Minęło trochę czasu, rozmowa zeszła na inne tematy. W pewnym momencie, opowiadając o czymś, powiedziałam, że coś jest "popieprzone"...
- Uuu... Tak to świętego nie wychowasz... :D
- No, zwłaszcza jak mąż będzie się mnie tak we wszystkim czepiał... ;p
- Ale ja się zmienię po ślubie!
- Pff! Dobre sobie... Uważaj, bo uwierzę... ;)
- No wiesz co... Przecież sakrament może zdziałać cuda.
- Tak, sakrament działa, ale nie sprawi, że nagle będziesz innym człowiekiem. Oj, wiesz, o co mi chodzi - mam na myśli te wszystkie laski, które wiążą się z draniami i cwelami, bo myślą, że "po ślubie się zmieni".
- Hm... Cwele, dranie... A ja do jakiej kategorii się zaliczam??
- Niech pomyślę... Sietniok? Albo jeszcze lepiej - ziajok! A najlepsze jest to, że nie masz pojęcia, co to znaczy*... ;D
- Pięknie... (wzdycha) Panie Boże, daj mi siły... (po chwili) Żeby jej przylać. :D
Taa, tak to na pewno wychowamy świętego... ;p
* To określenia z gwary góralskiej.
***
- Tam to szafy były takie, że mógłbym w nich czwórkę nieślubnych dzieci hodować...
- ;D Spoko, może lepiej już się pomódlmy, bo zaczynasz bredzić. ;)
- Ok. W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
- Amen.
- To może pomódlmy się dzisiaj za nieślubne dzieci...
:D
W sumie to każdy z nas został powołany do świętości, więc nic straconego:D
OdpowiedzUsuńNa szczęście wszyscy święci mieli wady (czasem takie, że za głowę się można złapać), więc jest dla nas jakaś nadzieja. ;)
OdpowiedzUsuńW ogóle ja mam straszny problem z tematem świętych. Bo tak sobie czasem myślę ile jeszcze musi być takich ludzi, o których nikt nie wie. :p Ja wiem, że w Niebie to oni pokrzywdzeni nie będą na pewno, ale to ziemskie ogłaszanie świętymi mi się takie niesprawiedliwe wydaje. :p
Coś w tym jest. Ale z drugiej strony wiernym żyjącym są potrzebne konkretne przykłady życia świętych. Są inspiracją, pomocą, czasem odpowiedzią na nurtujące pytania i przede wszystkim gwarancją, że pełnienie woli Bożej, choć trudne, zawsze prowadzi do szczęścia.
UsuńNa przykład dla mnie pierwszą taką ważną inspiracją była moja patronka z bierzmowania - bł. Julia Rodzińska. Była doskonałym pedagogiem. Gdy czytałam książki i wspomnienia o niej, po raz pierwszy zaczęły rodzić się we mnie pragnienia, żeby też pracować z dziećmi. I dzisiaj dziękuję za to Bogu, że mnie przez Nią natchnął, by rozwijać się w tym kierunku, bo dzisiaj uwielbiam swoją pracę i każdego dnia widzę i czuję, że to trudna, ale rewelacyjna droga.
A znowuż z Tereską to było tak, że zafascynowała mnie do szaleństwa i przez jakiś czas nawet chciałam iść do Karmelu, ale w którejś z kolei książce o niej był obszerny fragment poświęcony jej rodzicom - i wtedy zaczęłam coraz bardziej utożsamiać się z ich drogą do świętości - w małżeństwie (sami chcieli początkowo wybrać życie zakonne).
A poza tym mam wrażenie, że dzięki temu, że znamy choć pewną część świętych, łatwiej jest odczuć i zrozumieć istotę Kościoła jako wspólnoty żyjących-pielgrzymujących, zmarłych oczekujących w czyśćcu i właśnie świętych.
:)
Czyżby nieślubne dzieci były jakąś kategorią specjalnej troski?
OdpowiedzUsuńPewnie - jak każdy - potrzebują modlitwy.
UsuńA poza tym to taki żart był.
;)
Tak trochę to są - bo zawsze to jest jakiś problem i pozostałość, nawet jeśli rodzice się w końcu pobiorą. Nie bez kozery kiedyś np. nie przyjęto by do seminariów.
UsuńM.
Jaki problem? Lepiej jak rodzice żyją osobą, ale się dogadują i wychowują świetnie dziecko, niż jak mają być w związku (czy małżeńskim czy na kocią łapę) i skaczą sobie do gardeł.
UsuńNie, nie lepiej. Brak rodziny to zawsze problem.
UsuńCzytam Was od niedawna i mam pytanie u Was to jest normalne że Ty zwracasz się do narzeczonego Ty prostaku (sietniok) lub Ty ciamarajdo (ziajok)? I że zaliczasz go do takiej kategorii?
OdpowiedzUsuńOd razu widać, że czytasz nas od niedawna i to wszystko wyjaśnia.
UsuńNormalne jest, że mamy swój kanon żartów i specyficzne poczucie humoru. Tego typu określenia to są dla nas właśnie żarty, bo mają swoją konkretną historię w naszym związku i zwyczajnie nas śmieszą.
Wiem, że przeciętny czytelnik może tego nie rozumieć, ale umieszczam tutaj tego typu dialogi dlatego, że to miejsce ma być też fajną pamiątką narzeczeństwa dla nas. I nie wszyscy muszą wiedzieć, o co chodzi, ale to też skarbnica wspomnień, jak kiedyś sobie wrócimy do tych tekstów.
A tak zupełnie poza tym - pewnie wpisałaś/eś sobie te określenia do pierwszego lepszego słownika gwary góralskiej i otrzymałaś/eś takie wyjaśnienie. Ale w gruncie rzeczy, żeby zrozumieć ich sens, trzeba znać choć trochę tej gwary, wiedzieć, w jakich sytuacjach i w jakim kontekście się ich używa, czy są obraźliwe, czy ośmieszające i wobec kogo się je wypowiada. Śmiem przypuszczać, że tego nie znasz, więc trudno, żebyś z naszego lakonicznego żartu wyciągał/a jakieś konkretne wnioski co do naszej relacji. To był po prostu żart.
To chyba nie jest aż tak trudne - wystarczy we wszystkim pełnić Bożą wolę (tak, wiem, to tylko tak prosto brzmi :D). Ale - znam rodzicę, co do której mogę z całą pewnością powiedzieć, że udało się wychować dziecko na świętego. Jedno, bo co do pozostałych, to życie może jeszcze wiele pokazać. A to jedno - zupełnie bym się nie zdziwiła, gdyby kiedyś wszczęto proces. Choć dla mnie to niekonieczne ;)
OdpowiedzUsuńW każdym razie - "święte rodziny" istnieją i współcześnie, więc i my możemy to zrealizować (bo dązyć to musimy! :D )
Marysia
A książkę o rodzicach św. Tereski czytali? Jak nie, to mogę wypożyczyć :) Pozdrawiam, manna
OdpowiedzUsuń