Odliczamy!

poniedziałek, 28 października 2013

Czy już się pokłóciliście? - czyli o przepraszaniu

Pamiętam, że Karol w jednym z pierwszych maili do mnie napisał, że nie lubi kłótni, bo i bez tego świat nie jest idealny, więc po co dokładać... Bardzo mi się spodobało to zdanie, bo ja... też nie znoszę kłótni. Na palcach jednej ręki policzyłabym momenty, kiedy musiałam na kogoś podnieść głos i wcale nie były to codzienne sprzeczki, ale naprawdę trudne sytuacje, kiedy krzyk był tak naprawdę wyrazem bezsilności, a nie udowadnianiem swojej racji. Oboje jesteśmy raczej ugodowymi osobami, nie mamy energicznych i wybuchowych temperamentów, żadne z nas nie ma tendencji do rozpamiętywania i chowania nawet drobnych uraz i - przede wszystkim - bardzo sobie cenimy czas spędzony wspólnie i uważamy, że bez sensu byłoby go tracić na kłótnie. Więc... nie kłócimy się. 
Kiedy tylko komuś o tym wspominam, na twarzy rozmówcy zwykle pojawia się szyderczy uśmiech i sugestywny komentarz w stylu: "a bo wy to jeszcze tacy zakochani! poczekaj, po dwóch/trzech/pięciu latach się zacznie!" albo "zobaczysz, zacznie się po ślubie!" i tym podobne. Wszyscy są zgodni, że kiedyś się zacznie... A ja jestem przekonana, że jest ogromna szansa, że się nie zacznie. 

Zdarzają nam się spięcia, nieporozumienia, czasem drobne konflikty. Zdarza się, że jedno z nas się rozpędzi i powie coś, co rani drugiego. Zdarza się, że się nie zgadzamy, że mamy inną wizję czegośtam, że nie wiemy, jak wybrnąć z jakiejś sytuacji i emocje zaczynają brać górę. To wszystko nam się zdarza. (Lubię sobie to uświadomić, żeby mieć pewność, że mimo wszystko jesteśmy normalni. :D). Ale nigdy żadna z tych rzeczy nie stała się powodem do kłótni. Dlaczego? Bo mówimy wprost i od razu o swoich emocjach. Bo rozwiązujemy nawet drobne trudności zawczasu, zanim się nawarstwią i urosną do rangi wielkiego problemu. Bo nie przemilczamy ważnych rzeczy, tylko po to, by mieć na jakiś czas święty spokój, a potem nie wytrzymać i wybuchnąć. Rozmawiamy, rozmawiamy i jeszcze raz rozmawiamy. Na spokojnie, bez nerwów, bez pustych sloganów, bez "ty zawsze...! ty nigdy...!", konkretnie. 

A jak emocje zaczynają brać górę, to... zwykle wtedy przytulam się do Karola i... dalej rozmawiamy. Chcę mieć pewność, że mnie nie odrzuca, że akceptuje mnie i kocha, nawet jeśli coś zrobiłam źle, nawet jeśli trudno mi przeprosić. Jak zatem miałby zacząć kłótnię. kiedy ja taka zapłakana (zwykle) i wtulona w Niego? No, nie da się. Tuli mnie, głaszcze i... rozmawiamy. Staramy się zawsze najpierw się wysłuchać, próbować zrozumieć się wzajemnie, a dopiero potem odpowiedzieć. I nawet jak zajmuje nam dłuższą chwilę, by dojść do porozumienia, to dzięki każdej takiej sytuacji coraz bardziej zbliżamy się do siebie. Nigdy nie pożegnaliśmy się obrażeni na siebie, nigdy nie mieliśmy "cichych dni". I nie wiem czy bardziej to nasza zasługa, że potrafimy tak nad tym panować i dbać o to, czy to jakiś nadprzyrodzony dar Boży... W każdym razie - dla mnie jest to swego rodzaju fenomen, który baaardzo ułatwia nam życie. 

Żeby mieć o czym pogadać przy okazji tego rozdziału jako "kłótnie" potraktowaliśmy te wszystkie drobne spięcia, które i tak kończą się pokojowo. Każde z nas miało sobie samemu i nawzajem odpowiedzieć na pytania:
Co mi pomaga, a co przeszkadza przepraszać Cię?
Co mi pomaga, a co przeszkadza wybaczać Ci?
Nie było specjalnie nad czym dywagować, ale myślę, że było to cenne, żeby się jednak nad tym wszystkim na chwilę zatrzymać i uświadomić sobie, ile pozornie mało istotnych gestów, słów, myśli i procesów w nas musi się zgrać, żeby za każdym razem wyjść z (mniejszej czy większej) konfrontacji obronną ręką. 
Szkoda tylko, że w tym rozdziale prawie w ogóle nie było świadectw innych par. Chętnie poczytałabym, jak inni sobie radzą (bądź nie radzą) z konfliktami i nieporozumieniami przed ślubem i już w małżeństwie. No cóż, musiało nam wystarczyć duchowo-psychologiczne rozważanie autora. A inni "inni" może tutaj zechcą się podzielić, jak to z tymi kłótniami jest...?
:)

8 komentarzy:

  1. Jakbym czytała o nas ;) I też słyszałam liczne opinie, że to niemożliwe, że zakochani, że nie mieszkamy razem (niewiele się zmieniło, jak zamieszkaliśmy) itp. itd. A my po prostu oboje jesteśmy spokojni, ugodowi i podstawą naszej relacji jest rozmowa, nawet ta na trudne tematy. Zdarzyły nam się chyba 2 większe spięcia, które można by uznać za kłótnie, ale po pół godzinie nieodzywania się oboje nie umieliśmy wytrzymać, bo to przecież bez sensu takie nierozmawianie i obrażanie się.

    Programista ma przykre wspomnienia z domu - jego rodzice się rozwiedli, więc można sobie wyobrazić jaka musiała być momentami atmosfera. Ja mam za to przykre wspomnienia z poprzedniego związku, który mnie huśtawkami i humorami byłego po prostu wykończył. I naprawdę nie potrafię pojąć związków, gdzie dla ludzi kłótnia to normalność, bo przez większość czasu właśnie w taki sposób "rozmawiają".
    Mówi się, że to podobno oczyszcza atmosferę. Ale ja nie odczuwam nawet takiej potrzeby przy Programiście. Przecież właśnie dlatego rozmawiamy, żeby nie było nieporozumień ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też uważam, że wcale się u Was "nie zacznie" ;) Ja i Mąż jesteśmy wybuchowymi cholerykami, a mimo to coraz rzadziej się kłócimy, a kiedy już to się zdarzy to bardzo szybko się godzimy. Kłótnie niczego nie wnoszą, wnosi rozmowa. Może niektórzy nie potrafią rozmawiać bez wcześniejszej kłótni, ale skoro Wy opanowaliście tę sztukę to po jaką cholerę szarpać sobie nerwy? :) Ja w ogóle, już od samego początku, przy A. czułam się tak wyjątkowo, że jakiś taki spokój na mnie spływał, nawet jak On przeginał i nasze kłótnie można policzyć na palcach u jednej ręki (za to jak były to z fajerwerkami :p ).

    OdpowiedzUsuń
  3. My mieliśmy chyba dwie kłótnie od czasu kiedy poznałam mojego obecnego męża. Ale jakoś nie zaliczam tego do czegoś bardzo poważnego. Poza tym, w ogóle się nie kłócimy co dziwi mnie tak samo jak i Ciebie. Nie mamy po prostu o co, a ile razy słyszałam to pytanie "A wy to się kłócicie w ogóle?" i teksty że to tylko teraz a po ślubie się zmieni. Jestem po ślubie i faktycznie się zmieniło ale na lepsze. Chyba najgorsze co może byc to słuchanie takiego głupiego gadania że po ślubie to tylko samo zło się dzieje, żona dziwnym cudem zamienia się w grubą, złośliwą jędze a mąż w lenia patentowanego z wielkim brzuchem i piwskiem w ręku. Prawda jest taka że będziecie miec małżeństwo takie jakie sami zbudujecie a z tego co tutaj czytam to się nie macie absolutnie o co bac:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za tę jakże optymistyczną prognozę dla nas - to bardzo pocieszająca i pełna nadziei perspektywa. :)

      Usuń
  4. Ja mam wybuchowy temperament, Adam jest spokojny, czasami za spokojny. Nie wiem, może ostatnio mam wyjątkowy okres i te kłótnie, zdarzają nam się dosyć często. Raz było na tyle poważnie, że aż o krok od rozstania, co oczywiście wymyśliłam ja. ;)
    Oboje mamy ten problem, że nie potrafimy rozmawiać o swoich uczuciach, ja powiem mu, co mi przeszkadza, ale nie powiem już, jak się z tym czuję, dlaczego tak jest, normalnie słowa więzną mi w gardle. Dla odmiany on milknie zupełnie, coś tam powie, ale to, jeśli już ja bardzo go przycisnę. A czasami jest tak, że moglibyśmy milczeć godzinami i oto cała nasza kłótnia. Ja w pewnym momencie mięknę, patrzę na niego, takiego nieporadzonego i przytula się. On mówi, że przeprasza, że się zmieni, ja mówię, że nic się nie stało, a problem zostaje i tylko się nawarstwia.
    Oboje wynieśliśmy pewne doświadczenia, a raczej ich brak ze swoich domów i to wszystko procentuje... Nie jest łatwo, mi czasami brakuje już siły i nie widzę sensu w tym naszym związku, ale się nie poddajemy, a przynajmniej staramy się tego nie robić. Ale jest ciężko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My też musieliśmy się nauczyć, jak mówić o swoich emocjach, żeby nie zranić drugiej osoby. To nie przychodzi od razu, parę książek też zrobiło swoje. Chyba najbardziej pożyteczna na co dzień (nie tylko w związku, ale w ogóle) jest prosta zasada: trzeba mówić z perspektywy "JA", a nie "TY". Przykład: zamiast "Wkurzasz mnie tym, że ciągle się spóźniasz!", można powiedzieć: "Jest mi przykro, że tak często zdarza ci się spóźniać, czuję, że mnie wtedy lekceważysz". Brzmi zupełnie inaczej i jest inaczej odbierane.
      Dla mnie zrozumienie tego prostego mechanizmu było ogromną rewolucją w życiu i naprawdę wiele to ułatwia. Warto popróbować - zwłaszcza, kiedy te nie najlepsze doświadczenia z domu bardzo dają o sobie znać. Wiem coś o tym, jak trudno jest się od tego uwolnić i nauczyć się prawidłowych wzorców. Ale jestem przekonana, że da się i wcale nie jest się skazanym na ciągłe niepowodzenia, tylko trzeba włożyć odrobinę więcej wysiłku w pracę nad sobą. :)

      Usuń
  5. Ja także nie należę do grona zwolenników kłótni. Cenię raczej wyjaśnianie nieporozumień na bieżąco podczas spokojnej rozmowy:) Toksyczna atmosfera bardzo negatywnie wpływa na mój humor, dlatego staram się jak najrzadziej dopuszczać takową. Nie zawsze jednak sporów da się uniknąć;) Opiniami innych osób, że 'kiedyś się zacznie' nie przejmowałabym się. Każdy związek jest inny i nieporozumieniem jest sądzenie wszystkich swoją miarą;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajnie takim parom :) My mamy wiele spięć,. choć może bym tego kłótnią nie nazwała ale obrażaniem się na drugiego, fochami i wytykaniem wad. Chociaż oczywiście też nigdy nie żegnaliśmy się pokłóceni, zawsze trzeba wszystko wyjaśnić przed rozstaniem :) Chociaż wraz z upływem wspólnych dni, widzę, że coraz lepiej się dogadujemy, a to jest piękne :D
    Macie bardzo fajne podejście, no i dobrze się dobraliście, że oboje nie lubicie podnosić głosu :)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chcesz, możesz skomentować to, o czym piszemy. Oczekujemy jednak podpisania się pod swoimi słowami, choćby pseudonimem. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...