Odliczamy!

piątek, 1 listopada 2013

Bo tak było zawsze...

... a teraz może być inaczej. Chyba.

Większość moich "singlowskich" nawyków, przyzwyczajeń czy rytuałów umarła śmiercią naturalną - nawet nie zorientowałam się kiedy i nie odczułam specjalnej straty. Nowa jakość życia dzielonego z kimś, kogo się kocha jest tak fascynująca, że nie ma się głowy do tego, by zastanawiać się, czemu teraz jest inaczej w tak wielu dziedzinach. Człowiek po prostu cieszy się, że jest obok ukochanej osoby, a życie, w którym coraz więcej nas łączy, jest piękne i niesamowite. Więcej nie trzeba.

Czasem jednak przychodzą takie momenty, kiedy dochodzi do mojej świadomości, jak bardzo zmieniło się moje życie, odkąd poznałam Karola. Bo zawsze o tej porze robiłam to i to. Taki miałam zwyczaj, to było dla mnie ważne, więc temu podporządkowywałam swój czas. Hm, w zasadzie to nadal jest dla mnie ważne. Ale Karol proponuje inne rozwiązanie, podając całkiem rzeczowy, chociaż dla mnie raczej mało przekonujący argument. W środku, w Adzie, odzywa się bunt.  

Jak to? Przecież ZAWSZE tak było. Dlaczego miałabym to zmieniać? Bo On chciałby inaczej? A co mnie to obchodzi? To jest dla mnie ważne, to tylko jeden taki dzień w roku, jedna taka okazja... Dlaczego mam z tego rezygnować? 

Rozmawialiśmy o tym akurat wtedy, gdy prasowałam koszulę taty. Przez zaledwie kilka minut przetoczyło się przez moją głowę mnóstwo przeróżnych myśli. Miałam dosłownie chwilę na podjęcie decyzji. Mój stosunkowo silny charakter zdecydowanie dochodził do głosu, przekonując mnie z całą stanowczością, że nie powinnam ustępować i rezygnować. Ale szybko pojawiły się kontrargumenty. Przecież i tak wszystko się zmieni, to tylko kwestia czasu. To, że akurat w tym roku 1. listopada jesteśmy w moim rodzinnym domu, to tylko drobny zbieg okoliczności, który usilnie próbuje podsycać mój bunt. Gdybyśmy byli u Niego, w ogóle nie byłoby sprawy. Byłoby zupełnie inaczej i już. A jak się kiedyś ułoży tak, że w ogóle nie pojedziemy na groby w dzień Wszystkich Świętych, bo praca, bo choroba, bo niespodziewane wydarzenia itp.? A jak będziemy mieć dzieci i też poukłada się nie po naszej myśli, bo będą smarkać i trzeba będzie zostać w domu? Nici z moich rytuałów.

Plany można sobie schować do kieszeni. Im szybciej się przyzwyczaję do tego, że moje życie zmienia się diametralnie i wciąż będzie się zmieniać, tym lepiej dla mnie. A że tak było "zawsze"*...? I co z tego? Teraz może być inaczej. I Bogu chwała, że tak jest. Trzymanie się kurczowo tego, co znane i bezpieczne, to najlepszy sposób na zatrzymanie się w rozwoju i stanie w miejscu. A tego chciałabym uniknąć, zdecydowanie.

Zatem krok po kroku idziemy do przodu. Razem. Oddając się dzisiaj pod opiekę wszystkich Świętych.



* Swoją drogą to "zawsze" to może było parę lat z rzędu, nie więcej. Często taka jest prawda, gdy mówimy "zawsze". Ciekawe mamy pojęcie zawszości, prawda...? :)


PS.
K.: Ale Ty masz ładną buzię... (gładzi mnie po twarzy)
Ja: Mhm, skoro tak myślisz... :)
K.: No, na tą buzię się "złapałem". :)
Ja: Tylko na buzię?
K.: Nie, no nie tylko.
Ja: Chyba na inteligencję przede wszystkim? :)
K.: No, na inteligencję i na dobry charakter.
Ja: A co to znaczy "dobry" charakter?
K.: No... Że jesteś normalna.
Ja: Aha.

:D

13 komentarzy:

  1. Taki już nasz los, ale rzadko kogo takie zmiany jakoś w serce nie zakują, chociaż teraz mi dobrze to wracam pamięcią do mojego życia "przed" i taki sentyment się w sercu pojawia i myśl, że to nie wróci, że teraz już nie może byc tak jak ja sobie wymyśliłam, już nie tylko ja decyduję ale decydujemy razem. Czasem takie dzielenie się jest trudne a czasami piękne:) Teraz np miałam pierwsze święta w Szecji. Pierwszy raz nie byłam na grobach, nie spotkałam się z rodziną, jakby tego 1 listopada w ogóle nie było. I już raczej przez długi czas tak właśnie będzie. Czasem mi smutno, ale tak jak napisałaś "Zatem krok po kroku idziemy do przodu. Razem.":) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem, że dla wielu osób przejście od stanu "ja i ty" do stanu "my" przychodzi dopiero razem ze ślubem. Ja jednak uważam, że warto budować swoje wspólne rytuały już wcześniej ;) Tak jak ostatnio cieszyłaś się, że macie z Karolem wspólne przedmioty, tak można się cieszyć z tworzenia własnych, wspólnych zwyczajów, które mogą stać się Waszą tradycją w przyszłości.
    Zatem my budujemy naszą, w której na groby jedziemy 31-go wieczorem. W celu uniknięcia tłumów. Najpierw do mojej babci, potem do jego dziadka.
    Poza tym Wszystkich Świętych to jeszcze nie jest "szczyt" kompromisów. Dla mnie osobiście takim najbardziej wyjątkowym dniem jest Wigilia, którą ciężko spędzić w dwóch miejscach na raz, u dwóch rodzin. W zeszłym roku po raz pierwszy spędziłam ją bez mojej rodziny, a w tym roku to Programista spędzi ją z nami - chociaż powinnam raczej napisać, że my spędzimy ją z moją rodziną, bo to od tego się przecież zaczęło, że postawiliśmy na "my" zamiast na nasze rodzinne zwyczaje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ciekawe podejście o tworzeniu własnych, wspólnych zwyczajów. Bardzo mi się spodobało. :)
      Mnie w tym roku czeka pierwsza Wigilia bez swojej rodziny. Wielkanoc zupełnie inaczej przeżywam i dużo łatwiej przyszło mi spędzić ją u Karola już po pół roku znajomości, a tej Wigilii się trochę obawiam. Z drugiej strony jednak cieszę się, że się rozwijamy i dojrzewamy do takich decyzji. A przez to też tworzymy własną rzeczywistość. :)

      Usuń
    2. No właśnie, bo o to przecież chodzi :) Małymi krokami, małymi decyzjami, żeby potem było łatwiej.
      A Wigilia na pewno będzie wspaniała, tylko nieco inna ;)

      Usuń
  3. A ja tak nie mam. :) Jakoś szybko potrafię przestawić się na opcję 'my'. :) Niczego mi nie żal, cieszę się, że możemy znajdować kompromisy i że mamy siebie. :) Nie jestem przyzwyczajona do żadnych konkretnych rytuałów, pewnie dlatego jest mi łatwiej. Adam też ejst bardzo ugodowym człowiekiem, co wszystko dodatkowo ułatwia.
    Na początku było mi dziwnie, że na imprezy nie chodzę już sama, a nawet kiedy się wybierałam, to Adam przypominał mi o sobie i wtedy było mi trochę ciężko, bo nie byłam przyzwyczajona do tego, że idę z kimś na imprezę. No ale to taka drobnostka, teraz już chodzimy wszędzie razem, chyba że mam jakiś babski wieczór :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na co dzień też w ogóle nie odczuwam jakiegoś żalu, że moje życie teraz wygląda zupełnie inaczej. Ale święta są takim specyficznym czasem, kiedy to dochodzi do świadomości ze zdwojoną siłą. Ale mimo wszystko cieszy też to, że człowiek sobie potrafi to wszystko wytłumaczyć i przyjąć, a w efekcie - przeżywać, nie tracąc tego, co najistotniejsze. :)

      Usuń
    2. Rozumiem. :) U mnie o tyle łatwiej, że jesteśmy razem dopiero pół roku, świąt nie spędzamy razem, każdy jedzie do siebie - to jest naturalne. Zobaczymy, jak to będzie później, jeśli jakieś później będzie, a mam nadzieję, że będzie. ;D Cóż, ja mam sytuację rodzinną nieciekawą, Adam wręcz przeciwnie. Dlatego ja nie będę się upierała przy spędzaniu świąt u mnie, będzie jeden powód do sprzeczek mniej ;p uf, bo ostatnio ich u nas nie brakuje ;)

      Usuń
    3. Też mam taką nadzieję, że będzie Wasze wspólne "później" - i to jak najbardziej owocne. :) Powodzenia i wszystkiego dobrego w tych zmaganiach o to, co najbardziej istotne w Waszej relacji!

      Usuń
  4. Oj z tymi przyzwyczajeniami to chyba nigdy się nie kończy sprawa...
    My już rok po ślubie, a ciągle coś "wychodzi". Zwłaszcza z mojej strony - to zwykle moje ego nie chce ustapić przed rozsądnymi argumentami, no bo "zawsze było tak...". :)
    "Zawszość" pewnie definiujemy pamięcią albo raczej emocjonalnym przyzwyczajeniem, które najczęściej nie ma wiele wspólnego z rzeczywistym dystansem czasowym. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. A my się nawzajem uczymy swoich "zawszości" i wspólnie wybieramy to, co nam obojgu się podoba i co chcemy kultywować :)

    OdpowiedzUsuń
  6. My jesteśmy tyle czasu razem, że chyba nawet nie pamiętam już swoich singlowskich zawszości. :p

    OdpowiedzUsuń
  7. Hm, czemu myślisz, że większość twoich nawyków, zanim poznałaś Karola "zginęła śmiercią naturalną"?:) Tak sobie myślę, że większość rzeczy się zmienia, ale nawyki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na przykład: miałam taki zwyczaj, że na niedzielną Mszę chodziłam sama przed południem, odkąd się poznaliśmy chodzimy razem wieczorem. Wieczorami zwykle słuchałam muzyki, żeby zapełnić sobie czas, odkąd jesteśmy razem wieczorami rozmawiamy przez telefon (albo się widzimy). Miałam taki nawyk, że jak się coś działo, od razu dzwoniłam do mamy, teraz w pierwszej chwili dzwonię do Karola. I tak można byłoby wymieniać i wymieniać... Po prostu, wiele rzeczy się zmieniło. Większość nawyków także.
      :)

      Usuń

Jeśli chcesz, możesz skomentować to, o czym piszemy. Oczekujemy jednak podpisania się pod swoimi słowami, choćby pseudonimem. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...