Odliczamy!

poniedziałek, 25 maja 2015

Noc poślubna

Już na długo przed ślubem zastanawiałam się intensywnie, co zrobić z tematem nocy poślubnej na blogu... Z jednej strony - tyle pisałam o czystości przedmałżeńskiej i naszym jej przeżywaniu, że aż prosi się, by w jakikolwiek sposób odnieść się do tematu współżycia już w małżeństwie. Z drugiej - jest to tak intymna kwestia, że moje serce krzyczy: "gęba na kłódkę! siedź cicho i ani słowa!". Z trzeciej strony - kurczę, no jak tak nikt się niczym nie podzieli, to skąd, na litość, młodzi nowożeńcy mają czerpać jakiekolwiek odniesienia? Skąd mają mieć choć odrobinę poczucia, co jest normalne i dobre w tej tak delikatnej sferze? Z czwartej strony - przecież nie jestem w tym temacie żadnym ekspertem, więc skąd przypuszczenie, że moje tak świeże doświadczenie będzie dla obcych ludzi w jakikolwiek sposób wiarygodne i wartościowe? I po piąte - dlaczego niby to ja mam wychodzić przed szereg i dzielić się przeżyciami i refleksjami związanymi z nocą poślubną, wystawiając się tym samym na ocenę i krytykę?

Słowem - misz masz. Nie mam pojęcia, co z tym wszystkim zrobić. Pisać cokolwiek, kamuflując co delikatniejsze kwestie eufemizmami? Czy nie pisać wcale?

Dlatego po głębokiej refleksji ograniczę się tylko do jednego zdania w temacie nocy poślubnej i współżycia w ogóle.

WARTO BYŁO CZEKAĆ!

Tak naprawdę nic więcej nie ma znaczenia. Czy czekało się długo czy krótko. Czy to czekanie było bardziej czy mniej problematyczne. Czy pierwszy raz przeżywa się w noc poślubną czy kilka dni później. Czy było łatwo czy trudno. Czy poszło zgodnie z planem i oczekiwaniami czy wręcz przeciwnie. Czy okoliczności były wymarzone czy tylko akceptowalne. Nieważne. Najważniejsze jest tylko to, że tak niesamowity wymiar miłości między kobietą a mężczyzną jak współżycie rozpoczyna się w małżeństwie. W promieniach sakramentu. Takie mamy doświadczenie i, nie oceniając w żaden sposób innych przypadków, uważamy to za absolutne błogosławieństwo.

Warto czekać do ślubu. Warto zaprosić do tego Boga i zaufać Jemu, że dobrze to wszystko wymyślił. Warto!

27 komentarzy:

  1. Najważniejsze że nie żałujecie tej decyzji

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mam dokładnie takie refleksje jak Ty Ada:) Naprawdę warto:) I moc sakramentu w związku małżeńskim jest niesamowita:)

    Uściski dla Was serdeczne, Małżonkowie z Bożej Łaski:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Na pewno warto :)
    Polecam posłuchać ks. Malinowskiego :D https://www.youtube.com/watch?v=84wBICOVEm8

    OdpowiedzUsuń
  4. A dzisiaj myślałam, jak rozwiążesz tę sprawę. :) Ale przez myśl mi przeszło, że jest to tak intymna i prywatna sprawa, że albo nie napiszesz nic, albo zrobisz to w subtelny sposób. Nie pomyliłam się. :)

    Ja na razie żyję myślą, że okoliczności będą wymarzone. :) Jakoś takk daje mi to motywację do czekanie.
    Dziękuję Ci za tego posta, jest piękny. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. I bardzo fajnie, że są jeszcze pary, które potrafią czekać na swój pierwszy raz :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzięki za to świadectwo :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kochana my wciąż czekamy,bo w poprzednim cyklu rozbił się termometr.. Postanowiliśmy więc przeżyć jeszcze jeden pełny narzeczenski miesiąc miodowy. Poza tym dopiero od 1 lipca będziemy na swoim bez Mamusi za ścianą. Marzymy więc dalej i czekamy na ten wysniony( choć zapewne) nieidealny pierwszy raz) Najbardziej śmieszą nas reakcje bliskich,którzy nam współczu ją,że nawet po ślubie przyszło nam czekać..
    A My ofiarujemy to czekanie za nasze małżeństwo.:) POZDRAWIAMY
    J& K

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze swojej strony polecam elektroniczny ;) Sama już kiedyś rozbiłam taki zwykły, więc obecnie tylko taki używam. Mam Microlife Mt16C2 i jestem zadowolona - dwa miejsca po przecinku, idealnie do NPR.

      Usuń
    2. J., to też jest piękne świadectwo :)

      Usuń
    3. Kochana Aniu my natomiast jako, że chadzam na studium rodziny i mam troszkę większą wiedzę(choć na razie w teorii) na temat termometrów- zdecydowanie preferuję szklany termometr owulacyjny z gallem firmy Geratherm Basal. Jest bardziej precyzyjny i ma dożywotnią gwarancję, choć oczywiście może się rozbić(jak nasz tuż przed ślubem) :) Elektroniczne bardzo często fałszują wyniki i później może być jazda-, że NPR nie dziala :)
      Dziękujemy za mile slowa. Pozdrawiamy :)
      J&K

      Usuń
    4. Jako nauczyciel NPR zgadzam się z J&K - elektroniczne potrafią naprawdę świrować, podczas gdy szklane są w 100% pewne. Najlepiej kupić dwa na raz i wyskalować - wtedy nawet w razie stłuczenia jest drugi na zmianę już zgrany z poprzednim :)

      Pozdrawiam :)

      Usuń
    5. To ja skorzystam z okazji i zapytam - czy mierzenie temperatury w ustach termometrem szklanym jest bezpieczne?

      (jeśli to głupie pytanie, nie bijcie - naprawdę nie wiem)

      M

      Usuń
    6. Rotzer na wszelki wypadek zaleca tylko szklane, Kippleyowie twierdzą, że elektroniczne z powodzeniem można, więc co twórca metody, to inna szkoła. Ewentualne tendencje do świrowania elektronicznego termometru można sprawdzić w szklance z wodą/ w termosie. Bez z wyciągania robi się kilka/naście pomiarów pod rząd, wyniki powinny być coraz niższe, ewentualnie takie same, nie ma prawa nic podskoczyć, jak podskoczy, to znaczy, że termometr do bani (wszak woda ino stygnie;))). Można sobie co jakiś czas kontrolować. Ja mam i taki, i taki i oba są ok. Kiedyś robiłam eksperyment, mierzyłam przez kilka cykli jednym i drugim. Wykresy były identyczne. Wartości inne, no bo wiadomo, nawet dwa szklane inaczej tę samą temperaturę zmierzą, ale rozkład temperatur, różnica, kształt wykresu - identyczne. Z elektronicznym się przeprosiłam po tym, jak tłukłam szklane na potęgę i kiedyś nie zauważyłam, że zmierzyłam temperaturę ułamanym, więc nie, M, jak jesteś równie utalentowana, to nie jest bezpieczne. :D :D Wtedy to już tylko zostaje pomiar waginalny i giętki termometr. :D :D

      Niezaprzeczalną zaletą szklanych jest to, że mu nie odbije i nigdy nie wyczerpie się bateria. Mój Microlife wariował (teraz mam elektroniczny Geratherm i jest spoko). To się da zauważyć, mała szansa, że ktoś to przeoczy. :P

      Usuń
    7. Zainspirowałaś mnie do podobnego eksperymentu, przed chwilą kupiłam szklany :D Ilekroć czytam o NPR i słucham ludzi uczących, to mam wrażenie, że to jest NIEZWYKLE trudna sprawa; że pomiar o milimetr płycej/milimetr bardziej w lewo może zaważyć na skuteczności metody... uhh :D

      Dzięki!
      M

      Usuń
    8. Podpisuję się pod Żebrówką :) Ja mierzę zwykłym szklanym galowym właśnie w ustach. Udało mi się go nie potłuc (mimo oryginalnej metody strząsania) ani nie rozgryźć więc chyba nie jest najgorzej :)

      Usuń
    9. Ee tam zaraz milimetr i nieskuteczność nie wiadomo jaka, bez przesady. ;) Chociaż, ok, w ustach to rzeczywiście o wiele łatwiej o niedokładny pomiar, jakieś przesunięcie (zwłaszcza jak ktoś ma tendencję do zasypiania w trakcie mierzenia :P) i różnice większe.

      Ja kiedyś w całym swoim geniuszu strząsnęłam potłuczony termometr (to kolejny raz, kiedy nie zauważyłam, że potłukłam:P) i tak chlasnęłam przez cały pokój :D... Mąż srebrny, ściany srebrne, a to diabelstwo to mi jeszcze z pół roku chyba z dywanu wychodziło, doczyścić nie mogłam. :D

      Usuń
    10. Ja dopiero zaczynam się tego uczyć, więc póki co panikuję :D

      Dobrze, że Męża się udało wyczyścić :D Od razu sobie przypomniałam o wyzłacaniu pszenicą i posrebrzaniu żytem... ;)

      M

      Usuń
    11. Ja mierzyłam szklanym jak długo nie miałam dzieci. Jak już miałam (i spałam czasem z nimi w łóżku, a potem jak podrosły to same zaczęły przychodzić w nocy lub nad ranem) to już się bałam mierzyć szklanym, żeby nie wpadł im w ręce i nie pokaleczył ich, albo nawet przypadkiem się nie stłukł... Dzieci mają różne pomysły mogłyby tę rtęć nawet zjeść jakbym spała... Mam dalej szklany, ale dobrze schowany i mierzę nim temperaturę podczas chorób;) a do obserwacji mierzę już tylko elektronicznym, który spokojnie trzymam pod poduszką;) Przy dzieciach szklany do codziennego użytku to trochę jednak niebezpieczny i niepraktyczny jest moim zdaniem.

      Usuń
    12. O, jaka się ładna dyskusja o NPR wywiązała :) Czytam i chłonę, do własnego ślubu 79 dni. Z wniosków: chyba kupię zapasowy termometr...

      Usuń
  9. Ładnie wybrnęłaś z tematu! Myślę, że warto podkreślać właśnie to zaufanie Bożym planom, tym co dla nas przygotował w sakramencie małżeństwa, bo u nas po 4 i pół roku wszystkie inne argumenty bledną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie to samo miałam napisać: ładnie wybrnęłaś:) Ludzie pewnie szykowali się na długie notki ze szczegółami, ale wystarczyło jedno zdanie:) Są pewne sfery życia, które powinny być zarezerwowane tylko dla Was i nikogo innego. Kto będzie chciał zaczerpnąć to i tak zaczerpnie z tego co było już napisane na blogu:)

      Usuń
  10. Dokładnie tak jak piszesz- warto czekać! I nikt mi nie wmówi że jest inaczej. Dla mnie sakrament małżeństwa nie byłby pełny gdybyśmy nie czekali. Bardzo mi żal osób które sobie same odebrały ten piekny dar.
    Cieszcie się sobą!
    Pozdrawiam.A.

    OdpowiedzUsuń
  11. miło czytać takie słowa !!!

    OdpowiedzUsuń
  12. A ja sie rozczarowalam, powiem szczerze. Tyle gadaniny przez ten ogrom czasu jak to potrzebne jest czekanie, jakie dobre a na final... jedno zdanie, no masakra.. :-( Zniechecilo mnie to totalnie.
    Ada, nie utwierdzilas mnie w przekonaniu, ze warto czekac. A caly blog praktycznie o tym. Do czego doszlam ja, jako czytelnik.. do niczego.
    Dawno mnie tu nie bylo, ale pamietalam, ze juz po slubie jestescie i z zaciekawieniem odwiedzilam ponownie Twoj blog. I co czytam: ze warto czekac! (no dzieki za cynk!) Nie to chcialam przeczytac, bo czytam i slysze to w kolko. No ale trudno. Pozdrawiam - ala, nie pamietam juz mojego nicku poprzedniego.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chcesz, możesz skomentować to, o czym piszemy. Oczekujemy jednak podpisania się pod swoimi słowami, choćby pseudonimem. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...