Wiele ważnych spraw udało mi się szczęśliwie załatwić i to w optymalnym czasie (ku mojemu zdziwieniu!). Myślałam więc, że spotkała mnie pełnia szczęścia. Przychodzę jednak do pracy, a tu pewien młodociany delikwent podchodzi do mnie, patrzy z podejrzaną jak na takiego łobuza, czułością i zaczyna płakać. Pytam:
- Co się stało?? Jesteś śpiący?
- Nie.
- Jesteś głodny?
- Nie.
- Chce ci się pić?
- Nie.
- Chcesz kupę?
- Nie.
- Chcesz się czymś pobawić?
- Nie.
- To o co chodzi??
- ... (młody w ryk)
Patrzymy na siebie, zachodząc w głowę, o co ten płacz...
Przyklękam przy nim i pytam:
- Chcesz się przytulić?
- Taaaak... - i wtula się we mnie z całych sił.
Po chwili idzie bawić się dalej, jak gdyby nigdy nic. A do mnie przychodzą inni zazdrośnicy - skoro jego przytuliłam, to czemu ich nie? I tak kolejka, chyba z 15 minut się przytulaliśmy... ;)
Wstałam od tych przytulasów i stwierdziłam, że życie jest piękne. :)
A dla kontrastu - jak mielibyśmy się cieszyć dobrymi dniami, gdyby nie było dni złych?
Oj, znamy to skądś... ;p |
Trzyyyy, dwaaaa, jedeeeen...!
Nawet prezydent Bronek nam kibicuje. ;D
Oł jeeee :D
Pracujesz z dzieciakami? :)
OdpowiedzUsuń