Pamiętam doskonale chwilę, gdy przyszedł mi do głowy pomysł, żeby jeszcze raz założyć konto na przeznaczonych. Nie wiem, jaki to był dzień tygodnia czy miesiąca, ale ze szczegółami odtwarzam w pamięci, jak to wyglądało. Usiadłam z laptopem na łóżku, owinęłam się jasnym kocem. Na stole postawiłam właśnie świeżo zaparzoną zieloną herbatę, a za oknem padał deszcz. I wtedy pojawiła się TA myśl. Pomysł, bez którego pewnie nie byłoby tego wszystkiego co teraz. Bez którego moje życie mogłoby wyglądać kompletnie inaczej. A to była przecież dosłownie chwila...
Próbuję sobie przypomnieć moment, w którym po raz pierwszy zaświtała mi myśl, żeby Karol był moim mężem. Ale nie, że gdybanie. Tak na poważnie. I, kurczę, nie pamiętam. Szkoda, bo to przecież musiała być jedna z najbardziej kluczowych chwil w naszym związku. Pff! Poszła w niepamięć.
Ale na przykład świetnie pamiętam dzień, w którym pojawił się pomysł, żebyśmy pojechali wspólnie do Francji. To była piękna, słoneczna niedziela. Byliśmy umówieni na spacer. Karol wchodzi do mojego ówczesnego mieszkania i zadziornie pyta:
- Co robisz we wrześniu? :D
Cóż, nie miałam bladego pojęcia, co będę robić we wrześniu. Podobnie jak nie miałam pojęcia, że winobranie rozpocznie się dopiero ostatniego dnia września, że wrócę z dwutygodniowym poślizgiem na uczelnię i że jakimś cudem dam sobie z tym wszystkim radę. Nie mogę wyjść ze zdumienia, że gdyby nie tamten jeden moment i jedna myśl, to pewnie nie byłoby tego wszystkiego i nasze życie znów potoczyłoby się zupełnie inaczej.
Podobnie pamiętam dzień, w którym postanowiłam napisać oryginalny list motywacyjny i poroznosić go razem ze swoim cv w okolicznych potencjalnych miejscach pracy. Tak o, miałam trochę wolnego czasu i stwierdziłam, że szkoda, żeby się zmarnował. I zaczęłam roznosić. A któregoś chłodnego, słonecznego poranka stanęłam przed pewnym budynkiem i zawahałam się. Nie wiedziałam, czy zadzwonić dzwonkiem czy nie. Nie wiedziałam też, że przy drzwiach była kamera i w środku wszyscy widzieli mnie na monitoringu przestępującą z nogi na nogę i co chwila podnoszącą rękę do domofonu, jak nie mogłam zebrać się, żeby go w końcu nacisnąć... Mieli ze mnie niezły polew. ;) Dobrze, że o tym wszystkim nie wiedziałam. Wreszcie nacisnęłam, zadzwoniłam, weszłam i powiedziałam tę samą formułkę co wszędzie, zostawiając swoje cv. Nie miałam pojęcia, że to będzie tak decydująca chwila w moim życiu. Chwila, dzięki której dzisiaj mam satysfakcjonującą pracę...
Taka to refleksja na dziś.
Bo wczoraj popołudniu wpadłam na pewien pomysł... Zmywałam właśnie naczynia, kiedy przyszła mi do głowy taka zupełnie hipotetyczna myśl...
A dziś okazuje się, że może to być kolejna chwila, która wiele zmieni w naszym życiu...
Ciekawe, czy za kilka miesięcy będę to wspominać, trwając w zdumieniu, że to był przecież tylko moment...
;)
Zawsze przy tego typu refleksjach pojawia się pytanie: "Co by było gdyby?" Każdy się zastanawia nad tym. Czy coś lepszego mogłoby mnie spotkać? A może przeciwnie? Czasem mam wrażenie, że pewne decyzje podjęte w danej chwili mogą być bardziej znaczące niż te, nad którymi rozwodzimy się wiele czasu. Ja też pamiętam kilka kluczowych dni w naszym związku. I czasem niesamowite jest z jaką dokładnością pamiętam niektóre szczegóły. Zresztą widzę, że u ciebie było podobnie:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie
Ja też czasami nie mogę się nadziwić, jak takie małe chwile niesamowicie zmieniają nasze życie.
OdpowiedzUsuńSama bardzo dobrze pamiętam marcowe popołudnie, wracałam z pracy, byłam ubrana w słaby sweterek z angory, żeby było mi ciepło, jeszcze gorsze dżinsy, brązowe kozaki o włosach niewidzących fryzjera od pół roku i odrostach na pół głowy nie wspominając. ;D
Pamiętam, jak nie chciało mi się ruszyć tyłka do DA, ale moi znajomi mnie namawiali, przecież taki fajny temat będzie na Sztuce kochania. I pojechałam na drugi koniec Warszawy. Przez całe spotkanie byłam wpatrzona w mega przystojnego prowadzącego ;p i urocze małżeństwo, które dawało świadectwo. Potem zapisałam się na majówkowy wyjazd i nakrzyczałam na moje kolegę. Wróciłam do domu, żyłam sobie w błogiej nieświadomości, aż zobaczyłam w folderze 'inne' wiadomość, która wywróciłam moje życie do góry nogami. :)
Skąd mogłam wiedzieć, że na tym spotkaniu ktoś uważnie mnie obserwuje i że nawet nie zwraca uwagi na mój 'super' strój? Za to powoli zakochiwał się w blond włosach i niebieskich oczach. :) Nawet nie podejrzewałam, że specjalnie ustawił się w kolejce za mną i też zapisał się na listę, żeby zobaczyć, jak mam na imię. Nie wspominając o tym, że do końca urzekłam go krzycząc na Rafała. :D Stwierdził, że jestem charakterna a nie jakaś tam ciepła klucha. :P
A gdyby Adam nie poszedł w niedzielę na mszę akademicką, nie usłyszałby zaproszenia na wtorkowe spotkanie, nie przyszedłby na nie i...minęlibyśmy się, pewnie bezpowrotnie.
Ja głęboko wierzę w to, że nic nie dzieje się przez przypadek. Jednak to od nas zależy, czy wykorzystamy swoją szansę.
Przepraszam, za rozpisanie się. ;) Ale miło tak sobie powspominać, tym bardziej, że 8 dni temu obchodziliśmy naszą pierwszą rocznicę. :)
Za co Ty przepraszasz?? Rewelacyjna historia! :D
UsuńNiesamowite to wszystko.
:)
Bo w życiu katolika nie ma przypadków ;)
OdpowiedzUsuńM.
Myślę, że w ogóle w życiu każdego człowieka nie ma przypadków. Tylko katolikom powinno łatwiej przychodzić to dostrzegać i umieć dorobić sobie do wszystkiego teologię. ;D
UsuńMnie często zastanawiają takie chwile. Wspominam i widzę, jak ułamek sekundy zaważył na reszcie mojego życia. Impuls, chwila, jedna myśl. Dobrze czasem doświadczyć, jak nieobliczalne może być nasze życie i jak nieprzewidywalne efekty może przynieść.
OdpowiedzUsuń