Chcę czy nie, słowo daję, mamy przyzwoitkę. A w zasadzie przyzwoitka. Nazwijmy go Franczesko.
Dzień powszedni, godzina dwudziesta z minutami, Karol odwiedza mnie po pracy, jemy kolację i mamy chęć się poprzytulać. Drrrrrr! Drrrrrrrr! Dzwoni Franczesko. Może to coś ważnego...?
- Stary, co tam słychać? Jaki miałem dzień...
I gadka szmatka. Czasem uda mi się gdzieś z boczku niepostrzeżenie wtulić. Czasem.
Jesteśmy na weekend u rodziny. W końcu mamy trochę czasu tak na spokojnie, więc idziemy na spacer. Specjalnie wybieram poboczne uliczki, żeby pobyć sam na sam z własnym przyszłym mężem. Tu buziak, tam łaskotki, spontaniczne uściski... Drrrrr! Drrrrrr! Franczesko. Tym razem to rzeczywiście coś ważnego. Żeby mi się przypadkiem nie zamarzyło coś więcej... ;)
Mieliśmy ciężki dzień. Ja musiałam zostać sporo po godzinach, Karol też przyjeżdża z dużym opóźnieniem. Franczesko ma po coś wpaść wieczorem.
- To znaczy o której?
- Jak to on, pewnie w nocy.
To zdążymy się na spokojnie poprzytulać i pogadać. :)
Zdążyliśmy ledwie zjeść kolację. Godzina 21:50. Drrrrrrrr! Franczesko.
- Będę za 10 minut!
Aaaaaaaa...!!!
I teraz najlepsze.
Oglądamy odcinek "Zaklinacza psów". Jest mowa o tym, że pies potrzebuje lidera, pana, który będzie nad nim dominował, bo inaczej traci poczucie bezpieczeństwa i wariuje. Na spacerze to pan idzie pierwszy, a pies o krok za nim, tuż przy nodze.
Wygłupiamy się.
- A ciekawe kto u nas rządzi...? Które z nas na spacerze jest o krok do przodu...? ;D
- Hmm, czekaj, może zapytam Franczeska... :D :P
Taka to historia.
Za tydzień wyjeżdżam. Tym razem sama. Bez przyzwoitki, nawet bez Narzeczonego. Przygotujcie się psychicznie na wypadek gdyby Karol chciał Was pod moją nieobecność uraczyć jakimś postem... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli chcesz, możesz skomentować to, o czym piszemy. Oczekujemy jednak podpisania się pod swoimi słowami, choćby pseudonimem. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.