Odliczamy!

czwartek, 28 sierpnia 2014

Co z tymi butami?

Wybór butów do ślubu konsultowałam z mamą na jakiś tydzień przed ich zakupem. Pokazałam, zapytałam, co sądzi, nie zgłaszała żadnych wątpliwości. Teraz nagle zaczyna mnie odsyłać do jakiegoś sklepu, w którym są piękne buty ślubne...
- Ale ja już mam buty do ślubu... Temat uważam za zamknięty, bo mam na głowie całe mnóstwo innych spraw... 
- No ale ja myślałam, że te twoje buty to będą jednak trochę bardziej ecru...
- Jak ecru jak miały być beżowe?? No i są beżowe. O co chodzi??

Mama sama nie wie o co jej chodzi. Skwitowała tylko:
- Czy ty zawsze wszystko musisz robić jakoś tak na opak, inaczej niż wszyscy...?

Nie zawsze i nie wszystko. Ale spoko. Buty są piękne i koniec kropka. 

K.: Może twojej mamie chodzi o jakieś przesądy ślubne, że muszą być białe buty...
ja: Ale niby dlaczego??
K.: No nie wiem... Może jest jakieś przysłowie... Na przykład... "Kto ma beżowe buty na ślubie, ten całe życie w nosie dłubie"...? ;D 

;) 
 

środa, 27 sierpnia 2014

Zwyczajności i ciekawostki

Czas zdecydowanie za szybko płynie. Tydzień za tygodniem mija w zastraszającym tempie. Z jednej strony to może i dobrze - lepsze to, niż gdyby miało się wlec. Ale z drugiej strony- momentami nie wyrabiam. Tym bardziej, że teraz taki gorący okres, tyle rzeczy do zrobienia, tyle spraw do załatwienia... Chciałam zacząć już robić nasze zaproszenia, ale ostatnio moje pokłady plastycznej twórczości są mocno eksploatowane przez pracę i nawet ciężko mi się zebrać, żeby w końcu kupić odpowiedni papier, a co dopiero mówić o wykonaniu... Na razie w mojej głowie królują schematy zwierzątek, drzew, listków, grzybków i innych jesiennych bzdetów. Chyba muszę trochę od tego odetchnąć i odświeżyć umysł, żeby móc zrobić coś sensownego w kierunku zaproszeń. A okazja do oderwania się od tematów dzieciowych (i ślubnych zresztą też) będzie aż nadto doskonała... Ale o tym to dopiero jak będą konkrety.

Ślubne sprawy stoją w miejscu tylko z pozoru. Przede wszystkim są intensywnie obejmowane modlitwą. A że w tak wielu codziennych sprawach odczuwam Bożą pomoc, to nie mam wątpliwości, że i w kwestii organizacji ślubu i wesela możemy liczyć na wsparcie z góry. Więc zawsze gdy się widzimy, uruchamiamy różaniec albo koronkę i bombardujemy niebo.

Poza tym ćwiczymy sobie przysięgę małżeńską, powoli weryfikujemy wstępną listę gości (stworzoną 1,5 roku temu, więc trochę się pozmieniało...), zaczynamy rozglądać się za obrączkami i rozkminiamy, kiedy najlepiej byłoby pójść na kurs tańca, żeby nauczyć się czegoś extra na pierwszy taniec. Karol stwierdził, że najlepiej, żeby ostatnia próba odbyła się najpóźniej 20 min przed weselem, bo inaczej może zapomnieć kroków... Coś w tym jest. ;D

Z ciekawostek ostatnich dni to możemy polecić kolejną pachnidłową konferencję - "O wyżynach". Tym razem o ambitnej wizji miłości i o tym, dlaczego w zdecydowanej większości zaczynamy relację/związek od dupy strony. Nie znaczy to wcale, że nasze związki są spisane na straty, ale pozwala nieco uświadomić sobie, jak wiele można wspólnie wypracować, mając odpowiednią perspektywę kochania. To jedna z krótszych konferencji, a naprawdę warta posłuchania.

A skoro jesteśmy przy ciekawostkach, to jeszcze jeden drobiazg:


Takie tam, ciekawe spojrzenie na noc poślubną. Może akurat kogoś zainspiruje.

PS
Może warto jednak tutaj uwiecznić chociaż cokolwiek z początków tej zaskakującej w każdym calu, blogowej znajomości... :D

Agata (opowiada historię z wczorajszej salsy, gdy partner nie trzymał jej w ramię, jak powinien): I ten koleś wszystko zepsuł przez to, że mnie nie trzymał jak trzeba. To jest piękna ilustracja, co się dzieje, gdy mężczyzna nie jest przewodnikiem. ;D
ja: Dobre! Aż mi narobiłaś ochoty na tą salsę! ;p Ale Karol by mi nie pozwolił, nie ma szans. Mocno mnie trzyma w tańcu zwanym życiem. :)

piątek, 22 sierpnia 2014

Lepsza połowa?

- Czy mogłabyś spytać swoją LEPSZĄ POŁOWĘ o jakieś witaminy dla mojej kotki, która bla bla bla...?

- To jedziesz tam sama?? Bez swojej LEPSZEJ POŁOWY??

Drobiazg taki, wiem. Tak się mówi. Urocze powiedzonko.
Tylko jakoś tak wychodzi, że ostatnio co chwila to słyszę od kogoś i, prawdę mówiąc, już mi bokiem wychodzi. Bo obie połowy mojego skromnego jestestwa mają się świetnie w całości, metr pięćdziesiąt w kapeluszu, dwie ręce, dwie nogi, niepodzielna głowa. Nic mi nie brakuje, wbrew pozorom.

Kocham strasznie tę moją "Lepszą Połowę", tylko sęk w tym, że On żadną połową nie jest. Jest tak samo odrębną całością. Też Mu nic nie brakuje. Każde z nas jest w pełni samodzielne. I pewnie, że potrzebujemy siebie nawzajem do tysiąca różnych rzeczy. Przede wszystkim do uczenia się miłości.
A te połowy to tylko taka stara metafora związku, może nawet nieszkodliwa. Ale irytująca.

P.I.: Piękny, idziesz z ciocią do domu?
Mały Piękny: Tak!
P.I.: I będziesz spał z ciocią?
Mały Piękny: Tak!
P.I.: Oho! Ciekawe co na to jej LEPSZA POŁOWA!

O.o

***

- Został ostatni miesiąc, to pomódlmy się też za Francję.
- Mhm... Za cały kraj, naród i władze, o dobrobyt... ;D
- <facepalm>

;)

czwartek, 21 sierpnia 2014

Mówić czy nie mówić?

*o coś się sprzeczamy*
K.: Dobra... Już nic więcej nie powiem...
A.: (śpiewa) Nic, nie musisz mówić nic... :D

K.: (ekhm, "śpiewa") Mów! Niech twoje słowa zbuuuuuuurzą mur*...!

No. Tośmy sobie pogadali. 
Beatą Kozidrak mnie zastrzelił, no żesz. 
;D

* znajomość tekstów polskich piosenek to nie jest najmocniejsza strona mojego przyszłego męża :)

wtorek, 19 sierpnia 2014

Kunszt fotografii

To nasze "najfajniejsze" zdjęcie z wyjazdu. Ada wspięła się na wyżyny swojego totalnego beztalencia fotograficznego... Poezja. ;D


***

A.: Przecież w zakonach wszystkim siostrom szyją habity na miarę.
K.: Chyba na wiarę...? ;D

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

67% loading

Miało być 66,6 %, czyli dokładnie 2/3 narzeczeństwa, ale to było przedwczoraj. Więc przyjmijmy, że dziś to już w zaokrągleniu 67 procent. 18 miesięcy w narzeczeństwie minęło nie wiadomo kiedy. Przed nami jeszcze 9 miesięcy. Tak jakby ostatnia ciąża. Phi, po tych dwóch ekspresowych to już pikuś. ;)

A czemu dopiero dziś o tym? Bo nam też udało się choć na chwilę wyjechać. Może nie był to jakiś super odpoczynek, bo zmartwień nam nie brakowało. Ale czas wspólnie spędzony zawsze może być owocny. Nawet jeśli upłynął na obcinaniu psu jajek, poszukiwaniu jedynej dyżurującej w święto w małym miasteczku apteki czy "zwiedzaniu" bardzo malowniczych ruin dawnego zamku (trwało to może jakieś... 15 sekund, zanim zaczaiłam, że nic więcej oprócz tej jednej pozostałej arkady nie będzie... ;)). Było rodzinnie, refleksyjnie, modlitewnie. Może też trochę niełatwo, ale na pewno owocnie.

Miałam nawet wkleić fajne zdjęcie, ale to jutro, z przyczyn technicznych.

PS
Na 9 miesięcy przed ślubem kupiłam sobie... buty, w których mam zamiar pójść do ślubu. A nawet jak mi się odwidzi, to, jakby ktoś pytał, kosztowały 49 zł. I są piękne, uniwersalne i do prawie każdej sukienki je założę. O.
:)

środa, 13 sierpnia 2014

Instrukcja obsługi związku na czas kryzysu

Słuchaliśmy ostatnio kolejnej pachnidłowej konferencji - tym razem "O nocy". Wiem, że się powtarzam, ale tego po prostu TRZEBA posłuchać.

Pierwsza część jest typowo dla singli. Czyli co tu zrobić, żeby znaleźć sobie dziewczynę/chłopaka. Pełen pilotaż postępowania podaje Pieśń nad Pieśniami i w pełni się z nim zgadzamy. Moja koleżanka (choć z katolicyzmem i Biblią ma niewiele wspólnego) chyba intuicyjnie potrafiła przekazać mi podobne rady, gdy po wcześniejszym, nieudanym związku miałam chwile załamania. Cytuję:
Jeżeli sądzisz, że ten twój Jedyny i Wymarzony mężczyzna AKURAT PRZYPADKIEM będzie przejeżdżał przez twój pokój, to sorry, ale jesteś w czarnej dupie. No, moooże jakbyś chociaż hodowała pod akademikiem smoka, albo miała jakiś inny znak rozpoznawczy... Ale tak - zapomnij. Rusz tyłek, bo inaczej będzie z tego lipa. 

No, to jest właśnie rada z Pieśni nad Pieśniami tylko w wielkim skrócie i uproszczeniu (trochę prymitywnym, ale proszę się nie dziwić osobie, która naprawdę o PnP nie ma bladego pojęcia i biblijną elokwencją też nie grzeszy ;D). Najważniejsze, że pomogło. ;)
Zainteresowani słuchają, co i jak w oryginale, a następnie zgodnie z instrukcją poznają miłość swojego życia. :)

A dla tych, którzy są w związkach - druga część konferencji jak znalazł. Bo w każdym związku (małżeńskim choć czasem zdarza się to też przed ślubem) przychodzi czas nocy. Kiedy ma się wrażenie, że ukochana osoba już nie jest tak atrakcyjna jak kiedyś, a jej wady już nie tak łatwe do przełknięcia jak kiedyś. I że się od siebie oddalamy, że coraz mniej jest dowodów miłości, coraz mniej czułości i w ogóle zaczynamy się zastanawiać, czy to na pewno TO, czy dobrze wybraliśmy towarzysza na całe życie... Czarna noc staje się jeszcze bardziej czarna, gdy w takim momencie pojawia się ktoś trzeci, kto nagle wydaje się milion razy bardziej atrakcyjny od współmałżonka - co zdarza się stosunkowo często.

I co wtedy robimy? Najczęściej automatycznie się oddalamy, stwarzając przestrzeń do wykazania się dla małżonka. "To ty mi teraz udowodnij, czy mnie jeszcze kochasz. Ja sobie poczekam i będę zimna, żebyś mi pokazał, jak ci na mnie zależy" - to najczęstsza reakcja. Sama przyłapałam się na tym, że chyba włączyłoby mi się podobne myślenie. Tylko że pójście tą drogą oznacza katastrofę dla związku. Kompletnie nie tędy droga! Trzeba właśnie wręcz przeciwnie, zrobić wszystko, żeby o ukochaną osobę zawalczyć. Wytoczyć ciężkie działa i najpotężniejsze czołgi. I odsunąć się od tych "trzecich", kategorycznie i stanowczo zwiewać.
Rady proste, klarowne i do zrobienia. Przypuszczam, że niejeden związek już uratowały.

To znowu mega skrót był, tylko na zachętę, bo przecież nie będę Szustakowi chleba zabierać. ;D

***

Ulubiony żart Narzeczonego w ostatnich dniach:
- Robiła Ada na drutach. Przejechał tramwaj i spadła.
:D

niedziela, 10 sierpnia 2014

Sukienka - podejście drugie

Nie wiem, co jest ze mną nie tak. Nie mam pojęcia, dlaczego, do ciężkiej cholery, tysiące przyszłych panien młodych tak po prostu umawiają się ze swoimi matkami, siostrami, przyjaciółkami i szukają odpowiedniej sukni ślubnej, a ja... nie mogę się nawet umówić.

Tym razem miało być idealnie. Z mamą umówiłam się już ze trzy tygodnie temu. I co tydzień wizyta w salonie była przeze mnie telefonicznie przekładana, bo coś było nie tak.  A to nagła pracująca sobota, a to zdrowotna niedyspozycja, a to problem z dojazdem. Ale w końcu udało się ustawić wszystko tak, żeby było OK. Mało tego, dwa dni przed okazało się, że zupełnie niespodziewanie w naszej wyprawie będzie mógł uczestniczyć też mój brat, który mieszka bardzo daleko, ale akurat spontanicznie wybierał się w odwiedziny do domu. Super, jemu w takich rzeczach ufam bezkrytycznie. No i przyda się jako mój przyszły świadek.

Ale nie przydał się. Zrobili takie zamieszanie, że w ogóle nie dojechali. Jeszcze żeby to chodziło o jakieś niezależne, losowe przyczyny, to bym zrozumiała i jakoś to przełknęła. Nie, po prostu zawalili sprawę. I żeby chociaż zadzwonili i powiedzieli, że jest taka i taka sprawa i będą później. Nie, bo po co...

Nie muszę chyba mówić, jak się czułam, gdy po raz drugi zostałam z tym sama. Sama oglądałam i mierzyłam kilka sukienek. Sama słuchałam, jak pani z salonu* uparcie twierdziła, że najlepiej wyglądam w takiej, którą przymierzyłam tylko dla świętego spokoju, chociaż kompletnie do mnie nie pasowała. Znów sama robiłam nieudolne zdjęcia...

I tak sobie pomyślałam - może ta moja sukienka ma być tak wyjątkowa, że nikt z moich bliskich jej wcześniej nie zobaczy na żywo, na mnie? Może to jest jakaś myśl?

A co do sukienki... Mojej wymarzonej i tak nie mogłam przymierzyć na miejscu, ale mimo to dowiedziałam się sporo i myślę, że jestem już bliska ostatecznej decyzji. Jeśli nie będzie możliwe przymierzenie tej wyszukanej, uszyję ją w ciemno. Raz się żyje. I jak się zdenerwuję, to naprawdę nikt z moich bliskich nie zobaczy jej przed ślubem. Jak sama, to sama.

Mimo wszystko, nie ma tego złego... Gdyby nie zamieszanie z nieudanym podejściem pierwszym, nie miałabym się komu wygadać po pełnym żalu podejściu drugim. Nie wiem, o co chodzi Panu Bogu, że mi tę osobę podsyła właśnie teraz, ale już mi się podoba. ;)


* I tak tym razem było o niebo lepiej, jeśli chodzi o obsługę.

***

Droczymy się, wygłupiamy, łaskoczemy...
- No pokaaaaż... - zgrywa się mój przyszły mąż, próbując się dobierać do mojej klatki piersiowej. :)
- Akurat. :D
- Widzę, że ostro grasz... Dobra, to ja ci też pokaże swoje! 

:D

wtorek, 5 sierpnia 2014

Przepadłam, czyli wstęp do podejścia drugiego

Mówię Pani Babci, że w sobotę przyjeżdża moja mama i wybieramy się do salonu sukien ślubnych, bo już chciałabym powoli sprecyzować, jaką sukienkę chciałabym dla siebie.

[P]ani [B]abcia: A ma już pani jakąś konkretna wizję, jaka miałaby być?
ja: Tak, skromna i elegancka. Z muślinu. Pokażę pani zdjęcie sukienki, w której się ostatnio zakochałam i mam zamiar ją w sobotę przymierzyć.

Szukam w moim "ślubnym" folderze Glorii i pokazuję Pani Babci. Patrzy, ogląda, zamyśliła się... Po chwili mówi:
- Piękna... Ma pani moje błogosławieństwo! :)

A tymczasem zapędziłam się trochę w przewijaniu fotek i włączyło się zdjęcie sweterka, które ostatnio też tutaj wrzuciłam.
PB: O! A co to? To też do ślubu??
ja: No, tak sobie pomyślałam, że chyba nie chciałabym tradycyjnego bolerka, tylko właśnie taki sweterek.
PB: No bardzo ładny. To co pani będzie kupować, pewnie to kosztuje w cholerę... Ja mogę pani zrobić taki na drutach! Mam kilkadziesiąt różnych wzorków, może sobie pani wybrać, jaki będzie najlepszy. Potrzebowałabym na to góra dwa tygodnie. :)

I zaczęła mi pokazywać te różne wzory - takie, śmakie, owakie, przeróżne nici, włóczki, kordonki, no normalnie cuda...! Przepadłam. Sweterek zaklepany. Pani Babcia jest niesamowita, słowo daję. :)

A przy okazji zdziwiła się bardzo, że jak to tak...
- ... mieszka tu pani u mnie już prawie rok i nie umie pani robić na drutach...! Nie chciałaby się pani przypadkiem nauczyć? Mam fajną, jasnoszarą włóczkę - w sam raz na szalik, pasowałby pani do płaszczyka na jesień. A to przecież bajecznie proste - mogę panią nauczyć!

I przepadłam po raz kolejny. Rzuciłam w kąt książki, które czytałam (nawet nowo nabyte Laboratorium miłości poszło na chwilę w odstawkę!) i siedzę, i dłubię - oczka prawe, oczka lewe... Frajda jak sto pięćdziesiąt! :D

***

- Ale ładnie pachniesz. 
- Czym?
- Sobą. Jak będziesz tak pachniał po weselu, to mmm... ale będzie się działo! :D
(po chwili) Chociaż w sumie... Może wcale niekoniecznie będziemy TO robić w samą noc poślubną... 
- To znaczy... Liczyć pieniądze?? :D

niedziela, 3 sierpnia 2014

W lisiej norze

SMS: Może chciałabyś do mnie przyjść? Nadmienię tylko, że chodzę bez koszulki... :D

Jak bez koszulki, to jak mogłam odmówić...? Przyszłam. ;D

Słuchaliśmy o lisach. Też posłuchajcie, koniecznie. Bo każdy z nas ma w sobie taką norę, w której urzęduje kilka(set?) lisów. Wszystkie słabości, wady, skłonności do złego - kotłuje się tam wszystko. I póki te liski są młode (jak w Pieśni nad Pieśniami), to trzeba tam przyszłego współmałżonka wpuścić i razem wyciągać za kitę każdego lisa. Wszystkie po kolei wykurzyć stamtąd i zrobić miejsce dla Boga.
Słowem - robota na całe życie. Na tym w dużej mierze polega przecież małżeństwo. Ale jazda. ;D

To tylko wieeelki skrót, na zachętę. Bo naprawdę warto posłuchać i dowiedzieć się/przypomnieć sobie, dlaczego nie warto zamiatać problemów pod dywan.

Były też moje zachcianki i wielkoduszna, wieczorna wyprawa do sklepu po lody, pistacjowe. Jedliśmy lepsze.
I była dobra komedia, "Cudowni chłopcy" - polecamy!
I operacja "Ewakuacja wielkiego pająka" (zabić pan doktor nie pozwolił; mało tego, zalicza moją niechęć do pająków do lisiej nory - że niby to moja wada), bo pająki są przecież pożyteczne... Taa, chyba w podnoszeniu adrenaliny...
Faaaajnie było... :)

***

K. (czyta książkę i komentuje mi, jak zawsze): Ty wiesz, że on [autor książki] chyba nie miał żony... Albo mu zmarła...
ja: Czemu?
K.: Bo w dedykacji jest o córkach, wnukach i kimś tam jeszcze, a nie ma ani słowa o żonie...
ja: Może jej nie lubi... 

piątek, 1 sierpnia 2014

Wdzięczność i zmęczenie

A może odwrotnie? Zmęczenie, a dopiero później wdzięczność? A pomiędzy tym spięcia i zgrzyty na przemian z falami nieopisanej czułości i radosnym dogryzaniem sobie. I ogromna tęsknota za wspólnym mieszkaniem... To ostatnie dni i tygodnie w wielkim skrócie.


Z rozkmin przedślubnych:

- Może do sukni zamiast bolerka zwykły sweterek? Skromny, ale elegancki. Jak na przykład ten:

- Czy do długiej, białej sukni będą pasować buty z jakąś ozdobą, na przykład taką kokardką?
To jeden z rozważanych kolorów butów. Białych nie włożę za żadne skarby. 
- W jaki sposób osiągnąć tak naturalnie wyglądające fale, jak tu? Dam się pokroić za taki efekt...
Lokówka? Wałki?  Czy po prostu spanie w zawijasach na głowie?

No. Taki to początek łikendu na 288 dni przed ślubem.
:)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...