Odliczamy!

sobota, 7 września 2013

1/4 Biblii

Dzisiaj skończyłam Drugą Księgę Królewską i doszłam do wniosku, że jestem mniej więcej w 1/4 Pisma Świętego. Gdyby policzyć to typowo matematycznie, to nie do końca tak jest, bo jedna czwarta z 73 ksiąg to (mniej więcej) 18 ksiąg. Ja zaś przeczytałam dopiero dwanaście. Ale trzeba wziąć pod uwagę, że niektóre księgi Pisma Świętego są bardzo krótkie, zaledwie kilkustronicowe, więc nijak się to ma do rzeczywistej objętości przeczytanych treści. Poza tym najbardziej do mnie przemawia zakładka, którą zaznaczam, dokąd już przeczytałam, a która wyraźnie wskazuje, że mniej więcej 1/4 Biblii za mną. I tego się trzymam. :)


To moje czytanie Pisma Św. nieco się zmieniło przez ostatnie tygodnie. Już nie jest tak miarowo i systematycznie. Coraz częściej zdarza się, że 2-3 dni pod rząd zapominam, albo świadomie odpuszczam sobie czytanie kolejnych dwóch rozdziałów - zwykle przez zmęczenie, albo po prostu z lenistwa. Później jednak nadrabiam i czytam nawet 6-7 rozdziałów jednego dnia. Na jakiś czas udaje mi się utrzymać regularne tempo, a potem znowu przestój, nadrabianie i tak dalej... Mimo wszystko nie narzekam. Niektóre fragmenty są trudne do "przebrnięcia", czasem niezrozumiałe, albo wręcz wydaje mi się, że niepotrzebne. Próbuję wtedy sięgać dalej, po wyjaśnienia i odniesienia w innych miejscach. Nieraz to wystarcza i chociaż w części próbuję dany fragment zrozumieć. A czasem i tak kompletnie nie czaję, o co chodzi, i po prostu zostawiam to i czytam dalej.

Najciekawsze i najbardziej zachwycające w tym moim czytaniu jest to, że w końcu widzę cały kontekst biblijnych tekstów czytanych podczas Liturgii Słowa. Nieraz doznaję takiego olśnienia, że wszystko zaczyna mi się powoli w głowie układać w logiczną całość. Ostatnio na przykład: A to wteeedy żył Eliasz...! I takie rzeczy robił... A to już rozuuumieeeem... :) Dzięki temu zupełnie inaczej podchodzę do czytań w kościele. Uważniej się wsłuchuję i próbuję pokojarzyć, kiedy coś się wydarzyło, co było wcześniej i co będzie później oraz jakie to miało znaczenie w całej historii zbawienia. To naprawdę wiele daje. Mam wrażenie, że zaczynam jakiś nowy rozdział w swoim życiu duchowym.

Mimo to miewam czasem momenty zwątpienia, żeby sobie może jednak odpuścić to czytanie, bo chyba nie dam rady przeczytać caaałej Biblii do ślubu. Zwłaszcza jak coraz częściej będą mi się zdarzały takie "przestoje" i  "nadrabianie" stanie się coraz bardziej uciążliwe. Ale po chwili tłumaczę sobie, że nawet jeśli "nie zdążę" (głupio to brzmi... :D), to co? Przecież mogę dokończyć po ślubie. A potem pewnie i tak znowu zacznę, ale inaczej. Może tym razem innym systemem? I tak będę czytać Pismo Święte, więc co to za różnica? Głupota w ogóle z takimi myślami i wstyd byłoby ulec zniechęceniu z tak durnego powodu.

A tymczasem dociera do mnie, że równocześnie z 1/4 Biblii jesteśmy w (mniej więcej) 1/4 naszego narzeczeństwa. Więc chyba mimo wszystko trzymam tempo i jest dobrze. :) Zatem powoli do przodu.

18 komentarzy:

  1. Nie ma się co spinać, Słowo i tak prędzej czy później zaowocuje :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo, wszystko to znam. W tamtym roku czytałam (i przeczytałam!) Biblię, ale zapoznawałam się aż z dziesięcioma rozdziałami każdego dnia. Samo to było uciążliwe, więc pilnowałam systematyczności. Czasem było nudno, bardzo nudno i bez sensu, zwłaszcza w Księdze Liczb, Powtórzonego Prawa i Kronik. Tragedia. Zastanawiałam się, po jaką chorobę czytam instrukcję utworzenia namiotu spotkania itd. Albo rodowody, to już w ogóle. Wtedy się zniechęcałam, ale jak pomyślałam, że nazajutrz będę musiała czytać to i codzienną dychę, będzie jeszcze gorzej. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogę wcale nie czytać. Ale Pan Bóg wiedział, co robi. Nieraz jakieś treści tak mnie fascynowały, że czytałam daleko więcej niż dziesięć rozdziałów. Przeczytałam całą Biblię w cztery miesiące. Nie wiem, jak udało mi się tego dokonać, nie wiem. I nie myślę tu o czasie, ale o tym, że faktycznie zapoznałam się z całym Pismem Świętym. Wow, ciągle jestem z siebie dumna, choć zaraz miną dwa lata od tego, jak zaczynałam. Więc (nie zaczynamy zdania od "więc", chyba że musimy ;)) czytaj. Czytaj SYSTEMATYCZNIE, to ważne. I uda Ci się, nie ma że nie. To wciąga, teraz czytam drugi raz, z tym że na spokojnie, po rozdziale dziennie. I jestem na Księdze... Kronik, wrrrr. Wierzę w Ciebie i trzymam kciuki! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Woow, Biblia w cztery miesiące! Robi wrażenie - gratulacje! :) I dzięki za bardzo cenne wsparcie! ;)

      Usuń
  3. Ja jestem przy Kronikach i muszę przyznać że jeszcze tak ciężkiej księgi nie było. Cala genealogia jest tak ciekawa że już dwa razy zdarzyło mi się zasnąć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale nie zniechęcamy się i czytamy dalej! Powodzenia! :)

      Usuń
    2. Inwestujemy w kawę i nie czytamy w łóżku i powinno być ok:P

      Usuń
  4. Czy ten codzienny "limit", wyznaczenie daty na przeczytanie całej Biblii, nadrabianie itd, ten pośpiech (taki psychiczny, nie samo tempo czytania) itd. nie sprawia, że wszystko traci na przemyśleniach, refleksji i że to pozostaje tylko czytaniem? Tak pytam, bo u mnie to w ogóle nie zdawało egzaminu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, moim zdaniem nie. Niektóre fragmenty są dla mnie tak trudne, że rzeczywiście chcę to tylko przeczytać, przebrnąć dalej. Inne bardzo dotykają, poruszają do refleksji i inspirują. Dlatego nie mam poczucia, że to czytanie tylko dla przeczytania. Widzę już pewne owoce tej lektury, może nie jakieś spektakularne, ale jednak dla mnie ważne. Myślę zatem, że to (przynajmniej na dzień dzisiejszy dla mnie) dobra droga.

      Usuń
    2. No to najważniejsze, jak Tobie to odpowiada i widzisz owoce to super. :) Ja jak tak próbowałam, to od razu czułam, że to nie tak ma wyglądać i że podświadomie jak do lektury szkolnej podchodziłam. Musiałam sobie zupełnie inny system wypracować, żeby to miało jakąś wartość, tak samo z modlitwą.

      Usuń
    3. Ja też nie wyznaczam sobie konkretnych celów i staram się podchodzić do tego mniej "zadaniowo" - ale u każdego co innego zdaje egzamin :-)

      U mnie z kolei często podczas czytania pojawia się zaskoczenie, że w Biblii są tak ciekawe historie :-) Zwłaszcza w Starym Testamencie, który jest mniej "osłuchany" w czytaniach mszalnych.

      Usuń
  5. Podziwiam Cię Ada. Fragmenty to rozumiem, ale całe Pismo.. mnie by się nie chciało ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Muszę wrócić do tego wyzwania, bo co prawda u mnie ksiąg jest "tylko" 66, ale Pięcioksiąg jest tak samo porywający w wielu miejscach ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurczę... chyba mnie trochę zainspirowałaś... Kiedyś próbowałam, ale szybko poległam.. Może czas wrócić i przeczytać w końcu..

    Bo to wstyd tak nigdy całej nie przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  8. Podziwiam za to, że w ogóle dobrnęłaś do 1/4. Większość z nas niestety nie ma nawet Pisma Św. w domu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem o jakieś 2 miesiące do tyłu z czytaniem bloga, a Ty pewnie już przebrnęłaś dalej w czytaniu Pisma. Ale dasz radę!
    Oczywiście, że to trudne, sama widzę jak idzie mi moje czytanie. Nie mogę sobie przypomnieć kiedy zaczęłam... i cały czas wydaje mi się że nigdy nie skończę... Mam różne przerwy, wzloty i upadki. Ale kończę właśnie Księgę Przysłów. Pewnie kiedyś dam radę, może uda mi się do Waszego Ślubu ;)
    Trochę mnie motywujesz, że piszesz o swoim czytaniu :) Dzięki wielkie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też ostatnio truuudno, tak ciężko się zmotywować, żeby oczy się nie zamknęły przy czytaniu po kolejnym zabieganym dniu... Ale historie przeciekawe - o Tobiaszu ostatnio czytałam, a teraz poznaję Judytę. Myślę, że naprawdę warto! :)
      Powodzenia i wszystkiego dobrego!

      Usuń

Jeśli chcesz, możesz skomentować to, o czym piszemy. Oczekujemy jednak podpisania się pod swoimi słowami, choćby pseudonimem. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...