Rozmawiałam ostatnio z koleżanką, która od sierpnia jest mężatką i pokazywała mi swoje zdjęcia ze ślubu. Dla mnie najciekawsze są zawsze zdjęcia właśnie z momentu składania przysięgi. Dlatego bardzo zaintrygowało mnie zdjęcie, na którym podczas przysięgi kapłan trzymał otwarty lekcjonarz ślubny zwrócony przodem do pary młodej. Okazało się, że młodzi sami mówili słowa przysięgi, a nie powtarzali za kapłanem, a tekst mieli przed sobą na wszelki wypadek, gdyby ze stresu język zacząć się plątać. Zdumiałam się, bo chyba jakoś nawet podświadomie nie do końca mi pasuje to powtarzanie za kapłanem, a nie wiedziałam, że jest w ogóle taka możliwość, by samemu powiedzieć przysięgę. A skoro jeszcze można mieć tekst przed sobą i w razie potrzeby się nim wspomóc, to w ogóle rewelacja.
Ale Narzeczony nie podziela mojego entuzjazmu. Uważa, że najważniejsze to znać istotę i sens tych słów, skupić się na wymówieniu ich z pełną świadomością, a nie w nerwach, czy czegoś się nie przestawi lub pominie. Moim zdaniem wystarczy się porządnie nauczyć tych dwóch zdań, powtarzać je sobie w głowie od czasu do czasu, a przy okazji podumać nad ich znaczeniem. W końcu wbiją się do głowy tak jak pacierz. Przecież ślub to nie teatr, żeby trzeba było perfekcyjnie odegrać swoją rolę i nie pomylić słów. W razie czego ma się przecież przed sobą tekst, a na dobrą sprawę można się też umówić z kapłanem, że jeśli zauważy, że coś idzie nie tak, żeby jednak podpowiedział. Dla mnie ważny jest taki niewielki wymiar spontaniczności w tym wszystkim. Karol nie przywiązuje wagi do takich szczegółów. On nie rozumie mnie, ja nie rozumiem Jego. Temat odłożony na później, niech się uleży.
A dla rozluźnienia - oby tylko nasza przysięga nie wyglądała tak... :D
Ado, ależ to wspaniały pomysł, w pełni się z tobą zgadzam! Powtarzanie po 3 słowa za księdzem to bezsens, możesz powoli urabiać Karola, żeby się nauczył przysięgi ;)) Wtedy patrzysz mu w oczy, rozpływasz się i mówisz "z głowy" coś, w co święcie wierzysz, nie czekając aż kapłan podpowie ;) Masz moje poparcie! :D
OdpowiedzUsuńNie mam zamiaru "urabiać" ani na siłę przekonywać Narzeczonego. To musi być nasza wspólna w pełni wolna i świadoma decyzja. Może nie do końca rozumiem Jego uprzedzenia i zastrzeżenia co do mojego pomysłu, ale szanuję, że ma inne zdanie i nie będę naciskać, żeby mi uległ dla świętego spokoju. Jeżeli poczujemy to razem, zdecydujemy się na to. Jeśli nie, zostaniemy przy klasycznej wersji. To na razie tylko pomysł do przemyślenia. Czasu mamy dużo, więc temat zdąży w nas dojrzeć. :)
UsuńTeż na początku meliśmy pomysł mówienia z pamięci, ale byliśmy na ślubie, gdzie tak było... i nam przeszło. ;) Powtarzając za księdzem człowiek jakoś tak analizuje każde słowo, wszystko idzie tak dostojnie i wyraźnie, powaga przysięgi aż dudni w uszach. Tam, gdzie młodzi sami mówili, przysięga trwała ułamek sekundy i ja, jako pierwsza płaczka Rzeczypospolitej, która potrafi się na "Modzie na sukces" rozpłakać, nawet nie poczułam tego momentu. Sam pomysł mi się podoba, ale to przeważyło. No i jednak dziwnie by było w połowie na "ściągę" patrzeć w razie czego.;)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że samemu też można wypowiedzieć słowa przysięgi tak, by było wyraźnie, powoli i dostojnie, z mocą. To chyba kwestia nastawienia i przygotowania, żeby nie pędzić, tylko skupić się na każdym słowie. I tak uzgodnić z kapłanem, by ewentualna "podpowiedź" była subtelna i nie wywołała niepotrzebnego zamieszania. Myślę, że do zrobienia, jeśli się tylko chce. A czy zechcemy oboje - to się okaże. :)
UsuńZ tym przygotowaniem, żeby nie pędzić, to wiesz... :D na swoim ślubie czas inaczej leci, ludzie myślą, że powoli idą do ołtarza, a pędzą jak nienormalni, ja myślałam, że ładnie bukiet trzymam na normalnej wysokości, mąż w przysiędze akcentował wszystke Ą, Ę "przyjmij tĘ obrĄczkĘ" i nawet nie wiedział (w ogóle tak normalnie nie mówi:D), i tak pamiętałam, żeby obrączkę pocałować przed nałożeniem mężowi, że aż zapomniałam. :D
UsuńAle rozumiem urok obu opcji sama miałam ogromny dylemat. :) Na pewno będziecie mega szczęśliwi, obojętnie na którą wersję się zdecydujecie. W końcu to będzie WASZA przysięga, więc jedyna w swoim rodzaju :)
Ja wolę filmy z przysięgi oglądać zamiast zdjęć, tam to dopiero widać wszystkie emocje, spojrzenia, drżące głosy słychać. Zawsze się wzruszam na takich filmach, nawet jak obcych ludzi na yt oglądam. :) Zdjęcia wszystkiego nie uwiecznią.
O zgadzam się. Ostatnio byłam na ślubie gdzie panna mloda to taka pozytywnie roztrzepana osóbka, taka mega obrotna, wszystko szybko i o dziwo bez szkód robi a pan młody to powiedziałabym flegmatyk, pomalutku, spokojnie potrafi krótki dowcip opowiadać przez 15 minut (cale szczęście że robi to fajnie bo inaczej by się tego słuchać nie dało). Powiem szczerze ze byłam w szoku kiedy podczas przysięgi ona powiedziała wszystko spokojnie, ładnie bez nawet najmniejszego drżenia głosu a on przez przysięgę przeleciał w 5 sekund, jak katarynka. Nerwy robią swoje i ja też długo marzyłam o tym żeby przysięgę powiedzieć sama ale po tym ślubie jednak uznałam ze to nie na moje nerwy i skoro ktoś tak powolny jak P. przeleciał tak szybko przez przysięgę i to powtarzając za księdzem to ja bym to zrobiła jeszcze szybciej.
UsuńByłam na kilku ślubach w życiu, a teraz, czytając ten post, odtworzyłam w pamięci przysięgę ślubną bez błędu ;) My kobiety chyba tak mamy, że dla nas takie szczegóły są bardzo ważne. Mam nadzieję, że uda Ci się jeszcze przekonać Karola do przysięgi bez powtarzania za księdzem :) Zawsze jest pod ręką tekst, więc można zerknąć, chyba lepiej pomylić się mówiąc z pamięci, niż jak to często bywa, pomylić się powtarzając za księdzem ;)
OdpowiedzUsuńMy mówiliśmy z pamięci! I było to dla nas oczywiste od samego początku, że tak będzie. Jakoś tak jak Tobie Ado gryzło nam się bardzo to powtarzanie za księdzem. Było dla nas takie ... mechaniczne. I obyło się bez problemów i bez pośpiechu. Było tak jak powinno wyglądać najpiękniejsze wyznanie miłości :-) Ale z tego wszystkiego zapomnieliśmy powiedzieć księdzu, że mówimy sami i mnie przypomniało się dopiero jak już mieliśmy ręce związane stułą i w ogóle. Ksiądz (nasz znajomy swoją drogą) trochę się zdziwił, ale uśmiechnął się, powiedział: "no to czadowo" ;) i już. A jakbyśmy czegoś zapomnieli to na pewno by podpowiedział. Jednak obyło się bez tego, zarówno podczas przysięgi, jak i podczas nakładania obrączek. Z mojej strony - polecam!
OdpowiedzUsuńPróbowałam sobie przypomnieć, jak to było u nas, nie rozumiałam, czemu nie pamiętam, aż wreszcie przypomniałam sobie, że żadnej przysięgi nie było :D
OdpowiedzUsuńO ile tylko scenicznego szeptu księdza nie słychać we wszędobylskim mikrofonie, to nie widzę problemu ;) Chyba bardziej bym się denerwowała taką przemową, powtarzanie daje pewien spokój, jak sądzę.
Marysia
Rozumiem Karola - stres może nie tylko poplątać język i doprowadzić do sklerozy, ale jak się wzruszycie to ciężko Wam będzie ze łzami w gardle mówić - te przerwy na podszepty księdza pomogą ;)
OdpowiedzUsuńMnie zupełnie nie przeszkadzało podpowiadanie księdza, bo cały czas patrzyliśmy na siebie i mówiliśmy do siebie, a ksiądz nie używał mikrofonu dla siebie. Te przerwy wykorzystywaliśmy na uśmiechanie się do siebie. No i możesz dwa razy przemyśleć te słowa! ;)
Nie namawiam, Twój pomysł bardzo pasuje mi do Twojego sposobu przeżywania i może rzeczywiście w Waszym wypadku to się sprawdzi. Potem i tak ksiądz będzie Wam zadawał pytania... I tu anegdota: po ceremonii moja znajoma powiedziała mi, że Adam spokojnie odpowiadał na wszystkie pytania, aż doszło do tego o potomstwo i dwa razy głośniej odpowiedział "tak!" ;) Ja nie zwróciłam na to uwagi - emocje za duże.
A w obrzędach sakramentu małżeństwa napisane jest "Narzeczony powtarza za kapłanem", "następnie powtarza narzeczona"...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
manna, dziewczyna studenta prawa, którego największym zamiłowaniem jest prawo liturgiczne (jak to mówią: kto z kim przestaje, takim się staje ;) )
Wiem, dlatego byłam zdziwiona, że jest taka możliwość.
Usuń:)
Szczerze, to nie myślałam, że tak można:) Nigdy nie byłam na takim ślubie, więc nie wiem jak to wygląda w praktyce, ale podoba mi się takie rozwiązanie. Podejrzewam, że wypowiadanie przysięgi tylko i wyłącznie przez narzeczonych jest takie bardziej osobiste i ma swoją głębię. W dodatku ślub powinno się brać już ze świadomością słów przysięgi, więc kapłan wiele Wam w trakcie jej wypowiadania nie pomoże:) Jakby coś to masz moje poparcie:)
OdpowiedzUsuńDla mnie akurat to czy będziemy mówić przysięgę za księdzem czy sami było najmniej ważne:) Ważne są słowa, które wypowiadasz, przez to że są one powtarzane za księdzem nie tracą nic a nic na wazności, a to, jak coś wygląda (czy brzmi w tym wypadku;) ) ładniej, brzydziej, zgrzytająco czy nie to dla mnie żadnego znaczenia nie miało. Podobnie zresztą jak to, jakiego koloru były kwiaty w kościele czy inne takie estetyczne pierdoły. Prosiłam siostrę zakrystiankę o białe róże przy naszych krzesłach, ona zrobiła pomarańczowe, i też było ładnie:)
OdpowiedzUsuńNie wiem, ja naprawdę nie mam głowy do takich drobiazgów, choć wiadomo, każdy chce, żeby jego ślub był ładny, i ładnie się prezentował :)
Przykre jest to że nawet ludzie którzy deklarują przynależność do Kościoła i ciągle pisząc o Bogu promują kabarety, poprzez zamieszczanie ich na swoim blogu, które ośmieszają księży, Kościół i sakramenty, A potem wielkie zdziwienie że wszyscy drwią z chrześcijan... Jestem wysoce zbulwersowana i zgorszona Waszą postawą.
OdpowiedzUsuńNo cóż, nie do każdego trafia dany rodzaj poczucia humoru, a to co dla nas jest zwyczajnie śmieszne, a może nawet głupie, dla kogoś innego będzie przekroczeniem granicy dobrego smaku. Ten skecz może nie jest zbyt wysokich lotów, ale umieściłam go tutaj ze względu na zabawne ujęcie konwencji przysięgi małżeńskiej, o której pisałam, jako taki komentarz z przymrużeniem oka. Rozumiem, że nie każdemu będzie się to podobać. Mimo wszystko nie upatrywałabym tutaj zamiaru chamskiego ośmieszania Kościoła. No i mogę jedynie ubolewać nad tym zgorszeniem, do którego nieświadomie się przyczyniłam.
UsuńWiesz, pisanie o tym że jest to inny rodzaj poczucia humoru jest dosyć dziwnym tłumaczeniem się. Po pierwsze dlatego że uważam że przekraczanie pewnych granic w humorze nie jest moralne i nie dyskutuje się nad tym (stawiasz w sumie podobny argument jak homoseksualiści mówiący że ich miłość jest po prostu innym rodzajem miłości). Przykładowo czy równie śmiesznie i z przymrużeniem oka traktujecie z narzeczonym dowcipy o Holocauście? Uważam że nawet w dowcipach są granice. Ale zakładając że może i dla Was to jest śmieszne i traktujecie to jako humor z przymrużeniem oka a nie nagonkę na Kościół to wiedzcie że są na świecie ludzie którzy inaczej odbierają tego typu kabarety. Jestem przekonana że żyjecie w rodzinach i środowiskach gdzie nikt z Waszych nabliższych nie spotkał się z księdzem pedofilem czy z księdzem posiadającym kochankę. Ależ skąd Wy możecie wiedzieć że taki człowiek ma ogromne problemy z powrotem do Kościoła który sieje zgorszenie? Skąd możecie wiedzieć że media w fantastyczny sposób stosują nagonkę na Kościół a ludzie którzy spotkali się ze zgorszeniem w kościele przez takie głupie kabarety (ot dla Was niewinne!!) jeszcze bardziej się utwierdzają w takim przekonaniu: że księża to zboczeńcy którzy sami sakramentów nie traktują poważnie. Ja znam takich ludzi osobiście i wiem że każda ich styczność z takim, Waszym zdaniem PRZYZWOITYM, kabaretem wywołuje jeszcze większą agresję do Kościoła. Czy naprawdę uważasz że kreowanie w kabaretach wizerunku księdza - zboczeńca jest tylko delikatną zabawą, nikomu nie szkodzącą? Jeśli tak, to poczytaj o wpływie mediów i reklam na ludzi. Oczywiście jest to Twój blog ale pamiętaj że to co dla Ciebie jest niewinne i śmieszne w innych może wywoływać zgorszenie i wierz mi naprawdę poteżne (bo nie jest normalne jeśli sami chrześcijanie przyzwalają na łączenie wizerunku księdza ze słowem zboczeniem - bo wybacz ale końcówki kabaretu inaczej odebrać się nie da!!!)
UsuńNie będziemy się tłumaczyć. Zastanawialiśmy się długo, co odpowiedzieć na ten ochrzan (bo tak to zabrzmiało), ale uznaliśmy, że wszelkie nasze dalsze tłumaczenia i wchodzenie w dyskusję nie mają większego sensu. Ty masz swoje zdanie, my swoje, bo patrzymy z zupełnie różnych perspektyw. Nie chcemy dolewać oliwy do ognia. Możemy tylko przeprosić, że poczułaś się urażona.
UsuńTo nie jest ochrzan i przykro mi że tak odebrałaś moje słowa. Miało to być UZMYSŁOWIENIE Wam że jako chrześcijanie (przynajmniej takimi się deklarujecie) promujecie medialną nagonkę na Kościół, przyzwalacie na łączenie księdza ze słowem zboczeniem i księdza który w nosie ma godziwe przyjmowanie sakramentów (pod wpływem alkoholu czy na "chybcika"). I jeśli uważacie że jest to tylko kwestia dyskusji - to nie jest! Chrześcijanie niektórych rzeczy nie powinni promować. Czy jako chrześcijanin wypadałoby zamieszczać linki do stron pornograficznych czy tabletek antykoncepcyjnych? A jeśli nie widzicie w tym problemu to zastanówcie się przez chwilę nad Waszym sumieniem. Jeśli nie rozumiecie że wielu ludzi ma poważne problemy z wiarą poprzez taką NIEWINNĄ PROPAGANDĘ na Kościół to naprawdę poczytajcie o wpływie reklam na człowieka. I pozwolę sobie jeszcze raz napisać że jeśli Wy nie widzicie w tym problemu to wiedzcie że jako Chrześcijanie promujecie ZŁY WIZERUNEK KOŚCIOŁA!!
UsuńA swoją drogą to przykre jest to że jak piszecie komentarze to odpowiadacie tylko na te pochlabiające. Jak tylko ktoś się o coś do Was przyczepi to umywacie ręce: bo przecież nie będziemy dyskutować. I nie jestem pierwszą osobą dla której to stosujecie.
Nie pozwolę na to by Chrześcijanie "pluli" na Kościół i zamieszczali kabarety które obrażają SAKRAMENTY i robią sobie jaja ze świętości! Bo przecież to tylko niewinne poczucie humoru....
Konserwatystka
To nieprawda, że nigdy nie podejmujemy dyskusji z osobami, które prezentują tutaj swoje odmienne zdanie. Niejednokrotnie takie dyskusje na blogu się pojawiały. Natomiast rzeczywiście stronimy od wdawania się w dyskusje w takich przypadkach jak teraz, bo to nie ma większego sensu. Wyraziłaś swoje oburzenie, ja odpowiedziałam, jak ja to widzę i przeprosiłam, że poczułaś się zgorszona i urażona. Ale Ty nie przyjmujesz do wiadomości, że mogę zostać przy swoim zdaniu i zaczynasz jeszcze mocniej atakować. Ja rozumiem Twoje racje, ale nie do końca się z nimi zgadzam i mam do tego prawo. Nie zamierzam natomiast pozwalać sobą manipulować, aby na moim blogu rządzili komentatorzy - temu się nie podoba to, to mam tego nie zamieszczać, tamtemu co innego nie pasuje, to o tym nie pisać... Niestety, to nie tak działa.
UsuńWiadomo, że wszystko, z czym się stykamy, wywiera na nas określony wpływ i do mnie naprawdę dotarło, co o nas sądzisz. I na tym koniec, zrobię z tym, co uważam za słuszne. A jeśli uważasz, że jak przez capslock i wykrzykniki w komentarzach zmusisz mnie do zgodzenia się z Tobą i usunięcia linku (skoro nie możesz pozwolić, byśmy tym "pluli na Kościół"), to trochę się mylisz.
Bardzo szanuję wszystkich, którzy tutaj wchodzą i nas czytają, także tych o odmiennych poglądach, ale są pewne granice w dyskusji i Ty je właśnie przekraczasz.
A my mówiliśmy przysięgę sami, bez pomocy księdza, bez tekstu... Tak samo było przy nałożeniu obrączek;) Polecam każdemu, kto oczywiście czuje się na siłach.
OdpowiedzUsuń