Dziwnie się czuję sama w mieszkaniu. Miejsca sobie znaleźć nie mogę. Z tego wszystkiego jakaś roztargniona jestem i dzisiaj aż zapomniałam zabrać paczuszki z prezentami dla dzieciaków, którą specjalnie zostawiłam tuż obok drzwi, prosto ślepego... Kiepski ze mnie pomocnik świętego Mikołaja... ;)
Weekend zapowiada się ciekawie - o ile najpierw bezpiecznie dojedziemy do grodu Ojca Mateusza, bo to co się dzieje na zewnątrz, zbyt optymistycznie nie wygląda. Dawno nie widziałam takiego wiatru.
No, a jak już dojedziemy, to będziemy się gościć, gadać z dawno (i niedawno) nie widzianymi, odpoczywać, śmiać się, relaksować... Taki jest plan.
***
Dzieci to mali święci, od których można się wiele nauczyć.
Karusia (lat: 2) po wzorowym zrobieniu siku na nocnik: Siku zlobiłam! Chce naglode!
Ja: Super! W nagrodę dostaniesz kolorowe kulki - twoje ulubione. :)
K.: Hmm... Ale chce jesce naglode!
Ja: Jaką jeszcze chciałabyś nagrodę?
K.: Chce zobacyć Pana Jezusa!
Chodziło o mój krzyżyk i medalik - miałam golf i nie było widać na wierzchu, więc chciała, żebym jej pokazała (zawsze sprawdza, czy mam). Ale tak sobie pomyślałam, że to jest Ewangelia w pigułce!
Żebyśmy tak zawsze chcieli żyć tak, żeby w nagrodę chcieć zobaczyć Pana Jezusa... O!
:)
Ojej, mam nadzieję, że Pani Babcia szybko ze szpitala wyjdzie ;) Swoją drogą świetnie trafiła na lokatorkę, która się tak przejmuje ;)
OdpowiedzUsuńJa kiedyś przy pożegnalnej szkółce niedzielnej przed wakacjami palnęłam, żeby czasem pamiętać o modlitwie. Na co jedna dziewuszka z pełnym oburzeniem: "Ależ ciociu, przecież modlić się należy codziennie!" ;)
Dziecko prawdę Ci powie... Cudna anegdota, na miarę ks. Twardowskiego.
OdpowiedzUsuńDialog z Karusią mówi wszystko:)
OdpowiedzUsuńMusielibyśmy mieć wciąż tę dziecięcą wiarę, by zobaczenie Pana Jezusa jawiło nam się najwspanialszym przeżyciem.
OdpowiedzUsuń