Odliczamy!

środa, 18 września 2013

Bo ty się za dużo martwisz...

... Ado Karolowa, naprawdę. Odpuść sobie. Co ci to da, że się będziesz tym wszystkim tak przejmować? - szepcze mi do ucha Anioł Stróż. I ma rację, zdecydowanie.

Bo na pewne rzeczy zupełnie nie mam wpływu, a w tych, w których mogę coś zdziałać, dobry Bóg z pewnością pobłogosławi, żebym mogła się ze wszystkim ogarnąć. I tak:

Ada się zamartwia, że wyjazd się przesunął i nie będzie jej na uczelni aż przez pierwsze dwa tygodnie... Zajęcia to nic, ale praktyki...? Tego się nie da w żaden sposób odrobić. Więc modli się Ada i oddaje tę sprawę Panu, a potem idzie na uczelnię, żeby pogadać z opiekunem roku.
[O]piekun roku: (ze świętym oburzeniem) No, ja nie wiem, jak pani sobie to wyobraża - tak po prostu wyjechać?! Proszę panią, zajęcia to nic! Ale praktyki! Co pani zamierza zrobić z praktykami? Tego się nie da tak po prostu odrobić...!
Jakbym tego nie wiedziała... Tłumaczę tej kobiecie, że nie mam wpływu na datę tego wyjazdu, a już się zobowiązałam, ale się przesunęło i może jednak jest jakieś wyjście... Kajam się przed nią, jakbym była winna całemu złu tego świata, a ona mi prycha i wzdycha, jakbym była rozkapryszoną małolatą. Nagle... sprawdza coś w tych swoich papierach. W komputerze, w harmonogramie, jeszcze raz w komputerze...
[O]: Ale wie pani co... Bo tutaj mam taką informację... Ale to przecież niemożliwe... Że jedna z grup WYJĄTKOWO rozpoczyna praktyki dopiero 17. października... Chwileczkę, ja zadzwonię i sprawdzę.
*Ada w myślach: Ja pierdziu! Ale by było! Niezły jesteś Panie Boże, taki numer... Nigdy się to nie zdarzało, a tu WYJĄTKOWO mogłabym zapisać się akurat do tej grupy, która zaczyna później...*
[O]: (łagodnie i potulnie) No widzi pani, jakieś dziwne zrządzenie losu... Rzeczywiście, jedna z grup zaczyna praktyki z dwutygodniowym opóźnieniem, więc mogłaby pani po prostu dołączyć do tej grupy...

Hmm, tak po prostu mogłabym... Łał. Braffka dla Ducha Świętego! :)

A tak w ogóle, to nie wiem, czy ktoś to jeszcze pamięta, jak ze dwa miesiące temu pisałam, że straciłam przytomność bez wyraźnego powodu. Ja pamiętam aż za dobrze, bo od tego czasu tułam się po lekarzach. Mam za co dziękować, bo przynajmniej trafiam na profesjonalnych lekarzy, którzy się naprawdę przejęli sprawą, a nie bagatelizują i nie wykręcają się zwrotami typu: "młoda jesteś, nic ci nie będzie". Wolałabym, żeby mi rzeczywiście nic nie było, ale sprawdzić trzeba. W związku z tym część badań za mną, a na część (w zasadzie tę decydującą) przyjdzie mi poczekać. Trochę. Do... grudnia - na jedno, a na następne pewnie dopiero w nowym roku... I Ada się zamartwia, że...xbndhmsmdkormdstrwjekbacvzupodldkfjcnsrejlsts...

Yyy to znaczy już się NIE martwi, tylko z ufnością oddaje Bogu.

I czeka na Narzeczonego, bo się stęskniła jak zawsze.
A jutro zobaczy i przywita się z 5-tygodniowym Maleństwem, którym chyba będzie się opiekować i srakę ma z tego powodu, bo takiej kruszynki to w życiu na rękach nie miała. Ale da radę przecież. A przy okazji zaspokoi trochę szalejącego instynktu macierzyńskiego...
:)

10 komentarzy:

  1. No widzisz, jak działa! Nie martw się, On ma świetny plan dla Ciebie :)

    Pamiętam, jak po raz pierwszy pojechaliśmy w odwiedziny do mojego małego kuzyna (o Waszym ulubionym męskim imieniu :)) to też bałam się go wziąć na ręce. Taki malutki okruszek, chyba też 4-5 tygodni miał.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz Ada, ja też kiedyś studiowałam i miałam podobną sytuację. Dosłownie czułam wtedy Bożą rękę. Uwielbiam te Boże numery "to przecież niemożliwe" :-))).
    Choć czasami jak ich tak pragnę to zdarza się, że wszystko inaczej się układa, niż wczeniej prosiłam. I wtedy jest mi bardzo smutno i wtedy ta z trudem budowana ufność Bogu znacząco się zachwiewa. Mimo, że człowiek dobrze wie, że Bóg może ma inny plan, niż ten który akurat byśmy chcieli, ale mimo wszystko jakiś żal pozostaje. A jak jest z tym u Was?


    Ps. Ja się tam dzieci nie boję, nawet tych zaraz po urodzeniu. Tylko jakoś podejścia specjalnie nie mam, a może bardziej potrzeby ;-)
    Choć zdarza, się, wprawdzie rzadko, że potrafię się dzieckiem zachwycić. Ale to musi być wyjątkowe dziecko. I wtedy sobie myślę.. "oo, takiego synka to bym chciała mieć" :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, nie zawsze wszystko się tak fajnie układa, że wszyscy są zadowoleni. Nieraz Pan Bóg ćwiczy naszą cierpliwość, albo po prostu pozwala nam się czegoś wartościowego nauczyć przez różne doświadczenia "nie po naszej myśli". Ja też się wtedy trochę buntuję i pozostaje taki żal pt. "Dlaczego mi to robisz, Boże?"... Ale patrząc z perspektywy czasu, myślę, że z każdej trudnej sytuacji Bóg może wyprowadzić nieskończone dobro. I kiedy się to próbuje dostrzegać, to to są takie małe cuda na co dzień... :)

      Usuń
    2. Wszystko się zawsze kończy dobrze, a jak nie jest dobrze, to znaczy, że to jeszcze nie koniec. :)

      Usuń
  3. No widzisz jak pięknie! :) Jeszcze parę takich sytuacji i zaczniesz na każdą nową problemową patrzeć z ekscytacją i z myślą "czym tym razem mnie chcesz zaskoczyć?" :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze,że Niebiańska siła jest w stanie sprawiać takie małe cuda ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak... czasem warto tak sobie głośno, powiedzieć/napisać pewne rzeczy. Wtedy jakoś człowiekowi łatwiej stanąć na dwie równe nogi!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Często w sprawach uczelniano-urzędowych przydaje się interwencja Siły Wyższej. Za to kiedyjuż zadziała - to WOW... :) Najtrudniej tylko ufać i wierzyć w to, że Ktoś mądrzejszy trzyma rękę na pulsie.

    Życzę powodzenia w nowym roku akademickim i z Maleństwem!

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chcesz, możesz skomentować to, o czym piszemy. Oczekujemy jednak podpisania się pod swoimi słowami, choćby pseudonimem. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...