I ostatni zarazem.
Pierwszym dniem naszego narzeczeństwa była I niedziela Wielkiego Postu. Pamiętam to jak dziś. My tacy podekscytowani, jeszcze trochę oszołomieni emocjami, szczęśliwi aż kipiało... Wchodzimy na Mszę świętą, a tam Bądź mi litościw..., pokutne szaty liturgiczne i ogólnie atmosfera postnej zadumy... Zderzenie. Jakoś nie mogliśmy się w tym odnaleźć.
Dzisiaj kiedy myślę o tym, mam wrażenie, że to nie był przypadek. Że ten pierwszy dzień wyznaczył trochę kierunek całego narzeczeństwa. Bo cały ten czas ma coś z wielkopostnego trudu i wyrzeczenia... Cały jest naznaczony nawracaniem się, czyli przemienianiem swojego życia tak, by coraz bardziej uczyć się kochać.
Ostatni taki Wielki Post. I znowu pokutny nastrój miesza się z radością i ekscytacją. Tym razem cieszą nas obrączki, ostatnie czekające zaproszenia na wesele i wizja spisywania protokołu przedślubnego (nie wiem, dlaczego dla większości par jest to stresujące, ja jestem totalnie podjarana :)).
Głowa naszej przyszłej rodziny przy udziale niezawodnego Ducha Świętego znów przedstawiła ciekawą propozycję wspólnego postanowienia na ten czas. Codziennie wysyłamy sobie nawzajem wybrany fragment Biblii. Niech Słowo Boże w nas pracuje i drąży nasze serca jak kropla skałę.
Przepiękne te obrączki. :)
OdpowiedzUsuńW ogóle to my w końcu z nich zrezygnowaliśmy, bo były w porównaniu do tych naszych takie jakieś cienkie, jak te kółeczka przy nakrętkach na butelkach.:p A te Wasze tak nie wyglądają, takie są ładne, masywniejsze. :)
UsuńWasze narzeczenstwo to chyba narzecenstwo idealne :)
OdpowiedzUsuńNie no, bez przesady. :)
UsuńIdealne może nie, ale nasze wymarzone. Takie jak chcieliśmy. :)
Śliczne! Tak jak nie jestem fanką żółtego złota ani mieszanych obrączek, tak te są naprawdę super :)
OdpowiedzUsuńco macie wygrawerowane na obraczkach?
OdpowiedzUsuń"Bądźcie sobie poddani".
Usuń