Odliczamy!

niedziela, 13 kwietnia 2014

Przegapiliśmy...

Przegapiliśmy okrągłe 400 dni, które pozostały do naszego ślubu.... Tak pamiętałam, że zbliża się równe czterysta, tak odliczałam, a jak przyszło co do czego...
Jakby to powiedziała pani I. - Niemiec za mną łazi... Nazywa się... Alzheimer. :D

Za nami jeszcze żaden Niemiec nie łazi. Po prostu są rzeczy ważne i ważniejsze. 400 dni było tylko ważne.


Wielki dzień. Poszło. Nie ma odwrotu.
W Imię Boże.

To prawie tak jak ze ślubem. Już nie ma gdybania. Teraz to już MUSI się udać...

32 komentarze:

  1. Ale jesteście tajemniczy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu otwarli już tą przychodnie weterynaryjną.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
    3. Trzeba było więc pójść na wetę. I BMW byś miał(a), i willę pod miastem i na pewno byś własną osobą zacne grono prawdziwych fachowców powiększył(a) i polepszył(a) obraz polskiej weterynarii. Chociaż... Nigdy nie jest za późno. ;)
      Tak nawiasem mówiąc u mnie w rodzinnym mieście właśnie dwójka młodych lekarzy, o zgrozo, przed 30tką wykosiła całą doświadczoną, zjedzoną przez rutynę konkurencję, bo są dobrzy w tym, co robią, po prostu.

      I żeby nie było, tym razem nie Karola bronię, a polskiej weterynarii, którą trochę obserwuję od środka.

      Usuń
    4. O, płci nie byłam pewna, rzeczywiście było "leczyłam", za późno chyba dla mnie, wybacz. :p

      Usuń
    5. Po części się zgodzę z Anonimem, ponieważ sama leczę kota, zwiedziłam kilkanaście lecznic w Małopolsce i na podkarpaciu i efektu nie ma żadnego. Nawet wielka sława jak Pani doktor Ingarden (Karol będzie wiedział o kogo chodzi bo to pod krakowski teren należy) przepisała mojemu kotu steryd w dawce (jak się później okazało) którą podaje się kotom w ostatnim stadium raka, haczyk? Mój kot nie ma raka! Zwiedziłam i młodych weterynarzy i starszych i z przykrością stwierdzam że 99% jest nastawiona na szybki pieniężny zysk. W krakowskiej Arce płaciliśmy rachunki po 600 zł, w Dębicy młody Pan doktor szprycował mi kota zastrzykami i za każdym razem 100 zł, 100 zł aż się uzbierał 1000.. Za leczenie kota do dnia dzisiejszego mii rodzice zapłacili około 8 tysięcy zlotych i EFEKTU NIE MA ZADNEGO. Mam uczulenie na weterynarzy i szlag mnie trafia jak ich tylko widzę.

      Jednak nie znając Karola, nie posunęłabym się do stwierdzenia że "leci na kasę", bo być może jest właśnie w tym 1% który chce dobra zwierzaków a nie BMW. Osobiście uważam jednak że selekcja przy zakładaniu takiej działalności gospodarczej powinna być wprowadzona i to nie tylko wiekowa ale przede wszystkim należałoby zwrócić uwagę na doświadczenie i różnego rodzaju przebyte kursy doszkalające.

      Żeberkowa kochanie, nie złość się na mnie ale nikt mi nie wmówi że polscy weterynarze są dobrzy. Nie mnie, nie za pieniądze które stracili moi rodzice i nie przez co przeszedł z tymi patałachami mój kot. Niestety, każdy weterynarz jest dobry do póki nie zawiezie mu się trudnego przypadku. Nie chcę się tu rozpisywać jakie bzdury wygadywal i robił każdy weterynarz po kolei bo by mi pelnowymiarowa notka wyszła ale uważam że nie ma dobrych weterynarzy w PL a przynajmniej ja na takiego nie trafiłam. Mogą rodzina zapłaciłaby jednorazowo drugie tyle ile do tej pory gdyby ktoś nam tego kota wyleczył, niestety, najprawdopodobniej pozostanie nam jedynie amputacja łapki bo żaden ani młody, ani stary weterynarz nie umie pomóc...ba nie umie powiedzieć co temu kotu właściwie jest.

      A Karolowi życzę przede wszystkim tego żeby nie osiadł na laurach tylko ciągle się uczył - proponuje przede wszystkim od zagranicznych lekarzy. Dobrzy weterynarze w Małopolsce są potrzebni bo obecnie ich nie ma.

      Usuń
    6. Nie mówię, że wszyscy są rewelacyjni, na pewno są i tacy z powołania i tacy beznadziejni. Ale sorry, gadacie tak, jakby każda choroba przebiegała zawsze idealnie i wystarczyłoby tylko trochę poczytać. Prawda jest taka, że i u ludzi i u zwierząt każdy przypadek jest inny, nawet z tą samą chorobą, nawet głupia "prosta choroba" potrafi tak przebiegać, że w życiu byś na nią nie wpadła, a do tego te objawy, które masz pasują do 10 innych poważnych chorób i po prostu nie masz innego wyjścia, jak zacząć leczenie w ciemno od czegoś, co jeśli nie pomoże, to przynajmniej na pewno nie zaszkodzi. Tak się po prostu zdarza i tyle, bez leczenia zostawić nie można, a nie że na pewno lecą na kasę (choć pewnie i tacy się znajdą). Żywy organizm to nie maszyna, a człowiek też nie jest jasnowidzem. I gwarantuję Wam, że same nie poradziłybyście sobie lepiej, bo macie diagnozę z google. ;)

      Usuń
    7. Przepraszam, ale musiałam ten anonimowy komentarz, do którego się odniosłyście, usunąć, bo był zwyczajnie obraźliwy.

      Nie mam zamiaru się odnosić do czyichś frustracji. Przykro mi, że wiele osób nie może trafić na dobrego lekarza, ale jeśli się nie ma pojęcia o tym, gdzie i jak długo ktoś zdobywał doświadczenie oraz czym się kieruje, to takie komentarze jak tamten Anonimowy są po prostu nie na miejscu i nie będę się na to godzić.

      Usuń
    8. Do tej z żebra: zgadzam się z Tobą, że każdy jest inny. Jednak nie zastanawia Cię czemu Polscy lekarze często skazują zwierzę na uśmiercenie czy długoletnie leczenie metodą prób i błędów a niemieccy (bo tylko o tych mogę się wypowiedzieć) potrafią wydać trafnie diagnozę słysząc tylko o objawach przez telefon.(!!) Bo ostatnio i taki przypadek miał mój znajomy. Niemiec od razu wiedział co i jak z kotem trzeba zrobić. Co więcej polski weterynarz nawet nie wiedział gdzie w pobliżu można dostać krew dla kota!!! O zgrozo!!
      Do Ady: niestety zgadzam się w zupełności z Kropką: obraz polskiej weterynarii jest w dużej mierze przerażający ja jeszcze nie spotkałam żadnego z intuicją medyczną (Ci którzy oglądali Znachora wiedzą o co chodzi). I zgadzam się też że jak wśród lekarzy nie jest tak prosto założyć swój gabinet tak wśród weterynarzy też tak być nie powinno. I rozumiem frustrację Anonimowego, bo myślę Ado, że nie wiesz co to znaczy tracić Ukochanego Zwierzaka i widzieć jak Cię wysyłają od Annasza do Kajfasza. A co do młodych weterynarzy: to fakt nie znam doświadczenia Twojego Karola ale mimo wszystko uważam, że każdy powinien przez kilka lat przepracować "na czyimś" po pierwsze by nauczyć się życiowej pokory, po drugie a co najważniejsze: doświadczenia, bo nawet jeśli Twój Karol ma niewiadomo ile kursów i jakie mega studia, ale dopiero gdy skończyłby jakiś wieloletni staż w jakiejś zagranicznej klinice to mogę powiedzieć że mogłabym mu zaufać. Bo nawet jeśli teraz jest jednym z lepszym w Polsce, to przepraszam, ale w moich oczach i tak Polska weterynaria a zarazem Twój Karol chowa się w cieniu przy niemieckich lekarzach. (i nawet nie chodzi o brak zdolności, co kwestia lepszych niemieckich szkół w tym zakresie, lepszego sprzętu itd itp. trochę jak w medycynie). Myślisz, że dlaczego biedne kraje wysyłają swoich ludzi na studia medyczne w Polsce? Bo tam u nich jest brak wykwalifikowanej kadry, która by mogła wznieść ich medycynę na wyższy poziom. Uważam, że obecnie Polscy weterynarzy też powinni odbywać takie praktyki na Zachodzie. Przepraszam ale w Polsce ja również nie spotkałam dobrego a skoro większość nie spotkała dobrego to znaczy, że ogólnie coś jest nie tak.
      Ania

      Usuń
    9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    10. Ania leczyłaś kota w Niemczech? Mogę dostać namiary? Jeśli nie tutaj to na kropka.bloguje@gmail.com? Naprawdę nie chce skazywać rocznego kota na życie bez łapki..

      Usuń
    11. Żeberkowa to że mój kot jeszcze w ogóle żyje to sprawa tylko i wyłącznie właśnie google. Przesiedziałam tam setki godzin i to ja z tatą wyszukiwaliśmy badania i lekarstwa które przybliżyły by nas do rozwiązania sprawy. Juz w czerwcu tamtego roku chcieli go uśpić. Rocznego kota! Przez 2 miesiące szukałam lekarza który za MOJE pieniądze łaskawie zrobi antybiotykogram. Rozumiesz to? Jedno o jedno z podstawowych badań musiałam się prosić bo wszyscy uważali że to nie potrzebne. Jak się okazało że ma paciorkowce i gronkowce i to badanie było potrzebne to miałam ochotę iść i rzucić im w twarz wynikiem. To badanie kosztuje 50 zł i nikt go nie chciał zrobić ale za to histopatologie która kosztuje 400 miał robioną dwa razy mimo że od samego początku mówiłam że to nie jest rak, ale nie - bo wcześniej ze złego miejsca pobrali a oni pobiorą z dobrego... Tak samo gdyby mnie nie tknęło sprawedzenie diagnozy Pani Ingarden, konkretnie dawki którą przepisała to z wątroby Lenia dzisiaj by było sito i już nie noga by była powodem problemów tylko by go zabiły leki.

      Mam szczerą nadzieję że w innych zakątkach polski jest lepiej ale w promieniu 200 km od mojej miejscowości po prostu nie ma kompetentnego lekarza. Więc naprawdę nie dziw mi się że myślę tak a nie inaczej

      Usuń
    12. I dlatego Karol nie powinien otwierać gabinetu. Aha. Mimo że nikt tu nie ma pojęcia ile lat pracował u kogoś i czy robił praktyki za granicą (robią takie praktyki i staże za granicą, Aniu, robią, choć może to zależy od uczelni, nie wiem jak gdzie indziej, a i trafne diagnozy przez telefon się zdarzały). Jeszcze, żeby był świeżo po studiach to bym zrozumiała ten najazd, ale tu nikt nie ma nawet pojęcia jakim jest lekarzem. Nie no, ludzie mnie nie przestaną zaskakiwać. To jest niesamowite, że taka dyskusja w ogóle ma tu miejsce...

      Usuń
    13. Jeszcze tylko sprecyzuję, z tym telefonem, żeby się Karol za głowę nie złapał. :P Przez telefon owszem można powiedzieć pomysł na diagnozę i tu są często trafne, ale nie możesz zrobić nic poza wywiadem, muszą być badania kliniczne. Bez badania klinicznego absolutnie nie możesz powiedzieć nic o lekach tylko na podstawie wywiadu, bo na wszelki wypadek zakłada się, jak w dr Housie, że wszyscy kłamią (bo "dopiero teraz mu się tak zrobiło" kiedy ewidentnie widać, że choroba mocno posunięta i zaniedbana, "on nic innego poza karmą nie dostaje" itp.)

      "każdy weterynarz jest dobry do póki nie zawiezie mu się trudnego przypadku". Trudny przypadek z definicji jest TRUDNY, więc to chyba jasne, że tak szybko i od razu się go nie wyleczy. A skoro doktor Google taki świetny, a mimo to musiałaś się trochę naszukać, zanim w ogóle znalazłaś taki przypadek, to chyba nie jest to takie częste ani typowe? Każdy w swoim zawodzie jest świetny, dopóki mu się nie trafi nic trudnego. Też od roku z mężem (prawie jak Ukochane Zwierzątko:P) jeżdżę po lekarzach, odsyłają mnie od Annasza do Kajfasza, z badań to już miał chyba wszystko, łącznie z genetycznymi na jakieś dziwne choroby, których powtórzyć nie umiem, chyba tylko ginekologiczne mu zostały;)) też się zżymałam na początku, ale już im się przestałam dziwić, bo niestety nie jest książkowym przypadkiem, ani pod względem objawów, ani pod względem wieku, bo jakby miał 50 lat, to pewnie inaczej by zaczęli, a tak to nawet nikt by nie wpadł, że już może mieć taki i taki problem. Nie wiem, czym się zajmujecie, ale jeśli jeszcze Was w pracy nic nie zaskoczyło, albo myślicie, że Was nie zaskoczy, to zazdroszczę tej, jak to było, życiowej pokory.;) I po 20 latach na bank trafi się coś, że się za głowę złapiesz i nie będziesz wiedziała, jak się nazywasz i to człowieka w żaden sposób nie przekreśla. A skoro lekarze odsyłają jeden do drugiego, jak nie wiedzą, co robić, to chyba dobrze? Jak odsyłają do kogoś, kto może wiedzieć - źle. Jak nie odsyłają - źle, bo liczą na kasę i BMW po 7 latach...

      I co do kursów, to nie tyle z uczelni, co przez IVSA, które współpracuje z uczelnią. Statystyk nie prowadzę, więc nie wiem, ile rzeczywiście wyjeżdża, ale wyjechać jak najbardziej możesz.

      ta z żebra (nie chce mi się logować)

      Usuń
    14. Od czego by tu zacząć..

      Może od tego "trudnego przypadku", ok zgadzam się ze trudny przypadek jest naprawdę trudny ale czy usprawiedliwia to jakkolwiek proszenie się przeze mnie o wykonanie badań krwi, rentgena i antybiotykogramu? Czy to nie powinno być oczywiste? Powiem tak, kot jest leczony od maja a badania miał zrobione dopiero we wrześniu, tak wszyscy ładowali zastrzyki na zmianę z tabletkami na oślep. I gdyby nie to że się przy tych badaniach za kilkanaście/kilkadziesiąt złotych upieraliśmy to by pewnie do dzisiaj nie były zrobione ale za to histopatologię za kilkaset każdy chciał robić. I przed pierwszą się nie wzbraniałam bo chciałam wykluczyć raka (choć od początku byłam pewna że go tam nie ma) ale do tej pory miał dwie histopatologię a gdybyśmy nie odmawiali miałby ich już coś koło 5. Mądre?

      Kolejna sprawa jeśli chodzi o "trudny przypadek" - mam kota z kosmosu, czy to z weterynarzami jest coś nie tak że każdy jeden miał inną diagnozę i krytykował poprzedniego? Ani jedna diagnoza nie pokrywała się w najmniejszym stopniu. Świetnie prawda?

      " A skoro lekarze odsyłają jeden do drugiego, jak nie wiedzą, co robić, to chyba dobrze? " NIGDY ŻADEN weterynarz nie odesłał mnie do kogoś innego. NIGDY! Woleli ładować zastrzyki na oślep i w kółko robić te same badania (upragniony antybiotykogram miał robiony 5 razy!) i zbierać sobie pieniążki. Nie zostałam odesłana do kogoś innego ani razu! Sami szukaliśmy weterynarzy i sami decydowaliśmy o ich zmianie.

      Kolejna sprawa, "Aha. Mimo że nikt tu nie ma pojęcia ile lat pracował u kogoś i czy robił praktyki za granicą" jeśli faktycznie ma również szeroką wiedzę praktyczną, kursy i szkolenia za sobą, jeśli jest naprawdę dobry w tym co robi to przecież komentarze (a przynajmniej moje) w ogóle nie dotyczą jego osoby. Ja od początku wypowiadam się na temat weterynarii ogólnie (która przynajmniej w Małopolsce i na Podkarpaciu jest o kant dupy rozbić) a nie na temat Karola. Jeśli zakłada działalność ponieważ chce pomagać i jest w tym dobry to ja mu tylko przyklaskuję i życzę sukcesów bo takich weterynarzy jest mało a są naprawdę potrzebni. Jednak uważam że takie przedsięwzięcie powinno być nadzorowane, powinny być sprawdzane kompetencje potencjalnych właścicieli lecznic, bo przerażające jest to że każdy baran który ledwo zaliczył studia, na 3 i to jeszcze może na ściągach może sobie bez problemu założyć przychodnię i udawać wielkiego lekarza i nie mówię tu o Karolu (!!) tylko o całej masie lekarzy weterynarii która tak właśnie robi, umieją podstawowe rzeczy, bo przez cały okres studiów nie zrobili NIC ponad to żeby dostać papierek, z byle jakimi ocenami z minimalną wiedzą, bez umiejętności wykonania nawet głupiego USG (tak, spotkałam się z odpowiedzią "Ale my nie wykonujemy bo nie umiemy" kiedy chciałam żeby zostało zrobione USG), niestety w polsce zwierze to tylko zwierze i cóż za różnica czy leczy je lekarz który studia weterynaryjne robił przez 12 lat czy ktoś kto zaliczał wszystko w pierwszym terminie, zaliczył różne wymiany zagraniczne, robił kursy jeden za drugim, jak ma papier to niech leczy i to w dodatku samodzielnie.

      Kropka.

      Usuń
    15. Przede wszystkim zachęcam do spróbowania przejścia przynajmniej jeden semestr, przynajmniej na 3, żeby móc cokolwiek powiedzieć o baranach, bo sorry Kropko, tak jak Cię uwielbiam całym sercem, tak nie masz pojęcia, o czym mówisz. Ale zgodzę się, że trója trói nierówna.

      Nie mówię, że na pewno nie trafiłaś na niekompetentnych lekarzy i że wszystko było super. Na temat kota się nie wypowiem, bo się nie znam. Ale jeżeli są trudne przypadki, to są i wykluczające się diagnozy, po prostu. Tak samo jest u M. A zwierzak Ci nic nie powie, Ty nie jesteś w stanie go upilnować na 100%, czy np. nie zeżarł czegoś, co by rozwiązało sprawę.
      Akurat z tymi kompetencjami to piłam do pierwszego komentarza, który nie mówił ogólnie, tylko o konkretnym "pożal się Boże weterynarzu", o którym nie ma zielonego pojęcia, a jedynie objawy wskazujące na potrzebę użycia słynnej maści krążącej w "internetach".

      Usuń
    16. Swoje objawy, znaczy się. :p :p

      Usuń
    17. Tak, mnie chodziło o 3 osiągnięte minimalnym nakładem pracy. Też studiowałam co prawda na prostszym kierunku ale miałam sporo prawa i wiem ze można uczyć się i miesiąc dzień i noc i zdać ledwo bądź w ogóle, ale jest przecież masa ludzi którzy nie zdają tylko i wyłącznie przez własne lenistwo tylko że jeśli ktoś jedzie na trujach studiując administracje czy jakaś ekonomie to nikomu większej krzywdy nie zrobi jeśli w przyszłości okaże się że nie umie tego czy tamtego, niestety kierunki medyczne nie mają tego komfortu i dlatego uważam że działalności gospodarcze w tym zakresie powinny być nadzorowane.

      Kropka.

      Usuń
    18. Ekhm... Jakby tu... To wszystko co piszecie o swoich doświadczeniach jest bardzo ciekawe, ale... Nie miałabym nic przeciwko, gdyby takie dyskusje odbywały się raczej na forach miłośników zwierzaków, a nie tutaj. ;)
      Bo to w sumie temat rzeka i dyskusja na parę dni, a zupełnie nie dotyczy to tematu notki, więc ja nie mam zamiaru się szerzej wypowiadać. I powtórzę tylko za tą z żebra: "to jest niesamowite, że taka dyskusja w ogóle ma tutaj miejsce"... :)

      Usuń
    19. Całej dyskusji komentować nie będę, bo na weterynarii się nie znam, tylko odniosę się do jednej kwestii- studiuję medycynę i Kropka - jakieś 70 % osób "leci na trójach". Także jeśli będziemy patrzeć takimi kryteriami, to życzę powodzenia w znalezieniu dobrego lekarza za kilkanaście lat :D

      Usuń
    20. Ada jak chcesz mieć komentarze bez offtopu to sobie włącz moderacje. Coraz gorzej z Tobą, usuwasz komentarze, mówisz czytelniką co mają komentować a czego nie, weź dziewczyno wyjdź już za mąż i przestań prowadzić tego bloga bo blogosfera Ci szkodzi.
      Pozdro.

      Usuń
    21. Informacja o tym, że obraźliwe komentarze będą usuwane, jest cały czas widoczna i po prostu to egzekwuję. A że takim "czytelnikĄ" jak Tobie to przeszkadza, to już nie mój problem. Nie podoba się - nikt tu na siłę nie trzyma. Nie potrzebuję sztucznego zatroskania obcych osób.
      Również pozdrawiam.

      Usuń
  2. Ado, Karolu.
    Czytam Waszego bloga już od dawna, ale nigdy się nie „ujawniłam”. Raz – nie mam w ogóle zwyczaju komentowania blogów , dwa – czasu też nie mam w nadmiarze. Dziś napisałam, bo zainspirowały mnie te powyższe komentarze;)
    Nie komentuję, ale czytam, myślę, analizuję to, co piszecie, a więc to, czym i jak żyjecie, konfrontuję to ze swoim życiem. Nie powiem, że zawsze się z Wami zgadzam, ponadto – sama nieraz miałam podobne odczucia do tych, o których niedawno było tak głośno, a dokładniej o tym rzekomym „braku pokory”. Z jednej strony nie wiem, czy nie jest to tylko subiektywne odczucie, ale skoro już kilka osób też o tym pisało… Nawet jeśli tak. To kto z nas nie ma wad? Postanowiłam jednak napisać ten w krótki komentarz, żeby pokazać Wam, że mimo wszelkich niedociągnięć inspirujecie do tego, aby żyć i kochać z pasją. Mam nadzieję, że mój głos doda Wam otuchy (która być może wcale nie jest Wam potrzebna) do dalszego budowania związku z takim zaangażowaniem oraz prowadzenia tego bloga mimo wszelkich przeciwności. Tyle z mojej strony.
    Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest potrzebna, nawet bardzo.
      Dzięki Olu, to niezwykle ważne, żeby czasem przeczytać coś pozytywnego. Naprawdę się przyda.
      Pozdrawiamy, życząc wszystkiego dobrego!

      Usuń
  3. Ada, ale macie tu jazdę, nawet do takiego krótkiego posta tyle analiz...
    Trzymajcie się dzielnie - pozdrawiam :)
    I życzę dobrego Wielkiego Tygodnia!

    OdpowiedzUsuń
  4. O_O

    Ada, widziałam już u Ciebie różne dziwne i wstrząsające dyskusję, ale ta przerosła moje najśmielsze wyobrażenia. Weterynaria to fach jak każdy, nic w tym szczególnie mistycznego, ważne żeby wykonywać go sumiennie i dobrze. Oczywiście, że troska o zwierzęta jest konieczna, w końcu to też stworzenia Boże i nie należy przysparzać im cierpień. Ale histeria wokół domowych zwierzątek nieodmiennie mnie fascynuje i nigdy jej nie zrozumiem. Zwierzątka są, a potem zdychają, i nie ma dla mnie w tym większego dramatu. Są poważniejsze problemy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Tak, np. ludzie, są a później zdychają. Właśnie dzięki tak wrażliwym osobom 100 razy bardziej wolę zwierzęta niż ludzi.

      Usuń
    3. No nie bardzo, Kropko. Dusza ludzka jest nieśmiertelna.

      Pozdrawiam,
      manna

      Usuń
    4. Niech sobie jest, nie zmienia to faktu że często zwierzęta lepiej się zachowują od ludzi. I błagam cię nie przekonuj mnie bo i tak Ci się nie uda a nie chce wywlekać na blogu Ady pewnych zdarzeń. Podam jeden przykład i więcej się nie wypowiem - suka rodzi wszystkie swoje dzieci (w przeciwieństwie do niektórych ludzi), jeśli wie że ich nie jest w stanie wychować to je zabija sprawiając im jak najmniejszy ból ( w przeciwieństwie do niektórych matek ze "śliskim kocykiem"), jeśli jest w stanie wychować wszystkie to to robi a nie podrzuca do okna życia czy nie kisi w beczce mimo że jest przed nią świetlana kariera psa policyjnego .

      I teraz będę chamska ale tak jak Ada sobie nie życzy tutaj rozmów o polskiej weterynarii tak ja sobie nie życzę przekonywania mnie że ludzie są lepsi od zwierząt. Bo nie są i udowodnili to milion razy.

      Usuń
  5. Ale akurat okno życia jest dobrym rozwiązaniem, więc nie rozumiem o co Ci chodzi. Poza tym nie porównuj suki do matki, bo suka ma "panów", dostaje jedzenie, ma gdzie spać, a niektóre kobiety, które oddają dziecko do okna życia nie mają wyjścia, i nikt nie powinien ich potępiać ( a już na pewno nie wypada komuś, kto mówi, że jest katolikiem) bo decyzja jest trudna, a na pewno jest dobra, bo dziecko żyje, biorą je siostry zakonne, a potem jest adopcja, niż żeby dziecko wylądowało na śmietniku. Zwierzęta są super, ważne,kochane,potrzebne ale wciąż my-ludzie jesteśmy nad zwierzętami.
    Kasia.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chcesz, możesz skomentować to, o czym piszemy. Oczekujemy jednak podpisania się pod swoimi słowami, choćby pseudonimem. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...