Odliczamy!

wtorek, 10 czerwca 2014

Czy to TEN? Czy to TA?

W zasadzie od początku, gdy się poznaliśmy, zadawaliśmy sobie te pytania. Co ciekawe, różne podpowiedzi na ten temat przewinęły nam się już kilkakrotnie w naszym związku. A to na rekolekcjach, a to w książce "Nas dwoje", a to w jakichś rozmowach ze znajomymi małżonkami... Konferencja "O pewności" była dla nas już którymś z kolei podejściem do tematu. Rewolucji nie zrobiła, ale zainspirowała do odświeżenia pewnych przesłanek i wniosków w kwestii naszej relacji. "Refresh" bardzo owocny, utwierdzający w podjętych decyzjach. ;)

Naprawdę warto posłuchać, jakie spojrzenie na pewność co do partnera w związku ukazuje Pieśń nad Pieśniami, skąd bierze się taka, a nie inna wizja kryteriów tej "pewności" i w jaki sposób samemu odpowiedzieć sobie na to niezwykle istotne pytanie: "Czy to TEN JEDYNY? Czy to TA JEDYNA?".

Na zachętę najważniejsze wskazówki w telegraficznym skrócie.
1. Poznaj jej/jego "śmierci" - słabości, wady, trudności, uzależnienia, toksyczne relacje, zranienia i tak dalej. To, co sprawia, że nie jest chodzącym ideałem. Bo nikt nim nie jest. Świadomość tego jest sprawą kluczową dla przyszłości związku.
2. Sprawdź, czy on/ona jest w stanie przyznać się do swoich błędów i słabości. Czy ma zdolność przyznania się do winy i przebaczania? Czy jest świadom/a swojej niedoskonałości i ma choć trochę pokory, by chcieć nad sobą pracować? Bez tego ani rusz.
3. Spójrz jeszcze raz na jej/jego "nieidealności" i odpowiedz sobie na pytanie: da się z tym żyć, czy to raczej pogrąży nas oboje? Różne kompilacje osób i konkretnych trudności mogą dać różne odpowiedzi. Trzeba stanąć w prawdzie przed samym sobą i odpowiedzieć: czy mogę żyć z jej/jego skąpstwem/nieczystością/zranieniami od ojca alkoholika/uzależnieniem od czegoś/itd.? Warto spojrzeć z dystansem, jak trudne może być życie z daną słabością i zdecydować: czy kocham na tyle, by ciorać się z tym całe życie?

I podstawowy wniosek: nie ma co oczekiwać absolutnej pewności, nawet (a może zwłaszcza?) na dzień przed ślubem. Nierealne. Zawsze gdzieś przewija się cień wątpliwości. I nie ma w tym nic dziwnego, czy nienormalnego, bo przysięga małżeńska jest jedną z najbardziej hardkorowych rzeczy na świecie. Pewność to można mieć odchodząc od ołtarza po jej złożeniu. I jest to pewność pod tytułem: "Tak, to na 100% jest mój mąż/moja żona". Nic innego nie jest wtedy pewne, a i nie ma już odwrotu. ;)



19 komentarzy:

  1. Oj tak, ja przed ślubem miałam takie wątpliwości a po ślubie jak świętą ręką odjął. Ale według tego co napisałaś w skrócie z konferencji to nie jest z nami źle:) Też słuchałam ale trochę dawno.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mogę prosić o link do tek konferencji? Już jej kiedyś słuchałam ale chętnie bym sobie odświeżyła, a nie mogę jej jakoś znaleźć ;).

    Pozdrawiam gorąco :)
    Pola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My słuchaliśmy stąd:
      http://chomikuj.pl/CzaMag/o.Adam+Szustak/Pachnid*c5*82a+(Pomara*c5*84czarnia)/Pomara*c5*84czarnia+Sezon+1

      Konferencja 5. O pewności.

      Pozdrawiam również ;)

      Usuń
    2. O! Dziękuję ślicznie :)
      ja słucham najczęściej z Langusty na palmie, z fb, tam ciężko co prawda znaleźć pachnidła bo trzeba by się cofać i cofać.. Za to jest dużo bieżących konferencji, same ciekawe rzeczy także polecam również :).

      Usuń
  3. Oj, bo nie ma czegoś takiego, jak "ten jedyny", albo jeszcze gorzej, " ten mi pisany" ;-) Predestynacja to protestancki wynalazek. I dlatego właśnie miłość to decyzja, i trzeba dobrze rozeznać, by nie podjąć złej. Zaproponowane kryteria są świetne!

    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że "ten mi pisany", to się zgadzam, że nie ma czegoś takiego, ale "ten jedyny" to raczej wypadałoby, żeby jednak był. :D :D

      Usuń
    2. Haczyk w tym, żeby w ostatnim punkcie rzeczywiście mierzyć siły na zamiary, a nie twierdzić, że ma się nadludzką siłę. ;)

      Usuń
    3. To wdowa nie może drugi raz wyjść za mąż? :-P

      Jednym w sensie wyłączności to jasne, ale nie "jedyny możliwy człowiek z którym będę szczęśliwa". O to mi chodziło.

      M.

      Usuń
    4. Wiem, wiem, tak sobie napisałam. :D

      Usuń
  4. Nawet moja babcia mówi, że jak są wątpliwości przed ślubem to bardzo dobrze, tak więc chyba coś w tym jest:)

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie się żaden "zawsze cień wątpliwości" nigdy nie przewijał, ani przed, ani po. Myślenie w stylu "o mamo, on taki całe życie będzie:p" - tak, to było, ale nie miało żadnego wpływu na moją pewność decyzji, nie miałam żadnych rozkmin, czy ja aby na pewno dobrze robię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie u mnie też wątpliwości jakiś specjalnych nie było :) To znaczy były, ale bardziej w kierunku czy w ogóle małżeństwo jest moim powołaniem, czy nie;) A co do konkretnej osoby mojego wybranka, to nie, raz podjęłam decyzję i się jej trzymam. Choć mój luby zafundował mi parę niespodzianek;)

      Usuń
    2. Ja co prawda nie uważam, że wątpliwości są czymś dziwnym, ale nie pisałaś przypadkiem, że właśnie miałaś pełno wątpliwości i że to od człowieka zależy, jak to odczyta, że dla kogoś to będzie znak, żeby się rozejść, a inny stwierdzi, że to szatan chce ich zniszczyć? Że się zastanawiasz, czy nie wzieliście na siebie za dużego ciężaru, decydując się na wspólne życie? I że właśnie mimo wątpliwości wybrałaś? Czy ja czegoś nie skumałam?
      I czy wątpliwości co do powołania nie są połączone z wątpliwościami co do osoby? Może u mnie to kwestia tego, że nigdy innej opcji nawet nie rozważałam, dlatego mi taki dylemat ciężko pojąć. :p Jak ja sobie o tym myślę, to dla mnie to jedno i to samo. Jak nie małżeństwo, to dwa wyjścia: albo jako osoba samotna, bo nie możesz być z kimś bez ślubu, albo zakon - więc tak czy siak to się wiąże z zostawieniem tej osoby, a raczej nikt nie zostawia osoby, której kocha, "bo tak", kiedy jest dobrze, zwłaszcza, że służba Bogu z byciem w związku się absolutnie nie wyklucza, a wszystkie powołania są równie ważne. Chyba że rozważałaś to, jak byłaś sama, wtedy nie mam pytań. Ale w innym przypadku mi się to jakoś nie składa.

      Usuń
    3. Chyba że to znowu kwestia charakteru i jak z tym mówieniem o dramacie i pomyłce, jak tu kiedyś rozmawiałyśmy: że wiedząc, że miewasz wątpliwości z każdą pierdołą, w ogóle się nimi nie przejmujesz, bo byś żadnej decyzji nie podjęła. :) :) To w sumie już też nie mam pytań.

      Usuń
    4. Tak, zdaje się, że tak pisałam, ale to były wątpliwości w kierunku w ogóle drogi powołania. Nie chcę tu mieszać tematów;) Tak po krótce to temat powołania zakonnego pojawił się w moim życiu po raz pierwszy dawno temu, w gimnazjum:P Później ucichł, ale kilka miesięcy przed naszym ślubem wrócił. Tylko że to nie były jakieś moje wewnętrzne rozterki, to właśnie było na tyle dziwne, że wiedziałam, czego pragnę, byłam pewna 100% że chcę małżeństwa, i to małżeństwa z moim narzeczonym, ale z drugiej strony czułam, że wisi nade mną jakiś przymus, że mam iść do zakonu. Dlatego, choć może to dziwnie zabrzmi, uważam, że to były takie sztuczki złego, bo to nigdy nie było jakieś moje wewnętrzne pragnienie. Bóg raczej w ten sposób nie przemawia;) W każdym razie wtedy ksiądz spowiednik mnie właśnie do pionu ustawił, że nieważne są nie wiadomo jakie znaki, tylko to, czego pragnę, a pragnęłam tylko jednej drogi- i tak nią poszłam;) Nawet nie chcę myśleć, co by była ze mnie za zakonnica, brrrr;)
      Co do tego ciężaru to zdaje się że nie pisałam tego w naszym kontekście chyba (nie pamiętam;) ) ale jeśli nawet mam czasem takie odczucia to to nie zmienia pewności mojej decyzji. Ja jestem jak pewnie zdążyłaś zauważyć bardzo emocjonalną osobą, dlatego ciągle się uczę oddzielać emocje od decyzji. I wg mnie jedynym kryterium słuszności tak ważnej decyzji jaką jest małżeństwo jest to, czy była w pełni świadoma i dobrowolna, gdzie w świadomości mieści się też świadomość, że nie wszystko o tej drugiej osobie wiemy, bo część rzeczy dopiero w praniu wychodzi, i że może ona się zmienić... Więc nawet jeśli w moich oczach jest to ciężar zbyt duży, to nie zmienia faktu, że to była jedyna właściwa decyzja i właściwy człowiek- bo go świadomie i dobrowolnie wybrałam. Jestem więc na właściwym miejscu, chociaż czasem mnie to miejsce bardzo uwiera;) W ogóle, znałam mnóstwo chłopaków, w niejednym się podkochiwałam, ale tylko w tą jedną relację z Mężem nigdy nie zwątpiłam i nigdy nie nazwałam jej inaczej niż miłość- nawet wtedy, kiedy wszystko wskazywało na to, że razem nie będziemy, i mam nadzieję że nigdy nie zwątpię.

      Usuń
    5. Aaaa ok to zmienia postać rzeczy z tym powołaniem. Myślałam, że to dopiero w związku wyszło jako pragnienie właśnie i dlatego, jakoś tego poskładać nie mogłam. Już kumam. :)

      Tak właśnie po chwili pomyślałam, że o tę emocjonalność może chodzić. Ja znowu mam w drugą stronę, raczej emocje mi aż tak nie wpływają, więc jeśli już mam jakieś wątpliwości, to znak, że raczej mam ku temu poważny powód. ;)

      Usuń
  6. A ja nie wiem czy nawet to ze znalam jego wady i powiedzialam sobie da sie z tym zyc - wystarczy. Dopiero na co dzien wychodzi jak to... Wychodzi! I roznie jest. W sensie ze nie powiem ze zawsze gdy jego wada "wychodzi" to sie nie denerwuje. I nie wiem czy przez to mozna powiedziec ze zle wybralam. Bo generalnie przeciez jestem szczesliwa. I wcale nie chcialabym go zamienic na zadnego innego. Ale czasem po prostu krew mnie zalewa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale stwierdzenie, że da się z tym żyć nie oznacza przecież, że nie będziesz się wkurzać. ;) co innego kiedy człowieka czasem krew zalewa, a co innego zmarnowanie sobie życia.

      Usuń
  7. Dokładnie tak, zgadzam się z Żebrową :) Jeżeli ma się mnóstwo wątpliwości, wie, że się zmarnuje życie- lepiej uciekać.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chcesz, możesz skomentować to, o czym piszemy. Oczekujemy jednak podpisania się pod swoimi słowami, choćby pseudonimem. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...