Oficjalnie zostaliśmy zapisani w kancelarii parafialnej przy kościele, w którym odbędzie się ślub. A wpisu tego dokonała osoba, która ma... niezwykłą ciocię. Jej ciocią jest... bł. Karolina Kózkówna. Powaga! Też byliśmy w szoku. Jaki świat jest mały... :)
Ta właśnie osoba, przekonywała nas gorąco do kilkutygodniowych nauk przedmałżeńskich. Też tak chcieliśmy, ale mamy naprawdę baaardzo ograniczone możliwości czasowe i wygospodarowanie czasu kilka razy o tej samej porze w godzinach, kiedy niejednokrotnie jeszcze pracujemy, jest bardzo trudne. Po wielu przemyśleniach zdecydowaliśmy się więc na kurs weekendowy (przed którym wcześniej zapieraliśmy się rękami i nogami, uważając takie rozwiązanie za mało wartościowy maraton). A pani nam tłumaczy, że można chodzić na przykład tylko raz w miesiącu, bo te weekendowe to taki właśnie maraton... Może i maraton (okaże się), ale przynajmniej na te dwa dni można się skupić tylko na tym i poświęcić tym spotkaniom odpowiednią uwagę.
- No w sumie tak - odpowiada niepocieszona pani. Na co Karol do niej:
- Spokojnie, my sobie też trochę ""nadrabiamy" we własnym zakresie. :)
- O właśnie, dużo rozmawiamy, co chwilę coś wartościowego czytamy, słuchamy... Ciągle się coś dzieje, staramy się dobrze wykorzystywać ten czas - dodaję.
- A to pięknie. Jak są wspólne zainteresowania to najważniejsze! - odpowiada nam pani.
Wychodzimy, a Karol mnie pyta:
- Ej, jakie my mamy wspólne zainteresowania...?? O co jej chodziło? :)
:D
Padłam. :)
Nie no, wcale nie mamy wspólnych zainteresowań i okrutnie się nudzimy w swoim towarzystwie... To tak jakby ktoś nie wiedział. ;)
Ot, na poczekaniu: moim najciekawszym zainteresowaniem jest śmianie się z Karola, a Jego - śmianie się ze mnie...! Jest wspólne? Jest. A ten się czepia... :D
***
Maryja to jednak ma naprawdę niezłe wtyki... Wcześniej parę miesięcy szarpaliśmy się, szukaliśmy bezskutecznie, ile czasu, ile nerwów straciliśmy, a szczególnie Karol - jeden Pan Bóg to wie. Aż z początkiem roku postanowiłam (trochę w ciemno) oddać to wszystko Matce Bożej. Zaczęłam czuć taką niewyobrażalną wcześniej więź i bliskość z Nią, każdego dnia powierzam to wszystko, co trudne w Jej czułe ręce. I co? I w niecały miesiąc znajduje się wszystko i to na już, a w dodatku w takim wydaniu, o którym nawet nie śmiałam marzyć! W ciągu kilku dni rusza wszystko, co chcieliśmy, aż zaczyna nas przerażać to tempo... Jest jeszcze mnóstwo niewiadomych i jeszcze więcej przeszkód do pokonania, ale skoro tak namacalnie wręcz czuć, że Ona nam toruje drogę, to czym się martwić...?
Boże, co to musiała być za Kobieta, żeby mieć takie pole do popisu i w niebie, i na ziemi...! ;)
No dobra, ale o co jej chodziło? Przecież nie wie, że Waszym hobby jest śmianie się z siebie nawzajem ;D
OdpowiedzUsuńJakoś wyjątkowo związani z Karoliną Kózkówną jesteście, widzę. ;) To ze względu na Wasze postanowienie?
OdpowiedzUsuńWiadomo, że Karolina jest nam bliska jako patronka młodych osób starających się o czystość. Ale żeby tak swoją rodzinę nam podsyłać przy formalnościach związanych ze ślubem, to się nie spodziewaliśmy... ;)
UsuńNo to Wam rzeczywiście wyszło. :D
UsuńMnie Kózkówna jakoś specjalnie bliska nigdy nie była, w przeciwieństwie do św. Agnieszki Rzymianki (mojej patronki z bierzmowania zresztą). Ta to dopiero była nieźle zaprawiona w bojach jeśli chodzi o obronę dziewictwa... Pewnie dlatego się z nią tak solidaryzuję. :P :P
Ha ha ha...! :D
UsuńNiesamowita historia. Aż Wam zazdroszczę:)
OdpowiedzUsuńChodziliśmy na zwykłe nauki, bo nam tak było prościej - te dwie godziny dwa razy w tygodniu, aniżeli wyjazd weekendowy (gdzie właśnie mam wątpliwości, co do maratonu).
OdpowiedzUsuńAle! Jak zwykle, mam dla Was polecankę. Są to rekolekcje dla narzeczonych i małżonków w Hermanicach, Trwają tydzień, zwykle na początku wakacji. Byliśmy na wersji "małżeńskiej", ale można tam zrobić normalne katechezey dla narzeczonych. Polega to na tym, że od rana są wykłady wspólne dla wszystkich par, np. z psychologii, a popołudnia już z podziałem na małżonków i narzeczonych. Tyle, ile się tam dowiedziałam, to nigdzie indziej. Bardzo wartościowy czas, piękna okolica, niesamowici wykładowcy. Jeśli macie możliwość - polecam!
Marysia :)
My byliśmy na weekendowych w Białej Krakowskiej. Bardzo dobrze wspominamy ten czas - nie jako maraton, ale taki dobry, a nawet wzruszający czas, kropka nad i ;-)
OdpowiedzUsuńMy bylismy na co tygodniowych, ale wspominamy je bardzo fajnie :))
OdpowiedzUsuń