Odliczamy!

poniedziałek, 2 września 2013

Nie dla szpanu, czyli decyzja o ślubie kościelnym

Temat raczej lekki, łatwy i przyjemny. Wcześniej nawet nie przyszło nam do głowy, żeby o tym rozmawiać. Decyzja o ślubie kościelnym była dla nas tak oczywista jak fakt, że świeci słońce. Przepracowanie tego rozdziału było jednak dobrą okazją do zebrania, uporządkowania i potwierdzenia wszystkich poruszonych dotychczas zagadnień, które składają się na istotę zawierania sakramentu małżeństwa w Kościele:
- pełna świadomość znaczenia słów przysięgi małżeńskiej,
- odpowiedzialność za te słowa oraz za siebie nawzajem od dnia ślubu,
- powierzenie naszej relacji Bogu przez przyjęcie łaski sakramentu,
- nierozerwalność i nieodwołalność sakramentalnego związku małżeńskiego,
- decyzja o małżeństwie musi być dojrzała, podjęta w pełnej wolności, prawdzie o sobie nawzajem i uczciwości.

Przy okazji dowiedzieliśmy się, jakie są inne - niedojrzałe i nieuczciwe - motywy zawarcia ślubu kościelnego. Na przykład: bo rodzice tak chcą, bo to uroczystość dla kolegów i koleżanek, bo marzę o wystąpieniu w sukni ślubnej, bo tak każe zwyczaj, bo są z tego korzyści materialne, żeby uporządkować życie seksualne, bo on/ona tak chciał/a, z litości - "bo on taki biedny"... Ten ostatni powód bardzo mnie rozbawił... :)

Skoro już jesteśmy przy zabawnych fragmentach, to jeszcze jeden przytoczę.

Rozmawiałem kiedyś z kobietą, którą mąż opuścił w drugim roku małżeństwa. Kiedy wołała w rozpaczy: "Przecież przysięgałeś!", odpowiedział: "To było dawno i nie pamiętam"... 

Doprawdy, pamięć rybki pięciominutówki... :D

No, a my rozmawialiśmy sobie o tym, czym jest dla nas sakrament małżeństwa oraz jaka jest różnica między wolnym związkiem, ślubem cywilnym a ślubem kościelnym. Ponadto mieliśmy sobie opowiedzieć, jakie uczucia towarzyszą nam, gdy myślimy o naszym ślubie, a także (to chyba czysta formalność) - dlaczego ja chcę zawrzeć sakramentalny związek małżeński z Karolem, a On ze mną. Może za wiele nowego się nie dowiedzieliśmy, ale fajnie było. Po prostu.

***

Ja: Kochanie, tak sobie myślę, że jak nam ktoś zwinie sprzed nosa "nasz" termin na wesele w S... , to może byśmy zmienili na piątek? Co o tym sądzisz? Myślałeś kiedyś, żeby wziąć ślub w piątek? Podobno to taniej wychodzi...
K.: W piątek...?? 
Ja: No... Przykazania kościelnego byśmy nie złamali, bo już zmienili... :D
K.: Hm... Ale że w TEN piątek...?? :D
Ja: :D Nieee no... Nie w ten, tylko ten przed 16 maja w 2015 roku... :)
*popatrzył na mnie z czułością, zmierzył mnie wzrokiem całą z góry na dół, jak tak leżałam przy Nim, wpatrzona w Niego jak w święty obrazek...*
K.: A w sumie może być nawet w TEN piątek...! :D

W sumie... :D 
Nie no, żart taki. Nie będzie ślubu w piątek. Ani w ten, ani w tamten. Normalnie, w sobotę będzie. Tylko nie wiadomo którą... :)

39 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Hmm... Gdyby nie to, że oboje wtedy pracujemy... :P
      :)

      Usuń
  2. Teraz mało kto się tak głęboko nad tym zastanawia, w końcu dla większości to i tak nic nie znaczy bo można wziąśc rozwód (!) a sakrament to tylko jakieś zaściankowe ograniczenia. Wspaniale do tego podchodzicie i będziecie mieć cudowne małżeństwo i cudowne dzieci:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej!
    Cieszę się, że mogłam przeczytać taki post.
    Wśród moich znajomych mało kto decyduje się na ślub cywilny.
    Najbardziej mnie bawią te pary wśród których jedno wręcz mówi wprost, że jest ateistą.
    Znam też osobę, która wzięła slub kościelny mając nieślubne dziecko z poprzedniego związku.
    Uważam, że księża powinni bardziej rygorystycznie podchodzić do tego, kto może zawrzeć taki sakrament. Nie wyobrażam sobie np.panny młodej, która brałaby ślub kościelny i była jednocześnie w ciąży...

    Z powodów wymienionych wyżej my zdecydowaliśmy się na ślub cywilny. Żadne z nas w Boga nie wierzy, więc jaki jest sens przysięgania przed Kimś, w kogo się nie wierzy?

    Pozdrawiam!
    Lasubmersion

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja ostatnio mam takie wrażenie, że branie ślubu kościelnego w ciąży staje się bardzo powszechne. Jeszcze parę lat temu tak się zdarzało sporadycznie, i jeśli już była taka sytuacja, to nie mówiło się o tym zbyt głośno - bo i nie ma się czym specjalnie chwalić. Dzisiaj to już niemal standard i w dodatku nie ma żadnych oporów, by sprowadzać ten fakt do porządku dziennego. A jeśli ktoś (tak jak nieraz ja) wyraża jakąś wątpliwość albo prowokuje do refleksji - czy taki ślub na szybko to na pewno dobra decyzja? czy to nie jest swego rodzaju przymus? czy młodzi są w stanie wziąć pełną odpowiedzialność za siebie nawzajem i za dziecko? - od razu jestem linczowana, że mam nie wtykać nosa w nieswoje sprawy, skoro jestem taka "święta"... A mimo wszystko jest to sytuacja nietypowa i trzeba jej poświęcić szczególną uwagę.

      Autor książki potwierdza moje poglądy - przedwczesna ciąża ogranicza wolność decyzji o małżeństwie i w takiej sytuacji jest potrzebny szczególny dialog. Pociesza jednak, że nawet jeśli znajomość jest bardzo krótka, to jest przekonany, że jeśli dwoje ludzi naprawdę chce stworzyć dom pełen miłości, są do tego zdolni. Potrzeba wówczas bardzo poważnego potraktowania tego (zazwyczaj bardzo krótkiego) czasu przygotowania do małżeństwa i wytężonej pracy nad relacją. A to jest trudna droga i niestety niewiele osób chce ją podjąć... I często wszystko wychodzi na szybko, byle jak i po łebkach. Niejednokrotnie skutki tego są później opłakane...

      Usuń
    2. Ada, a gdyby za rok Was ponioslo i plan czystości do ślubu by upadł z wielkim hukiem (czego do dnia ślubu nie możesz wykluczyć) i ten jeden raz był owocny i byś zaszła w ciążę, to co? ;) zakaz ślubu kościelnego do końca życia? ;)
      Ja nie uważam, żeby to było na porządku dziennym ani że to świetny pomysł, ale jest jednak różnica między ciążą-niespodzianką kiedy ślub i tak się planowało, a ciążą, która dopiero "zmusiła" do tego pomysłu i nie od razu to oznacza, że ktoś jawnie kpi sobie z nauki. Może jedynie biel sukni i piękny welon się trochę śmiesznie z zaawansowaną ciążą komponuje. ;)
      Brania ślubu kościelnego przez zadeklarowanych ateistów nie ogarniam, bo to tak jakbym dla ładnej ceremonii miałabym brać ślub żydowski. Zwłaszcza że można zorganizować ładny, cywilny ślub poza urzędem. A z drugiej strony... Skąd wiesz jak wpłynie na nich ten sakrament? Znam przypadek, gdzie nauki przedmałżeńskie i ślub kościelny dla świętego spokoju był początkiem pięknego nawrócenia.

      Usuń
    3. Pewnie, że jest różnica między przedwczesną ciążą, kiedy ślub i tak był już w planach, a ciążą, przez którą (a może dzięki której?) idzie się do ślubu migusiem po kilku miesiącach znajomości. I nigdzie nie napisałam, że powinien być jakiś "zakaz ślubu kościelnego", tylko, że jest to na tyle delikatna i poważna sprawa, że powinno się może szybko, ale porządnie do tego zabrać, ze szczególną uwagą i rzetelnością. Dobrze, że Kościół w takich sytuacjach wyciąga rękę i nie robi specjalnych problemów w zawarciu sakramentu, który z pewnością daje nieocenioną pomoc w udźwignięciu tego podwójnego ciężaru w tak krótkim czasie (roli małżonka i rodzica). Ale może rzeczywiście powinno się przywiązywać większą uwagę do przedślubnego przygotowania w takiej sytuacji? Bo chyba rzadko zdarza się tak szczęśliwie, jak opisujesz, że nauki i ślub dla świętego spokoju to początek nawrócenia...

      Usuń
    4. Zakaz odnosił się do tego, co napisała Lasub, że księża powinni bardziej rygorystycznie pochodzić, wybacz, osoby mi się porąbały, myślałam, że też o tym pisałaś (uroki pisania z telefonu, za dużo przewijania, wszystko się miesza) ;) bo jak to można ocenić? Jak ktoś wprost mówi, to jeszcze rozumiem, zresztą sama też się dziwię po co w takim razie i wkurzam się, że ktoś sobie robi jaja z sakramentu. Ale też nie zawsze wiadomo co tam komu w sumieniu siedzi, jeżeli ktoś się tak agresywnie z tym nie obnosi.
      Fakt, za często takie zakończenie się nie zdarza. Tylko jedną taką parę znam. :p Reszta twierdzi, że skoro nie wierzą, to nie będą szopki odstawiać. Szanuję takich ludzi za uczciwe podejście do sprawy.

      Usuń
    5. Ta z żebra,

      absolutnie nie uważam, że ksiądz przed podpisaniem papierów na ślub kościelny powinien przeprowadzić sesję z wykrywaczem kłamstw z każdym małżonkiem:P
      Widzisz...mi chodzi o takie sytuacje, kiedy ślub kościelny równa się jękom od samego początku. O takich sytuacjach, kiedy młodzi wprost albo między słowami mówią, że w kościele ostatni raz byli na bierzmowaniu. O takich sytuacjach, kiedy młodzi na słowo ''nauki przedmałżeńskie'' dostają gęsiej skórki. O takich sytuacjach, kiedy po rozmowie z młodymi widać wprost,że ślub kościelny ma być po to, żeby było miejsce na białą kieckę i ładny kościół. Nie wiem czy jest jakaś recepta na takich ludzi bo po swoich znajomych widzę, że ślub kościelny traktują jako ''coś zamkniętego'' za czym nie idzie codzienna obecność Boga w życiu...

      Pozdrawiam!
      Lasubmersion

      Usuń
    6. Kumam. O ile z tym podejściem do ich podejścia się jeszcze zgodzę, o tyle z tą ciążą mam jednak mały problem. Pójście do ślubu w ciąży to według Ciebie hipokryzja. A pójście bez ciąży, ale jako nie-dziewica nie? ;) Raczej nie podejrzewam Cię o to, że współżycie przed ślubem dla Ciebie jest ok, jeśli nie ma ciąży, a jeśli jest ciąża, to już nie ok i hipokryzja. ;) Czy więc według Ciebie do ślubu powinni iść tylko ci, którym się udało? Gdybyś Ty była katoliczką i z jakiegoś powodu nie wyszło Ci z czekaniem z seksem do ślubu, nie wzięłabyś ślubu kościelnego? Miej na uwadze, że to za cholerę nie działa tak, że jak sobie powiesz, że tak chcesz i się będziesz starać, to Ci to wyjdzie; docelowo brak współżycia między dwojgiem kochających się ludzi nie jest i nie miało być naturalne (nie że w ogóle, ale wiesz, o co mi chodzi;)) i każdy to czuje, nawet jeśli wszystkimi kończynami podpisuje się pod czekaniem.
      Ciekawi mnie, gdzie wg Ciebie jest ta granica hipokryzji w tym przypadku, w którym, jak rozumiem, nie rozgraniczasz, bo ciąża, to ciąża i tyle. Oczywiście kwestia wygłaszanego wszem wobec podejścia dla mnie jest jasna. Ale jeśli ktoś się z tym nie obnosi i nie krzyczy, że ma ten punkt gdzieś? I dlaczego skupiamy się tylko na seksie? A gdybyś jako katoliczka zachowywała czystość do ślubu, a w stosunku do reszty świata zachowywała się jak kawał nie powiem czego, to to nie jest hipokryzja? ;) A jeśli jest, czy w takim razie ze ślubem czekałabyś na moment, aż będziesz bezgrzeszną katoliczką? :)

      Usuń
    7. Widzisz...wychodzę z założenia, że jeśli coś robić to na 100%.
      Religia nie jest MCdonaldem z którego wybierasz to, co Ci się podoba...
      Uważam, że są pewne zasady i albo się je akceptuje albo nie.
      Zapewne wstrzemiężliwość seksualna przed ślubem nie należy do łatwym zadań o czym mogą chociażby świadczyć rozważania Ady. Jednak pomimo pewnej trudności, to osoba wierząca będzie dążyła do jej zachowania. Religia wymaga pewnych poświęceń-to fakt. Jesteśmy tylko ludźmi mającymi prawo zabłądzić-to również fakt. Ale mamy też rozum i sami dokonujemy wyboru, co jest dla nas ważniejsze.

      Co do reszty czyli przestrzegania innych przykazań, to uważam, że człowiek przechodzi chwile słabości, jednak ''wyposażono go'' w silną wolę, więc powinien pracować nad swoimi słabościami. Nie uważam,żeby np.uzależnienie było mniejszym kalibrem aniżeli uprawianie seksu przed ślubem kościelnym.

      Co do mojej osoby-poza tym główną przyczyną odejścia od kościoła jaką był brak wiary w Boga, to nie potrafiłam zgodzić się z wieloma naukami kościoła katolickiego. Zapewne, gdyby naczelna przyczyna ''zniknęła'', to moje podejście byłoby takie, jakie zaprezentowałam wyżej.

      Usuń
    8. Ależ ja też wychodzę z założenia, że jeśli coś robić to na 100% i że to nie McDonald (chociaż też biorę poprawkę na to, że człowiek się rozwija i nikt nie wymaga na dzień dobry rozumienia absolutnie wszystkiego). Zgadzam się z tym, że osoba wierząca będzie pracować nad swoimi słabościami. Tylko problem w tym, że patrząc na kobietę w ciąży idącą do ślubu, nie znasz historii tej pary, nie wiesz na ile ona pracowała nad sobą, żeby móc od razu stwierdzić, że to hipokryzja.

      Usuń
    9. Dlatego, żeby nikogo nie oceniać, spytałam inaczej: co TY byś zrobiła, gdybyś się starała i Ci zwyczajnie nie udało zrobić na 100%, mimo szczerych chęci? ;)

      Usuń
    10. Nie poszłabym do ślubu kościelnego.

      Lasubmersion

      Usuń
    11. Ale przecież nigdy nie będziesz w 100% bez problemów. Ogarniesz jeden, to się nowy pojawi. Skoro mówisz, że nie traktujesz seksu jako większy kaliber, znaczy trzeba się równie mocno starać ze wszystkim (tu się zgadzam) i skoro nie ma znaczenia, czy i jak mocno się starasz (bo nie wzięłabyś kościelnego, skoro Ci nie wyszło mimo starań), to kto może iść do ślubu?

      Wiesz, ja rozumiem to, o czym mówisz, że Cię denerwuje to, że ktoś mieszka itd. i słusznie, ja Ciebie podziwiam za taką uczciwość, ale żeby w drugą stronę tak przeginać?

      Usuń
    12. Jak dla mnie abstrakcja :)

      Usuń
    13. Troszkę mnie nie zrozumiałaś...
      Nie uważam, że trzeba być wręcz ''świętym'' decydując się na ślub kościelny. Trzeba zdawać sobie sprawę z swojej słabej woli (w poszczególnych sprawach) i wystrzegać się takich sytuacji. Jak napisałam wyżej-nie jest to łatwe. Łatwiej jest tłumaczyć swoje błędy ''chwilowym zamroczeniem', aniżeli ponieść odpowiedzialność za własne czyny. To są moje osobiste przemyślenia. Mam dosyć sztywny kręgosłup moralny pomimo, że jestem ateistką.Podobnie jak z podejściem do ślubu kościelnego, podchodzę do np.momentu pojawianie się dziecka w moim życiu. Nie wyobrażam sobie, aby moje dziecko urodziło się ''w konkubinacie'' bo małżeństwo jest jedyną formą związku, która mnie interesuje.

      Być może moje poglądy wydają sie być bardzo konserwatywne, ale jak wcześniej napisałam-stosuję je tylko do siebie;-). To, co robią inni może jedynie budzić moje zdziwinie i czasami niechęc, jeśli przy takich życiowych konfiguracjach cierpią dzieci...

      Pozdrawiam!

      Usuń
    14. Ale ja się z Tobą całkowicie zgadzam z tym całym przestrzeganiem zasad, że trzeba sobie zdawać sprawę itd. Podpisuję się pod tym rękami i nogami. Ja nie mówię o żadnym zuchwalym podejsciu, że Bóg mi i tak wybaczy, tylko o szczerych chęciach i staraniach. To co mnie zszokowało, to to, że według Ciebie jeden błąd przekreśla wszystkie próby i całokształt postawy. Nie wydaje mi się, że źle zrozumiałam, skoro wyraźnie zaznaczyłam te szczere starania i powiedziałaś, że ślubu byś nie wzięła. Skreślanie człowieka ze względu na błąd jest nie tylko totalnie niechrześcijańskie, ale nawet nieludzkie. Dla mnie to nie są konsekwencje poniesionych błędów. Odcięcie od ślubu to zmuszanie człowieka do dalszego życia w grzechu i odbieranie możliwości poprawy komuś, kto tego bardzo chce.

      A gdybyś mimo Twojego podejścia zaszła w ciążę teraz, to co? ;) Akurat tutaj nie ma wątpliwości, że Twoja wola sobie, a życie sobie. ;)

      Usuń
    15. To co mnie zszokowało, to to, że według Ciebie jeden błąd przekreśla wszystkie próby i całokształt postawy.

      A czy gdziekolwiek napisałam, że taka osoba jest skreślona? Cały czas rozmawiałyśmy o kwestii ślubu kościelnego, a nie ''byciu wewnątrz kościoła''. Nie uważam, aby bycie w stanie błogosławionym podczas brania ślubu kościelnego było czymś, co mogłoby przekreślić osobę wierzącą. Uważam jednak, że wzięcie ślubu cywilnego w tym momencie byłoby niejakim zimnych prysznicem ''dzięki któremu'' ktoś pięć razy by przemyślał swoje postępowanie...Nigdy nie napisałam, że uważam, że taka osoba powinna być ''usunięta z kościoła''. Nie wiem czy to domena dzisiejszego kościoła, ale według mnie nastąpiła zdecydowany krok wsteczny w sprawach moralnych. Dla mnie taka sytuacja normalna nie jest. Mój Luby stwierdził wręcz, że gdyby nie te wszystkie osoby dla których ślub kościelny to wszystko, ale nie przysięganie przed Bogiem i związane z tym inne ''rzeczy'', to kościół świeciłby pustkami...I coś w tym jest.

      A co do ciąży, to istnieje minimalne prawdopodobieństwo bo się zabezpieczam. Napisałam oczywiście minimalne bo 100% pewności nigdy nie można mieć. Gdybym jednak zaszła w ciążę, to wolałabym przyśpieszyć ślub, żeby dziecko urodziło się w pełnej rodzinie.Wiem, że gdyby czytała to jakaś osoba żyjąca w związku nieformalnym, to mogłaby się oburzyć, ale kolejny raz powtórzę, że nikomu moralnych wywodów na temat jego życia osobistego nie czynię. Pewne rzeczy mi się nie podobają, pewne akceptuję, ale nie mam potrzeby uzewnętrzniania swoich postaw moralnych i ''nawracania'' kogokolwiek.

      Pozdrawiam!

      Usuń
    16. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  4. Justyna a co jest złego w dziecku z poprzedniego związku? Przepraszam bardzo to do ślubu i w ogóle do koscioła mają wstęp tylko idealni katolicy? Nie ma tu miejsca na błędy młodości, czy nieszczęśliwą miłość, kiedy np. Ślub był planowany, pach wpadli sobie, a facet okazał się bucem i poszedł w tango? I co? Wtedy już nie ma prawa do związku poblogoslawionego przez Boga? A panna młoda w ciąży? I co z tego? Kto powiedział ze ślub jest przez dziecko? Może dawno juz był planowany a dziecko zrobiło niespodziankę? Matko, co za myślenie, szok! Jesteśmy tylko ludźmi! Każdy popełnia błędy a to nie znaczy ze dla Boga jest skreślony! Upaść i powstać po raz kolejny w swojej wierze jest sztuka! Naprawdę ciężką, wiem coś o tym, sama przez to przechodzę i powiem Ci ze naprawdę jest ciezko. A nimi to nie wyobrażam sobie zrezygnowania ze ślubu kościelnego a samego cywilnego w życiu bym nie wzięła bo papierek do szczęścia potrzebny mi nie jest, potrzebne mi błogosławieństwo i opieka Boga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Kropko:)

      Powinnam do mojej wcześniej wypowiedzi dopisać jedno zdanie. Mianowicie, że nie wyobrażam sobie ślubu kościelnego, gdybym była w ciąży albo w biorąc pod uwagę te okoliczności, które napisałam w poście-odpowiedzi do Tej z żebra.
      Uważam, że osoby idące do ślubu kościelnego ze względu na ciążę (i tutaj nie rozróżniam czy to ciąża przypadek czy ślub był planowany i ciąża ''tylko przyśpieszyła'' go) są w jakimś stopniu hipokrytami. Podobnie jak osoby deklarujące się jako ateiści. Według mnie żana nieszczęśliwa miłość ani błędy młodości nie są dobrym usprawiedliwieniem, jednakże takie ''surowe ramy'' stosuję tylko do siebie. To, co robią inni jest ich sprawą, chociaż dzięki takim osobom ślub cywilny przypomina nieco cyrk(bez urazy).

      Pozdrawiam!
      Lasubmersion

      Usuń
  5. A nie jest przypadkiem tak, że jest osobna "procedura" przy ślubie osoby wierzącej z ateistą? Tak jak w przypadku ślubu z innowiercą trzeba podpisać papierki i osoba niewierząca po prostu składa trochę inną przysięgę?
    Decyzja dwojga ludzi, że chcą być ze sobą to ich sprawa, i jeśli jedna strona chce ślubu kościelnego, a drugiej to wszystko jedno to nie powinno się ich skreślać. Są różne pary i nikogo nie należy skreślać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Blueberry,

      jest inna ''procedura'', ale dla mnie to trochę bez sensu.
      Bo chociażby kwestia wychowania dzieci:osoba wierząca będzie chciała, aby dziecko było chrzczone czy szło do pierwszej komuni. Osoba wierząca będzie chciała, aby dziecko uczestniczyło we mszy czy chodziło na religię.
      I teraz wyobraźmy sobie drugą stronę czyli ateistę, który na sam dźwięk słowa ''chrzest'' podnosi krzyk...
      Według mnie w praktyce to się raczej średnio sprawdza...

      Pozdrawiam!
      Lasubmersion

      Usuń
    3. Mnie się wydaje, że takie związki, w których jedna osoba jest praktykującym katolikiem, a druga burzy się na samą myśl o Kościele, w ogóle od początku średnio sprawdzają się "w praktyce". Ja jako psoba wierząca nie wyobrażam sobie być z kimś, dla kogo nie są ważne fundamentalne dla mnie wartości. Rozumiem, że nie każdy podchodzi do tego tak jak ja, i że serce nie sługa, i że dla miłości to żadna bariera, ale tak, czy inaczej w codziennym życiu to musi być ostra jazda bez trzymanki... Szkoda, że nie znam nikogo, kto tak żyje i mógłby zaświadczyć: "jestem szczęśliwy!". Chętnie posłuchałabym, bo tak ma sucho nie mieści mi się to w głowie.

      Usuń
    4. Ado,

      ja (niestety) takich przykładów również nie znam.
      Powiedziałabym więcej:według mnie kościół powinien się wycofać z takiego pomysłu. Uważam, że nie da się pogodzić dwóch skrajnych postaw. Być może udaloby się zrobić, gdy jedna strona była ''letnia'' czyli mi to wszytko obojętnie.
      Sama nie zamierzam chrzcić dziecka i wprowadzać go w obrząd kościoła katolickiego i bardzo mocno nie chciałabym, aby mój mąż to robił.
      Dla mnie taka sytuacja jest nie do pogodzenia, podobnie jak związek dwojga innowierców, którzy bardzo przestrzegają zasad swojej religii.

      Pozdrawiam!
      Lasubmersion

      Usuń
    5. Ja też nie widzę przyszłości takiego związku, szczerze mówiąc. Znam jedną parę, ale to akurat przykład praktykującego katolika i letniej ateistki.;) Ale ona nie reaguje histerią na naukę katolicką, z częścią się zgadza, jeśli chodzi o moralność, z częścią nie, ale szanuje to i nie jest to dla niej sprawa życia i śmierci, żeby go przeciągać na swoją stronę. Więc w zasadzie można powiedzieć, że jakoś mocno się nie rozmijają, światopoglądy i spojrzenie na świat mają podobne, tyle że ona nie wierzy. Takie coś dla mnie to jeszcze ok, zresztą podobnie to wygląda u wierzących małżeństw, kiedy każde jest na innym poziomie duchowości, wtedy też trzeba jakoś różnice ogarnąć. Ale połączenie głęboko wierzący katolik i walczący ateista? Dwoje praktykujących głęboko wierzących innowierców? Dla mnie osobiście bez szans. U mnie ateiści odpadali w przedbiegach, podejrzewam, że ja u nich również. :)

      Usuń
    6. A ja nie rozumiem dlaczego od razu wszyscy zakładają, że jak ateista to ma zupełnie odmienne wartości moralne etc. Oczywiście, stoi na przeszkodzie sprawa priorytetów w życiu, podejścia do kościoła i np. seksu przedmałżeńskiego. Ale ja znam takie pary, znam pary, gdzie facet uszanował chęć zachowania czystości dziewczyny do ślubu, bo tak mu na niej zależało. A oprócz tego to przecież dobrzy moralnie ludzie ;)

      Poza tym, po raz kolejny, patrzycie tylko z punktu wierzącego katolika.
      Ja jestem protestantką i z doświadczenia Wam powiem, że związek z ateistą jest o wiele prostszy niż z katolikiem. Nie każdy ateista jest wojujący i co prawda sprawa wychowania dzieci w wierze spada na jednego z rodziców, ale jest to lepsza sytuacja niż każdy ciągnący w swoją stronę, jak w przypadku relacji katolik-ewangeliczka.
      Bardzo żałuję, że w takich relacjach bardziej odczuwa się podział między kościołami, niż połączenie przez podobne wartości.

      I bardzo zazdroszczę parom mojego wyznania, które są w stanie się odnaleźć z zbiorowości liczącej 400 osób.

      Usuń
    7. Jeśli chodzi o wartości, to wcale nie miałam na myśli tylko wartości moralnych, ale raczej przede wszystkim duchowe: codzienna modlitwa, udział w Eucharystii, praca nad sobą i spowiedź, czytanie Słowa Bożego i ogólne podejście do życia przez pryzmat wiary i zawierzenia Bogu. Nie da się wspólnie żyć pełnią wiary, jeśli druga osoba jest totalnie negatywnie nastawiona, może częściowo da się, gdy nie ma sprzeciwu, a jedynie względna obojętność. Tu cenna uwaga Tej z żebra na temat różnego poziomu rozwoju duchowego dwojga wierzących ludzi - to też ważna kwestia.

      Natomiast jeśli chodzi o inne wyznania chrześcijańskie, to rzeczywiście jest to niejednokrotnie dużo bardziej złożona sprawa. Znam tylko jedną parę "mieszaną" - on luteranin, ona bardzo zaangażowana katoliczka. Dla niego przeszła na luteranizm, żeby była między nimi jedność. Nieco zaskakujące, ale ciekawe podejście. Są szczęśliwi.

      Usuń
    8. Ej, ej, ale przecież nikt nie mówił, że ateiści są pozbawieni moralności, ani że na pewno mają zupełnie inne wartości moralne! Nawet za przykład "swoją" ateistkę podałam.;) Zaznaczyłyśmy, że chodzi o ateistów-alergików uczulonych na "kościelne pierdoły i ciemnogród ogłupiony przez klechów", z zupełnie innym patrzeniem na świat, chrzest, seks, kościół. I o ciągnięcie na siłę jedno drugiego w swoją stronę. Jak oboje ciągną w swoją stronę na siłę, to będzie masakra obojętnie czy to będzie para ateista-katolik, czy katolik-ewangelik, czy nawet katolik gorący - katolik letni.;)

      Usuń
    9. Z tym różnym poziomem duchowego rozwoju, to akurat jest o tyle trudno, że na początku możecie być zgodni i rozwijać się w tym samym tempie, a potem się nieźle rozjechać, jak jedno przyspieszy. ;) a rozwój duchowy u każdego ma inne tempo, więc to, że wychodzisz za katolika też nie zawsze oznacza, że będzie zawsze w 100% jedność.;)

      Usuń
    10. Każdy podaje skrajne przykłady ;) I we wszystkim jest nieco racji, natomiast uważam, że wszystko zależy od dwojga ludzi tworzących związek. Jeśli udaje im się pogodzić wiarę z niewiarą czy dwie różne wiary i są szczęśliwi to nie warto tego przekreślać, tylko przez to, że dla kogoś jest to niewyobrażalne w praktyce.

      A co do ograniczeń ze strony kościoła (to bardziej skierowane do Justyny sobońskiej) to nie rozumiem dlaczego uważasz, że powinny być tak surowe. Przecież chrześcijaństwo powinno być religią miłości i dobroci, a nie cierpienia. "Kto jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień".
      Być może nie potrafię tego zrozumieć, bo nie jestem katoliczką, ale Jezus kochał wszystkich i z powodu jednego błędu ludzie dalej mają żyć w grzechu?
      Zgadzam się, że jeśli ktoś nie jest szczery i uczciwy w swoich zamiarach to powinien odpuścić, ale no kurcze, wystarczy przeczytać historię Małej Mi (lafemmedadam.blogspot.com), żeby wiedzieć, że nie wszystko jest takie proste, że często za decyzjami stoi długa historia, że istnieje drugie dno.

      Usuń
    11. "Być może nie jestem w stanie tego zrozumieć, bo nie jestem katoliczką, ale Jezus kochał wszystkich i z powodu jednego błędu ludzie dalej mają żyć w grzechu?"

      Uwierz, że katolicy też nie są w stanie tego zrozumieć. To nie jest katolickie podejście. ;) a przynajmniej na pewno nie powinno być.

      Usuń
    12. Dobrze to słyszeć, bo patrząc na niektórych odnosi się wrażenie, że martyrologia jest wciąż żywa ;)

      Usuń
    13. Blueberry,
      mój komentarz i do Twojego posta znajduje się nieco wyżej.
      Człowiek nie może akceptować w religii tego, co wedle jego punktu widzenia jest dobre i przyjemne, a odrzucać tych rzeczy z którymi mu nie po drodze.

      Co do innych ludzi, to średnio mnie interesują takie historie.
      I to nie dlatego, że olewam drugiego człowieka, ale nie mam zwyczaju rozmawiać o czyjejś moralności czy sposobie na prowadzenie życia.

      Moje postępowanie jest totalnym przeciwieństwem do postępowania ludzi, którzy decydują się na ślub kościelny. Nie czekałam z rozpoczęciem współżycia do ślubu, z przyszłym mężem zamieszkałam przed ślubem. Najsmutniejsze jest tylko to, że wiele par biorących ślub kościelnych żyje tak samo jak ja. Nie chcę tutaj pisać, że moje postępowanie jest lepsze czy gorsze. Uważam, że jest prawdziwsze i czyny zgodne z tym, co mówię.

      Pozdrawiam!
      Lasubmersion

      Usuń
  6. A ja podam taki przykład:
    Koleżanka ze studiów, przygotowująca się do ślubu, została zapytana przez wykładowczynię, czy bierze ślub kościelny. Dziewczyna odpowiedziała, że NIESTETY tak. Mnie to skłoniło do refleksji, że niektórzy ludzie chyba nie zdają sobie sprawy z ŁASK płynących z tego sakramentu :(((
    Wstyd się przyznać - kiedyś (parę ładnych lat temu) w rozmowie o pójściu na czyjeś wesele stwierdziłam strasznie powierzchownie, nie dostrzegając kompletnie wagi tego wydarzenia (SAKRAMENTU), coś w tym stylu: "ślub to tam ślub - i tak każdy z gości czeka na wesele żeby się pobawić". A przecież ślub kościelny to zaproszenie Boga do swojego życia, do swojego małżeństwa, do swojej wspólnej codzienności!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja tylko od siebie dodam, że znam przynajmniej kilka szczęśliwych związków ateista- katoliczka;) Kluczem jest szacunek dla drugiego człowieka i jego poglądów. Choć wiadomo, że to nie są łatwe związki. Te osoby zawierając takie małżeństwa wiedziały co robią i świadomie wzięły na siebie ten ciężar.
    No i jeszcze jedna kwestia: moja patronka z bierzmowania św Monika też była żoną poganina;) A jednak ten poganin się nawrócił, a ich syn został jednym z największych świętych Kościoła. Więc nie demonizujmy małżeństw w których jedna strona jest niewierząca czy innej wiary, bo nigdy nie wiadomo, jakie owoce z nich Bóg wyprowadzi:)))

    OdpowiedzUsuń
  8. A my długo się zastanawialiśmy i dyskutowaliśmy. I ja znalazłam tylko jeden argument za: to jest sakrament i zaprosimy do siebie Boga. "A co, jak umrzemy bez ślubu kościelnego i nie będę Cię mogła potem znaleźć?"...

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chcesz, możesz skomentować to, o czym piszemy. Oczekujemy jednak podpisania się pod swoimi słowami, choćby pseudonimem. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...