Odliczamy!

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Projekt Adwent - podsumowanie

W ostatnią niedzielę Adwentu doświadczyliśmy niemal fizycznie owoców Projektu.

Dzień mieliśmy intensywny i wypełniony po brzegi jak nigdy - spotkanie ze znajomymi, wizyta i Msza święta w Centrum Jana Pawła II (wątpliwa przyjemność, ale Karol bardzo był ciekaw jak tam jest), kolacja, później pakowanie wspólnych prezentów, z którym trochę nam zeszło, a na koniec rozmowa na temat ostatniego rozdziału książki "Nas dwoje" (ale o tym kiedy indziej, bo klimaty ślubne z bożonarodzeniowymi trochę się gryzą). Zostało nam pół godzinki na pożegnalne przytulenie się. Czyli - jak na nas - bardzo niewiele.

Tak się tulimy, tu buziak, tam buziak (taki zwykły oczywiście, choć wczoraj już naprawdę ciężko było się obejść bez normalnego całusa). Czułość w najczystszej postaci. Nie robiliśmy absolutnie nic więcej, co mogłoby wywołać wiadome zamieszanie. I nagle, nie wiadomo skąd, pojawia się między nami takie podniecenie, że ciężko się ogarnąć! Czujemy to oboje i zadziwieni jesteśmy, bo jak to? Skąd to? O co chodzi? Tak po prostu?!

Do tej pory zdążyliśmy się nauczyć, że zazwyczaj sami, mniej lub bardziej świadomie, pozwalamy na to, by ten ogień zaczął wkraczać. Pozwalamy, by niepostrzeżenie się rozrastał przez jakieś naprawdę drobne gesty, pocałunki... Zwykle z każdą chwilą to wszystko samo zaczyna się tak rozpędzać, że coraz trudniej wyhamować, ale zawsze potrafilibyśmy znaleźć punkt, od którego się zaczęło. Punkt, w którym daliśmy jakieś (nawet nieme) przyzwolenie.

Tym razem było inaczej. Ten "ogień" przyszedł sam sobie i rozgościł się w najlepsze, choć nawet nie zdążyliśmy otworzyć drzwi. I co ciekawe - mimo to odczuliśmy jakąś niebywałą siłę, by wyprosić je bez tej strasznej szarpaniny ze sobą, która towarzyszyła nam dotąd zwykle w takich sytuacjach. Nie mówię, że przyszło nam to zupełnie jak po maśle. Było trudno, ale to było zupełnie inne zmaganie się niż dotąd. Zupełnie inne. Nie potrafię nawet do końca wyjaśnić, na czym ta różnica polegała. Ale wiem, jestem przekonana, że to dzięki doświadczeniom tego Adwentu. Że dzięki temu skromnemu ćwiczeniu adwentowemu chyba wskoczyliśmy na jakiś wyższy level w radzeniu sobie z utrzymaniem równowagi między czułością, a pożądaniem. Że to owoc tych wszystkich chwil wyrzeczenia, bardzo ostrożnego dawkowania sobie bliskości i nabierania dystansu do siebie, do nas... Owoc działania Bożej łaski, która może nieco głębiej zakorzeniła się w nas przez nasze decyzje i działania, pragnienia i trudności...

Nie mam pojęcia, co będzie dalej. Może tych "schodków" przed nami jeszcze tysiąc, a to wczorajsze doświadczenie było tylko jakimś zachłyśnięciem się tym małym "sukcesem"... Nie wiem. Ale czuję, że jeśli te owoce Projektu, których doświadczyliśmy do tej pory, będziemy pielęgnować, rozwijać i wciąż na nowo do nich powracać, to jest duża szansa, że to dopiero początek czegoś wspaniałego. Że może przez to Pan Bóg chce nas zaprosić do jakiegoś nowego wymiaru naszej bliskości, o którego istnieniu dotąd nie mieliśmy nawet pojęcia, a który pozwoli nam pełniej, dojrzalej i piękniej przeżywać naszą Miłość...
Obyśmy nie zmarnowali tej szansy.

***

To wszystko, czym dzielimy się z Wami, a także Was, wszystkie Wasze sprawy, troski, marzenia, decyzje, trudności i pragnienia zostawiamy przy Jezusowym żłóbku, z modlitwą. On Jest i kocha. A Wy wyciśnijcie z tych Świąt jak najwięcej tej Obecności i Miłości. Radosnego Bożego Narodzenia!

4 komentarze:

Jeśli chcesz, możesz skomentować to, o czym piszemy. Oczekujemy jednak podpisania się pod swoimi słowami, choćby pseudonimem. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...