Odłożyliśmy w czasie ślub tylko ze względu na to, że nie chcieliśmy rezygnować z wesela, nawet skromnego. To jedyna taka okazja w życiu i chcieliśmy zaprosić najbliższych i przyjaciół, żeby świętowali i cieszyli się z nami. W zaistniałej sytuacji coraz więcej wskazuje na to, że nasze wesele może okazać się zwykłym niewypałem. Rozumiem, że to nie jest niczyja wina, ale tak po ludzku zastanawiam się: dlaczego?
Gdybyśmy wiedzieli, że tak się potoczy życie, może darowalibyśmy sobie organizację wesela i już dawno temu wzięlibyśmy cichy i skromny ślub... Ale nikt nie mógł tego przewidzieć. Nikt też już nie cofnie czasu. Dwa trudne lata narzeczeństwa za nami i czasem mam wrażenie, że cały ten trud trochę na marne, skoro na tym wyczekanym i upragnionym weselu pewnie połowa gości nie będzie się bawić i pożegna nas jeszcze przed oczepinami... Wiem, że to nie jest najważniejsze w tym dniu. Wiem, że nikt nie ma na to wpływu. Ale tak zwyczajnie trochę mi smutno, jak sobie pomyślę, że tak może wyglądać ten nasz wielki dzień...
I na to wszystko, na to zakłopotanie, na ten smutek, na obawy i wątpliwości Pan Bóg dał mi jedną krótką odpowiedź w rozważaniu, na które natknęłam się dziś przypadkiem i nawet trudno mi je teraz znaleźć. Było tam zdanie, które poruszyło moje serce: dlaczego wątpisz w Bożą dobroć?
Dlaczego, skoro modlimy się cały czas o pełnienie Bożej woli w naszym życiu, Bóg miałby robić nam "na złość"? Może przez to, że po ludzku okoliczności są niesprzyjające, Szef chce pokazać coś więcej. Nam i naszym gościom. I wszystkim, których spotykamy na swojej drodze. Jakikolwiek Bóg ma plan co do nas, jedno jest pewne - wszystko ma pod kontrolą.
Nie ma żadnego sensownego powodu, dla którego mielibyśmy teraz zwątpić, że będzie dobrze. Bo będzie. Cokolwiek się wydarzy, wierzę, że Pan Bóg pobłogosławi dzień naszego ślubu. Że to będzie ważne wydarzenie nie tylko dla nas. Że łaska wyleje się z nieba strumieniami...
Za dziewięć i pół tygodnia.
Wiem, jak takie sytuacje przed ślubem wpływają na nastrój. Nam się kilka osób rozchorowało nagle i poważnie i było mi przykro, że ich nie będzie. A wiadomo, że jak się robi nieduże wesele na 50-60 osób to inaczej się odczuwa brak 5 osób niż jak się robi imprezę na 200.
OdpowiedzUsuńAle wiem też, że w dniu ślubu cieszysz się, że reszta tych osób przyszła, że są, bo tak naprawdę martwisz się tylko o 10% swoich gości, a pozostaje jeszcze znaczna większość.
Przy naszej formie wesela założyliśmy, że nie wszyscy będą się bawić i tak też było, a mimo to zabawa była świetna.
Ja przed ślubem mocno się trzymałam "mojego" wersetu: (Przypowieści Salomona 3,5-6)
"Zaufaj Panu z całego swojego serca i nie polegaj na własnym rozumie! Pamiętaj o Nim na wszystkich swoich drogach, a On prostować będzie twoje ścieżki!"
I tekstu przysięgi ;) Na nic już w zasadzie nie miałam wpływu, więc mogłam tylko ufać, że będzie dobrze.
Ja myślę, że te dwa lata trudnego narzeczeństwa, nawet w obliczu aktualnych wydarzeń, nie były na marne. Było trudne, ale jak sama wielokrotnie zaznaczałaś - piękne. I to był (jeszcze jest ;-)) czas, którego nikt Wam nie zabierze i z którego owoce będziecie zbierać długimi latami - a może przez tego bloga, przez świadectwo nie tylko Wy.
OdpowiedzUsuńNawet jeśli kilka(naście) osób nie będzie szaleć na parkiecie i zmyje się wcześniej, to i tak będzie z Wami świętować, pomimo swojego bólu. Poza tym są jeszcze inne osoby, a przede wszystkim Wy. I sama widzisz, jaką masz frajdę z przygotowań - wydaje mi się, że lepiej teraz żałować, że po części są "na marne" (chociaż oczywiście tak nie jest), niż za parę lat żałować, że się tego nie spróbowało.
Pozdrawiam,
roccolampone
To już tak blisssko! :) Wydaje mi się, że nawet jakby coś tam trochę nie wyszło na weselu to sama radość z Sakramentu Małżeństwa jest taka ogromna! Po pierwsze nie da się wszystkich zadowolić, a po drugie na sytuacje losowe nie mamy wpływu...Kilka osób nie będzie tańczyło to nie znaczy, że wszyscy będą siedzieć tylko przy stole i szybko się zmyją:) Jeśli ufacie Bożym planom to na pewno będzie dobrze! :)
OdpowiedzUsuńOjej, przykro mi bardzo. Mogę sobie wyobrazić co czujesz - szczególnie, że tak długo czekaliście na ten Wasz Dzień...!
OdpowiedzUsuńWiem, że to może brzmieć dziwnie, ale czytając Twój post poczułam mocno, że Pan Bóg użyje Waszego ślubu, żeby dotknąć kogoś tego dnia.
Że ten dzień będzie niezwykły nie tylko dla Was. Że dzięki temu jak przygotowywaliście się do tego dnia i jak on będzie wyglądał, ktoś (a może więcej niż jedna osoba) będą bardzo tym dotknięte. I dzięki Waszemu ślubowi, dzięki Wam zobaczą, poczują wielkiego, dobrego Boga.
On ma już ten dzień w swoich rękach, a to kto na nim będzie i kiedy (mimo, że to bardzo trudne do zrozumienia) - wszystko ma znaczenie.
Ściskam mocno;*
Kiedy znajoma robiła wesele, odpadła jej grubo ponad połowa gości (a i bez tego wesele miało być skromne!), została dosłownie garsteczka, taka, że już bardziej opłacałoby się zrobić obiad. Na jakieś 3 tygodnie przed ślubem! Była załamana. A koniec końców wesele wyszło fantastyczne, a to, że było mało ludzi, to tylko sprawiło, że wszyscy się nieziemsko zintegrowali i bawili się, jakby się sto lat znali, mimo że duża część nawet się wcześniej nie widziała. Nawet jeśli będzie inaczej, to na pewno będzie dobrze. Ci, co będą, na pewno się o to postarają. :)
OdpowiedzUsuńA ja Wam na ten dzień wszystkich aniołów stróżów do rozkręcania imprezy zmobilizuję. :D:*
Ks. Pawlukiewicz mówił: "Jeśli Bóg nie dokonuje cudów to znaczy, że Ty masz być tym cudem dla innych". Może właśnie Wy i Wasz ślub ma być cudem dla innych?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Karolina :)
Swoją drogą (coś mi dziś ręka za szybko enter naciska:/), jakie to życie jest nieprzewidywalne i pomieszane i jak wszystko się razem przeplata, początek nowego życia ze śmiercią, radość ze smutkiem. Ciężkie są takie sytuacje. Mam nadzieję, że wszyscy się tam u Was jakoś odnajdą, że i Wasz dzień będzie piękny i niezapomniany i że Waszym gościom w żałobie pocieszenie z Góry spłynie. I że te osoby, które zmarły będą sobie u góry z Wami świętować. :)
OdpowiedzUsuńKilka miesięcy przed naszym ślubem zachorował i bardzo szybko zmarł mój kochany dziadek. Zastanawiałam się nawet czy nie odwołać albo przynajmniej nie zmienić planu wesela na skromniejsze... Ale wiem, że on by tego nie chciał. Był ostatnią osobą, która chciałaby, żeby po jej śmierci mieć żałobę. Trzydzieści lat jeździł na wózku inwalidzkim bo nie miał dwóch nóg, i nigdy się nad sobą nie użalał, zawsze żartował, że on najbardziej lubi chodzić w kapciach:))) A wkrótce po jego śmierci okazało się, że mój ojciec ma dużego guza na kręgosłupie. Jezu, do tej pory mam ciarki, jak o tym pomyślę... Trzy miesiące do naszego wesela i takie wiadomości... Ale koniec końców guz okazał się przepukliną.
OdpowiedzUsuńOt, i takie nasze wspomnienia i ta smutniejsza część ślubnych przygotowań.
Zły chce w Was zabić radość z przygotowań- nie dajcie się:)))
Niczego nie można przewidzieć. Kto wie, co wydarzyłoby się gdybyście zdecydowali się na ślub rok wcześniej... Widocznie tak mało być- ślub po dwóch latach i te balasty pod nogami. Jednak jest Ktoś kto nad tym czuwa. On widzi już ocean dobra, który wyleje się, kiedy ustanie burza:) W mojej rodzinnej miejscowości, latem zeszłego roku była naprawdę przykra sytuacja, ponieważ zmarł tata Panny Młodej. Nie mogłam się otrząsnąć, po usłyszeniu tego co się stało. Nie znałam osobiście tej rodziny, ale na samą myśl co musi przeżywać ta dziewczyna... nawet się nie mówi. Zmarł na tydzień przed ślubem- tragedia dla rodziny. Wszystko odwoływali w ostatniej chwili.
OdpowiedzUsuńWażne, że pomimo trudnego czasu dla Waszych bliskich, nie zawiodą Was i będą obecni. I to jest najważniejsze.
Dziękuję wszystkim za tyle dobrych słów...! Takie wsparcie to niezwykle cenny dar, dziękuję.
OdpowiedzUsuń:)
Czytam Cię już od dłuższego czasu. Sporo czasu się zastanawiałam, co by było, gdyby tego typu sytuacje miały miejsce i u nas (mój ślub jest dopiero w przyszłym roku), ta obawa gdzieś we mnie siedzi, dlatego też trochę przeżyłam tego Twojego posta. Cóż, pozostaje ufać, a w nawiązaniu do tego i poprzedniego posta, polecam Ci jeszcze jedną płytę do podśpiewywania: http://bamboshneeck.wrzuta.pl/playlista/0lBoeKOPWEU/q_powstan_o_panie_-_piesni_wielkiej_nocy - zwłaszcza nr 09, 11, 15, 16, 19, 20 (te dwa ostatnie są już "Zmartwychwstałe" :))
OdpowiedzUsuńściskam mocno i przesyłam same ciepłe myśli
M
Te odczucia to chyba (mówię z własnego doświadczenia) po prostu już zmęczenie materiału.
OdpowiedzUsuńU nas miesiąc przed ślubem przepłakałam dwa dni podczas potwierdzania obecności gości. Przez cały dzień do kogo nie zadzwoniłam odpowiedź brzmiała "bardzo mi przykro, ale nie będziemy bo... bla bla bla bla" jakieś głupoty oczywiście.
Jak się czuje Panna Młoda która rok czasu planuje wszystko w najmniejszych szczegółach a goście nie mają ochoty zaszczycić swoją obecnością? A no płacz płacz i twierdzenie, że wesele na bank będzie nie wypałem.
W efekcie z 140 zaproszonych uzbierało się lekko ponad 70 i było super!! Mimo, że osob nie było zbyt dużo wszyscy się bawili i mam nadzieję byli zadowoleni.
Nie ma co się dołować i rwać włosów z głowy ile osob by nie było jakiej sytuacji życiowej akurat by nie mieli na pewno będzie super.
Bo przecież to, ze ktoś nie bawi się z różnych powodów nie koniecznie musi szybko uciekać i się nudzić.. może po prostu spędzić miło czas w inny sposób.. rozmawiając z innymi itp. itd.
Tak pięknie przeżywacie Narzeczeństwo, ze nie możliwe żeby coś było nie tak z weselem czy ślubem:)
Będzie PIĘKNIE!
POWODZENIA! G.