Odliczamy!

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Na polu czy w dolinach?

W Pachnidłach oprócz konferencji poświęconych analizie kolejnych wersetów Pieśni nad Pieśniami jest także miejsce na pytania uczestników, które pojawiły się pod wpływem dotąd usłyszanych rozważań. Zupełnie inaczej słucha się takiego odcinka, bo siłą rzeczy jest trochę bardziej chaotyczny, omawiane kwestie niekoniecznie są ze sobą w jakikolwiek sposób powiązane, a sama atmosfera nieco luźniejsza. Trzeba przyznać, że wstrzeliliśmy się z tą konferencją idealnie właśnie w taki luźniejszy dzień - jeszcze w atmosferze świętowania, między spacerem a grillem.

Pierwsza ważna myśl: żeby było fajnie i owocnie w związku, samo nic się nie zrobi. Bóg też za nas wszystkiego nie zrobi. Potrzeba naszego zaangażowania. Trzeba robić, co tylko się da, a jednocześnie wszystko oddać Bogu i mieć świadomość, że cokolwiek dobrego się dzieje między nami, to tak naprawdę Jego dar. Brzmi trochę jak sprzeczność sama w sobie, ale przecież całe chrześcijaństwo takie jest. Bóg jest jeden, ale w trzech. Chrystus jest w stu procentach Bogiem i w stu procentach człowiekiem. W Eucharystii jest prawdziwy chleb i najprawdziwsze wino, które jednocześnie są prawdziwym Ciałem i najprawdziwszą Krwią Chrystusa. Może to brzmi trochę skomplikowanie, ale działa w życiu - coś na zasadzie słów św. Ignacego: Módl się tak jakby wszystko zależało od Boga, a działaj tak, jakby wszystko zależało od ciebie. Nie można ani siedzieć z założonymi rękami, modląc się tylko: "Boże, no zrób coś"*, ani działać tylko na własną rękę, nie wpuszczając w związek Boga.

To znaczy, teoretycznie można. I tu druga ważna myśl: w dużym uproszczeniu można w tym względzie wyróżnić dwa rodzaje związków - rosnące jak kwiaty na polu i w dolinach. Na polu to znaczy na dobrej glebie, w odpowiednio nasłonecznionym miejscu, w sprzyjających warunkach - czyli związek na fundamencie wiary, w którym nadzieję pokłada się w Bogu. Wiadomo, trzeba o niego dbać, trzeba się napracować, ale podstawą jest obecność Boża, Jego łaska, która wspiera. Kwiaty rosnące w dolinach mają dużo gorsze warunki, a nierzadko rosną między nimi bolesne ciernie - to trochę tak jak w związku ludzi, którzy nie chcą żyć z Bogiem. Nikt nie mówi, że się nie da - bo da się stworzyć wartościową relację, tylko pewnie będzie to dużo trudniejsze i niejednokrotnie może okupione różnymi zranieniami.

W tym wszystkim nie chodzi jednak o ocenianie, który związek jest jaki, tylko o pokazanie perspektywy wyboru. Jeśli masz wybór - lepiej posadzić swój kwiat na polu, a nie w dolinach. Pewnie, że nie na wszystko mamy wpływ, pewnie, że serce nie sługa i czasem miłość jest silniejsza od (nie)wiary, pewnie, że nikt nie skazuje związków osób niewierzących na straty. Ale jeśli jest możliwość wyboru - lepiej postawić współpracę z Szefem. Jego koncepcja miłości zawsze będzie doskonalsza i bardziej owocna niż samo ludzkie ciułanie.

Nawet jeśli - tak jak my - wybiera się od początku wersję all inclusive, czyli współpracę z Bożą łaską, to nie znaczy, że na tym koniec i już jesteśmy super hiper mega. To trzeba ciągle na nowo wybierać. Każdego dnia próbować, starać się, działać, budować, a jednocześnie dziękować tak, jakby tu nic nie zależało od nas. Już kiedyś chyba o tym pisałam, jak zadziwiające jest to uczucie, gdy sobie czasem uświadamiamy, że to wszystko, co jest między nami, jest jednocześnie naszą zasługą i Bożym darem. Po prostu niesamowite. I tak sobie myślę, że to w dużej mierze jest źródłem naszego szczęścia. Takiego doświadczenia życzylibyśmy każdemu.


* Karol to fajnie skomentował:
- To tak jakbyśmy się rozebrali do naga, położyli w jednym łóżku i zaczęli się modlić: Boże, prosimy Cię o czystość! :D

***

Ja: Mógłbyś trochę uważać, już w kilku miejscach zaciągnąłeś mi rajstopy...
K.: Ojej, przepraszam.
Ja: Przeprosiny to swoją drogą, ale chyba będziesz musiał mi je odkupić. ;D
K.: Dobra, kupię ci ze dwie pary.
Ja: Nie trzeba tyle, wystarczy jedna.
K.: Nawet trzy ci kupię, żebym mógł sobie spokojnie zaciągać... :D

10 komentarzy:

  1. Bardzo trafne słowa odnośnie związków wierzących i niewierzących. Związek na fundamentach wiary, można powiedzieć, ze jest łatwiejszy, zawierzenie Bogu i jego łaski dają siłę w trudnych sytuacjach. Wiadomo, wybór powinien być jasny. Natomiast w życiu czasem jest inaczej, znajduje się ktoś, kto może nie jest niewierzący, ale kwestia wiary jest dla niego niemalże nieznacząca. Jak w takim przypadku stworzyć wartosciowa relacje? Dominika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim odczuciu osoba "wierząca", dla której wiara jest "niemalże nieznacząca" jest prawie na równi z niewierzącym. Bo jak można wierzyć i żyć tak, jakby to nie miało żadnego znaczenia? Mnie się to nie mieści w głowie. A tak swoją drogą to w Pachnidłach była też konferencja "O niewierzących", my jej nie słuchaliśmy, bo nas praktycznie nie dotyczy, ale jeśli ktoś jest tą tematyką zainteresowany, to myślę, że na pewno o. Szustak wiele w niej wyjaśnia.

      Usuń
  2. Dla wierzących te słowa są na pewno przypomnieniem o co w tym wszystkim naprawdę "biega". Bo wiadomo, że dla chrześcijanina "kwiat w polu" jest oczywistym wyborem. To znaczy tak teoretycznie powinno być. Niestety jak widać są chrześcijanie, którzy z całą odpowiedzialnością wybierają dolinę. Naprawdę szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za modlitwę. Udało się:))) Kasia

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja mam mieszane uczucia co do tego, że łatwiej. Znaczy się, że jak się Bogu tak na maksa zawierzy, to rzeczywiście w koszmarnych sytuacjach spokój psychiczny nie z tej ziemi. Ale mimo wszystko wymagania o wiele większe i trzeba się sto razy bardziej narobić tam, gdzie niewierzący nie mają takich problemów.;) i odwrotnie. ;)

    A tak a propos notki, to kiedy mówię o tym, że samo się nic nie zrobi, że to robię, tamto, tu się tego nauczyłam, tam sobie flaki wyprułam, często mi się zarzuca, że z takim podejściem nie ma miejsca dla Boga, że samemu to sobie można, że coś tam. Jakby to się jedno z drugim wykluczało.;) Bardzo mi się podoba to zdanie św.Ignacego. Trzeba dać swoje 100%, a Bóg wkroczy tam, na co my nie mamy wpływu. Jezus po stągwie sam się nie fatygował, ryb bez wypłynięcia na jezioro też nie dawał (poza jednym wyjątkiem;) ale to też mu te dwie ryby przynieśli). No i ... Całe szczęście, że św. Józef się nie rozsiadł i nie czekał, że może ich wojska Heroda ominą, tylko wziął rodzinę pod pachę i wiał, jak było trzeba;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że wymagania większe i więcej dylematów niż u niewierzących. Ale tak sobie myślę, że to nie chodzi tylko o spokój psychiczny w trudnych chwilach. Sama perspektywa Bożej obecności w życiu daje niezwykłą siłę i motywację, żeby się starać, a dzięki temu można o wiele więcej razem wypracować i osiągnąć. Przecież te wymagania to nie są tak same dla siebie, żeby tylko wypełnić, bo trzeba. One są właśnie dlatego, żeby wskazywać, w jaki sposób można osiągnąć jak najwięcej dobra. Z takiej perspektywy można powiedzieć, że wierzącym jest w pewien sposób łatwiej. A druga sprawa - wszelkie formy wsparcia duchowego w tym budowaniu - od modlitwy, spowiedzi i Eucharystii poczynając, a kończąc na samej łasce sakramentu małżeństwa. To przecież nieoceniona pomoc i morze darów, z których można korzystać.
      :)

      Usuń
    2. Aa jeśli w tym sensie, to pełna zgoda. :)

      Usuń
    3. No właśnie mi też to że łatwiej, że nie ma cierni, zgrzytało. Bo moim zdaniem łatwiej wcale nie jest. Są inne problemy po prostu, siłą rzeczy... Tyle, że "rosnąc w słońcu", mamy na to wszystko zupełnie inną perspektywę i inne motywacje, żeby się nie poddawać, no i sakramenty... Ale to już wyjaśniłaś w komentarzu ;)

      Usuń
  5. Samo się nigdy nic nie zrobi - nawet jeśli nasza wiara jest ogromna, to trochę musimy sobie zapracować na to, co dobre w naszym życiu i dać szansę Bogu, aby miał jak nam pomóc.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chcesz, możesz skomentować to, o czym piszemy. Oczekujemy jednak podpisania się pod swoimi słowami, choćby pseudonimem. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...