Odliczamy!

wtorek, 9 września 2014

Rozłąka

Jeszcze godzinę temu marzyłam tylko o wylądowaniu w łóżku, dlatego tuż po 22:00 wygoniłam Karola. Ale okazuje się, że luksus pod tytułem: popołudniowa drzemka, na który tak rzadko mogę sobie pozwolić, przynosi niespodziewany zastrzyk energii dopiero w porze właściwego snu... Trochę się obawiam, co będzie, gdy jutro o 5:30 usłyszę budzik, ale... Na razie puśćmy to w niepamięć. Nie chce mi się spać ani trochę i męczy mnie natłok przemyśleń, obaw i emocji. Znaczy: idealne warunki do pisania.

Za kilka dni czeka nas pierwsza tak długa rozłąka. Dwanaście dni. I to z mocno ograniczonym kontaktem. Do tej pory najdłuższe przerwy w naszych spotkaniach nie przekraczały tygodnia, a w tak zwanym międzyczasie rozmawialiśmy codziennie przez telefon minimum godzinę. Teraz przez dwanaście dni będzie można sobie pozwolić jedynie na kilka minut rozmowy wieczorami...

Przeżywamy to oboje. Nasz zeszłoroczny, wspólny wyjazd teraz wydaje mi się totalnym pikusiem. Nie mam pojęcia, czym się wtedy stresowałam. No dobra, przymusowa przeprowadzka na parę dni przed wyjazdem rzeczywiście zafundowała niezłą huśtawkę emocji, ale poza tym? Zupełny lajt, bo przecież byliśmy razem. Pomagaliśmy sobie na każdym kroku, byliśmy dla siebie nawzajem oparciem... Teraz ze wszystkimi trudami będę musiała zmierzyć się SAMA. Momentami łapię się na tym, że jestem tym wszystkim przerażona i tylko ufność w niezawodne działanie mojego Anioła Stróża pozwala mi nie zwariować ze stresu.

A Karol? Dla Niego to też trudna sytuacja. Gdyby tylko mógł, pojechałby przecież ze mną. Ale nie może. Też się stresuje i martwi o mnie. To w końcu 1500 km trasy i 10 dni spędzonych na kolanach (tym razem zaopatrzyłam się już w odpowiednie ochraniacze na kolana! ;)) i przy dźwiganiu setek kilogramów dziennie... To, że doskonale zna te realia, sprawia, że jeszcze bardziej się stresuje - że coś mi się stanie, że coś pójdzie nie tak, że wydarzy się coś niespodziewanego... A tymczasem pojawiają się już żarty i docinki, że teraz beze mnie będzie miał nareszcie wolność i luz... Świetna mi wolność, doprawdy... O.o

Od kilku tygodni ten wyjazd jest omadlany z każdej strony. To dodaje sił i odwagi. I nadziei, że ta rozłąka też jest potrzebna i może przynieść dobre owoce. Gdyby ktoś był chętny wspomnieć w tej sprawie choćby jedną zdrowaśką, będziemy wdzięczni.

A żeby było śmieszniej - znów wrzesień okazuje się pechowy pod względem mieszkaniowym... Sytuacja jest trudna i skomplikowana na tyle, że w powietrzu wisi kolejna przeprowadzka... O ostatniej już nawet nie wspominałam w nadziei, że naprawdę będzie ostatnią. A teraz, po niespełna 3 miesiącach spokoju, wygląda na to, że to jeszcze nie koniec przygód mieszkaniowych...

16 komentarzy:

  1. Podziwiam ludzi pracujących na kolanach, ja bym umarła po godzinie a jeszcze gdyby w dodatku było ciepło to po 30 minutach maks...powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak dosłownie to nie trzeba klęczeć, można kucać lub stać zgiętym w pół, ale dla mnie z tych trzech opcji najwygodniej było właśnie na kolanach. Tylko w zeszłym roku było mi niewygodnie klęczeć na podłożu wysypanym głównie korą, więc tym razem zaopatrzyłam się w ochraniacze i myślę, że będzie cycuś glancuś. :)

      Usuń
  2. Dwu tygodniowa rozlaka to zadna rozlka, pisze tak bo moj narzeczony jest marynarzem i wyplywa na czrero miesieczne rejsy. Obecnie mamy do dyspozycji maile oraz sporadyczne rozmowy na skype. Dacie rade, wszystko jest do przezycia. Pozdrawiam Marynarzowa ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łooooł...! Wiadomo, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Pozostaje mi tylko podziwiać Waszą wytrwałość i trwanie razem mimo tych długich rozłąk. :) Pozdrawiam również!

      Usuń
  3. Szczerze to zazdroszczę wam, że możecie tak często widywać się z Karolem:) Nasza najdłuższa rozłąka wyniosła około 50 dni, a w trakcie roku akademickiego nasze spotkania przebiegają wg schematu: spotkanie- 25 dni rozłąki- spotkanie... I tak w kółko. Czasem zdarzy się, że widzimy się częściej. Także pocieszam cię, że te 12 dni minie ci bardzo szybko:) W dodatku jedziesz do pracy z tego co się domyśliłam, więc to praca będzie zabierać ci sporo czasu:) Macie ode mnie pomoc modlitewną:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to jest akurat taka praca, przy której baaaardzo dużo się rozmyśla, bo robi się w kółko to samo i to już rutynowo. Więc czasu na myślenie będzie, niestety, sporo.

      Usuń
  4. Ada, z całym szacunkiem, ale kopniak w tyłek ci się należy za negatywne myślenie ;) za dwa miesiące będziesz pisać, że to był trudny, ale błogosławiony czas albo że nauczyliście się nowych rzeczy o sobie. Nie czekaj dwa miesiące, szukaj pozytywów teraz! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeprowadzka? Coś nie tak z Panią Babcią?

    Rozłąki są trudne, ale wartościowe. W końcu, mimo bycia "jednym", zawsze będzie się osobnymi osobami. Mimo polegania na i poddania się mężowi, warto umieć poradzić sobie samej - nie tyle organizacyjnie, co psychicznie. Na pewno dużo z tego wyjazdu wyniesiesz. Podróże zawsze kształcą!

    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Panią Babcią wszystko w porządku, miewa się dobrze. ;)

      Na pewno coś w tym jest, że podróże kształcą, ale ja jestem typem totalnego domatora, który najchętniej nie ruszałby się dalej niż w promieniu 100 km, a już na pewno nie samej! Więc dla mnie taka wyprawa to po prostu wyzwanie.

      Usuń
    2. Doczytałam już w nowym poście, że to przeprowadzka Karola. Strata Pani Babci była by okropna, również dla bloga! :D

      Cóż, więc to trudniejsze wyzwanie tym bardziej, ale przez to może być jeszcze bardziej owocne. Powodzenia! <3

      M.

      Usuń
  6. Z perspektywy singielki rozważania typu "12 dni będę musiała sobie radzić sama" brzmią trochę śmiesznie ;)

    A tak poważnie to myślę, że taka rozłąka tylko pogłębi Waszą relację, no i pomyśl o tym jak potem fajnie się będzie witać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No rzeczywiście, z perspektywy singielki to może brzmieć śmiesznie. ;D
      Chociaż nie chodzi nawet o radzenie sobie samej. Raczej o to się aż tak nie martwię, bardziej obawiam się tego ograniczonego kontaktu. Bo my to gaduły jesteśmy i jak się nie widzimy, to chociaż musimy się nagadać... ;)

      No ale takiej rozłąki też musimy doświadczyć - chyba nawet lepiej teraz, niż po ślubie.

      A o witaniu się po powrocie myślę sobie bardzo często dla pocieszenia i od razu robi mi się lepiej. ;D

      Usuń
  7. Przepraszam ze to napisze ale dziewczyno ogarnij się i nie rób dramatów tam gdzie ich nie ma. Ja z moim mężem przez 4 lata za wzgledu na odleglosc widywalismy się raz na miesiac przez dwa dni...żyjemy, kochamy się, i teraz już jesteśmy razem. A modlitwę zmow w intencji porzuconych dzieci, samotnych matek i młodych wdów i nie podchodzi tak egoistyczne do życia bo przez te 12 dni naprawdę nic wam się nie stanie. Pozdrawiam stokrotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym ogarnięciem się to racja. Ale - z całym szacunkiem - dlaczego ktoś obcy ma mi odmawiać prawa do przeżywania emocji i nazywać je egoizmem? Już wyżej napisałam, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia - rozumiem, że widzisz to zupełnie inaczej i dobrze, dzięki za tę inną perspektywę. Od razu mi lepiej. Ale po co od razu tak ostro...?
      PS
      A w innych intencjach też mogę się modlić, czy tylko za te młode wdowy i porzucone dzieci?

      Usuń
  8. Nie odmawiam Ci prawa do niczego, komentuje tylko to co napisalas na publicznym blogu. Chcialam pokazac jako przeciwstawny biegun wieksze dramaty i tragedie niz 12-dniowa rozlaka kochajacych sie ludzi,dlatego przytoczylam te nieszczesne dzieci wdowy i matki. Napisalam ostro bo z doswiadczenia wiem ze naprawde nie trzeba sie tak rozczulac nad soba gdyz to wbrew pozorom wcale nie przynosi poprawy samopoczucia. Pozdrawiam stokrotka :)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chcesz, możesz skomentować to, o czym piszemy. Oczekujemy jednak podpisania się pod swoimi słowami, choćby pseudonimem. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...