nie było się nad czym specjalnie zastanawiać. Długo rozkminialiśmy wcześniej typ obrączek, czy klasyczne, czy lepiej jakieś bardziej oryginalne, mierzyliśmy wiele różnych wzorów w kilku sieciach jubilerskich. Aż w końcu wybraliśmy te:


Szerokość 3,5 mm, "karbowane" (określenie Karola ;p) obwódki z białego złota, zewnętrzny profil półokrągły, a wewnętrzny półwypukły, czyli troszkę zbliżony do soczewki. Klasyczne, a jednak oryginalne. I pięknie będzie się komponować z pierścionkiem zaręczynowym, który również ma w sobie połączenie żółtego i białego złota. A skoro już mowa o zaręczynach - na drugą rocznicę obrączki powinniśmy już mieć odebrane! Ależ będzie miło świętować! :)

A zapomniałabym! Grawer. Wymyślony już daaawno, bo z półtora roku temu, ale okazało się, że... nie zmieści się. Chcieliśmy, żeby na mojej obrączce były słowa: "Żony bądźcie poddane mężom", a u Karola: "Mężowie miłujcie żony" - czyli dwa najważniejsze fragmenty naszego ślubnego czytania. Niestety, zwłaszcza ta moja część, czyli 26 znaków ze spacjami to przegięcie i po prostu się nie da. Dlatego ograniczyliśmy się do pierwszego zdania z tego samego czytania, choć jeszcze musieliśmy je skrócić*, aby zmieścić się w wymaganych 21 znakach. I poprosiliśmy o grawer na obydwu obrączkach: Bądźcie sobie poddani
Wymowny skrót tego, co najważniejsze w naszej wizji małżeństwa. :)

*W całości zdanie brzmi: Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej (Ef 5,21).

Dobra, wystarczy, bo nie zasnę z wrażenia... 

PS
Na jednym ze ślubnych portali wygrałam kod rabatowy -10% na zakup obrączek w sieci W.KRUK ważny do 14.06.2015 r. Kupon nie jest imienny, a my ostatecznie nic w Kruku nie wybraliśmy, więc pomyślałam, że mogę go komuś odstąpić, bo szkoda, żeby się zmarnował. Jeśli ktoś jest zainteresowany, proszę o kontakt przez formularz prywatnej wiadomości z prawej strony. :)

środa, 14 stycznia 2015

Okołoweselnie

Trochę ochłonęliśmy, emocje opadły, wymyśliliśmy kilka rozwiązań awaryjnych i trzeba to po prostu przyjąć na klatę. Dobrze, że przezornie zabraliśmy się do tematu pokoi dla gości teraz, kiedy czasu jest jeszcze sporo i że właśnie teraz wynikła taka sytuacja. Możemy to na spokojnie ogarnąć i być może okaże się, że jeszcze nam to wszystko wyjdzie na dobre. A że kłopotu będzie trochę więcej? Trudno, bez atrakcji byłoby pewnie nudno. A tak to i wspomnienia będziemy mieć ciekawsze.

W tak zwanym międzyczasie przymierzamy się powoli do zrobienia filmiku z naszą historią na wesele. Zdjęcia od dzieciństwa aż do teraz i przy okazji podziękowania dla rodziców. Może nie jest to jakoś mega oryginalne, bo mnóstwo par teraz tak robi, ale jest to na tyle wygodna i ciekawa zarazem forma podziękowań, że w nosie mam oryginalność. Poza tym zdjęcia pary młodej z lat młodzieńczych na weselu zawsze są elementem przyciągającym uwagę gości i pewną atrakcją, więc dlaczego nie? :)

Jesteśmy na etapie wyszukiwania i kompletowania potrzebnych zdjęć, które później zostaną nagrane w formie filmiku z podkładem muzycznym. Chyba nikomu nie trzeba mówić, jaką frajdą jest wspólne oglądanie fot z dzieciństwa i przywoływanie związanych z nimi historii. :)

To teraz bonus. Perełka!
Patrzcie, skąd mój Karolasty czerpał wzorce od najmłodszych lat!

Dumny i solidny opiekun, oblubieniec samej Najświętszej Panienki, ostoja Świętej Rodziny.
Mój Karolasty jako święty Józef!
Jeśli w małżeństwie też będzie brał przykład z Józefa i Jego wstawiennictwa przyzywał, to ja już się o nic nie martwię. :)

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Zaczęły się schody...

Czy ja WCZORAJ pochwaliłam nasz lokal weselny za pełen profesjonalizm i dbanie o klienta?

No. To w ramach wdzięczności DZISIAJ nasz menadżer, owszem, przedstawił nam atrakcyjną ofertę cenową pokoi hotelowych dla gości weselnych, jednocześnie informując, że.. w dniu 16/17 maja 2015 hotel nie dysponuje ŻADNYMI dostępnymi pokojami z uwagi na rezerwację grupową...

Dziękuję za uwagę.
Jesteśmy w czarnej dupie.

Zbyt gładko to wszystko szło... Coś w końcu musiało się schrzanić.

niedziela, 11 stycznia 2015

Nasze miejsce

Gdy wybieraliśmy lokal na przyjęcie weselne, zwracaliśmy uwagę na najważniejsze rzeczy. Układ sali, akustyka, jakość jedzenia, obsługa, miejsca noclegowe, estetyka wnętrz, no i oczywiście oferta cenowa. Ogólny zarys w pełni zgadzał się z naszymi oczekiwaniami i możliwościami, więc wybraliśmy właśnie to, a nie inne miejsce. Gdzieś już wtedy przemykały w głowie pytania o różne szczegóły organizacyjne, ale kto by się zajmował kwiatami, ciastami i owocami czy rezerwacją pokoi noclegowych na 1,5 roku przed weselem? I tak nam się powoli zbierało mnóstwo pytań i wątpliwości, aż postanowiliśmy wszystko ogarnąć i spisać. Okazało się, że wyszła nam 15-punktowa lista "pokutna", zatem nie było sensu smarować tak długaśnego maila i postanowiliśmy się wybrać do naszego lokalu, żeby wszystko na spokojnie omówić.

Lubimy tam przyjeżdżać. To takie nasze miejsce. W pięknej okolicy, ciszy i spokoju. Jak zawsze dostajemy pyszną kawę na koszt firmy i jesteśmy dopieszczeni bardzo miłą obsługą. Myśleliśmy, że to tylko na początku tak zabiegają o klienta, a później jak już będą nas mieć w garści, może być nieco gorzej. Okazuje się, że wcale nie. Nie dość, że jakość obsługi wciąż jest zachwycająca, to jeszcze idą nam na rękę, jak tylko się da. 

Będziemy potrzebować więcej noclegów? Wycenią nam pokoje indywidualnie, żebyśmy dostali nieco większy rabat niż standardowe 20%. 

- Jak wyglądają paczki z ciastami i co zawierają? 
- Proszę podjechać w przyszłym miesiącu, dostaniecie państwo w prezencie taką paczkę do zdegustowania.

- Mam taki pomysł, żeby na stołach były goździki budyniowe i fuksjowe... Czy jesteście w stanie to zorganizować, czy sama mam zamówić?
- WIEM co to za kolor ta fuksja! (szok! mężczyzna wie, co to jest fuksja!) Podeśle mi pani dla pewności zdjęcie i zorganizujemy. 

No i najfajniejsza niespodzianka. Przy podpisywaniu umowy mieliśmy zastrzeżenie, że cena za osobę, może wzrosnąć do 5% w stosunku do ówczesnej oferty (czyli z 2013 roku). Więc we wszystkich naszych obliczeniach braliśmy pod uwagę ten wyższy pułap cenowy. A tu okazuje się, że... ceny nie uległy zmianie. No, tak to może być.  :)

Teraz to nie możemy się doczekać już nie samego ślubu, a wesela. Wygląda na to, że będzie baaardzo fajnie. :)

I ciekawostka. Wspomnianą pyszną kawę piliśmy w towarzystwie aktorki, Danuty Stenki, która zatrzymała się w naszym hotelu. :)

***

- Stłukłam talerz...
- Dlaczego?
- ... A tak. Jak sobie pomyślałam, że znowu do mnie przyleziesz, to aż się zdenerwowałam, wzięłam i stłukłam... 
:D

PS
Linia 125: Szpital Rydygiera - Złocień. :)
Złocień to jest taki koniec Krakowa. Tam, gdzie diabeł mówi dobranoc. Myśleliśmy kiedyś, żeby tam zamieszkać, ale na razie nierealne. Może jeszcze kiedyś... :)

czwartek, 8 stycznia 2015

Spokój

Opowiadam Karolowi anegdotę, którą jedna z Czytelniczek umieściła w komentarzu pod ostatnim wpisem:

U nas było (chłopak, 5 lat):
- Co zrobią M. i S.?
- Ożenią się!
- I co będą mogli?
- Mieszkać razem?
- I co będą mieć?
- ... Spokój!


Karol: 
- A wiesz, że coś w tym chyba jest...! 

No. Chyba tak. Nie żeby mi się z Panią Babcią źle mieszkało, wręcz przeciwnie. Ale... to już czas. 
Powoli trzeba też rozglądać się za mieszkaniem. Naszym pierwszym wspólnym mieszkaniem. 

***

Dostałam bardzo ciekawy i dobrze płatny staż w Holandii. Wiecie jakie wypasione pociągi jeżdżą do Amsterdamu?? Rewelacja. Pojechałam na spotkanie i zaproponowano mi naprawdę atrakcyjną współpracę. Pojawił się tylko jeden problem. Termin. Cały maj i czerwiec. Nie, nie mogę wrócić na ślub... 
Byłam zrozpaczona. Tylko ten jeden warunek. Zaproponowano mi nawet, że zwrócą mi koszty przełożenia rezerwacji weselnych na późniejsze miesiące. Żebym się tylko zgodziła, bo moje umiejętności i osiągnięcia zrobiły na nich bardzo dobre wrażenie. Masakra. 
Miałam zdecydować do rana, a następnego dnia wrócić pociągiem powrotnym. Zaprowadzono mnie do apartamentu, w którym miałam nocować, a później też mieszkać, gdybym przyjęła ten staż. Przepiękne, ogromne mieszkanie, urządzone w stylu retro. Wielkie, wygodne łóżko (brakowało tylko baldachimu!), wysokie okna, aksamitne zasłony, świeże kwiaty na stole... Coś pięknego. Odrzucić taką propozycję? Nie mogę. W ogóle jak to będzie wyglądało w CV! Dwa miesiące stażu w tak renomowanym miejscu za granicą! Nie mogę odrzucić. Przecież te dwa miesiące różnicy jeśli chodzi o ślub, to nic takiego. Czekaliśmy tyle, to jeszcze parę tygodni więcej nas nie zbawi... Tylko... ciekawe co na to Karol...?

Z tym pytaniem w głowie się obudziłam... Szczęśliwa, że nie dostałam żadnego stażu. 
I jeszcze bardziej stęskniona za tym zwykłym, codziennym, małżeńskim spokojem. 

wtorek, 6 stycznia 2015

Konkurencja

Zapraszamy na wesele rodzinę z dwójką dzieci. Gadka szmatka o weselu. Już się powoli żegnamy, a mama pyta starszą, pięcioletnią córkę:
- To jak, pójdziesz na wesele cioci i wujka?
- Tak!
- A co się robi na weselu?
- Tańczy!
- A kto będzie miał najpiękniejszą sukienkę?
- Jaaaa!

Cóż, chyba będę mieć konkurencję. :D

sobota, 3 stycznia 2015

Na 4,5 miesiąca przed ślubem

Zmiana roku w dacie to jakiś naprawdę magiczny moment. Do tej pory byliśmy totalnie wyluzowani, bo przecież tyle rzeczy mamy już załatwionych, kupionych i zrobionych. Reszta to przecież na parę miesięcy przed dopiero... No właśnie. Nagle uświadomiliśmy sobie, to "parę miesięcy przed" właśnie nastąpiło i jest sporo rzeczy, które już wypadałoby powoli załatwiać i rezerwować. Nieco ponad 4 miesiące to w gruncie rzeczy niewiele czasu. 

Dzięki koleżance zorientowałam się, że powinnam zadzwonić do swojej fryzjerki i na wszelki wypadek zaklepać sobie termin na ślubne uczesanie. Podobno w niektórych salonach soboty są obstawione na pół roku do przodu...! (?!) 

Powinniśmy też poszukać i zdecydować się na cukiernię, która dostarczy tort weselny i ciasta. Tak, ciasta też, bo jednak zrezygnowaliśmy z pomysłu zaopatrzenia wesela domowymi ciastami. Nie było zbyt wielu chętnych do współpracy, więc idea umarła śmiercią naturalną. Zatem trzeba powoli orientować się w sprawie cukierni. Wszelkie podpowiedzi, opinie i polecenia z Krakowa i okolic mile widziane. :)

Kolejną ważną sprawą do załatwienia są dokumenty z naszych rodzinnych parafii potrzebne do ślubu. Chodzi o świadectwo chrztu wraz z potwierdzeniem przyjęcia sakramentu bierzmowania. Ma ono ważność przez 6 miesięcy od momentu wydania, więc spokojnie można już teraz pofatygować się o nie. 

A w tak zwanym międzyczasie oczywiście główną atrakcją jest zapraszanie gości weselnych. Atrakcją, trzeba dodać, nieco czasochłonną i wymagającą zaangażowania, ale też przynoszącą wiele frajdy. 

Poza tym jeszcze w styczniu chcielibyśmy też wybrać obrączki. Gdyby kogoś nęcił podobny pomysł, to pamiętajcie, żeby przy wybieraniu rozmiaru uwzględnić fakt, że zimą palce są obkurczone, a latem przy wysokich temperaturach puchną. My chcemy wybrać obrączki właśnie teraz, ze względu na to, że chyba łatwiej będzie nam dobrać rozmiar do "chudych" palców tak, żeby pierścionek był luźny, ale nie spadał, niż wciskać na spuchnięte palce, a potem zastanawiać się, czy zimą spadnie czy nie. Dobrze sprawdziło się to z pierścionkiem zaręczynowym, który Karol kupował właśnie zimą i był przekonany, że będzie za duży. Okazało się, że rzeczywiście jest troszkę luźny, ale nie na tyle, żeby zsunąć się z palca, za to latem, gdy mam opuchnięte dłonie, nie uciska mnie zanadto. Dlatego teraz będziemy mieć dobry punkt odniesienia, w jaki sposób dobrać rozmiar obrączek. 

Zaczyna pojawiać się u nas ekscytacja tym, że to już tak blisko. Wszyscy wokół wciskają mi, że to stres, że nawet chudnę przez to (guzik prawda, waga ani centymetr nic takiego nie pokazują, ale podobno z zapuszczaną, zapiętą do góry grzywką i odsłoniętym czołem wyglądam szczuplej ;D), mało tego, znów dopadają mnie dziwaczne sny z naszym ślubem w roli głównej. Ale wciąż nie czuję, żeby to był stres. Owszem, przeżywam to na pewno, sporo o tym myślę i moja podświadomość daje temu wyraz właśnie chociażby w snach. Jednak to jest zupełnie inna gama emocji niż przy stresie. Nazwałabym to raczej właśnie ekscytacją, ewentualnie podjaraniem. :D 

czwartek, 1 stycznia 2015

Zapach ślubu

Towarzyszył nam w witaniu 2015 roku. Roku, który cały będzie pachniał ślubem.

W prezencie świątecznym dostałam od Narzeczonego perfumy, które wspólnie wybieraliśmy z myślą o ślubie. Zapach pełen miłości. Lekki, niewinny, nieco figlarny. Postanowiłam otulić się nim na przełomie lat i doświadczyć nieco zmysłami tej spektakularnej dla nas zmiany w dacie.
I rzeczywiście, poczuliśmy tej nocy zapach naszego ślubu...

A stary rok żegnaliśmy jak zawsze - na Mszy świętej i jak w zeszłym roku - u Miłosiernego w Łagiewnikach. Uwielbiamy to miejsce. Jego cichość, skromność, prostotę. Nawet w noc sylwestrową, gdy cały Kraków huczał wybuchami petard i fajerwerków, tam było cicho i spokojnie. Przyszło całkiem sporo ludzi, także rodzin z dziećmi. Patrzyliśmy na nie i pytaliśmy się siebie: kiedy my tak przyjdziemy z naszą gromadką? :)

Eucharystia była piękna. Taka zwyczajna, a jednak niezwykła. Kapłan wygłosił poruszające kazanie o Bogu żywym i obecnym. W Słowie, w modlitwie, w dobrych czynach i życzliwości, w sakramentach Kościoła. "Także w waszych sakramentach małżeństwa jest cały czas obecny żywy Bóg!". Ujęło nas to do głębi. Spojrzeliśmy tylko na siebie i odezwała się tęsknota. Nawet nie do samego ślubu, bardziej do wspólnego życia i do sakramentu właśnie. Do tej jedności, która możliwa jest tylko w małżeństwie. Może będziemy to później bardziej doceniać, skoro jest to takie wyczekane i wytęsknione...?

Szkoda, że przez Internet nie można przesyłać zapachów. Bo u nas powietrze aż gęste - tak wali pachnie ślubem. ;D
To będzie nasz rok, ale Wam wszystkim życzymy wszystkiego co najlepsze. Pamiętacie wpis sprzed roku? Podtrzymuję wszystkim, czym tylko mogę. Dla nas to był wspaniały rok i życzę dziś sobie i Tobie, aby kolejny był jeszcze lepszy! Szczęśliwszy, pełen łaski i pokoju.

***

- Nigdy się nie spodziewałem, że będę mieć taką fajną narzeczoną! Ładna, mądra, poukładana, nie śmierdzi... 
:D 


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...