Odliczamy!

poniedziałek, 10 marca 2014

Kurs na Miłość

Piękny weekend. Trochę zasmarkany i prychający, nieco gorączkowy i pokaszlujący. Ale piękny.
Odbyliśmy właśnie katechezy przedmałżeńskie.

Długo nie mogliśmy się zdecydować, na jaki kurs się wybrać. Opcje były różne, ale w końcu tuż po Bożym Narodzeniu zapisaliśmy się na (słynny już chyba) Kurs na Miłość w parafii św. Józefa w Podgórzu. Czemu słynny? Bo prowadzi go m.in. sławny przecież i nieprzeciętny ks. Jacek Stryczek - ten od Szlachetnej Paczki i Akademii Przyszłości. Niesamowity i bardzo mądry człowiek. No i sławą cieszy się chyba sam kurs, bo zapisywać się trzeba z ponad dwumiesięcznym wyprzedzeniem, a było nas chyba z 70 par (na oko). I tak dwa razy w miesiącu, więc przewija się tam mnóstwo ludzi.

Ogólnie jesteśmy bardzo zadowoleni, chociaż mamy też trochę mieszanych odczuć. Dla nas było to w głównej mierze przypomnienie i ugruntowanie tego wszystkiego, co już wiedzieliśmy i sami przepracowaliśmy dotąd przede wszystkim dzięki książce "Nas dwoje". Trudno się dziwić - w końcu jest to program nauk przedmałżeńskich, tylko innego kursu, Wieczorów dla Zakochanych. Ale pojawiło się też sporo treści dla nas nowych i to myślę, że bardzo cennych, inspirujących do refleksji, rozmowy i pracy nad sobą. Na pewno bardzo skorzystaliśmy z tego czasu.

Najbardziej podobały nam się zadania dla narzeczonych, a wśród nich jedno szczególnie - ankieta, którą wypełnialiśmy osobno, bez konsultowania. Dotyczyła różnych kwestii, o których warto rozmawiać i najlepiej mieć wypracowane wspólne stanowisko, bo to ułatwia wzajemne rozumienie się. Na przykład:
- Ile chcielibyście mieć dzieci?
- Trzeba szybko podjąć ważną decyzję, ale macie odmienne zdanie. Kto będzie miał ostatnie słowo?
- Ile pieniędzy miesięcznie jest koniecznie potrzebnych na utrzymanie waszej rodziny?
- Gdzie powinniście spędzić najbliższe święta?
- Gdyby ktoś podarował wam niespodziewanie dużą ilość pieniędzy, na co chciał(a)byś, by zostały przeznaczone?

Pytań było więcej i to w dużej mierze takich, o których wcześniej nie rozmawialiśmy. W niektórych nasze odpowiedzi były różne, ale raczej nie sprzeczne. W tych bardziej kluczowych dla wspólnego życia, okazało się, że podaliśmy takie same odpowiedzi, choć naprawdę nigdy wcześniej o tym nie dyskutowaliśmy. Całkiem miłe zaskoczenie. ;)

Pozostałe zadania też były ciekawe i budujące. W ogóle wszystkie treści były zrealizowane w interesujący sposób, często z poczuciem humoru, w atrakcyjnej formie. Nie nudziliśmy się ani przez chwilę. Skąd zatem te mieszane uczucia? Przede wszystkim dlatego, że to rzeczywiście jest mały maraton. Jest to taki zalew informacji i treści, że ciężko to wszystko ogarnąć, na spokojnie przemyśleć i przegadać każdą z kwestii, zastanowić się nad czymś, wyjaśnić wątpliwości, bo już pędzimy z kolejnymi tematami. I na koniec to wszystko się miesza w jakiś totalny mózgowo-duchowy shake. Przypuszczam, że jeszcze przez dłuższy czas w naszych rozmowach będą powracać treści z kursu, w miarę jak nam się to wszystko będzie przypominać i porządkować w głowie.
A z drugiej strony po przepracowaniu książki "Nas dwoje" mamy takie wrażenie, że na kursie wiele kwestii zostało potraktowanych trochę pobieżnie. Że przydałoby się albo dogłębniej coś wyjaśnić, albo podeprzeć bardziej obszernym świadectwem życia, jak to i to działa w praktyce, jakie niesie ze sobą korzyści i owoce, a jakie trudności, co to realnie daje małżonkom. Dotyczyło to głównie tematów związanych z katolicką etyką seksualną, wspólnym przeżywaniem wiary w małżeństwie czy przezwyciężaniem kryzysów. Czegoś nam brakowało, po prostu. Ale też trudno oczekiwać nie wiadomo czego po dwóch dniach - w końcu czas nie jest z gumy. I tak uważam, że cały kurs był zorganizowany wręcz rewelacyjnie jak na tak skondensowane realia czasowe.

Gdyby ktoś chciał, tutaj można sobie poczytać konkrety. Myślę, że jeśli ma się ograniczone możliwości czasowe, to na pewno można polecić Kurs na Miłość, ale raczej radziłabym potraktować ten czas jako taki początek, inspirację do dalszego poszukiwania, refleksji. Zresztą, chyba każde katechezy dla narzeczonych warto potraktować w taki sposób (nawet 12- czy 20- tygodniowe - o takich też słyszałam), bo - jak to ks. Jacek cytował jedną ze znajomych (już) mężatek - w narzeczeństwie jest przecież tyyyle do zrobienia!

A, zapomniałabym - jeszcze chciałam krótko o kwestiach finansowych. Kurs kosztuje 75 zł za osobę. Wydaje nam się, że nie są to wygórowane koszty, biorąc pod uwagę media, z których korzystaliśmy oraz wszelkie materiały (książeczki, broszury, kserówki, długopisy), bufet z kawą i herbatą bez ograniczeń, drożdżówki, cukierki itp. Na różne szkolenia, warsztaty, kursy, konferencje zawodowe wydajemy pieniądze, więc tym bardziej nie mieliśmy oporów, by nieco zainwestować w udane małżeństwo. ;)


7 komentarzy:

  1. Brzmi super! Bardzo bym chciała, żebyście się podzielili w formie wpisów tymi kwestiami i tematami, o których tam usłyszeliście, a których jeszcze na blogu nei było. Sądząc po dyskusjach i liczbie komentarzy - takie wpisy są bardzo potrzebne!

    Co do dwudniowej formuły - chyba sama najlepiej określiłaś ewentualne wady takiego zjawiska. Zbytnia intensyfikacja utrudnia, a czasem wręcz uniemożliwia przyswajanie. Kiedyś byłam na rekolakcjach dla narzeczonych i małżonków - trwały tydzień. narzeczeni w tym czasie "przerabiali" wymagany kurs, ale mieli też mnóstwo czasu na rozmowy własne, z innymi parami, z prowadzącymi - i to chyba było optymalne ;)

    Pozdrawiam!

    Marysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry pomysł. Rzeczywiście, jest parę wartościowych rzeczy, o których warto byłoby tutaj napisać.
      Mówisz - masz. ;)

      Usuń
  2. Oj przydałby mi się taki kurs, chociaż teraz wydaje mi się że w starciu z problemami wiedza na mało się zdaje, przynajmniej u mnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja z naszych katechez dla narzeczonych pamiętam właśnie rozmowy na "zadane tematy", choć my już mieliśmy je sami w większości "przerobione", to ubogacały. I pamiętam taki wieczorek niespodziankę, który był naprawdę przesympatyczny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O, toście w mojej parafii byli :D

    Dwie moje "wierzące niepraktykujące"koleżanki z pracy też na tych naukach były i sobie chwaliły. Więc to pewien fenomen, że wszyscy je chwalą.

    Pozdrowienia,
    manna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że dlatego wszyscy je sobie chwalą, że są po prostu mądrze prowadzone. Nawet jak ktoś jest bojowo nastawiony, to katechezy są tak atrakcyjnie przedstawiane i okraszone humorem, że ciężko się nudzić. A poza tym prowadzący mają takie nastawienie, że nie pouczają, nie moralizują, tylko proponują pewien pomysł na życie. Bez narzucania, nachalności i kąśliwych uwag - po prostu proponują i inspirują do refleksji. A co ktoś z tym zechce zrobić, to już jego sprawa. Atmosfera była naprawdę przyjazna, więc może jest szansa, że w każdej z par coś wartościowego z tych nauk zostanie. ;)

      Usuń
  5. Widzę, że doprecyzowaliście kwestie finansowe. Teraz już wiadomo skąd te koszty: książeczki, broszury, kawa, herbata itd. Może podzielicie się z nami konkretnymi tematami, które były realizowane?:)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chcesz, możesz skomentować to, o czym piszemy. Oczekujemy jednak podpisania się pod swoimi słowami, choćby pseudonimem. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...