Ślubne sprawy stoją w miejscu tylko z pozoru. Przede wszystkim są intensywnie obejmowane modlitwą. A że w tak wielu codziennych sprawach odczuwam Bożą pomoc, to nie mam wątpliwości, że i w kwestii organizacji ślubu i wesela możemy liczyć na wsparcie z góry. Więc zawsze gdy się widzimy, uruchamiamy różaniec albo koronkę i bombardujemy niebo.
Poza tym ćwiczymy sobie przysięgę małżeńską, powoli weryfikujemy wstępną listę gości (stworzoną 1,5 roku temu, więc trochę się pozmieniało...), zaczynamy rozglądać się za obrączkami i rozkminiamy, kiedy najlepiej byłoby pójść na kurs tańca, żeby nauczyć się czegoś extra na pierwszy taniec. Karol stwierdził, że najlepiej, żeby ostatnia próba odbyła się najpóźniej 20 min przed weselem, bo inaczej może zapomnieć kroków... Coś w tym jest. ;D
Z ciekawostek ostatnich dni to możemy polecić kolejną pachnidłową konferencję - "O wyżynach". Tym razem o ambitnej wizji miłości i o tym, dlaczego w zdecydowanej większości zaczynamy relację/związek od dupy strony. Nie znaczy to wcale, że nasze związki są spisane na straty, ale pozwala nieco uświadomić sobie, jak wiele można wspólnie wypracować, mając odpowiednią perspektywę kochania. To jedna z krótszych konferencji, a naprawdę warta posłuchania.
A skoro jesteśmy przy ciekawostkach, to jeszcze jeden drobiazg:
Takie tam, ciekawe spojrzenie na noc poślubną. Może akurat kogoś zainspiruje.
PS
Może warto jednak tutaj uwiecznić chociaż cokolwiek z początków tej zaskakującej w każdym calu, blogowej znajomości... :D
Agata (opowiada historię z wczorajszej salsy, gdy partner nie trzymał jej w ramię, jak powinien): I ten koleś wszystko zepsuł przez to, że mnie nie trzymał jak trzeba. To jest piękna ilustracja, co się dzieje, gdy mężczyzna nie jest przewodnikiem. ;D
ja: Dobre! Aż mi narobiłaś ochoty na tą salsę! ;p Ale Karol by mi nie pozwolił, nie ma szans. Mocno mnie trzyma w tańcu zwanym życiem. :)
Ooo a ja namawiam swojego na salsę, a on twardo, że nie będzie tyłkiem kręcił i że mu to niepotrzebne, bo on ma do perfekcji opanowany jeden, ale najważniejszy ruch bioder........
OdpowiedzUsuńA o nocy poślubnej to ja już może nie będę pisać. :D :D
Namawiaj koniecznie!!! (Tym razem ja Ci coś polecę, hehe) :D
UsuńŚwietna zabawa i po zrobieniu kursu można już sobie praktykować na salsotekach we własnym zakresie ;)
To mi jeszcze powiedz, jak go namówić. :p M. tańczyć lubi (wyrobił się przy mnie:D), na imprezach to Dirty Dancing wymięka, z parkietu nie schodzimy, ale żeby na kurs iść ze mną, to nieee. Nawet bezkonkurencyjny argument "x jest dobre na kręgosłup!" nie daje rady. :p (chociaż nie powiem, po tym tekście cenniki w szkołach tańca sprawdził:p). A mamy szkołę 5minut od domu!
UsuńA może swing? :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia z Lichenia,
manna
Ps. Propozycja z zaproszeniami nadal aktualna.
Oj. Niedawno przy sprzataniu znalazlam nasze zaproszenia. Do tej pory bardzo mi sie podobaja. I pomyslec ze to M. musial mnie namawiac zebysmy robili sami. :) ale do tej pory sie ciesze ze nie zwatpilam w nasze umiejetnosci. Bylo warto!!! Takze Wam/Tobie zycze przy tym milej zabawy :)
OdpowiedzUsuń