Od poniedziałku mamy klucze do naszego mieszkania i rozpoczęła się akcja pod tytułem: Karolasty się przeprowadza. Wiąże się z tym nieodłącznie druga akcja - pod tytułem: sprzątanko w mieszkanko. Pudła i inne szpargały już stoją, ale żeby można było je poukładać w szafkach i na półkach, trzeba je najpierw porządnie wysprzątać. Zatem oprócz Karolowych rzeczy wszędzie walają się szmatki, ścierki, miotełki, przeróżne płyny do mycia... Efekt jest na razie powalający. Jakby to powiedziała moja mama: burdello bum bum. Ale powoli, spokojnie pracujemy nad tym. Może już na niedzielę będzie tu całkiem czysto i przytulnie.
I to będą chyba dość trudne trzy tygodnie, bo... mnie się już kompletnie nie chce wracać do swojego mieszkania... Najchętniej już bym tu została i też od razu przeniosła swoje rzeczy. Ta świadomość, że to nasz pierwszy wspólny dom jest niesamowita...!
To już ostatnia prosta. Damy radę. Ale będzie fajnie!
PS
Znów szwankuje mi komputer, przez to tak mnie tutaj mało, a blog w sumie trochę żyje swoim życiem... Ale za to dzięki temu przeczytałam w końcu 9 małżeńskich porad, a każda warta milion dolarów - rewelacja! Jak się już trochę odkopię ze wszystkiego i będę mieć swój komputer z powrotem, podzielę się wrażeniami. :)
Budowanie swojego wspólnego domu to wspaniała sprawa :) Gorzej z przeprowadzkami.
OdpowiedzUsuńDacie radę, pewnie, że dacie! Teraz to już nie ma sensu inaczej ;)
Aż mi się nasza przeprowadzka i nasz bałagan przypomniał <3
OdpowiedzUsuńu nas będzie tak, że to Narzeczony wprowadzi się do mnie po ślubie :) tylko boję się trochę jak to będzie. mam kawalerkę, od 5 lat mieszkam sama, od zawsze miałam swój pokój tylko dla siebie. mam nadzieję, że jakoś damy radę, choć pewnie nie unikniemy konfliktów. w ogóle to dziwne to będzie, bo Narzeczony nawet u mnie nie spał, więc to będzie mega zmiana dla nas :) do mojego ślubu pół roku ;) pozdrawiam, Justi
OdpowiedzUsuńCześć! :)
OdpowiedzUsuńTak się zastanawiałam.. A co by było gdybyście oby dwoje się wyprowadzali też szukali byście dwóch różnych mieszkań?
Powodzenia w ostatnich tygodniach! :)
Natja
Nie bardzo rozumiem, chodzi Ci o taką sytuację wcześniej, w narzeczeństwie? Przeżyliśmy to 1,5 roku temu. W ciągu dwóch tygodni przeprowadzaliśmy się oboje i tak, szukaliśmy osobnych pokoi. Była o tym zresztą mowa także tutaj na blogu.
UsuńPozdrawiam!
Myślę, że Natji chodziło o to, że gdybyś teraz musiała się nagle wyprowadzić to czy też szukałabyś osobnego pokoju na te trzy tygodnie, czy jednak przeprowadziłabyś się do Narzeczonego. Znając Ciebie - szukałabyś nowego pokoju :) Co z resztą jest piękne i sama chciałabym mieć tyle siły, żeby wybrać taką opcję.
UsuńPrawdę mówiąc nie wiem czy szukałabym osobnego pokoju na trzy tygodnie... W naszym mieszkaniu są dwa łóżka w osobnych pomieszczeniach, więc chyba jednak nie chciałoby mi się juz szukać czegoś osobnego na tak krótki czas. Jakoś byśmy się przemęczyli. 😊
Usuń"chyba jednak nie chciałoby mi się juz szukać czegoś osobnego na tak krótki czas" szok... to chyba wam średnio zależy na tej czystości i w ogóle :/ przecież nie chodzi tylko o spanie w jednym łóżku, ale w ogóle o mieszkanie razem, widzenie się w różnych prywatnych sytuacjach itd. na tym też polega czystość.... K.
UsuńTak, średnio nam zależy, więc walczyliśmy o to tylko 3,5 roku... Pytanie było czysto hipotetyczne i odpowiedziałam także hipotetycznie, a tu widzę ciekawe wnioski.😊
UsuńRozumiem że sytuacja hipotetyczna, ale mnie też zdziwiła Twoja odpowiedź Ado. Warto walczyć do końca, zawsze :) myślę że nawet na jeden czy dwa dni przed ślubem da się znaleźć rozwiązanie by razem nie zamieszkać jeśli się tylko chce. Ja bym bardzo chciał żeby pierwsza noc spędzona we wspólnym domu była z moją świeżo upieczoną żoną w noc po ślubie i ani dnia wcześniej :) Te hipotetyczne trzy tygodnie mogłyby wam zabrać sporo uroku z przeżywania tych pierwszych dni jako małżonkowie, bo przecież wspólne śniadania, kolacje, obiady mielibyście już za sobą ;) Cieszcie się ostatnim czasem narzeczeńskich randek i nie rezygnujcie tak łatwo gdyby nie daj Boże taka sytuacja miała miejsce :)
UsuńNie szkoda by wam było tych 3,5 roku walki? :) Nie twierdzę, że zamieszkując razem trzy tygodnie przed ślubem rzucilibyście się na siebie, ale chodzi też o inne rzeczy jak tu było wspomniane wyżej, te wszystkie prywatne domowe sprawy, wspólne posiłki itd. No i jeden z najważniejszych aspektów - zgorszenie otoczenia. Przypuszczam, że wiele osób, które wiedzą że nie mieszkacie razem bo chcecie żyć w czystości byłoby zgorszonych waszą postawą, nawet gdybyście zapewniali, że przecież nie współżyjecie i śpicie w osobnych pokojach. Wiem że to abstrakcyjna sytuacja, ale temat ciekawy i mnie również nieco Twoja odpowiedź zaskoczyła, zwłaszcza że napisałaś, że nie chciałoby Ci się i że byście się przemęczyli. Uważam, że pierwsze dni wspólnego zamieszkania nie powinny być nigdy żadnym "przemęczaniem", zwłaszcza jak się ma takie piękne narzeczeństwo :)
UsuńNie myślę o tym w kategoriach "szkoda-nie szkoda", bo (na szczęście) nie muszę takich decyzji podejmować. Ale sama jestem ciekawa, co pomyślałoby nasze otoczenie, gdybyśmy po 3,5 roku życia w czystości, na trzy tygodnie przed ślubem zamieszkali razem. Ciekawa jestem, czy powszechnie odebrano by to jako zgorszenie, wiedząc, jak żyliśmy dotąd i jak wyjątkowa byłaby to sytuacja.
UsuńNie wiem co pomyślałoby otoczenie ja bym pomyślała, że skoro ślub już jest tak blisko to nie robi Wam już różnicy czy to dzień przed przysięgą czy dzień po. A sytuacja choć czysto hipotetyczna dużo mówi o tym jak myślicie.
UsuńGabrysia
Nie wiem czy to aż tak wyjątkowa sytuacja, gdy piszesz że nie chciałoby Ci się szukać pokoju na trzy tygodnie i wolałabyś się przemęczyć. Bo co innego jak pali Ci się dom i wszystko co masz, zostajesz bez dachu nad głową i grosza przy duszy i wtedy zmuszona wyjątkową sytuacją zamieszkujesz z narzeczonym przed ślubem, a co innego jak piszesz, że nie chciałoby Ci się szukać więc co tam te kilkanaście dni... Mnie osobiście by zgorszyło i zasmuciło gdybym znając was tylko z tego bloga, gdzie kreujecie się na parę której zależy na konkretnych wartościach, dowiedziała się, że zamieszkujecie razem bo Tobie nie chce się już szukać pokoju na trzy tygodnie. Jakieś totalne nieporozumienie i niezgodność z tym co tu pisałaś od początku bloga jak dla mnie. Nie gniewaj się, ale czuję jakiś niesmak po tamtym Twoim komentarzu pomimo że zdaję sobie sprawę, że to tylko hipotezy, ale takiej akurat po Tobie się nie spodziewałam.
UsuńNie gniewam się, a Ty się przeze mnie nie smuć. :)
UsuńNie jestem idealną, wzorową narzeczoną, tylko zwykłą dziewczyną, która owszem ma wartości i ideały, ale ma też słabości, bywa zwyczajnie zmęczona, zniechęcona i czasem jej się juz po prostu nie chce. Rozumiem, że to może kogoś gorszyć, ale nic nie poradzę na to, że nie jestem ideałem, który zachwyca wszystkich. A zresztą nawet jakbym była, to wielu też by się to nie spodobało, bo to znowu cukierkowe... Nie da się dogodzić wszystkim i przy tym zostać sobą.
Wiesz, ja rozumiem to, że można być zmęczonym różnymi rzeczami i mieć różne słabości, ale tu akurat z tym mieszkaniem przed ślubem to jest taka kwestia, że nie bardzo pasuje powiedzieć "nie chce mi się". To jest konkretna decyzja, którą podjęliście na początku i jak teraz piszesz, że już by Ci się nie chciało to naprawdę brzmi to co najmniej dziwnie na tym blogu tutaj... Jeśli rzeczywiście byście tak zrobili teraz, to co odpowiedziałabyś za kilkanaście lat swojej córce gdyby Cię spytała czemu nie czekałaś z zamieszkaniem z tatą do ślubu? Że Ci się już nie chciało? Trochę słaby argument... :) Może to chodzi o to, że już jesteście tak zmęczeni (i zniechęceni?) tą walką o czystość? Myślałam, że tak tuż przed ślubem to już raczej jest ciut łatwiej bo perspektywa zjednoczenia już jest na wyciągnięcie ręki, to już przecież dni, a nie miesiące i lata :)
UsuńJa też myślałam, że tak tuż przed to już będzie łatwiej, ale grubo się myliłam. Owszem perspektywa pozostałych dni jest piękna i zachęcająca, ale paradoksalnie jest nam masakrycznie trudno. Tak, jesteśmy już zmęczeni tym czekaniem na siebie, a emocje towarzyszące ostatnim przygotowaniom jeszcze to potęgują. I jak tak teraz sobie tu rozważamy taką hipotetyczną sytuację, to Bogu dziękuję, że się w niej nie znaleźliśmy naprawdę,bo nie wiem, jak byśmy postąpili.
UsuńAż mam wyrzuty sumienia, że mówiłam, że im bliżej, tym łatwiej.
UsuńDaj spokój, po prostu każdy to inaczej przeżywa. Ja żadnych pretensji o to nie mam, spokojnie. :)
UsuńLudzie, nadmiarem formalizmu zabijacie wiarę. Jeśli chodzi o czystość to robimy to przede wszystkim dla Boga, a w drugiej kolejności dla siebie, dopiero później dla innych ludzi. Dlatego wytrwalibyśmy dalej w czystości pomimo zamieszkania razem. I tak każdy kto chce snuć podejrzenia, to je wysnuje (może powinniśmy się żegnać o 19:00, tak żeby za dnia sąsiedzi widzieli,że odwożę Adę do jej mieszkania), przecież uprawiać seks można nie mieszkając razem. A najważniejsze to zadbać o to aby do utraty mieszkania nie doszło na 3 tygodnie przed ślubem;) Przede wszystkim niech każdy dba o czystość własnych myśli tak aby nie widział w każdym tylko zła.
UsuńKarol Adowy:)
Mi nie chodziło o żaden formalizm, tylko o to, że jak ktoś mówi, że na trzy tygodnie przed ślubem "nie chciałoby mu się" już szukać osobnego mieszkania gdyby zaszła taka konieczność, no to nie oszukujmy się, ale to nie jest jasne opowiedzenie się za deklarowanymi wcześniej wartościami. Pewnie że można nie mieszkać razem i uprawiać seks, a można mieszkać i go nie uprawiać. Tyle, że świadome narażanie się na pokusę, a wspólne mieszkanie jest silną i konkretną pokusą, nie jest dobrym świadectwem dla nikogo i o to chodzi w tym przypadku w zgorszeniu.
Usuń(nie wiem, czy w dobrym miejscu klikam "odpowiedz" - bo to nie jest odpowiedź na jakąś konkretną wypowiedź w tym "podwątku" tylko taka ogólna refleksja)
UsuńZawsze mnie zastanawia ta kwestia zgorszenia. No bo tak - jest sobie para, która deklaruje miłość do Boga i idącą za tym wstrzemięźliwość przedmałżeńską. I pięknie. I nagle, z jakichś powodów zamieszkuje razem - na jakiś czas. Skąd się bierze w tych zgorszonych to przekonanie, że właśnie zaprzeczyli wszystkim wyznawanym przez siebie ideałom?
Nie znam osobiście ani Ady ani Karola. Czytam tylko to, co sami napisali. Czasem podzielam ich poglądy, czasem nie. Ale nie widzę powodu, dla którego miałabym ich podejrzewać o naruszenie wstrzemięźliwości przedmałżeńskiej gdyby z jakichś powodów w ostatnich dniach przed ślubem zamieszkali razem. Nie widzę powodu i nie widzę również powodu dla którego miałabym tego powodu szukać - to ich sprawa, ich sumienie, ich rozum i ich możliwości. I to oni są w stanie ocenić na ile takie postępowanie jest wystawieniem się na - większą niż zwykle - pokusę, a na ile nie.
Dla jednych wspólna kolacja w domowym zaciszu będzie nie wiadomo jaką intymnością, a dla innych może być to zwyczajna codzienność. Dla jednych wspólny wyjazd w góry będzie wymagał wynajęcia dwóch oddzielnych pokoi, inni będą w stanie wytrzymać ze sobą na kilku metrach kwadratowych i się na siebie nie rzucić. Każdy ma swój rozum i każdy powinien - w moim mniemaniu - używać go samodzielnie. Nie zwalać myślenia na innych "Kaśka z Antkiem nie wytrzymali, to i my nie musimy" i nie próbować myśleć za innych "Jak rozstaniemy się o drugiej w nocy, to wszyscy sąsiedzi pomyślą, że coś między nami zaszło".
Podejrzliwi powinniśmy chyba być wobec samych siebie, a wobec bliźnich - zakładać ich dobrą wolę, a nie na odwrót.
Agnieszka
No generalnie (wiem, ze moj komentarz sie nie spodoba) niektore kobiety i jeden mezczyzna tez tutaj maja taki problem i mecza za przeproszeniem dupe(chociaz nie widze nic zlego w tym powiedzeniu, no ale moze sa tutaj niewiasty ktore poczuja sie zgorszone slowem dupa), ze zgorszenie, ze jak to tak, że Ada powinna szukac mieszkania nawet 3 dni przed slubem. Ludzie, ogarnijcie sie, to ich zycie, i wiem, ze Oni dadza rade. Najlepiej to zeby trzymali sie za reke, zero pocalunkow, i najlepiej, zeby spotykali sie przy rodzicach do godziny 19.
UsuńWkurzona Kasia
P.S. Ada i Karol nie przejmujcie sie. Sa ludzie co zawsze maja problem i lubia wpieprzac sie i oceniac innych
Droga Agnieszko i Wkurzona Kasiu, nie no, jasne, macie rację. Zgorszenie nie istnieje. To, że ktoś zamieszkuje razem przed ślubem? Nie moja sprawa, powinienem zakładać że żyją w czystości i nic nie robią i nie ma prawa mnie to gorszyć. Żonaty facet nocuje raz w tygodniu u "przyjaciółki"? Nie mogę się zgorszyć, przecież nie wiem co oni tam robią, niekoniecznie musi zdradzać żonę. Dziewczyna nosi dekolty do pasa? To jej sprawa jak się ubiera, a jeśli mnie gorszy jej strój to wpieprzam się w jej życie i jestem jakimś zboczeńcem niewyżytym, tak? Widuję notorycznie księdza jak wchodzi do domu publicznego? Ależ nie mogę go o nic zdrożnego podejrzewać i broń Boże się zgorszyć, przecież może on tam ewangelizuje?
UsuńTak się dzisiaj zabija wrażliwość sumienia niestety. Nie może mnie nic zgorszyć, bo każdy ma prawo do wszystkiego. No i każdy ma swój rozum i powinien go używać, jasne. I nie zwalać odpowiedzialności na innych. Bo coś takiego jak kuszenie do grzechu i zgorszenie nie istnieje.
M.
"Kaśka z Antkiem nie wytrzymali, to i my nie musimy", a może "Ada z Karolem zamieszkali, to i my możemy" ? Co wtedy gdy ktoś wziąłby przykład? Nie musi się to oczywiście skończyć grzechem z żadnej strony, ale może. Jest realna, namacalna pokusa, świadomie i dobrowolnie się na nią wystawiamy. Czy to dobry przykład? M.
UsuńNo dobrze - ale jaki jest zysk z takiego "gorszenia się"? Nie wiemy, jak wygląda sytuacja, coś nam się wydaje - gorszymy się. I co? Co dobrego z tego wyniknie?
UsuńJeśli nie ma się możliwości zapytania owego księdza wchodzącego do domu publicznego, żonatego nocującego u przyjaciółki czy kogokolwiek innego - co dokładnie robi, to chyba lepiej założyć z góry, ze może istnieć inne wyjaśnienie, niż to, że robi coś złego.
Bo może rzeczywiście nie robi, a jeśli robi, to samo nasze zgorszenie problemu nie rozwiąże.
Agnieszka
No właśnie nic dobrego z tego nie ma i dlatego uważam, że powinno się o tym myśleć gdy się coś robi, czy aby przypadkiem to kogoś nie zgorszy. Nie mówię o skrajnościach, w stylu że Ada i Karol nie powinni się trzymać za rękę bo to kogoś może zgorszyć. Mówię o zdrowym sumieniu i zdrowych reakcjach. To jest normalne że niepokoję się, gdy widzę że żonaty facet nocuje u innej kobiety i nie ma w tym nic dziwnego, że przez myśl przechodzi mi że robi coś złego i oburza mnie ten fakt. Zgorszenie nie jest winą tego, kto jest zgorszony, ale tego kto gorszy, dzisiaj się o tym zupełnie zapomina. Dziewczyna ubierając ogromny dekolt powinna pomyśleć, że ktoś może mieć przez to nieczyste myśli, to dość zdrowy objaw normalnego faceta. Narzeczeni którzy postanawiają razem zamieszkać przed ślubem też powinni mieć na uwadze, że ktoś może to źle odebrać. To nie jest nic nadzwyczajnego, to normalna troska o to, aby nie kusić kogoś do złego.
UsuńM.
Odchodząc od Ady i Karola, ale w temacie, takie ciekawe przykłady.:) Znajomy ksiądz chodząc po kolędzie trafił do mieszkania, które jak się po chwili okazało, bo wcześniej nie miał pojęcia, było "agencją" w bloku. Panie poprosiły go o duchową rozmowę i rzeczywiście ewangelizował. Można się domyśleć, co sąsiedzi sobie myśleli.:P Jak męża nie było, regularnie nocował u nas jego brat, bo akurat miał jakieś egzaminy. Pomijam, że oboje z mężem wyglądamy jak gówniarze i mało kto bierze nas za małżeństwo. Koleżanka wynajmowała na studiach mieszkanie z bratem.;) Ja nie mówię, że M. nie ma racji w tym, co mówi, ba, święta prawda z tym przyzwalaniem i usypianiem sumień. Ale jednak ja widzę dużą różnicę, kiedy grzech jest ewidentny i rozgłaszany ("współżyjemy, chodzimy do Komunii, czarna zaraza nie będzie nam mówić, co mam robić"), a co innego, kiedy nie mam wglądu w całość. A nie mam, bo nie każdy ma obowiązek tłumaczyć mi się ze swoich "szczególnych powodów", żebym mogła orzec, czy są jeszcze godni nazywać się katolikami - od tego jest spowiednik. Widzę natomiast (tu już myślę o swojej konkretnej sytuacji) tendencje do patrzenia na ręce i węszenia, czy tu aby wszystko w porządku i po katolicku. I zastanawiam się na ile to troska o dusze, a na ile zwykłe wścibstwo.
UsuńDokładnie Ta z żebra masz rację! Może pan m. zrozumie....ale wątpię...
UsuńKasia
Napisałeś: Dziewczyna ubierając ogromny dekolt powinna pomyśleć, że ktoś może mieć przez to nieczyste myśli, to dość zdrowy objaw normalnego faceta.
UsuńTo jak dziewczyna ubierze sobie spodniczke przed kolano (nie mowie,ze ma byc widoczny tylek) i np. zostala zgwalcona to dlatego, ze prowokowala, tak?
Kasia
Z czysto teoretycznej sytuacji zrobiliście burzę. Ja mieszkania przed ślubem nie popieram, ale rozumiem Adę. Wiem jak w Krakowie trudno i drogo jest znaleźć mieszkanie na kilka dni. Wiem, że nawet u koleżanki mieszkać dłużej nie wolno (jeśli mieszkanie wynajmuje), bo właściciel może szybko umowę wypowiedzieć. Mam wrażenie, że oceniacie jej odpowiedź przez swój pryzmat (bo ja zrobiłbym tak i tak). Też tak mogłabym powiedzieć. Przecież mój narzeczony przed ślubem mieszkał w domu rodziców przez 2 tygodnie, kiedy ja mieszkałam w naszym mieszkaniu. Ale tylko dlatego, że mógł. Miał wakacje i nie pracował w Krakowie i do domu rodzinnego miał blisko. Zrozumcie, że sytuacja nie jest taka prosta jeśli do domu rodziców jest daleko i nie można wziąć urlopu na 3 tygodnie przed ślubem.
UsuńI nie wiem, co bym zrobiła jeśli los postawiłby mnie w takiej sytuacji. I dziękuje Bogu, że tak się nie stało. Jak ktoś już napisał - łatwo nam oceniać innych nie znając sytuacji do końca. Co innego jeśli da się inaczej i wręcz publicznie coś pokazujemy swoim zachowaniem - wtedy już można mówić o zgorszeniu.
Marta (nr2)
Żebym została dobrze zrozumiana, ja absolutnie nie mówię, żeby np. nie upominać i tylko głaskać po głowie, kiedy ktoś ma świadomość grzechu i z nim się obnosi. Tu dla mnie jest sprawa jasna. Zastanawiam się po prostu na ile człowiek jest odpowiedzialny za czyjąś wybujałą wyobraźnię.
UsuńNamawianie kogoś do grzechu jest ewidentnie złe, z tym nie dyskutuję. Różne głupoty zrobiłam, ale zrzucanie odpowiedzialności za swój grzech na innych, bo "inni tak robią" dla mnie jest po prostu dziecinne i śmieszne.
Czytałam całą dyskusję i myślę, że tych wszystkich oburzonych głównie gorszy tutaj to, że Ada napisała, że nie chciałoby jej się szukać pokoju na trzy tygodnie. Mnie też trochę zdziwiło i zaskoczyło, bo dla mnie jest różnica między tym gdy ktoś jest zmuszony sytuacją do zmiany planów i zamieszkania z narzeczonym przed ślubem, a tym, gdy komuś po prostu się już nie chce fatygować by wykorzystać wszelkie możliwości, nawet jeśli to łączyłoby się z jakimś trudem czy wyrzeczeniem. I tutaj postawa nie chce mi się, więc odpuszczam, mnie gorszy, w tym sensie, że nie buduje mnie taki przykład i przez to demotywuje do własnej walki.
UsuńTo ja ze swojej strony dorzucę, że mnie wcale nie oburzyła odpowiedź Ady "więc chyba jednak nie chciałoby mi się juz szukać czegoś osobnego na tak krótki czas" na postawione czysto hipotetycznie pytanie. Co innego, gdyby już się tam chciała wprowadzić, a co innego, gdyby została z dnia na dzień bez dotychczasowego mieszkania. Wiem, jak to jest szukać pokoju na krótko, wiem, jak to jest szukać pokoju o tej porze roku i wiem, jak to jest być 3 tygodnie przed ślubem - ile wtedy jest rzeczy do dogrania, załatwienia, ile emocji. I zdaję sobie sprawę z tego, że po złożeniu tych trzech rzeczy razem powstałby niezły koktajl, który mógłby skutecznie popsuć nastroje - skuteczniej, niż martwienie się, że "siejemy zgorszenie", bo ktoś mierzy inną miarą, niż my.
UsuńWszystkim oburzonym zacytuję zdanie, które usłyszałam na kazaniu w niedzielę miłosierdzia: "Nie należy się gorszyć, należy się modlić". Bo to, co sobie o kimś pomyślimy i w związku z jego decyzją (tutaj - czysto hipotetyczną, więc całkiem możliwe, że w realnej sytuacji po prostu nieprawdziwą) poczujemy, to jedno, a to, czy zgorszenie będziemy w sobie pielęgnować, to już coś zupełnie innego i to już jest nasz grzech.
A w tej całej sytuacji najsmutniejszy jest fakt, że na blogu, który mówi o pięknym przeżywaniu narzeczeństwa, dyskusja po raz kolejny koncentruje się na tym, co złe (i co w dodatku w ogóle nie miało miejsca). Na trzy tygodnie przed ślubem Ada z Karolem jak nigdy potrzebują naszej modlitwy i dobrego słowa, a nie czepiania się na siłę odpowiedzi na postawione hipotetycznie pytanie.
A nie za dużo tu oglądania się na innych (w sensie szukania motywacji)? Wymagania od kogoś bycia wzorem (mając przecież Najlepszy Wzór), żeby ktoś mnie zbudował, zamiast zastanowienia się nad porządnym fundamentem swoich decyzji i kto ma być w centrum? Niezłośliwie pytam, nie chcę wchodzić w niczyjego ducha, po prostu mnie to trochę zaskoczyło, może to kwestia charakteru, nie wiem. Ale miałabym nie mieć siły do własnej walki, bo ktoś ma zdanie inne, albo miał takie jak ja, ale zmienił? To gdzie w takim razie leży motywacja, skoro jej siłę uzależnia się od zachowania jakiegoś, może i wspaniałego, ale ciągle nieidealnego człowieka? Zastanowiłabym się nad tym, na ile moje wybory są naprawdę moje, z wolności, przekonania i poczucia sensu, skoro tak niewiele by mi było trzeba, żeby mnie zdemotywować.
UsuńJeszcze żeby to się naprawdę wydarzyło, a to po prostu wyraz rozpaczy przed końcem. :p
Usuń@roccolampone - dziękuję Ci za to ostatnie zdanie. Szczególnie za to dobre słowo i modlitwę, których rzeczywiście teraz potrzebujemy. Bóg Ci w dzieciach wynagrodzi. ;)
UsuńOby Ado, oby :D Dzięki!
UsuńPozdrawiam +
"naszego mieszkania" <3
OdpowiedzUsuńDoskonale pamiętam, jak bardzo nie chciało mi się robić miejsca w szafie na rzeczy prawie-męża i jak w poniedziałek po ślubie pojechaliśmy wspólnie spakować jego ciuchy i drobiazgi :)
Nurtuje mnie jedna kwestia, może znajdziecie w wirze przeprowadzki chwilkę czasu na odpowiedź :) Wiem, że planujecie ślub i wesele w mieście, które nie jest waszym rodzinnym, w związku z tym, jak logistycznie to zamierzacie zrobić - będziesz szykować się do ślubu tam gdzie teraz mieszkasz u pani Babci:) i tam Karol po Ciebie przyjedzie i potem do kościoła, czy już wszystko odbywać się będzie w nowym wspólnym mieszkaniu? Chodzi mi o Twoje szykowanie się i błogosławieństwo rodziców :) A może wrócisz na ten czas do rodzinnego domu i tam będzie błogosławieństwo jeśli by to było niedaleko?:) Pytam bo jesteśmy w podobnej sytuacji, planujemy ślub i wesele w innym mieście niż nasze rodzinne, co prawda dopiero za rok, ale tak się zastanawiam jak to wszystko pogodzić:) Prawdopodobnie do czasu ślubu będę mieszkać w mieszkaniu studenckim bo nie stać mnie na samodzielne mieszkanie i jakoś trudno mi sobie wyobrazić że będę się tam szykować, malowac, czesać, zakładać suknię, wolałabym warunki domu rodzinnego, ale mam 300 km i to chyba niemożliwe tyle jechać na swój własny ślub :) Justyna
OdpowiedzUsuńSzykować się będziemy w naszym mieszkaniu i tutaj też chcemy przyjąć błogosławieństwo naszych rodziców.
UsuńTo Karol po Ciebie nie pojedzie? :P Jakoś dziwnie... Zamierzasz do ostatniego dnia nie mieszkać u Karola, czy jednak ten dzień, dwa dni wcześniej wprowadzisz się już? Nie sądzilam że to wszystko takie skomplikowane:P
UsuńPrzyzwyczaiłam się już, że nasze przygotowania do ślubu są postrzegane jako dziwne, więc to żadna nowość. ;)
UsuńTak, zamierzam do ostatniego dnia mieszkać w swoim pokoju u pani Babci, a w ślubny poranek od fryzjerki i makijażystki wrócić już do naszego mieszkania i tam się ubierać i szykować.
Nikt nie mówił, że będzie łatwo. :)