Wczoraj zeszło z nas całe napięcie. Najpierw na tańcu, a później na próbie scholi, która będzie nam śpiewać na ślubie. Pięknie się przygotowują. To jak śpiewają, to jedno, ale dużo większe wrażenie robi to, co słychać między wierszami - Ducha! Są przesiąknięci modlitwą i śpiewają z niesamowitą mocą. Razem wczoraj śpiewaliśmy między innymi wspomniane już tutaj Jesteśmy piękni! czy Nic nas nie zdoła odłączyć od Ciebie, miłości Twej nigdy nie zgaśnie płomień! O ślub jestem w zupełności spokojna - będzie pięknie. Stres odpuścił, a z emocji teraz przeważa głównie ekscytacja i to w takim natężeniu, że ciężko mi było wczoraj usnąć... :)
Ale oczywiście coś musiało nas wytrącić z równowagi...
Wchodzimy dzisiaj do kancelarii parafialnej ze słowami: W sobotę mamy ślub... (Jak to w ogóle brzmi! Szał jakiś! :D) i przyszliśmy dopełnić formalności. Świetnie - załatwiliśmy, co trzeba, omówiliśmy, co trzeba, ale pozostało zaniepokojenie. Bo nagle okazuje się, że głównym kłopotem tego dnia jest... pośpiech. Trzeba się spieszyć, bo przed nami o 14:00 jest ślub i zaraz po nas o 16:00 też... Jak tamci skończą, to musicie szybko zgarnąć waszych gości do kościoła i gnać do zakrystii podpisać dokumenty, żeby punktualnie wyjść na tył kościoła i zacząć Mszę... A po naszym ślubie oczywiście musimy się szybko ewakuować, bo następni będą już czekać... Masakra. Kto to w ogóle wymyślił, żeby rozpisywać śluby co godzinę?? Przecież "zwykła" Msza trwa około 45 minut, a tu przecież jeszcze hymn do Ducha Świętego, przysięga, nałożenie obrączek, modlitwa przy ołtarzu Matki Bożej (o którą, swoją drogą, musiałam się upominać)... Kurczę, jeden z najważniejszych dni w życiu, a my mamy się spieszyć i gonić ze wszystkim jak oparzeni, żeby zdążyć... Zdenerwowaliśmy się tym trochę, bo nie widzę żadnego powodu, dla którego nie można byłoby zachować odstępu 1,5 godzinnego między ślubami... A w takiej sytuacji dochodzi nam kolejne zmartwienie - jak to zrobić, żeby było dobrze... Już nie mówiąc o tym, jak w tym wszystkim ma się odnaleźć schola, która nie będzie mieć ani chwili na spokojne rozłożenie się ze sprzętem czy cokolwiek innego...
Ech, trudno. Najwyżej zaczniemy chwilę później, a ci po nas jeszcze później... Co nam zrobią? Przecież nas chyba nie wyrzucą z kościoła? ;)
A, jeszcze jeden drobiazg. Wczoraj, dość niespodziewanie okazało się, że prowadzący scholę znają z jakiegoś wyjazdu naszego "awaryjnego" księdza i podobno świetnie się dogadują! Czyżby to był taki mały telegram od Szefa: Nie bój żaby, Młoda. STOP. Przecież Jestem. STOP. Będzie dobrze! STOP
...? :D
Pięć dni. Nie osiemset pięć. Nie trzysta osiemdziesiąt pięć. Nie sześćdziesiąt pięć. Po prostu PIĘĆ. Absolutnie niesamowite! :)
Ja bym się nie przejmowała tymi godzinami i pozostawiła wszystko naturalnej kolei rzeczy. To księdza problem ze spieszeniem się bo sami sobie tak poustalali...Życzę Wam by nic Was w TYM dniu nie rozpraszało i żebyście zapomnieli o wszystkim innym i pięknie przeżyli swoje święto. Bo to WASZ ślub.
OdpowiedzUsuńMężatką nie jestem i nigdy nie byłam więc może się nie znam, ale tak sobie myślę... Godzina to może rzeczywiście niewiele, ale spokojnie można się wyrobić. Większość ślubów na których byłam wyrabia normę codziennej Mszy - bo kolejka do Komunii krótsza, bo czegoś tam nie ma, bo coś tam inaczej, bo pieśń krótsza itp. Natomiast jeśli rzeczywiście macie w planach przedłużenie tej ceremonii to może spróbujcie przynajmniej uprzedzić parę z godziny szesnastej o tym? To w końcu też ICH dzień i ICH ślub, i tak naprawdę dodatkowe nerwy dla pary młodej chyba nie są niczym fajnym. Jeśli ślub przed Waszym się przedłuży to chyba też nie będziecie się czuć jakoś mega komforotowo...A co do tych 1,5 godzinnych odstępów - w praktyce ciężkie do zrealizowania - rzadko kiedy ktoś chce brać ślub wczesnym popołudniem, a wieczorami w parafiach zwykle są Msze - w maju także majówki. Jeśli śluby byłyby dwa no to luz. Ale są trzy i na to się chyba nic poradzić nie da.
UsuńMam nadzieję, że mimo wszystko będzie tak jak sobie wymarzyliście i pośpiech nie zniszczy Wam tej niepowtarzalnej chwili. :) Pozdrawiam, Rero
Niestety w mieście trzeba liczyć się z tym, że kilka ślubów może być udzielanych następująco po sobie. Dużo w kwestiach organizacyjnych zależy od księdza i miejmy nadzieję, że na spokojnie będziecie mogli celebrować tę chwilę:) Ja tylko raz spotkałam się z sytuacją, kiedy ewidentnie księdzu bardzo się "spieszyło" delikatnie mówiąc. Wyglądało to wszystko okropnie, ale to tylko jeden jedyny ślub na masę innych, na których byłam. Będzie dobrze:)
OdpowiedzUsuńTo chyba problem "popularnych" kościołów (bo ładne wnętrze, bo w parku, etc.). Cóż, trzeba się z tym liczyć. Swoją drogą, mnie to nieustannie zadziwia, mój ślub z Mszą trwały półtorej godziny, nie wyobrażam sobie takiego robienia "na czas".
OdpowiedzUsuńmarta
Witaj Ado!
OdpowiedzUsuńByłam na kilku ślubach kościelnych i niestety za każdym razem był problem który ty opisujesz czyli jedna para wychodzi, zaczynają się życzenia, a już kolejna para ''czai się'' i przebiera nogami bo chcą wejść do kościoła. Co do twojego stwierdzenia, że ''Najwyżej zaczniemy chwilę później, a ci po nas jeszcze później... '' to uważam, że jest ono niezbyt sympatyczne bo dla każdego dzień jego ślubu jest ważnym momentem i po prostu trzeba zmieścić się w czasie. My podczas ślubu cywilnego (dopiero co stuknęła nam pierwsza rocznica) mieliśmy ''luz'' bo kolejna para pojawiła się dopiero, gdy nasi gości prawie skończyli składać życzenia. Ale może to też kwestia godziny bo ślub braliśmy o 13:30.
W każdym razie ten tydzień wam szybciutko zleci, a potem przyjdzie wspólne życie, które jest jednak o wiele bardziej ekscytujące niż ślubne przygotowania.
Pozdrawiam!
J.
Spokojnie:) jak znam życie to i wy poczekacie i Ci po was też poczekają. Ksiądz na kazaniu nadgoni pewnie :D Jakoś mi się to zawsze fajnie kojarzy jak dwie pary młode spotykają się przed kościołem. Kurcze ale szybko zleciało. Już sama nie mogę się doczekac relacji z tego najpiękniejszego dnia. Kiedyś pisałaś że może po ślubie usuniesz bloga. Mam nadzieje że nie bo życie małżeńskie jest równie ekscytujące co narzeczeństwo. Miło by było poczytac :)
OdpowiedzUsuńKsiądz na kursie przedmałżeńskim opowiadał nam (ku przestrodze:) ), że w tamtym roku była taka sytuacja- śluby godzina po godzinie, wszyscy już są w kościele i czekają na świadka, który ma obrączki, a pomylił kościoły (taka sama nazwa tylko na drugim końcu miasta..). Śmiesznie to brzmi, ale parze młodej na pewno nie było wesoło......
OdpowiedzUsuńA nie no, bo jak ksiadz sie rozgada i któraś para punktualnie co do sekundy nie wejdzie, to drzwi kościoła się automatycznie zamykają i już tamci nie wyjdą i następni sakramentu nie dostaną. :D :D I na sali też bez Was i bez gości jeść zaczną. :D
OdpowiedzUsuńJa tam jeszcze się nie spotkałam z pośpiechem nigdy, ani z pretensjami jak jest poślizg, zawsze jest sympatycznie, jak pary się spotkają, tak się solidaryzują. :)
Będzie git. :)
Ja się odnieść nie mogę, bo u nas to był chyba jedyny ślub w tym kościele w półroczu :p Mam jednak nadzieję, że i u Was obejdzie się bez pośpiechu. Ale też wyrozumiałości dla innych nowożeńców i gości Wam życzę.
OdpowiedzUsuńŻebrówka się obija, więc ją zastapię: CZTERY!
Ha! Oczywiście, że Żebrówka odliczyła, tylko nie na blogu! :D :D
UsuńTylko zamuliłam, że nie od 10, ale wciągnęłam się w przygotowywanie obiecanej tony hejtu. :D
Potwierdzam - Żebrówka się nie obija i odlicza mi smsowo. :D
UsuńSpoko, od 10 mi już odliczają w pracy. ;D Najlepsza jest jedna koleżanka, która wychodzi za mąż w lipcu, jest już mega zestresowana i codziennie pyta mnie z przerażeniem w oczach: "I jak, jest już STRACH??" :D Ciekawe, czy się doczeka, bo jutro idę ostatni dzień do pracy. ;p
A z tym hejtem to mnie nawet nie denerwuj... ;p ;D
O tym nie pomyślałam ;)
UsuńKurcze, współczuję Twojej znajomej, nie o to chodzi w tym wszystkim. Wiadomo, każdy się może zdenerwować, ale nie żyć permanentnie w stresie. Dobrze, że u Was spokojnie.
TRZY!