Odliczamy!

czwartek, 30 października 2014

Pani Krystyna radzi, czyli wizyta w poradni rodzinnej

Myśleliśmy, że koniec października i listopad to taki trochę martwy okres jeśli chodzi o śluby, więc pewnie w poradni świeci pustkami. Nawet w zeszłym tygodniu przeszłam się tak ot, pro forma, dopytać o szczegóły i nas umówić. Żywej duszy nie było. A dziś? Jaki tam tłok...! Przed nami dwie pary, po nas jeszcze jedna, ale tych ostatnich już pani odesłała z kwitkiem. I tak siedziała sporo po godzinach, żeby z nami pogadać, bo byliśmy umówieni. 

Przeróżne rzeczy można wyczytać w Internecie na temat obowiązkowych wizyt narzeczonych w katolickiej poradni życia rodzinnego. Zwykle na jedną modłę - że gadają głupoty o "kalendarzyku", każą "macać sobie śluz" i nawet nie wytłumaczą, dlaczego prezerwatywy to złooo. 
My startowaliśmy z trochę innego poziomu, więc nie wiedzieliśmy w sumie czego się w ogóle spodziewać. Będzie mnie kobitka uczyć obserwacji cyklu jak ja mam 18 pięknych wykresów? Będzie nas przekonywać do NPRu, jak my jesteśmy w pełni przekonani? Pogrozi nam palcem, przestrzegając przed antykoncepcją, jak my jej w ogóle nie bierzemy pod uwagę? 

Cóż, nasze pierwsze spotkanie w poradni było chyba dość... nietypowe. A zaczęło się od jednej, krótkiej wymiany zdań. 

[P]ani [K]rystyna: I jak tam wrażenia po kursie przedmałżeńskim? 
Ja: Hm, w sumie to dość dawno było...
K.: I krótko, bo tylko weekend. Ale ciekawie to wspominamy. 
PK: No rzeczywiście dawno - w marcu! A to dlaczego tak?
Ja: Bo mamy dosyć długie narzeczeństwo i tak sobie rozkładamy to wszystko w czasie, żeby się tym "rozkoszować".
PK: (chwila ciszy) Jeszcze nigdy, żadna para nie powiedziała mi, że się "rozkoszuje" narzeczeństwem...! Wszyscy się śpieszą, byle zaliczyć, bo już ślub, już i tak mieszkają razem. A to przecież taki piękny czas! Ale to trzeba tego doświadczyć - i państwo chyba to rozumieją.

Miałam wrażenie, że kobitce świeczki w oczach stanęły - autentycznie chyba się wzruszyła. Rozmowa potoczyła się zupełnie nieoczekiwanymi dla nas torami. Pani była tak rozemocjonowana, że co chwila zmieniała temat, jakby chciała nam tyle ważnych rzeczy powiedzieć. Była, mówiąc delikatnie, bardzo podjarana rozmową z nami. ;)

Zapytała nas czy wierzymy, praktykujemy, a na nasze kiwanie głowami, nieśmiało dopytała:
- A modlicie się już wspólnie...??
Żałujcie, że nie widzieliście jej miny po naszej twierdzącej odpowiedzi. Ucieszyła się jak dziecko i zaczęła podpowiadać, w jaki jeszcze sposób możemy się razem modlić i o co warto prosić w modlitwie. Bardzo spodobało mi się szczególnie jedno zdanie:
- I zaproście na wasze wesele Jezusa i Maryję. W ogóle wszystko im oddajcie, wszystkie sprawy, do wszystkiego ich zapraszajcie - i będziecie mieć kawał życia ustawiony. 

Spora część naszej rozmowy dotyczyła rozpoczęcia współżycia. Ogólnie rzecz biorąc, pani próbowała przygotować nas na najgorsze. ;) Że współżycia trzeba się nauczyć, że początek pewnie będzie niezbyt udany, ale nie ma się czym martwić, że o nauczenie się współżycia też warto się modlić, bo kto ma wiedzieć najlepiej, jak nie "Konstruktor"? :) Z jednej strony spoko, ale trochę aż do przesady z tym pesymizmem. Karol chciał nawet powiedzieć, że narzeczona mu się bardzo podoba, więc AŻ TAK ŹLE to chyba nie może być... ;D Ale pani raczej nie dopuszczała nas do głosu, taka była podekscytowana, bo chyba naprawdę dawno nie miała takiej pary w poradni... Jedyne co jej nie pasowało do schematu, to fakt, że nie jesteśmy w żadnej wspólnocie - nie mogła się nadziwić, jak to możliwe.

Na koniec zaczęła nam polecać różne katolickie artykuły, konferencje i filmy - wszystko w klimacie Frondy, że tak to ujmę najdelikatniej, jak potrafię. Nie wybuchnęliśmy entuzjazmem, ale pani to nie zraziło i spodziewamy się, że na następne spotkanie przygotuje dla nas dokładkę tego typu atrakcji. :)

Uff, mamy mieszane uczucia. Z jednej strony to fajnie, że mogliśmy sprawić komuś taką radość tym spotkaniem, że pani nas doceniła i w jakiś sposób umocniła w dobrym. To bardzo motywujące poczuć, że jesteśmy na dobrej drodze i zobaczyć zachwyt oczach kogoś, kto spotyka przecież setki narzeczonych. Zawsze lubiłam być inna niż wszyscy wokół, więc tym bardziej mi to schlebia. :) 

Ale z drugiej strony - mimo wszystko nie da się ukryć, że sposób prowadzenia przez panią spotkania był tak specyficzny, że może odstraszać ludzi, którzy choćby mają jakieś wątpliwości co do takiego stylu życia, a co dopiero tych zupełnie nieprzekonanych... Wiecie, trzydziestoletnia garsonka, rady typu: "jak będą problemy, nie chodźcie z niczym do psychologa!", powoływanie się na ks. Oko i ubolewanie nad tym, jakie spustoszenie przyniósł Sobór Watykański II... Sensowna nauka Kościoła na temat małżeństwa i rodziny po prostu nie ma prawa przebić się przez taką otoczkę. Młodzi ludzie czują się zniechęceni całym przekazem, a doradcy - rozczarowani młodymi ludźmi, którzy nie mają ochoty tego wysłuchiwać i żyją po swojemu. Koło się zamyka. Samonapędzający się mechanizm, z którego bardzo trudno będzie się wydostać... 

Drugie spotkanie już za tydzień. Tym razem będzie o NPRze - dostałam kartę obserwacji cyklu i mam na nią przenieść moje dwa wykresy z zeszytu, nie mam pojęcia po co. Tym bardziej, że na tej karcie najniższa temperatura do zapisania to... 36,2, a ja miewam raczej niskie tempki, więc zdarza się nieraz i 35,9. Ale spoko, chce - to przerysuję. Prawdę mówiąc, nie możemy się doczekać. Serio. 

:)

17 komentarzy:

  1. Pani Krystyna i jej pesymizm to chyba tak dla zdrowej równowagi po moich mailach:D Ale z tym uczeniem się i modlitwą to ma rację. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojojoj jak u mnie też jest Pani z ulubioną kartą w stylu tej którą dostałaś to ja się też nie zmieszczę z moimi czasem i 35,75 :P
    Księżniczka

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz, przykro się to czyta. Z wielu powodów.

    Tak, ogólnie poradnie prowadzone są dennie i jest to ogromny problem. Ale wy trafiacie na normalną, fajną, zainteresowaną i poświęcającą się kobietę. Pewnie pomyślała, że wreszcie z kimś może porozmawiać szczerze i potraktować poważnie. Ale źle, że spełnia swoje obowiązki, bo musi dla porządku obejrzeć Twoje cykle. Źle, że dała Ci standardową kartę, taką, jaką posługuje się normalnie w pracy.

    Źle, że mówi prawdę. SV II, a zwłaszcza jego następstwa i wdrażanie, przyniosły ogrom spustoszenia. Zamykanie na to oczu nic nie da. Ostatni Synod jest tego dobitnym dowodem. Fakt, ostatecznie nie przeszły te przerażające propozycje - ale ledwo nie przeszły, a one w ogóle nie powonny były się tam pojawić.

    Źle, że się powołuje na wybitnego specjalistę i naukowca. Żle, że mówi prawdę i uprzedza o problemach współżycia.

    My byliśmy z tym sami. Niby wiedziałam, że nie będzie różowo, ale i tak sytuacja mnie przerosła. Były bardzo ciężkie chwile, i nie wiedziałam, czy to norma, czy jest coś ze mną nie tak. A rok później moja świeżo zamężna przyjaciółka z ogromną nieśmiałością zaczęłam rozmowę, czy to musi być tak ciężko. I wtedy obie ze łzami w oczach mogłyśmy odkryć, że nie jesteśmy z tym same, że to mija, że można i trzeba się nauczyć.

    Ale nie, po co o tym słuchać, skoro można wiedzieć lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubię, gdy nie wiem, do kogo piszę, ale dobra. Równie przykro czyta się Twój komentarz, bo mam wrażenie, że kompletnie się nie zrozumieliśmy, a stawiasz mnie na przegranej pozycji.
      Nie napisałam, że to wszystko, co wymieniłaś, było źle.
      Że mam przenieść cykle na kartę - zdziwiłam się, skoro wykres jest ładnie rozrysowany w zeszycie i jest bardzo czytelny, więc czemu na tym nie popracować?
      O SV II i ks. Oko ciężko dyskutować, bo dla osób preferujących nurt tradycjonalistyczny nie ma w ogóle o czym gadać. Zorientowaliśmy się, że pani z poradni była tradycjonalistką i przypuszczam, że Ty również, a nie chcę się tutaj wykłócać, tym bardziej, że to mało istotne w tej sprawie.
      A co do tematu rozpoczęcia współżycia - nie mówię, że pani nie miała racji i nie słuchaliśmy. Słuchaliśmy bardzo uważnie i myślę, że to było bardzo cenne. Ale co innego mówić, że początki mogą być trudne i żeby się nie nastawiać na fajerwerki, a co innego, że w ogóle nie ma prawa być pięknie, nawet jeśli chodzi o atmosferę, oprawę, emocje, samą otoczkę tego wyjątkowego dnia... Chyba może, a jeśli nie, to zwrócę honor, gdy będziemy już po ślubie.
      Tak czy inaczej dziękuję za Twoje słowa, zwłaszcza o uczeniu się współżycia. Te kilka zdań to naprawdę cenne świadectwo dla nas.

      Usuń
    2. A zdradzisz, w której to parafii było? W odpowiednim czasie wybierzemy się trollować ;)

      Pozdrowienia,
      manna

      Usuń
  4. Anonimowy

    O SW II dyskutować raczej nie ma sensu, bo to temat tak rozległy, że prowadzenie dyskusji w komentarzach na blogu Ady jest nieco bezsensowne. Ale nie bardzo rozumiem jaki Sobór miał związek z nauką o rodzinie. Trzy lata po jego zakończeniu Paweł VI wydał Humanae vitae, a treści tam zawartych chyba nie muszę przytaczać. Trudno o piękniejszą naukę o małżeństwie i seksualności człowieka. Tak się składa, że nauka tam zawarta obowiązuje katolików do dnia dzisiejsza więc w teorii chyba nie jest tak źle.

    A w praktyce? Współczynnik dzietności w Polsce za rok ubiegły wynosi 1,32. Jesteśmy na 212 miejscu na 224 sklasyfikowanych państw w rankingu The World Factbook. Czy to wina Kościoła, że w samych Stanach Zjednoczonych już w 1987 roku 70 % katolików nie zgadzało się z nauką odnośnie antykoncepcji? Czy to wina Kościoła, że w Polsce aktualnie jest podobnie, nie mówiąc o innych elementach nauczania (seks przedmałżeński, rozwody itp.)?

    Dobra, mniejsza o to. My z kolei jesteśmy świeżo po naukach przedmałżeńskich, uczucia mam mieszane. Były lepsze i gorsze katechezy. Od razu było widać, kto z prowadzących serio traktuje naukę KK odnośnie otwartości na życie, a kto wyznaje zasadę "dzięki NPR-owi rodzina katolicka nie musi być kojarzona z wielodzietną!" (kiedyś taki artykuł zrobił furorę w tradi światku :D :D).

    A wizyta w poradni nas jeszcze czeka. Jeśli chodzi, o seks, co będzie to będzie. Nie ma się co napalać :P Dla mnie najważniejsze, że wreszcie będziemy w końcu razem, codziennie się widywać, rozmawiać.

    P.S. Sorry za literówki i ogólny chaos wypowiedzi, kumpel zaraz przychodzi na popijawkę, muszę posprzątać..

    Tomek

    OdpowiedzUsuń
  5. Droga Ado, tak jeszcze z innej beki: co miałaś na myśli, pisząc: "w klimacie Frondy". Mi się Fronda raczej kojarzy bardziej z zabobonem i momentami prawdziwą infantylnością (przynajmniej to, co dzieje się tam aktualnie).

    Co więcej, prawdziwe tradikoksy (część użytkowników Rebelyi czy Christianitas) raczej o Frondzie najlepszego zdania nie mają :P :P

    Tomek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam nic do tradsów, poczciwi ludzie, tylko to zupełnie nie mój klimat przeżywania wiary. Dobrze, że jest różnorodność w Kościele, choć szkoda, że tak często prowadzi do podziałów.
      A mówiąc o klimacie Frondy miałam na myśli, że tam często są poruszane takie tematy. Czasem tam wchodzę i co rusz widzę artykuły właśnie np. o ks. Oko, soborze, o gender (o tym też pani mówiła) - i tak mi się jakoś luźno skojarzyło. No i sama analogia złych skojarzeń - zwykle jak padają jakieś hasła z Frondy, to już ciężko sensownie pogadać o wierze i Kościele w ogóle. Po prostu bardzo specyficzna perspektywa.

      Usuń
  6. Tak, początki są trudne. Tak, lepiej nie nastawić się na fajerwerki. Ale masz absolutną rację, że pomimo tego atmosfera może być cudowna. Bo nawet jeśli w pewnym momencie pojawia się stres, strach i zniechęcenie, to świadomość tego, że razem się o to staramy, że współmałżonek cierpliwie czeka i że ważniejszy jesteś dla niego ty sam niż fizyczna przyjemność jest o wiele cenniejsza, piękniejsza i przyjemniejsza. A jak już w końcu się udaje, to nawet bez wielkich fajerwerek jest mega i łał :-)

    Pozdrawiam,
    roccolampone

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, taaak!!! Dobrze gada, polać jej! Lepiej bym tego nie ujęła. :) :)

      Usuń
    2. No oczywisice ze w porownanou z tym z co jest potem poczatek jest blady. Ale w chwili gdy trwa moze byc naparwde cudownie. Mozna cudownie sie czuc. Przy tej kochanje osobie ktora to przed chwila stala sie moim wspolmalzonkiem. Gdy dajemy sobie i dostajemy to na co tyle czekalismy i walczylismy o to by chwila ta byla piekna. Bo w wolnosci i prawdziwym przyzwoleniu. 5 lat po slubie moge stwierdzic ze pewne odczucia, ktore wtedy mi towarzyszyly nigdy sie juz nie powtorzyly. I dlatego TAMTO spotkanie bylo piekne i cudowne. Choc dzis nozna powiedziec ze jako pierwsze to w pewnym sensie nieporadne.

      Usuń
  7. Przepisywanie wykresów na kartę jest po to, żeby pani mogła sobie zachować tę kartę w dokumentacji. Tak było u mnie (a dziś właśnie byłam w poradni). Pani wzięła mój zeszyt i sama przerysowała wykres, nie podpisywała w żaden sposób, tylko zapisała sobie mój wiek, więc podejrzewam, że taka wypełniona karta może jej później jakoś służyć w celach dydaktycznych.

    Duda

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekawi mnie bardzo. jakie trzeba mieć nastawienie do seksu, żeby się nim rozczarować, kiedy zacznie się współżyć.

    Chętnie otworzyłabym dyskusję, alem tu tylko gościem ;)

    Pozdrawiam,
    manna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Manno, dla Ciebie wszystko. :D Podejrzewam, że może chodzić o:
      1. Nastawienie a'la Cosmopolitan i Hollywoodzkie filmy: od pierwszej nocy, co noc i trzy razy dziennie po dziesieć orgazmów za każdym razem. ;)
      2. Nastawienie a'la Miłujcie Się! - "jak dwoje ludzi się naprawdę kocha, to nigdy nie będą mieli problemów, bo w nagrodę za czekanie, wszystko ich cudowne ominie."
      3. Nastawienie a'la Liga Małżeństwo Małżeństwu - "brak seksu w okresach płodnych jest super mega cudowny. Zawsze. Dla absolutnie każdego małżeństwa. Nieważne, czy to tydzień, czy prawie 3 miesiące. " ;)

      A prawda jak zwykle pośrodku. :)

      Usuń
    2. Haha! ;D Ta z żebra, jak Ty się profesjonalnie zabierasz do każdego tematu! Nie pogadasz - wyjaśnienie nawet mnie przekonuje. ;) :)

      Usuń

Jeśli chcesz, możesz skomentować to, o czym piszemy. Oczekujemy jednak podpisania się pod swoimi słowami, choćby pseudonimem. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...