Trzy płyty, a na nich prawie cztery godziny konferencji, przesłuchaliśmy raptem w kilka dni.
Na 1 części zatytułowanej "Opowieść o dwóch mózgach" dosłownie płakaliśmy ze śmiechu. :D
O różnicach między kobietą a mężczyzną wiedzieliśmy już raczej sporo, ale w tak humorystycznym wydaniu jeszcze się nie zetknęliśmy z tą swoistą "fizyką relacyjną".
Części 2 - "Klucz do niesamowitego seksu" - trochę się obawialiśmy. Że jak się nasłuchamy tych łóżkowych niesamowitości, to nam się odechce czekać. ;D Ale spokojnie, nic podobnego - wręcz przeciwnie. Gungor ma bardzo radykalne poglądy zarówno w kwestii czekania z seksem do ślubu, jak i na przykład stosowania prezerwatyw. Przedstawiając kilka kluczowych czynników, dzięki którym można mieć niesamowite pożycie łóżkowe, często odwołuje się do biblijnej Pieśni nad Pieśniami. A o samym seksie mówi bardzo serio, ale w tak fantastycznie swobodny sposób, że aż otwierają się w człowieku jakieś nowe pokłady motywacji i cierpliwości, żeby doświadczyć tego w pełni - czyli właśnie w małżeństwie. :)
Część 3 - "Jak razem żyć i się nie pozabijać" - to garść praktycznych wskazówek, pozwalających zrozumieć, jak w prosty sposób sprawić, by wspólne życie było pełnym przygód wyzwaniem, a nie męczarnią. Co ciekawe, konferencja kończy się w dosyć zaskakujący sposób i dość nieoczekiwanie od śmiechu przeszliśmy do autentycznego wzruszenia.
Poza tym całe seminarium to potężna dawka myśli do refleksji, a przy okazji do rachunku sumienia. Są to treści najbardziej przydatne oczywiście w małżeństwie, ale ja będę szczerze polecać także znajomym parom, które decyzję o ślubie mają jeszcze przed sobą, bo uważam, że płyta jest mega motywująca, może rozwiać wiele obaw i wątpliwości, no i zachęcić do podjęcia kluczowych kroków. Na pewno jest to rewelacyjny pomysł na prezent ślubny, tudzież rocznicowy, urodzinowy czy z jakiejkolwiek innej okazji.
W Internecie można znaleźć zwiastuny z ciekawymi fragmentami seminarium. Pozwolę sobie wkleić tutaj jeden z nich:
Pod koniec, w ostatnim epizodzie (od ok. 8:40 min), Mark mówi o zapożyczonym od Johna Graya systemie "punktowania" kobiet przez mężczyzn i mężczyzn przez kobiety. Zachęcam do posłuchania, ale tak w skrócie chodzi o to, że mężczyźni myślą, że żeby zyskać w oczach kobiety, muszą zrobić coś wielkiego. Rzadko, ale za to coś extra. Tymczasem kobieta "punktuje" mężczyznę za każdy drobny gest i przejaw czułości. Okazuje się, że mężczyzna może ten fakt obrócić na swoją korzyść. Ten fragment kończy się intrygującym stwierdzeniem: Pokażę wam, jak zadowolić kobietę, nie robiąc właściwie NIC...
I to prawda, Mark posługuje się kilkoma fajnymi przykładami, które są naprawdę wartościowe. Uchylę tutaj rąbka tajemnicy i wyjawię jeden z nich, bo wiąże się z nim ciekawa historia, pokazująca, że to rzeczywiście działa! Mark mówi, że kolacje-niespodzianki to kiepski pomysł. Lepiej o takiej przyjemności powiadomić żonę wcześniej. Sam taki komunikat: "Kochanie, szykuj się na piątek wieczorem, zabieram cię na kolację, załatwiłem już nawet opiekunkę do dziecka... ;)" sprawia, że mężczyzna dostaje od kobiety punkt (dink!), choć jeszcze przecież NIC nie zrobił... :) Mało tego, ona teraz będzie chwalić się przyjaciółkom, jaki to jej mąż jest wspaniały, bo zabiera ją w piątek na kolację i nawet już załatwił opiekunkę do dziecka - za każdym razem, gdy to będzie komuś opowiadać - punkt! (dink!) Ten czas oczekiwania i ekscytacji, odpowiedniego przygotowywania się do tego dnia - za każdym razem, gdy sobie o tym przypomni - punkt! (dink!). :D
A u nas taka sytuacja...
Mamy małe święto. W prezencie dostałam wazon (dink!), a do wazonu śliczny bukiet kwiatów (dink!), a oprócz tego także piękne świeczniki i świece (dink!). Karolasty wyjaśnia mi, że tak mu się spodobały, że pomyślał, że musimy je mieć i będziemy sobie robić kolacje przy świecach w naszym nowym mieszkaniu (dink!). A na koniec dodaje, że pierwszą taką kolację przygotuje on (dink!), zaraz po ślubie (dink!), dwudaniową (dink!), a po kolacji... (dink! dink! dink!...) :D :D
Dosłownie tydzień temu zaśmiewaliśmy się z P. z nr 1 :)
OdpowiedzUsuńOj tak, polecam takie opowiadanie sobie co fajnego się planuje :) A później się wyczekuje i wyczekuje. Ale niespodzianki też są przyjemne :)
Miałam pisać ostatnio - kiedyś chyba już mówiłam, że protestanci to raz, że sporo różnych odłamów, dwa to przez brak zwierzchnika światowego (papież u Was) mogą się różnić podejściem do różnych kwestii zależnie od kraju. Są różne zrzeszenia, federacje itd., ale to wciąż nie to samo co u Was. Amerykanie jakoś mi się kojarzą z bardziej konserwatywnym podejściem raczej, ale znawcą nie jestem. Na pewno bardziej konserwatywni niż np. Skandynawowie.
Ja spytam po ślubie o tę kolację! :D
OdpowiedzUsuńPytaj, pytaj! Ja też go trzymam za słowo! ;D
UsuńObejrzałam wszystkie płyty i z tymi punktami to jest święta prawda, co do słowa! :D
OdpowiedzUsuńSiedzę i płaczę. Dzisiaj wpadłam na nagranie o. Szustaka, którego uwielbiam. Wiecie o czym opowiadał? Dokładnie o tym samym co napisałaś, czyli o dink dink dink punktacji :P potem weszłam na Waszego bloga, jeszcze raz przeczytałąm wszystkie komentarze pod ostatnim wpisem i z ciekawości weszłam w ten link, bo któraś z dziewczyn była ciekawa czy Karolasty wywiązał się z obietnicy :) Strona się włączyła, ja zaczynam czytać, słowa jakby znajome..jakbym to Ci już gdzieś słyszała. Hmm.. czyzby to jakiś znak? :) do rozważenia. Jesteście cudowni! Całuję - Asia z Tczewa
OdpowiedzUsuń