Zawsze miałam problem z tak zwaną "pobożnością maryjną". Samo to określenie trochę mnie śmieszy, tak samo jak śmieszy mnie fakt, że każdy region w Polsce (w Europie zresztą też) ma "swoją" Matkę Boską (Częstochowska, Licheńska, Ludźmierska, Płaszowska, Ostrobramska, Sokołowska, Kalwaryjska, Wysocicka, Cieszyńska, Inwałdzka, Górecka, Piekarska, Świętogórska i tak dalej...), te wszystkie koronacje obrazów, które zwykle tylko je oszpecają, cała gama wizerunków, nabożeństw, pielgrzymek... Czasem mam wrażenie, że w Polsce Maryja jest traktowana jak bogini. Broń Boże, nie umniejszam jej świętości, wyjątkowości i z pewnością wielkiej mocy wstawiennictwa. Wiem też, że Maryja zawsze wskazuje na swojego Syna i zawsze do Niego prowadzi. Ale zwyczajnie razi mnie przesadny kult Matki Bożej połączony na przykład z unikaniem regularnej spowiedzi czy częstej Eucharystii... Mogłabym tak długo, ale nie o tym chciałam...
Gdy byłam nastolatką znajoma siostra zakonna uspokoiła mnie, gdy zaczęłam obawiać się, że coś ze mną nie tak, skoro wolę modlić się Koronką niż Różańcem, nie przepadam za większością pieśni maryjnych i ogólnie nie czuję absolutnie nic do Matki Bożej... Podobno to normalne, tak się często zdarza, że młode dziewczyny, nie będące żonami, matkami podświadomie bardziej "lgną" do Jezusa, widząc w Nim wzór upragnionego mężczyzny, a chłopcy zachwycają się Maryją. Ulżyło mi. Postanowiłam nie roztrząsać sprawy w nadziei, że gdy będę dzieciatą mężatką, coś drgnie w mojej relacji z Matką Bożą.
I drgnęło. Choć nie z tego powodu i w momencie, w którym w ogóle się tego nie spodziewałam...
W ostatnim czasie przeżywam różne trudne emocje związane z zawodowymi wyzwaniami Narzeczonego. Przed Nim ogromne i ważne przedsięwzięcie, które kosztuje Go mnóstwo zaangażowania, czasu i nerwów. A ja nie bardzo mogę Mu pomóc. Jedyne co mogę, to być przy Nim, wspierać, motywować do działania, odpychać zniechęcenie, modlić się... Staram się też na miarę swoich możliwości pomagać w konkretnych rzeczach i angażować się, jak tylko się da. No i dbać o Niego, zaprosić po pracy na ciepły obiad, podrzucić coś słodkiego, stworzyć poczucie bezpieczeństwa. Ale to nie zmienia faktu, że cały ciężar odpowiedzialności i trudu leży na Nim...
I tak sobie ostatnio rozmyślałam, patrząc na szopkę z Józefem, Maryją i Dzieciątkiem... Ona była w podobnej sytuacji. Cała odpowiedzialność za Świętą Rodzinę spadła na Józefa. To On musiał to wszystko zaakceptować i przyjąć, znaleźć miejsce, gdzie będą mieszkać, zaopiekować się Nią i Dzieckiem, a jak trzeba było, to nawet spakować manatki i uciekać do Egiptu... Cóż Ona mogła? Wspierać Go, być przy Nim, pomagać na miarę swoich możliwości, modlić się... Pewnie dbała o Niego, jak tylko mogła, troszczyła się, by mógł wracać do domu pełnego ciepła i miłości, w którym unosi się zapach świeżego obiadu. Pewnie nic więcej nie mogła zrobić... Pewnie bała się, jak to będzie, czy sobie poradzą, czy Józef udźwignie ten ciężar...
Zrobiło mi się nieco lżej na sercu. Skoro Ona podobnie to przeżywała, to chyba mnie rozumie. A skoro mnie rozumie, to łatwiej będzie mi się z Nią dogadać i będzie to dla mnie większym wsparciem. A skoro ja zaczerpnę większego wsparcia, to i więcej będę mogła go przekazać Karolowi... Łaaał... To może tak zadziałać!
A może by tak, w takim razie, po prostu Jej to wszystko oddać? Te wszystkie zmartwienia, całe przedsięwzięcie powierzyć w Jej troskliwe ręce? Komu jak komu, ale Jej Jezus nie odmówi... :)
Pod Twoją obronę uciekamy się, Święta Boża Rodzicielko...
Jeden z nielicznych wizerunków Matki Bożej, który lubię. Pneumatofora, czyli Niosąca Ducha. A dla mnie - Matka Boża z rzęsami. ;) |
trafne porównanie do Maryji :-) I bardzo Cię podziwiam za to, że uważasz, że takie wsparcie to "tylko tyle". Dla mnie to aż tyle. Zawsze kiedy ja mam jakiś cięższy okres, jakieś trudne wyzwanie przede mną (jak np. teraz :P) to niesamowicie doceniam to jak Mąż mnie wspiera i stara się mi pomóc właśnie przez takie gesty jak opisałaś - obiad, coś słodkiego, motywowanie. Mimo tego, że sam też ma dużo obowiązków to poświęca swój czas specjalnie żeby mi było lżej. To nie jest wcale mało. To jest wielka oznaka miłości. Ja to tak odczytuję. I czasami kiedy to ja jestem na miejscu takiego "umilacza" to bywa, że jest mi ciężko - bo sama też jestem zmęczona, też chciałabym mieć czasami ugotowany obiad itp. Mimo, że cieszę się, że mogę pomóc ukochanej osobie to westchnę sobie czasami "niech to się już skończy". Więc dla mnie to nie jest "tylko tyle":-)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście rzęsy! :) Mnie też "bliższy jest Jezus", ale o wstawiennictwo zawsze prosiłam Marię.
OdpowiedzUsuńa wiesz u mnie jest zupełnie na odwrót. Zawsze jakoś tak bliżej mi było do Maryi... Zawsze to do niej się modliłam, zawsze do niej zwracałam się ze wszystkim. Uwielbiam maj, majówki, październikowe różańce, sankturia maryjne. Nie jestem człowiekiem wielkiej wiary, ale jeśli już ktoś jest mi bliski to z pewnością Maryja. Taki wzór kobiecości.
OdpowiedzUsuńParadoksalnie jednak nie potrafię się modlić do Jezusa.
A jak się ma kult Maryjny do unikania regularnej spowiedzi? Zaintrygowało mnie to. :p
OdpowiedzUsuńA bo znam takich, którzy wiesz, różaniec za różańcem, pielgrzymka za pielgrzymką, nowenna za nowenną, medaliki i cuda wianki do Maryi, ale w zwykłą niedzielę na Mszę świętą to nie bardzo, a do spowiedzi to raz na rok, albo i wcale, "bo Maryja podźwignie z czyśćca w razie czego" (np. babcia koleżanki tak mówiła). Nie żebym miała coś do tego, jak często ktoś się spowiada, bo to nie mój interes. Tylko jak dla mnie taki obrazek mówi sam za siebie i mnie wręcz odrzuca.
UsuńMam podobne spostrzeżenia co do kultu Maryjnego, a jeszcze większy problem mam ze świętymi. Zwłaszcza jeśli widzę jakieś przegięcia, które haczą o bałwochwalstwo.
OdpowiedzUsuńNo popatrz, ja mam wrażenie, że odwrotnie; to na Nią spadła cała odpowiedzialność. Wszak właśnie jej "fiat" o wszystkim zadecydowało. Nie zapominajmy o tym, że Ona była podporządkowana Bogu. Nie mężczyźnie. Podporządkować się Bogu może jedynie ten, kto ma w potencji decyzyjność. Ona bez wątpienia miała. Dla Boga była podmiotem, z którego decyzją się liczył. Tak właśnie...zdecydował. Józef zaś ją "tylko" wspierał. Jednak "tylko", nie oznacza, że to mało. Lecz to kobieta ponosi główny ciężar, przede wszystkim zaś ryzyko. To ona ze wszystkim zostaje sama, gdy tylko pomyślność losu się odwróci. Mężczyzna, nawet jeśli ma najlepszą wolę dla kobiety zrobić wszystko, nie może w gruncie rzeczy zagwarantować jej niczego. Choćby dlatego, że jest śmiertelny:-).
OdpowiedzUsuńCo by jednak pięknego nie powiedzieć o Jezusowej Matce, nie ulega kwestii, że to właśnie ...matka. Nie należy do obszaru "świętej czwórcy, bo takowej nie ma.
Powiem Ci, że nieco mnie zaskoczyłaś, bo pierwszy raz spotkałam się z taką opinią jeśli chodzi o Maryję:) Oczywiście mnie od zawsze zastanawiało jak to jest możliwe, że Matka Boga jest tylko jedna a tak naprawdę jest ich mnóstwo. No, ale zostawiłam to na boku i zaczęłam ufać, po prostu. Dzisiaj nie wyobrażam sobie inaczej:) Masz rację też, że są osoby, które faktycznie stawiają Maryję na pierwszym miejscu nie licząc się z Sakramentami, ale to raczej mniejszość. Bynajmniej ja nie widzę wokół siebie tego problemu aż tak mocno, a jeśli już to dotyczy to osób starszych Bez względu na to ja jako patriotka:D sercem jestem przy Matce Bożej Częstochowskiej:) Jej obraz widnieje w ołtarzu mojego parafialnego, malutkiego kościoła i tym bardziej jest mi bliska. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńU mnie nie ma tego problemu, bo nie uznajemy kultu Marii - dla nas to "tylko" matka Chrystusa. Z resztą świętych też nie mamy ;)
OdpowiedzUsuńNatomiast Twoje "tylko" to naprawdę dużo. Sama wiem jak to działa u nas - czasem jest gorszy czas, natłok wszystkiego, zmęczenie, brak czasu dla siebie wzajemnie itp. I to, że obok jest ta druga osoba, że przytuli, że zrobi obiad, że wspiera jest bardzo ważne.
Ja z kolei uznaje tylko Matkę Boską Częstochowską, pamiętam jak byłam mała i mama próbowała mi wytłumaczyć że Jezus i Maryja to tam w Egipcie i w ogóle i nie dałam się przekonać bo "ona jest z Częstochowy to czym, na osle do tego Egiptu poszła?" (nie dałam się też przekonać ze mieszkam w Małopolsce bo "ja w żadnej Małej Polsce nie mieszkam tylko w Wielkiej" i w ten właśnie sposob Tarnów znalazł się w Wielkopolsce).
OdpowiedzUsuńTeż mam problem jak ta z żebra ze świętymi. jedynie ze swietych to zwracam uwage na Ojca Pio (który jest ulubieńcem mojej mamy wiec i tona książek o nim w moim domu) i JP2 a tako jakoś nie umiem sie modlić o wstawiennictwo czy cokolwiek do innych.
Ps. To ja Kropka.
UsuńDogadałabyś się z moim Lubym pod względem zastrzeżeń do kultu maryjnego ;) Zresztą z tym uciekaniem się mężczyzn do Maryi to pierwsze słyszę, a nigdy nie zaobserwowałam, a środowisko, w którym się obracam, jest w przeważającej części męskie.
OdpowiedzUsuńNo ale fakt: czego jak czego, ale cichości i pokory w sytuacji, w której - jak nam się zdaje - nie możemy pomóc, możemy się od Niej uczyć.
A co do pieśni, polecam serdecznie: http://w344.wrzuta.pl/audio/4uOvQQgQ0vX/
Pozdrowienia serdecznie,
manna
Mój Tata jest bardzo maryjny :P
UsuńŚwieczek ;)
No to mamy jeden przypadek:D
Usuńm.
A ja mam znajomych facetów bardzo rozkochanych w Matce Bożej, wtedy gdy byliśmy nastolatkami, właśnie z nimi się porównywałam, doszukując się w sobie nienormalności. A dziś... oboje przygotowują się do kapłaństwa. :)
UsuńA dziś mojemu Lubemu mówiłam o Twoim wpisie i o tym, że nie mogłam się doszukać żadnego maryjnego mężczyzny, na co niemal oburzony zapytał: "A Wojtyła? A Wyszyński?"
UsuńNo i, że tak powiem, zaorane ;)
m.
Chciałabym Ci polecić książkę Jana Dobraczyńskiego "Cień ojca" - opowiada niby o Józefie, ale zarazem o Maryi. To powieść, ale bardzo piękna i bardzo ludzka.
OdpowiedzUsuńDla mnie Maryja wiąże się przede wszystkim z macierzyństwem, bardzo trudnym (choć często bliższa jest mi Elżbieta czy Sara...). Dlatego też z wizerunków najbardziej lubię te, na których jest brzemienna - np. z Guadelupe.
Zwykłam o sobie mówić, że jestem wiejską dziewczyną i moja wiara jest prosta. Wyrosłam wśród tych wszystkich na- i pobożeństw, są dla mnie naturalnym sposobem wiary. Takim zwykłym, bez zadęcia, napompowania, zbędnej przesady.
A różaniec chyba warto i tak odmawiać, jako że wiążą się z nim szczególne łaski ;)
Marysia
Dziękuję za kolejną polecankę książkową (tamta już zamówiona :D), będę mieć na uwadze.
UsuńA różańcem i tak się modlę codziennie, tylko właśnie raczej z uwagi na jego wartość jako formy modlitwy, bo własnego upodobania jest w tym niewiele. Po prostu. :)
O, "Cień ojca" czytałam i mogę skromnie polecić, bo warto, warto :) A jeśli chodzi o kult maryjny, mam podobne wrażenia.
Usuń