Mieliśmy dłuuugą przerwę w pracy z naszą książką... Najpierw jedna przeprowadzka, zaraz potem druga przeprowadzka, wyjazd... Ciągle coś się działo. Ale w końcu troszkę odetchnęliśmy po wszystkich zawirowaniach i przypomnieliśmy sobie o książce. Ja swój list opatrzyłam datą... 2 września... Karol zaczął pisać swój jakoś krótko po tym, a dokończył dopiero po powrocie z Francji. Przy pierwszej okazji mogliśmy w końcu porozmawiać na spokojnie o kolejnym rozdziale.
Myślę, że to był jeden z najważniejszych tematów w tym programie. Mam wrażenie, że jest taka tendencja, by przed ślubem raczej nie rozmawiać o trudnych rzeczach. Nam też to przychodzi trudno, jakoś podświadomie unikamy niewygodnych tematów. Ciekawe, czy gdyby nie ta książka i ten rozdział pogadalibyśmy kiedyś, sami z siebie, o swoich oczekiwaniach co do naszego małżeństwa. O tym, jak będzie wyglądał nasz zwykły małżeński dzień, o tym czego konkretnie ja oczekuję on Niego, a On ode mnie, co jesteśmy w stanie zrobić dla siebie nawzajem, a co byłoby dla nas bardzo trudne lub wręcz nie dopuszczamy w ogóle takiej możliwości... Co czujemy myśląc o naszych przyszłych dzieciach? Co czujemy na myśl o ewentualnej możliwości nieuleczalnej choroby/kalectwa/śmierci jednego z nas? Co zrobilibyśmy w takiej sytuacji? Jak wyobrażamy sobie pielęgnowanie naszej miłości w małżeństwie? Konkretnie, bez rzucania pustymi sloganami, ale patrząc praktycznie na swoje oczekiwania, możliwości, potrzeby i słabości...
Jak wspomniałam wyżej, mieliśmy napisać do siebie listy. Wyszły bardzo obszerne, bo zagadnień było sporo i były dla nas dosyć trudne. Przeczytanie tych listów i rozmowa o nich były nam bardzo potrzebne. Poruszyliśmy wiele tematów - ciekawych, zastanawiających, wzruszających nieraz zabawnych, albo bolesnych. Okazało się, że niektóre z naszych oczekiwań były zdecydowanie zbyt optymistyczne i wręcz niewykonalne, bo każde z nas ma swoje ograniczenia i nie jesteśmy w stanie wpasować się idealnie w "ramkę" założeń i wizji życia drugiej osoby. Dobrze, że sobie to uświadomiliśmy już teraz - mamy trochę czasu na poukładanie sobie priorytetów i przemyślenie, jak można byłoby przeorganizować swoje wyobrażenia o wspólnym życiu, żeby to wszystko dobrze działało i nie powodowało nadprogramowych frustracji już na starcie. Inne deklaracje były dla nas pozytywnym zaskoczeniem, nawet (a może zwłaszcza) w tych drobnych codziennych sprawach. To, o czym ja nawet nie śmiałabym marzyć, dla Karola nie jest żadnym problemem. To, o czym On nawet nie pomyślał, dla mnie jest niezwykle istotnym elementem życia.
Na przykład, rozczuliłam się, gdy przeczytałam w Jego liście: mogę rano skoczyć po chleb, a wieczorem myć naczynia. :) On znowuż nie spodziewał się moich słów: Jestem gotowa dla Ciebie i naszej rodziny zrezygnować z pracy zawodowej i przejąć opiekę nad domem, jeśli będzie taka potrzeba... O tych i wielu innych kwestiach dotąd nie mieliśmy okazji na poważnie porozmawiać, nieraz gdzieś się przewijały, ale raczej przelotnie. Dlatego teraz wszelkie konkrety i swoje oczekiwania co do nich omówiliśmy skrupulatnie. Pojawiło się wiele różnych emocji, przemyśleń, wspomnień, obaw, marzeń... Rozmowa była naprawdę niezwykle owocna.
Tym oto optymistycznym akcentem kończymy część piątą (!) książki i rozpoczynamy dziewiąty miesiąc naszego narzeczeństwa.
:)
Bardzo lubię te Wasze opracowania rozdziałów :) Co prawda wiele kwestii przez nie poruszanych my z Programistą poruszamy "tak po prostu", ale nasz związek funkcjonuje nieco inaczej i gdybyśmy ich nie poruszali to na pewno byłoby trochę frustracji i nieporozumień.
OdpowiedzUsuńFajnie też, że nie jest to poradnik: "zrób tak i tak", ale przede wszystkim skłania do refleksji i rozmów. Myślę, że obecnie za rozpad wielu małżeństw odpowiada właśnie brak rozmów czy strach przed poruszaniem niektórych kwestii.
Z drugiej strony zawsze mnie smuci, że ludzie muszą używać poradników, żeby sobie poradzić w związku. Że nie wynoszą tego z domu czy sami nie czują, co mogłoby rozwiązać ich problem. I że dopiero po poradnikach zaczynają słuchać tej drugiej strony (tutaj w żaden sposób nie odnoszę się do Was, to taka ogólna życiowa refleksja).
U nas podział był dość jasny - nie znoszę zmywać naczyń ;) Dopóki nie pracowałam to większość obowiązków należała do mnie, bo miałam na to czas. Teraz staramy się trzymać podział, chociaż i tak zazwyczaj ja więcej robię - bo studia zajmują nam podobną ilość czasu, ale Programista stara się pracować te 7-8h dziennie, a ja około 4 ;)
Co do pracy zawodowej i dbania o dom to mam podobnie. Jeśli będzie taka potrzeba to mogę nie pracować, natomiast Programista tego ode mnie w żaden sposób nie oczekuje i będziemy się dostosowywać do danej sytuacji i warunków.
Hm, to w ogóle nie jest poradnik, więc ciężko to rozpatrywać w takich kwestiach. To program zagadnień poruszanych na naukach przedmałżeńskich "Wieczory dla zakochanych" - sama formuła niewiele ma wspólnego z poradnikiem. Ale to prawda, że bardzo skłania do refleksji i rozmów - na tym polega jego istota. I może rzeczywiście jest to nieco smutne, że ludzie sobie nie umieją radzić samodzielnie w związkach, ale z drugiej strony - jeśli brakuje dobrych wzorców z domu czy otoczenia, a trudno jest się samemu domyślić, na co zwrócić szczególną uwagę, żeby dobrze przygotować się do małżeństwa - to myślę, że warto korzystać z tego typu pomocy, bo naprawdę wiele dają i mogą bardzo pomóc, żeby się nie pogubić, tylko obrać właściwy kierunek rozwoju. :)
UsuńZacznijmy od tego, że ludzie od zawsze nie umieli sobie radzić z niczym na początku. Brak doświadczenia i tyle.;) Mnie to nie smuci, dla mnie to naturalne. Kiedyś takie "poradniki" były w formie babć, matek, ciotek, starszych sióstr i też nikt sobie na początku bez nich radzić nie umiał. ;) W ludzkim myśleniu ani podejściu nic się nie zmieniło. Tylko technika, nauka i dostęp do informacji się powiększył i nam się to takie "koło gospodyń wiejskich";) rozrosło, bo doszły nowe, psychologiczne, językowe, czy jeszcze jakieś tam inne ciekawe punkty widzenia.
UsuńW żaden sposób nie chodziło mi o przygotowanie do małżeństwa czy jego początki ;) Bardziej o sytuacje, kiedy ludzie po kilku latach bycia ze sobą w końcu się poddają, bo np. nie porozmawiali w temacie głupiego podziału obowiązków czy w innej kwestii i źle to u nich funkcjonowało i doprowadziło jedną osobę to ogromnej frustracji i zmęczenia. Że po tych latach odkrywają, że nie potrafią ze sobą rozmawiać (i nigdy nie potrafili) i potrzebują pomocy w postaci zwykłych poradników, które są pełne frazesów - o czymś takim pisałam.
UsuńWiem, że to, co "przerabiają" Ada i Karol to nie jest poradnik, tylko właśnie fajne przygotowanie i zwrócenie uwagi na pewne istotne i podstawowe kwestie ;)
Ooo, takie listy do siebie to jest cudowna sprawa!
OdpowiedzUsuńTo bardzo dobrze rokuje, gdy wszelkie trudne tematy omawia się jeszcze przed ślubem. A jeśli robi się to w formie listów, jest to nie tylko urocze ale i bardzo skuteczne. Świadczy o tym, że i po ślubie komunikacja między małżonkami na pewno nie zawiedzie:-).
OdpowiedzUsuńKurde, żałuję, że nie wpadłam na to, żeby przed ślubem mieć to zmywanie naczyń załatwione na piśmie. :D :D :D
OdpowiedzUsuńHaha! Właśnie się śmialiśmy z Narzeczonym, że mam to na piśmie i nie zawaham się użyć dowodu! :D
Usuń