Może jestem dziwną przyszłą Panną Młodą, ale naprawdę nie przepadam za rozmowami o naszym ślubie.
Kiedy rozmawiam z kimś, kto jest już po ślubie, zwykle dostaję mnóstwo "dobrych" rad, nawet jeśli o to nie proszę. Sytuacja jest z góry przesądzona - takie osoby zwykle traktują mnie z wyższością, bo same już to przeżyły i w tym temacie są najmądrzejsze na świecie. Tak naprawdę nie liczy się to, co powiem - wszystko znajduje odniesienie: "a my mieliśmy tak i tak..."/"a u nas było...". Przyznaję, rozmawiałam ostatnio z jedną osobą, która jest dwa lata po ślubie i nie dała mi odczuć tej wyższości, a wręcz potrafiła ucieszyć się razem ze mną naszymi przygotowaniami. Ale to jeden wyjątek. Pozostałe doświadczenia w gronie zamężnych znajomych/koleżanek nie należą do najprzyjemniejszych.
Moi rodzice są bardzo przeczuleni na punkcie tego, by się nam, broń Boże, nie wtrącać do niczego, bo sami przeżyli koszmar absolutnego wtrącania się we wszystko swoich rodziców, więc... unikają tematu ślubu jak ognia. Udają, że w ogóle ich to nie interesuje. Jeżeli nawet zacznę coś opowiadać o przygotowaniach, temat po chwili umiera śmiercią naturalną.
W obecności koleżanek/znajomych, które borykają się z samotnością i mozolnym poszukiwaniem odpowiedniego kandydata na męża, głupio mi opowiadać o naszych narzeczeńskich przeżyciach i planach związanych ze ślubem, jeśli druga strona nie wykazuje zainteresowania tematem. Wydaje mi się, że skoro ktoś sam nie pyta, to chyba lepiej nie przesadzać z opowieściami około-ślubnymi. Zwłaszcza, gdy moje nieco "badawcze" stwierdzenie np. o znalezieniu wodzireja, spotyka się z zerowym odzewem: mhm. Mam wrażenie, że tego typu rozmowy mogą po prostu wywoływać smutek, może jakąś frustrację mieszającą się z odrobiną zazdrości. Nie wiem, nie chcę sprawiać nikomu przykrości, więc wolę zamilknąć.
Swoją drogą trochę mnie to dziwi, bo ja, gdy byłam jeszcze sama, uwielbiałam słuchać opowieści zakochanych koleżanek, przygotowujących się do ślubu. Owszem, jakiś cień zazdrości gdzieś się pojawiał, ale to raczej na zasadzie: "nie mogę się doczekać, kiedy mi będzie dane to przeżywać". Ale każdy przeżywa to po swojemu.
Wychodzi na to, że najlepiej by się rozmawiało o ślubie z osobą, która też się do niego przygotowuje i jest na podobnym do nas etapie. Hm... Mam tylko jedną koleżankę, która też jest zaręczona, ale w ich przypadku sprawa jest dosyć skomplikowana i ślub od kilku lat jest odkładany z różnych powodów. Widzę, jak ona przeżywa tę niepewność i obawy co do ich wspólnej przyszłości i też nie chcę sprawiać jej przykrości opowiadaniem o szczegółach przygotowań. Czasem sama z siebie o coś zapyta, wtedy rozmawiamy i owocuje to bardzo pozytywnymi odczuciami, bo naprawdę cieszy się razem z nami. Ale gdzieś w tle wciąż mam w pamięci jej tęsknoty, marzenia i pragnienia związane ze ślubem, o którym na razie ani widu, ani słychu... Znów niezręczna i nieco krępująca sytuacja.
I dlatego w zasadzie w ogóle nie bardzo lubię rozmawiać o naszym ślubie. (Nie czuję, że rymuję).
Dobrze, że chociaż z własnym Narzeczonym mogę zawsze i wszędzie bez skrępowania pogadać o naszym ślubie... :)
Z narzeczonym zawsze można próbować rozmawiać o ślubie ;)
OdpowiedzUsuńMy praktycznie z nikim nie rozmawialiśmy o naszym ślubie nie czuliśmy takiej potrzeby, a mówienie o nim rodzinie zawsze kończyło się kłótnią (jak to bez wesela, jak to bez wstążeczek, jak to w małym kościele, jak to nie będzie 500 gości i ciotecznej babki stryjka??? ;) ).
OdpowiedzUsuńZa to czytając o Twoich odczuciach pt. "głupio mi mówić o tych przygotowaniach komuś u kogo na razie widmo ślubu jest bardzo dalekie" - ja tak mam z ciążą, sama się gryzę w język, nawet jak mam dużo do opowiedzenia, bo nie chcę ani nikogo zasmucić, ani... zanudzić ;)
Hm, miałam szczęście do przyjaciółek, które dzielnie mi sekundowały we wszystkich przygodach - ale też nie było ich jakoś wiele, bo ślub i wesele były bardzo na luzie.
OdpowiedzUsuńNo ale zawsze masz blog :)
Marysia
W sumie tak - tutaj mam pewność, że nikt nie wysunie sprzeciwu pt. "Czemu znowu gadasz o ślubie?!" :D Po to jest to miejsce. Mam wręcz wrażenie, że tematy około-ślubne są bardzo pożądane, a my znowuż bardziej stawiamy na tematykę związaną z małżeństwem w ogóle, a nie tylko samym ślubem. Ale przynajmniej jest jasne, że jak kogoś w jakikolwiek sposób coś razi, to po prostu nie musi tu wchodzić. ;) W realu jest jednak zupełnie inaczej.
UsuńJa np. bardzo lubię czytać o cudzych przygotowaniach ślubnych i myśleć co to będzie, jak się zaczną nasze :) Natomiast raczej nie będę miała z kim rozmawiać - znajomi to głównie faceci, którym nieśpieszno do małżeństwa, koleżanek mam niewiele, w pracy też prawie sami faceci, a najbliższa koleżanka wraz z końcem grudnia odchodzi na L4 ciążowe :p Z nią notmiast ostatnio sporo rozmawiamy o przygotowaniach do powitania maleństwa - staram się słuchać, czasem coś dorzucę, ale że nie mam doświadczenia to nie chcę się mądrzyć: "bo mi się wydaje, że ..." ;)
OdpowiedzUsuńKażdy chce rozmawiać o swoim ślubie a reszta chce o tym ślubie słuchać, zapewniam Cię:) Oczywiście jeśli słuchanie przeobraża się w "ciocię dobrą radę" no to słabo:) Ale poza tym ludzie pozytywnie reagują i są bardzo zaciekawieni. Wiadmo, że wokół nas są osoby niekoniecznie skaczące w zachwytach z powodu ślubów, bo same mają na przykład problemy, chcą wziąć ślub a nie mogą itd. No to jest osobna kwestia. Pamiętam, że w rodzinie i pośród znajomych zawsze było sporo ślubów i ciągne patrzyłam na jego organizację z ciekawością i zachwytem. Zawsze temat nr 1:) Teraz i tak nic emocjonującego jeszcze się nie dzieje u Was,( jak się domyślam:)) ale kiedy przyjdzie ten "gorący okres" to i może temat Waszego ślubu będzie tym nr 1:)
OdpowiedzUsuńOj, zdziwiłabyś się - emocje się pojawiają i to przeróżne. A dlaczego tak długo czekacie? Przecież tyle rzeczy się może przez ten czas wydarzyć... A dlaczego nie będzie wesela w górach? Ja to bym chciał być na góralskim weselu... A dlaczego ślub w Krakowie? A dlaczego w tym kościele, a nie innym? Tam jest beznadziejnie... A dlaczego nie będzie orkiestry? A poważnie nie będzie wódki?
UsuńI tak dalej, i tak dalej... Stały repertuar pytań, a wyjaśnienia nie zawsze są przyjmowane do wiadomości. :)
a ja to interpretuję tak, że nie idziecie utartym schematem i dlatego unikacie rozmów o ślubie, żeby nie narazić się na falę pytań :)
UsuńOj te wywyższające się mężatki zaczynające zdania od "a u nas było..." to się jarają, bo własny ślub za każdym razem wtedy przeżywają na nowo, a nie że są najmądrzejsze na świecie. :P
OdpowiedzUsuńNo chyba niekoniecznie. ;) Przykład: koleżanka-mężatka pyta mnie, ile płacimy za osobę w lokalu weselnym, odpowiadam, że tyle i tyle i się cieszymy, bo jak na Kraków to naprawdę przyzwoita cena, na co ona: "chyba zwariowałaś! my płaciliśmy tyle i tyle i byliśmy zadowoleni, przepłacacie!". Albo inna mężatka od kilku miesięcy: "Trochę wymyślacie z tym wodzirejem, u nas był normalny zespół i było super, mogę ci dać namiary, zadzwoń sobie, może mają jeszcze wolny termin, bo my rezerwowaliśmy ich prawie 2 lata wcześniej"...
UsuńTo tylko pojedyncze przykłady, takich tekstów jest mnóstwo. Dla mnie to jednoznaczne. ;)
Hmm no dobra, takie teksty to bym podobnie odebrała. :p
UsuńSwoją drogą nie wiem, czemu się Was tak czepiają o tego wodzireja. Ja co prawda też z tych co wolą zespół, ale byłam na weselu z wodzirejem i super było.
To troszkę dlatego, iż każda panna młoda uważa, że jej ślub był Najdoskonalszy Na Świecie (bo był :D) i dlatego będzie dowidzić jego wyższości nad wszystkimi innymi :D
UsuńAle ja i tak wiem, że to mój był najlepszy :D
M.
:D
UsuńHej!
OdpowiedzUsuńMy weszliśmy w etap przygotowań ślubnych (ślub w maju 2014) i dobre rady sypią się jak z rękawa...
Pomijam już fakt, że wedle mamy Narzeczonego robimy wszystko ''na opak'' (bierzemy tylko cywilny i ''nie wychodzimy z rodzinnych domów'' tylko z mieszkania w którym obydwoje mieszkamy) i ciągle nas próbuje uświadamiać, że jednak POWINNYŚMY inaczej...
Wychodzimy jednak z założenia, że nasz ślub jest organizowany PRZEZ NAS i o ile z chęcią wysłuchamy sugestii, to decyzję czy skorzystamy z niej czy też nie pozostawiamy sobie.
Pozdrawiam!
J.