- To jedziesz tam sama?? Bez swojej LEPSZEJ POŁOWY??
Drobiazg taki, wiem. Tak się mówi. Urocze powiedzonko.
Tylko jakoś tak wychodzi, że ostatnio co chwila to słyszę od kogoś i, prawdę mówiąc, już mi bokiem wychodzi. Bo obie połowy mojego skromnego jestestwa mają się świetnie w całości, metr pięćdziesiąt w kapeluszu, dwie ręce, dwie nogi, niepodzielna głowa. Nic mi nie brakuje, wbrew pozorom.
Kocham strasznie tę moją "Lepszą Połowę", tylko sęk w tym, że On żadną połową nie jest. Jest tak samo odrębną całością. Też Mu nic nie brakuje. Każde z nas jest w pełni samodzielne. I pewnie, że potrzebujemy siebie nawzajem do tysiąca różnych rzeczy. Przede wszystkim do uczenia się miłości.
A te połowy to tylko taka stara metafora związku, może nawet nieszkodliwa. Ale irytująca.
P.I.: Piękny, idziesz z ciocią do domu?
Mały Piękny: Tak!
P.I.: I będziesz spał z ciocią?
Mały Piękny: Tak!
P.I.: Oho! Ciekawe co na to jej LEPSZA POŁOWA!
O.o
***
- Został ostatni miesiąc, to pomódlmy się też za Francję.
- Mhm... Za cały kraj, naród i władze, o dobrobyt... ;D
- <facepalm>
;)
Słyszałam kilka razy takie określenie, ale zawsze było to w sytuacji, kiedy to tej "Lepszej Połowie" mówiła "ta gorsza"/ten groszy". I to jest jakoś jeszcze do przyjęcia, że w sensie człek zakochany, taki zapatrzony w drugiego człeka, że taki ten drugi człek dobry etc etc. W sytuacji gdyby ktoś, mówiąc do mnie o moim Lubym, użył określania "twoja lepsza połowa", uznałabym to za obraźliwe. Chyba żeby na przykład doprecyzowano, że lepsza w kategorii wiedza o kolei żelaznej ;)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia,
manna
Ja spotkałam się z tym określeniem tylko na kobiety, jako żartobliwe określenie. Natomiast też mnie nie przekonuje, bo przecież ja to ja, a on to on.
OdpowiedzUsuń