Czasem trzeba zaliczyć porządną glebę, żeby docenić to, co się miało wcześniej. Zaryć porządnie nosem w ziemi i wypłakać swoje, żeby spojrzeć inaczej na siebie i innych. Żeby się ocknąć, otrzepać ze złudzeń, podnieść się silniejszym i pójść w końcu w dobrym kierunku. I nie mieć już usprawiedliwienia: "bo tyle razy się udawało...". Nic się nie udało. To był milowy krok do tyłu. Trochę głupio tak się cofać na ostatniej prostej...
Jeśli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, to proście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni.
(J 15,7)
Da się. Wszystko się da. Tylko nie na własną rękę...
I to chyba nie przypadek, że to wszystko w dniu, kiedy obchodzimy zesłanie Pocieszyciela.
Z Nim musi się dać.
Światłem rozjaśnij naszą myśl,
w serca nam miłość świętą wlej,
i wątłą słabość naszych ciał
pokrzep stałością mocy swej!
Ado, masz zapełnioną skrzynkę, nie mogę wysłać do Ciebie maila. :(
OdpowiedzUsuńTrochę pojadę metaforą, no ale...;) Właśnie po to są te wszystkie gleby: https://www.youtube.com/watch?v=57e4t-fhXDs
OdpowiedzUsuńTak nas Szef dźwiga i tak nas wszyscy święci dopingują. :)
UsuńDooobreee!
Usuń:D
Wstać, otrzepać się i walczyć dalej! Każda wina może być błogosławiona (jak ta pierwsza, która "zgładził tak wielki Odkupiciel"*), kiedy się zaufa :)
OdpowiedzUsuń+
manna
*powrót do Exsultetu zawsze spoko