Odliczamy!

sobota, 10 maja 2014

Trudno? Naturalnie

Nasz majówkowo-weselny wyjazd okazał się źródłem wielu refleksji nie tylko na temat tego, co będzie się działo za rok. Także ogólnie o naszej relacji - o tym, co przeżywamy, czego pragniemy, do czego dążymy i jakie trudności napotykamy i będziemy napotykać na tej wspólnej drodze...

Przeróżne rozmowy i rozkminy z bliższymi i dalszymi sparowanymi znajomymi, także małżonkami, uświadomiły mi pewną ciekawą zależność. W pewnym momencie doszłam do wniosku, że niektóre rzeczy są dla nas teraz już naturalne. Na przykład to, że staramy się modlić razem, zawsze gdy się widzimy. Albo że unikamy wzajemnego oskarżania siebie nawzajem, gdy dochodzi do jakiegoś spięcia. Albo wszelkie strategie radzenia sobie z panowaniem nad własną cielesnością. Czy wszelkie drobne gesty i słowa wzajemnego wsparcia. To pierwsze z brzegu sprawy, którymi jest wypełniona nasza codzienność, a które wydają nam się takie oczywiste. Nieraz jest mega trudno, ale mimo wszystko wydaje nam się to po prostu naturalne.

Natomiast teraz bardzo dobitnie uświadomiłam sobie, że aby tak było, przez te wszystkie dni razem musieliśmy włożyć w to mnóstwo wysiłku, zaangażowania i trudu. To nie stało się tak o. Nie spadło z nieba - chociaż bez pomocy z góry sami też nic byśmy nie zdziałali. Powoli, mozolnie uczyliśmy się i nadal się uczymy wypracowywać satysfakcjonujące i owocne zarazem rozwiązania. Z Bożą pomocą na razie to wszystko gra tak, jak powinno i oby tak dalej. Ale niesamowitym przeżyciem było dla mnie doświadczyć tego, że to jak wygląda teraz nasz związek, jest jednocześnie łaską i zasługą. Naszą zasługą.

Jedna historia, którą usłyszeliśmy od byłej narzeczonej, była wręcz wstrząsająca. Wierzący, poukładani ludzie, pięć lat razem, ślub za 9 miesięcy. Ona nagle orientuje się, że coś jest nie tak. Próbuje go przycisnąć i dowiedzieć się, o co chodzi, a on... Wypiera się. Wszystko jest OK, a rekompensatą stają się coraz droższe prezenty dla niej... Ale ileż można - w końcu prawda wychodzi na jaw. Jest inna kobieta... Nie ma szczerości, nie ma chęci walczenia o związek, nie mają znaczenia wcześniejsze obietnice, deklaracje. On do końca wszystkiego się wypiera, a niedługo po zerwanych zaręczynach... zamieszkuje z tamtą kobietą. Ma-sa-kra.

Ta opowieść bardzo nas poruszyła i uświadomiła jedną mega ważną rzecz - zadanie i wyzwanie jednocześnie: nie można ufać nawet sobie samemu. Czujność, czujność i jeszcze raz szczerość. Żeby się nie pogubić w zapracowaniu, w całym mnóstwie różnych spraw, w gąszczu emocji... Żeby nie zaprzepaścić tego, co już razem przeżyliśmy i tego, co przed nami. Wykorzystać to, czego dotąd się nauczyliśmy i wciąż pracować nad sobą. Każdego dnia dbać o tę miłość, pielęgnować na wszelkie sposoby i niestrudzenie.

I nigdy nie tracić z oczu Tego, który chce prowadzić nas drogami Miłości. Zapraszać Go do nas. Codziennie.

I nie być narzeczonymi (a później małżonkami) tylko po pracy. Bo to może być trudny rok.


17 komentarzy:

  1. Cóż życie czasem bywa okrutne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Im więcej problemów, tym bardziej trzeba je na bok odstawić i siły ładować w związek, bo jak małżeństwo będzie silne to jak wszystko inne pieprznie, to nadal masz mega dużo. Jak resztę rozwiążesz, a małżeństwo zmarnujesz, to nic nie masz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdzie jest przycisk "lubię to"? :D
      M.

      Usuń
    2. Dzięki, Kobieto z żebra, za te słowa. Mam wrażenie, że sam Duch Święty Ci je podyktował, bo bardzo mnie dotknęły i chyba są nam teraz potrzebne. Bo to, o czym piszesz, wcale nie jest takie oczywiste, ale po dłuższym zastanowieniu i przemyśleniu wydaje się bardzo trafne i prawdziwe. Dzięki jeszcze raz. ;)

      Usuń
  3. Chyba już kiedyś była o tym dyskusja, może się powtorze. Szczerość jest podstawą. "Ta trzecia" nie spadła z nieba jednego dnia. Wszelkie takie sytuacje to długotrwały proces. Dlatego szczere mówienie od razu, włączenie od razu to duszenie problemu w zarodku. Nieuporządkowane emocje względem innych mogą się pojawiać, to nawet normalne. Pytanie, co z tym robimy dalej.

    M.

    OdpowiedzUsuń
  4. ja także jestem "byłą narzeczoną"... Po 3 latach związku okazało, że mój ex cierpi na chorobę psychiczną, którą przede mną zataił....

    OdpowiedzUsuń
  5. No ja ze szczerego serca Wam życzę, abyście nigdy nie zagubili tego co macie w tym Waszym wspólnym plecaku:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy przeczytałam pierwsze notki Twojego bloga miałam wrażenie, że będzie tutaj o "uczeniu" się siebie nawzajem, o uczeniu się sztuki kompromisu o tym jak stworzyć szczęśliwy związek a po raz kolejny znajduję wpis o "efektach" pracy nad sobą. Szkoda tylko, że pominięto najważniejszą część: opis pracy nad sobą. Bo myślę, że ona byłaby najlepszym drogowskazem dla młodych ludzi. Fakt pojawiło się kilka wpisów o czystości czy wspólnych rozmowach ale nie przypominam sobie żadnego konkretnego wpisu o pracy nad sobą, o pracy nad związkiem co było źle a się ulepszyło dzięki temu i owemu.
    Piszę też "efektach" bo i tu wraz z moim Lubym mamy mieszane uczucia. Skoro twierdzicie, że nie macie żadnych kłótni, to na jakiej podstawie twierdzicie, że się nie oskarżacie? Bo myślę, że to żaden wyczyn w ładny słoneczny dzień idąc po parku. Tak na prawdę nie opisaliście żadnej sytuacji, która mogłaby być na tyle napięta, żeby się oskarżać a skoro nie macie takich sytuacji, to ciężko mówić o wyczynie. Nie ukrywam, że obruszyło mnie porównywanie się do małżeństwa, że niby jesteście lepsi bo coś już sobie wypracowaliście przed ślubem. Bo zupełnie inaczej jest się znosić codziennie przez 2 godziny a inaczej praktycznie 24h na dobę. Inaczej jest patrzeć tylko na siebie a inaczej mieć jeszcze dwójkę dzieci, problemy finansowe, zdrowotne etc. Dlatego jakiekolwiek porównywanie że moje narzeczeństwo jest lepsze niż czyjeś małżeństwo bo my już sobie coś wypracowaliśmy jest, przepraszam, zupełnie nieakuratnym stwierdzeniem. Bo to jest zupełnie inna rzeczywistość i zupełnie inna relacja. Ale takt to chyba jest, że wszystkie teraz pary myślą, że ich związek jest idealny i u nich NA PEWNO będzie inaczej, my już wszystko przegadaliśmy i tak wiele już zrobiliśmy. Ja jednak wolę podejście naszych babć: problemy muszę przyjść i muszą odejść. Oczywiście, fajne jest to, że się staracie, ale może czasem warto zejść z chmurki i się zastanowić: a co zrobimy jeśli naprawdę nie będziemy umieli się dogadać? Co zrobimy gdy nerwy nie wytrzymają i pierwszy raz siebie naprawdę oskarżymy? A dla takiego szaraczka jak ja, może czasem pokażecie jakieś obrazy i przykłady ze swojego życia, co tak naprawdę robicie i jak się zmieniacie? (no chyba że jesteście idealni i nie musicie pracować nad sobą?). Wiem, macie prawo pisać o czym chcecie, ale jeśli chcielibyście dla mnie (może dla innych internautów też) świadectwa o przemianie a nie tylko o efektach, to będę wdzięczna i na pewno wyda to więcej owoców niż czytanie o efektach, które czytelnicy może chcieliby osiągnąć ale nie wiedzą jak.
    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu,
      sporo zarzutów jest w Twojej wypowiedzi (mam ochotę dodać: "jak zwykle", ale pomińmy to), więc po kolei.

      Po pierwsze - kłótnie i oskarżanie się. Wiesz, co często bywa bezpośrednią przyczyną kłótni? Właśnie wzajemne oskarżanie się. A wiesz, dlaczego nie zdarzyła nam się dotąd żadna poważniejsza kłótnia? Między innymi dlatego, że staramy się unikać tego oskarżania siebie. To normalne, że dochodzi między nami do różnych, drobnych spięć. Ale często udaje nam się je dusić w zarodku dzięki temu, że staramy się pilnować pewnych zasad, których nauczyliśmy się m.in. dzięki książce "Nas dwoje...". Wpisy poświęcone naszej pracy z tą książką są, moim zdaniem, bardzo konkretnym materiałem do pracy nad sobą. Jasno i wyraźnie wypisane czego i w jaki sposób wręcz nie wolno mówić, a o czym pamiętać, żeby dialog był owocny. Bardziej wprost się nie da, bo nawet przykłady zwykle są uwarunkowane wieloma różnymi czynnikami konkretnej sytuacji i konkretnych osób.

      Skoro już jesteśmy przy przykładach i użyteczności tego, o czym piszemy - gdy tylko zaczynamy przytaczać konkretne sytuacje, w których coś nam nie idzie i nie dogadujemy się, od razu zaczynają się wycieczki komentatorów w nasze życie prywatne i rozkminy, dlaczego w ogóle możemy mieć takie problemy. Najlepszym przykładem całkiem niedawne teksty typu: "Jak można się kłócić o drzwi i klamki?! To żałosne!". Zawsze te konkretne, bardzo osobiste epizody są dobrą pożywką dla komentatorów do skupiania się na tym, co najmniej istotne i oceniania nas na podstawie kilku zdań i jakiegoś wycinka naszej rzeczywistości. To nic miłego, uwierz i dlatego takie epizody pojawiają się tutaj tak rzadko. I to się raczej nie zmieni. To raz.

      A dwa w tym temacie - nawet jeśli przedstawilibyśmy nasze rozwiązanie danego problemu, konkretne działanie czy słowa, to po co to robić, skoro takich (a może o wiele lepszych) rozwiązań może być jeszcze kilkadziesiąt czy kilkaset? To, że nam coś pomaga, nie oznacza, że innej parze też pomoże. A może im by to wręcz utrudniało? Ile ludzi, tyle problemów i tyle rozwiązań. Już kiedyś o tym pisałam - to nie jest blog instruktażowy o tym, jakie przeżywać trudności i jak z nich wychodzić. To raczej miejsce, które ma inspirować do poszukiwania własnej drogi, własnych rozwiązań swoich problemów. Chcemy tylko zasygnalizować - my szukamy, czytamy, wkładamy pewien trud i wysiłek w nasz związek, często idąc nieco pod prąd i przynosi to dużo dobra, więc chyba warto! Jeśli chcesz, też możesz spróbować - ale po swojemu. Możemy zaświadczyć, że jeśli się przeżywa swoją miłość z Bogiem, to jest ciekawie, owocnie, wartościowo i pięknie. Ale nie będziemy Cię prowadzić za rękę i pokazywać po kolei, co masz robić, a czego nie, tak samo jak nie przeżyjemy Twojego życia za Ciebie.

      I na koniec - wskaż mi proszę, gdzie napisałam, że uważamy swoje narzeczeństwo za lepsze od (czyjego??) małżeństwa? Wspomniałam tylko o różnych rozmowach i rozkminach ze znajomymi, także z małżonkami. Ale skoro nie masz pojęcia, czego one dotyczyły, to na jakiej podstawie wysuwasz wniosek, że oceniliśmy, że my jesteśmy lepsi? Może te rozmowy dotyczyły zachwytu nad czyimś małżeństwem i upewnienia się, że idziemy dobrą drogą, bo podobny wysiłek staramy się wkładać w nasz związek? Może zobaczyliśmy, jak inna para zaczyna dopiero swoją wspólną drogę i widać, jak mozolnie wypracowują sobie własne zasady i spojrzenie na swoją miłość, a przez to uświadomiliśmy sobie, że u nas wyglądało to bardzo podobnie i było nam nieraz mega trudno, ale teraz po pewnym czasie wiele rzeczy przychodzi nam już łatwiej, jakby naturalnie? Mogło to być jeszcze tysiąc różnych wątków, ale pomyślałaś tylko o jednym - że jesteśmy tak zadufani w sobie, żeby uważać się za lepszych od wszystkich innych. Ciekawe dlaczego.

      Usuń
    2. Bo jesteście! Taki komentarz pojawia się tu setny raz a wy dalej tego nie widzicie :)

      Monika.

      Usuń
    3. O widzisz, aż setny? Nie powiedziałabym, ale widocznie znasz mojego bloga lepiej ode mnie.
      Nie mam zamiaru dyskutować o pozostałych 99 komentarzach w tym stylu. Ale ciekawi mnie, skąd taki wniosek na podstawie tej notki? Gdzie niby napisałam, że jesteśmy lepsi od jakiegoś małżeństwa?

      Podpowiem Ci, bo sama to naskrobałam: NIGDZIE. Zatem z jakiej okazji taka ocena?

      Usuń
    4. Ja mówię o całokształcie bloga i Twoich notkach - wszystkich, nie tylko tej :)

      Jesteście tak przekonani o swojej wspaniałości że nie przyjmujecie żadnej krytyki, niezależnie czy jest ona konstruktywna czy po prostu napisana ponieważ czytelnik tak poczuł i to napisał:)

      w sumie juz się dawno stąd wyniosłam, bo nie lubię ludzi którzy "wyżej srają niż dupę mają" ale czasem jak mam dobry humor to wpadam sobie zobaczyć co nowego wymysliliscie. Niestety za każdym razem jestem zawiedziona bo ciągle klepiecie to samo, wspaniali, zakochani, lepsi od wszystkich :D nie musisz się wiec tak stresować moim komentarzem bo w nosie mam Twoje odpowiedzi. Zresztą jak widać skutecznie odstraszyłaś większość czytelników, co można zobaczyć pod kilkoma poprzednimi notkami - po kilka komentarzy - od kółka wzajemnej adoracji.

      Niestety Ado, najwięcej komentarzy masz pod notkami ktorymi wzbudzilas kontrowersje i te komentarze są raczej negatywne :)

      Monika

      Usuń
    5. Liczba komentarzy to dla mnie żaden wyznacznik poczytności i wartości bloga. Nie przedstawiasz żadnych konkretów, więc dyskusja oparta na sloganach wydaje mi się bezsensowna.

      Pozdrawiam, życząc dobrego humoru jak najczęściej.

      Usuń
    6. Jak ktoś przedstawia konkrety to również uważasz dyskusje za bezsensowną dlatego nawet się nie wysilałam pisząc poprzedni komentarz :)

      Usuń
    7. No nie zgodzę się. Większość najciekawszych dyskusji tutaj miała miejsce właśnie dlatego, że były konkrety - ktoś przedstawiał swoje odmienne zdanie, ktoś inny pisał o swoich doświadczeniach czy wiedzy na dany temat, zwracano uwagę na rzeczy, o których wcześniej nawet nie pomyślałabym. II uważam, że to bardzo ważne i wartościowe rozmowy, dzięki którym wiele się nauczyliśmy. Można się nie zgadzać, mieć inne spojrzenie na sprawę, a nawet negatywnie oceniać to, o czym się tutaj pisze i mimo wszystko normalnie dyskutować.

      Dyskusje, moim zdaniem, stają się bezsensowne, gdy kończą się konkrety i z braku dalszych argumentów zaczyna się jechanie sloganami, bezpodstawnymi ocenami, a nawet obelgami, bo i takie rzeczy się zdarzają. Nie mam ochoty na podtrzymywanie takiego sposobu dialogu, który do niczego nie prowadzi i dlatego tego typu dyskusje po prostu ucinam. Tyle.

      Niemniej jednak przyjęłam do wiadomości Twoją ocenę tego miejsca i moich słów.

      Usuń
    8. 1) Tak, pamiętam wpisy o książce. Wg mnie uczenie się życia na podstawie czytania książki jest dosyć karkołomne i niemożliwe. Przemiana wewnętrzna nie dokonuje się po przeczytaniu i omówieniu jakiegoś tematu. Oczywiście można w ten sposób się dowiedzieć czy mamy wspólne poglądy, wspólne cele i marzenia co jest bardzo ważne w związku, ale nie najważniejsze. Dlatego nie zaklasyfikowałam tych wpisów do tej kategorii co Ty.
      2) A mnie te drzwi bardzo pomogły. I wcale nie uważałam że jest to żałosne. Wyglądało to bardzo naturalnie i pokazaliście w tej scenie prawdziwe swoje oblicze. A pomogły mi dlatego że człowiek zaczyna rozumieć, że można kogoś kochać i sprzeczać się z nim o drobiazgi.
      3) "To nic miłego, uwierz i dlatego takie epizody pojawiają się tutaj tak rzadko. I to się raczej nie zmieni. " Jak dla mnie wielka szkoda i moim zdaniem właśnie z tego powodu wielu ludzi odbiera Was jako zapatrzonych w siebie i fałszywych. I jak dla mnie właśnie postawa trwania przy kimś i radzenia sobie z trudnościami jest prawdziwym świadectwem.
      4) "A dwa w tym temacie - nawet jeśli przedstawilibyśmy nasze rozwiązanie danego problemu, konkretne działanie czy słowa, to po co to robić, skoro takich (a może o wiele lepszych) rozwiązań może być jeszcze kilkadziesiąt czy kilkaset? " Oczywiście jest szansa że istnieje nawet kilkaset, ale może właśnie ktoś nie może wpaść na rozwiązanie swojego problemu i mógłby znaleźć czyjąś radę i choć spróbować. Istniałoby światełko w tunelu że to rozwiązanie gdzieś zaprowadzi a takto nic nie istnieje.
      I to nie chodzi o przeżywanie za kogoś życia czy podania gotowych rozwiązań ale danie komuś wskazówki. My np. z Lubym otrzymaliśmy kiedyś taką wskazówkę i bardzo nam pomogła. Gdyby ktoś mi nie powiedział, co można zrobić w takiej sytuacji, to pewnie nie wymyśliłabym nic lepszego.
      5) Skąd wyciągnęłam wniosek? Proszę: ". W pewnym momencie doszłam do wniosku, że niektóre rzeczy są dla nas teraz już naturalne. " połączenie słówka: teraz! i już. Dla nas TERAZ już jest coś naturalne, teraz znaczy w narzeczeństwie. Z kontekstu jasno wynika, że skoro dla Was już teraz jest to naturalne, to istnieją małżeństwa dla których to naturalne nie jest. (Bo gdyby takie nie istniały to byście się tak tym nie zachwycali). Przykład: Licealista mówi: spotkałem się ostatnio ze studentami i zauważyłem ciekawą zależność: dla mnie już teraz jasna jest teoria względności.Rozumiesz? I zauważ że to Ty nadinterpetowywujesz moją treść, bo ja w ani jednym zdaniu nie wypowiedziałam się o małżeństwach tam siedzących czy o kontekście rozmowy, więc nie życzę sobie oskarżeń że się wypowiadam choć tam nie byłam. Wypowiadam się na podstawie tego co piszesz a raczej w jaki sposób to piszesz. I możesz uznać mnie za osobę czepiającą się słówek, a pewnie już tak o mnie myślisz, co niejednokrotnie podkreślasz, ale powiedz mi na jakiej podstawie miałabym oceniać Cię inaczej? Widzę tylko Twoje wpisy i zbitki wyrazowe które w taki sposób Cię odzwierciedlają.
      Ania

      Usuń
    9. Rzeczywiście się czepiasz. Gwoli wyjaśnienia: to "teraz już" miało znaczyć: "czyli po 2,5 roku bycia razem". Na początku było to strasznie trudne, bo dopiero się tego uczyliśmy, a TERAZ JUŻ jest łatwiejsze i bardziej naturalne, bo trochę rzeczy sobie zdążyliśmy wypracować.

      Usuń

Jeśli chcesz, możesz skomentować to, o czym piszemy. Oczekujemy jednak podpisania się pod swoimi słowami, choćby pseudonimem. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...