Odliczamy!

wtorek, 21 stycznia 2014

Głupie sny i jeszcze głupsze "hobby"

Miałam zabawny sen.

Mieliśmy razem z Karolem jechać do Francji. Sami. Granatowym MALUCHEM. Co ciekawe, żeby ta machina mogła jechać, musiała w nim być do specjalnego gniazdka podłączona... moja prostownica do włosów. :D A na dachu była taka śmieszna biała klapa, którą można było odsunąć jednym ruchem ręki, nie wychodząc z samochodu i wtedy był maluch-cabrio. Nie wyglądało to wszystko zbyt bezpiecznie, ale ja w ogóle się nie bałam... :)

Mój wniosek: z Nim mogłabym pojechać taką machiną nawet na koniec świata!
Karola wniosek: to symboliczny obraz naszego majątku. :D

***

Nie wiem, dlaczego, ale jakoś ostatnio mam fazę na... oglądanie teledysków ślubnych. Tak po jednym, po dwa, bo więcej na raz się nie da. Wszystkie są prawie takie same i zaczyna się mienić w oczach. :) Wiem, wiem, trudno się dziwić, bo przecież ślub to ślub, ale i tak trochę mnie to śmieszy. W ogóle pomijam już fakt, jak można zdobyć się na taki ekshibicjonizm, by film z tak wyjątkowego i intymnego wydarzenia umieścić zwyczajnie na youtubie, gdzie może to obejrzeć każdy... Nie mieści mi się to w głowie, ale skoro już tam są... :) Czasem nawet Karola uda się namówić i oglądamy jakiś teledysk razem. Ktoś spyta - po co w takim razie? Po pierwsze - dzięki temu upewniamy się, że sami nie chcielibyśmy takiej szopki, żadnego kamerzysty, filmowania sztucznego "ceremoniału" wkładania sukni ślubnej czy spinek do koszuli... Nie, to kompletnie do nas nie pasuje. A po drugie, z ogromnej większości takich filmików można zaczerpnąć sobie jakiejś inspiracji, jak NIE chcemy, żeby wyglądał nasz ślub. Naprawdę sporo wskazówek nam się wyklarowało po takim oglądaniu, bo wcześniej nawet nie przyszło nam do głowy, że można zawracać sobie głowę na przykład tymi nieszczęsnymi spinkami do koszuli, które "muszą" być sfilmowane... :)

A tak zupełnie poza tym... Przyznaję się - po prostu nie mogę się doczekać naszego ślubu i muszę sobie dostarczać jakichś substytutów. Żeby sobie powyobrażać, poporównywać, posnuć trochę marzeń... A zdarzają się wśród tych wszystkich teledysków takie perełki, przy których nawet można się wzruszyć... ;)


38 komentarzy:

  1. Wniosek Karola mnie rozbawił:)

    Wcale się nie dziwię, że nie chcecie tej całej, sztucznej szopki podczas filmowania w dniu ślubu. Chociaż zauważyłam, że wiele się zmienia pod tym względem. Kamerzyści proponują inne rozwiązania, np. w postaci filmu nakręconego jeszcze przed ślubem, gdzie rozgrywa się akcja a punktem kulminacyjnym jest ślub:) Bardzo ciekawe rozwiązanie, które może zastąpić ubieranie podwiązki, filmowanie nogi Panny Młodej, spinek, o których pisaliście i innych bzdur:) A w ogóle to macie zamiar mieć kamerzystę? Ja jakoś na razie nie wyobrażałabym sobie tego dnia bez kamerzysty, chociaż nie ukrywam, że nie lubię siebie oglądać na jakimkolwiek filmie, tym bardziej gdyby to miał być film ze ślubu. No ale, pamiątka jest:) Moi rodzice przez dłuższy czas nie oglądali swojego filmu, a teraz uwielbiają to robić:) Oglądają i wspominają. Mówią, że zdjęcia zdjęciami, też przywracają wspomnienia, ale film to jak żywy obraz tego dnia. A posłuchanie przysięgi to już się nie mówi:) Jak na nich patrzę to myślę, że jednak chciałabym tego kamerzystę, mimo moich uprzedzeń do oglądania siebie na ekranie. Ale zobaczymy, wiele się może zmienić, choć muszę przyznać im rację- film to jak przezywanie na nowo:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie jak przeżywanie na nowo. :D A już po tylu latach, to w ogóle musi być kosmos. Moi nie mają niestety, szkoda, też bym sobie obejrzała.

      Usuń
  2. Ty nawet nie wiesz, jakim przeżyciem jest głupi "ceremoniał" ubierania sukni. ;)
    Zawsze będę bronić filmów. :p Uwiecznione maślane oczy, uśmiechy i drżenie głosów przy wypowiadaniu przysięgi, w ogóle bijące na kilometr szczęście i miłość (to jest w ogóle kosmos, że możesz na Was spojrzeć z boku!) jest najlepszym lekiem antydepresyjnym i antykryzysowym w małżeństwie, patrzysz na tę miłość, słuchasz przysięgi i przypominasz sobie, co się naprawdę liczy. Minę męża masz uwiecznioną, który przez cały czas na Ciebie patrzy, jakby nic piękniejszego w życiu nie widział i to, że oczami za Tobą świruje non stop, czego sama nie jesteś w stanie zauważyć. ;) Że nie wspomnę o tym, że człowiek w dniu ślubu jest w takim amoku, że dopiero po obejrzeniu filmu do niego dociera, bo tak to jest sen. :p Oglądanie czyichś filmów to nie to, co oglądać swój, nawet jak się siebie oglądać na żadnych filmach nie lubi;) Aaaaaach aż się rozmarzyłam i rozanieliłam, zaraz sobie znowu swój włączę. :D :D

    A teledyski w necie to głównie portfolio i reklama kamerzysty. Nasz też jest, podpisaliśmy zgodę, narobił się facet, ładnie mu wyszło, to niech sobie pokaże próbkę umiejętności. To nie sekstaśma, żeby było ekshibicjonizmem. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wlasnie to jest reklama. Chyba bardziej ekonomiczne i wygodne jest obejrzenie w necie próbek tego co potencjalny kamerzysta moze zrobić z nasza taśma niż jeżdżenie po kolei do każdego i dopiero tam oglądanie. Dzięki temu juz na starcie można odrzucić to co nam się nie podoba i wybranie kilku z którymi warto się spotkać.

      Mnie się cała taka otoczka podoba a najbardziej anegdoty do niej kiedy taśmę się ogląda z Młodymi bo mają kupę wspomnień z tego na pozór głupiego ubierania podwiązki.

      Usuń
  3. Ja też chciałabym podzielić się z Tobą swoimi przemyśleniami, a właściwie to swoim doświadczeniem. My jesteśmy już ponad rok po ślubie. Też staraliśmy się, żeby z naszego ślubu nie zrobić żadnej szopki, itp... Miało być bez wielkich fajerwerków, udziwnień, itp... Po prostu wiedzieliśmy, że liczy się dla nas przede wszystkim Msza święta, podczas której złożymy przysięgę małżeńską z pełną świadomością i odpowiedzialnością Nawet przed ślubem odmawialiśmy codziennie kilkudniową nowennę w tej intencji.

    Po ślubie nie robiliśmy wesela, zaplanowaliśmy przyjęcie weselne - bez tańców, itd... Miało być prosto, elegancko i uroczyście, i tak było. Co do kamerzysty - nie chcieliśmy, żeby cała ceremonia ślubna była nagrywana, uważaliśmy, że nie lubimy potem siebie oglądać na takich filmach, że niepotrzebnie taki kamerzysta będzie nas rozpraszał, itp... No i nie wzięliśmy nikogo, kto by ten nasz dzień nagrywał. Dopiero po ślubie żałowaliśmy trochę tego.
    Jakoś tak naturalnie chciałoby się wrócić do tego wyjątkowego momentu - chodziło nam głównie o sam moment przysięgi... (mówiliśmy ją z pamięci). Do tego jeden z naszych znajomych z ławki nagrał kilka momentów ze mszy św swoim telefonem., Nagrał wszystko z wyjątkiem właśnie przysięgi, którą tak chcieliśmy ponownie zobaczyć (choćby była nagrywana przez kogoś zwyczajnym telefonem z ławki :D)

    Poddaję do przemyślenia, bo my zapieraliśmy się rękami i nogami przed kamerzystą ;)
    Może poproście chociaż kogoś z Waszych znajomych, by uwiecznił to chociaż zwykłym telefonem. Myślę, że warto ;) Żeby nie inwestować w jakiegoś profesjonalnego kamerzystę, który też pewnie trochę kosztuje, to może ktoś z Waszych znajomych by się tego podjął - tym bardziej jeśli nie zależy Wam na takich reportażach ślubnych, jakie teraz są w ofercie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ktoś z rodziny lub znajomych na pewno nagra choćby zwykłą kamerą najważniejsze momenty uroczystości i przysięgę, zadbamy o to. :)
      Dzięki za cenne przemyślenia!

      Usuń
    2. I takie rozwiązanie mi się podoba;) Żałuję, że my o tym nie pomyśleliśmy. Na pewno z chęcią będziecie wracać do tych momentów :)

      Usuń
  4. My nie chcieliśmy w ogóle kamery - tylko zdjęcia. Moi rodzice mają film i może raz został odpalony... Jest za długi, za nudny... Zdjęcia za to mogłabym oglądać w kółko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słusznie zauważyłaś: "za nudny". I to byłaby kwintesencja tematu. Poza tym, to rozproszenie. Ja nie cierpię, gdy siedząc w ławce na czyjejś ślubnej uroczystości widzę przesuwającego się w tym charakterystycznym skłonie kamerzystę. Słowo daję, że mam ochotę wytknąć język. Albo po prostu wyjść. A już na pewno tracę cały piękny do tej pory nastrój. Przykro mi to mówić, ale to jest prymitywne.

      Usuń
  5. A my mieliśmy kamerzystę, za to nie chcieliśmy ani filmu ani zdjęć z tych, jak to mówicie ceremoniałów:) Przygotowania, teledyski ślubne i takie cuda niewidy nie przekonują mnie ani trochę. Za to film z uroczystości- jak najbardziej. Generalnie dla mnie film mógłby się ograniczać do samej uroczystości w kościele:) Oglądamy go przy okazji każdej rocznicy i to naprawdę fajne przeżycie wrócić do tych momentów.
    No i ostatnio rozmawialiśmy ze znajomymi którzy mieli właśnie bardzo skromne wesele- bez filmu, oczepin, pierwszego tańca, i teraz dwa lata później mówią, że żałują- bo to jedyny taki dzień w życiu, i tych fajnych wspomnień mogło być więcej.
    Ale oczywiście to Wasza decyzja:)

    OdpowiedzUsuń
  6. O czyli się nie pomyliłam. Jednak faktycznie tylko mądrych udajecie a tak naprawdę inteligencja na poziomie zerowym. Haha filmy na yt są w celach reklamowych a poza tym chyba nie wiesz co znaczy ekshibicjonizm i intymność. Faktycznie mi intymne wydarzenie, ślub i wesele no chyba ze to coś na kształt swingerów i tą intymność można podzielić na setkę gości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej chodzi o "ceremoniał" przed - nawet zdjęcia z ubierania się, gdzie nieraz widać bieliznę, to odzieranie z intymności. A już szczególnie fotografowanie czy kręcenie błogosławieństwa, to dopiero robienie szpoki z czegoś ważnego.

      M.

      Usuń
    2. Bardzo wartościowy komentarz, doprawdy. Miałam olać, ale wyjaśnię co nieco, niech stracę.
      Wyobraź sobie, że wiem, że większość (nie wszystkie) takich teledysków na youtube to filmy reklamowe konkretnych firm, ale tak czy inaczej nowożeńcy muszą się przecież zgodzić na upublicznienie filmu ze swojego ślubu. Dla mnie to jest wydarzenie intymne, bo z całej masy ludzi, których spotykamy na co dzień i spotkaliśmy razem przez całe swoje życie wybieramy 80-90 najbliższych z rodziny, przyjaciół i znajomych, i zapraszamy, by przeżywali z nami tę uroczystość. I nie życzyłabym sobie, by ktoś poza gośćmi i ich rodzinami oglądał film z naszego ślubu. To jest pewien wymiar intymności i nie bardzo mnie obchodzi, co o tym sądzisz, Anonimowa Osobo.

      Usuń
  7. Hej!

    Szybciutko Wam minie ten czas do ślubu.
    My ślubujemy 10 maja tego roku i dopiero parę dni temu zdałam sobie sprawę jak niewiele czasu zostało do naszego ślubu.
    Co do kamerzysty,to my zdecydowaliśmy się tylko na fotografa.
    Kiedyś obejrzeliśmy parę teledysków ślubnych i niektóre z nich są naprawdę świetnie zrobione, dużo klasy, ale i sporo ''kasy'' bo naprawdę dobry kamerzysta potrafi zażyczyć sobie i 3 tysięcy. Myślę, że jednak wszystko zależy od osobistych preferencji. Dookoła mnie mam sporo młodych małżeństw i ile związków tyle wizji Tego Dnia. W niektórych wizjach również totalnie się odnajduję (typu dworek i weselicho na 150 osób), ale myślę sobie, że najważniejsze to przeżyć ten dzień najpiękniej jak się potrafi. I niezależnie od tego czy to ślub cywilny czy kościelny czy weselicho czy też skromny obiad.

    Pozdrawiam!
    J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórzy to sobie nawet i 6-12tys życzą. :P Ale to już są dzieła sztuki na dwie-trzy kamery kręcone, jakiś kosmiczny sprzęt itd. Efekt jest przepiękny rzeczywiście, ale mają tyle tego sprzętu, że ci się ze ślubu plan filmowy robi. ;) AŻ tak to mi się nie podobają, żebym na to poszła. Już nie wspominając o tym, że chyba musiałabym narządy sprzedać, żeby na to zarobić. ;);)

      Usuń
    2. Ja byłam na weselu które byli kręcone na 4 kamery i szczerze powiedziawszy nie było w ogóle "czuć" tych kamer. Dwie były na stale ustawione na sali tanecznej, jedna była na dźwigu którym operator sobie przesuwał góra i dół, jedna była na stale na sali jadalnej i jedna była ruchoma. Wszystkie ustawione na stale były na takich cienkich statywach i w takich miejscach ze nie przeszkadzały a właściwie to się ich w ogóle nie widziało. Ruchoma kamera również nie była odczuwalna bo jej operator posługiwał się nią z taką wprawą że był praktycznie niewidoczny, nie podlazil do ludzi tak jak często to robią kamerzyści, nie przeszkadzał. Jedynie dźwig zwracał uwagę, no bo kawal go było ale przy zwyklym kręceniu na jedną kamerę to kamerzysta też zwraca uwagę wiec wydaje mi się że jeśli ktoś juz ma profesjonaly sprzęt i liczy sobie kilka tysięcy za usługę to umie to zorganizować tak żeby nie zwracać uwagi :) sama bym nie uwierzyła że można tylu kamer nie zauważyć gdybym tego nie widziała, no ale oni sobie 9 tysięcy za to policzyli więc musieli to zrobić profesjonalnie.

      Usuń
    3. 6 tysięcy?
      Ulalala...

      To my z naszym fotografem za którego usługi zapłacimy 4 razy mnie czujemy się jakoś tak skromnie;-).
      Osobiście uważam, że nie ma sensu popadać w szaleństwo. Nam chyba byłoby szkoda wydać taką kwotę na kamerzystę bo jak człowiek samodzielnie finansuje sobie taką imprezę, to każdy zarobiony i przeznaczony na ślub tysiąc złotych zaczyna nabierać ogromnego znaczenia:).

      Usuń
    4. Dokładnie. Ja bym powiedziała nawet, że każde 100 zł w budżecie ślubnym ma ogromne znaczenie, gdy trzeba je samemu zarobić - potem je człowiek z namaszczeniem ogląda z każdej strony, zastanawiając się, którą "dziurę" byłoby najlepiej załatać takim banknotem, a nie myśli o pierdołach. ;)

      Usuń
    5. 9 nie 6 i sama bym tyle nie dała ale ich było na to stać. Chciałam tylko zaznaczyć że jak ktoś sobie liczy dużo to faktycznie umie pewne rzeczy zrobić profesjonalnie. Ja jestem w stanie dać 4 tyś. za kamerę, nic więcej. Taśma ma mi tylko przypominać a nie tworzyć nowa "rzeczywistość" :)

      Usuń
    6. 9 tys bym w życiu nie dała, zresztą 6 tys też nie. Ci, o których ja pisałam brali tyle, kiedy ja brałam ślub i namiętnie śledziłam ich stronę (zresztą nadal to robię:P), teraz to pewnie cena podskoczyła. Ale tam to widać, że ich biorą ludzie, których na to stać ;) Nam się fajnie udało, bo znaleźliśmy kogoś, kto robi podobny filmowy efekt i za sensowną cenę. Ładnie zmieściliśmy się w średniej, bo nasz kamerzysta dopiero wchodził na rynek, ale teraz już na przykład znajomym zaśpiewał o tysiąc więcej.

      Usuń
  8. Bardzo podzielam Twój pogląd :D Absolutnie nie chcieliśmy kamerzysty, dla mnie to marnowanie pieniędzy na coś, do czego i tak się nie będzie wracać. Wolę moje wspomnienia. Co prawda nasz fotograf nakręcił kilka krótkich filmików, ale zrobił to po konsultacji z nami i tłumaczył, że chodzi o to, żeby w dynamiczniejszych momentach (pierwszy taniec czy polonez) mieć możliwość zrobienia stopklatek i w efekcie zdjęć z najlepszych ujęć.

    Właśnie, fotograf. Był absolutnie nieinwazyjny. Owszem, przyjechał wcześniej do domu, ale po prostu był tam, nie narzucał się, niczego nie ustawiał, ot, chwytał aparatem chwile: naszego psa, ostatnie dyskusje brata na temat ministrantury, rozmowy, moją siostrę biegnącą po schodach, i tak dalej. Owszem, mąż ma zdjęcie sprzed lustra, jak wiąże krawat - ale to dlatego, że fotograf był dobry i uchwycił moment. Taka forma mi odpowiada, bo jest autentyczna i nienachalna. Acz jak pisałam wyżej, samo błogosławieństwo było za zamkniętymi drzwiami, tylko z rodzicami (pomijając stosowność tego, nie umiem znieść zdjęć z kropienia wodą czy całowania krzyża...).

    Tak samo w kościele - owszem, fotografował moment zaślubin, ale już Kanon czy komunię - nie, umówiliśmy się, by wtedy nie robił zdjęć. Kwestia stosowności.

    Marysia :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Co kto lubi:) Ja jestem np mega zadowolona z nakręconego filmu chociaż jest aż na czterech płytach, ale to dlatego że kamerzysta to kolega mojego taty. Jakby to było czyjeś wesele to pewnie by było za długie ale jak teraz sobie zaglądam do ulubionych momentów: czołówki, przysięgi, takiego śmiesznego zakończenia to po prostu wzruszam się za każdym razem a zdjęcia obejrzałam tylko raz. Ale kamerzysta kamerzyście nie równy, ostatnio byłam na weselu gdzie kamerzysta podchodził do gości i kazał im pic wódkę żeby on mógł to nakręcic. W ogóle to kręcił tylko jak ktoś jadł albo pił. U nas np kamerzysta zrobił jeszcze taki myk że wybrał kilka fajnych zdjęc z sesji (była robiona na miejscu) pojechał sobie do domu, wywołał je i potem jak było zbieranie na wózek (nie wiem czy u was jest taka tradycja że przy oczepinach ktoś kto chce zatańczyc z panem lub panią młodą wrzuca do koszyka pieniążek) no i u nas świadkowie mieli właśnie nasze zdjęcia i było powiedziane że papierek za papierek:) Zdjęcia były różne i to było miłe jak potem już po weselu ktoś nam pokazywał że ma takie i takie zdjęcie i mówił że fajny pomysł. Ale to raczej do dużego wesela. Z resztą ile par tyle różnych pomysłów i to jest najfajniesze:) Uwielbiam byc, słuchac o weselach, oglądac filmy i już nie mogę doczekac się waszego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, musisz być bardzo wdzięcznym gościem weselnym, podekscytowanym każdą chwilą uroczystości i pewnie bawiącym się na całego, świętując razem z parą młodą. :D Kurczaki, nam by się tacy goście przydali... :P ;)

      Usuń
  10. Jedno to nagrywanie dla siebie i na pamiątkę, a inne to pokazywanie wszystkim w internecie. Lubię oglądać cudze filmiki i zdjęcia i zawsze mnie cieszy, gdy ktoś obdarza mnie takim zaufaniem, żeby się pochwalić. Sama jednak nie zdecydowałabym się, żeby aż tak publicznie pokazać te chwile.

    My ogólnie staramy się szukać nietypowych rozwiązań, które przy okazji niedużym kosztem mogą być ciekawe. Zdjęcia zapewne będzie robić nasza znajoma, która się zajmuje fotografią. Natomiast co do filmików to mamy dwie koncepcje - raz: nasz aparat nagrywa w bardzo dobrej jakości, więc można kogoś poprosić o sfilmowanie wejścia, przysięgi, trochę tańców etc., a dwa mamy sportową kamerkę (a nawet dwie), które towarzyszą nam na wypadach rowerowych czy narciarskich i dosłownie przed chwilą wpadł mi pomysł by filmować z naszej perspektywy - nie wiem co na to Programista, gdzie mielibyśmy sobie kamerkę/i schować itd., ale może wyjść coś ciekawego z tego :)

    OdpowiedzUsuń
  11. "W ogóle pomijam już fakt, jak można zdobyć się na taki ekshibicjonizm, by film z tak wyjątkowego i intymnego wydarzenia umieścić zwyczajnie na youtubie, gdzie może to obejrzeć każdy... "A ja chyba nie rozumiem problemu i dlaczego krytykujesz innych. To że Ty byś nie chciała umieszczać swojego filmiku w internecie to weź proszę pod uwagę że niektórzy chcą, chcą się pochwalić tą piękną i wyjątkową chwilą z innymi. Czasem przesłać link dalszym znajomym, by mogli popatrzeć. Pojęcie "intymności" jest dosyć względne a nikt przecież nie wrzuca erotycznych tańców czy nie wiadomo jakich scen by Cię to gorszyło. To że dla Ciebie te chwile są intymne i nie chcesz się nimi dzielić to nie znaczy że wszyscy wokół tak uważają i nie musisz innych krytykować tylko dlatego że Tobie się to nie podoba czy tego nie rozumiesz. Szanuj poglądy innych a nie sugeruj że jest to ekshibicjonizm (słowo to ma generalnie zabarwienie mocno negatywne), bo pary które się na to decydują nie robią nic złego. Wręcz przeciwnie sama mówisz że z takich filmików korzystasz bo pomagają Ci one kreować to jak chcesz by Twój ślub wyglądał. Skoro uważasz że to takie intymne, to czemu sama "podglądasz" czyjeś wzruszenie czy radość? ***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie była krytyka, tylko wyrażenie swojego zdania. Czy gdyby napisała, że nie rozumiem, jak można się zdobyć na przerywanie wszystkiego 5 razy w ciągu dnia, rozkładanie dywanika, szukanie kierunku wschodniego i odmawianie modlitw, to znaczyłoby, że krytykuję muzułmanów?

      Rozumiem, że rozchodzi się o ten ekshibicjonizm, ale przecież nie użyłam tego słowa w znaczeniu dosłownym, tylko jako pewnej przenośni, aby podkreślić właśnie ten wymiar intymności, który dla mnie jest ważny. I nigdzie nie napisałam, że wrzucanie takich filmów do sieci jest czymś złym. Po prostu ja bym się na to nie zdecydowała. I dlaczego "podglądam"? Bo widocznie dla tych, którzy zgadzają się na upublicznienie swoich klipów ślubnych, nie jest jakaś przeszkoda czy problem, więc skoro już są w sieci, to dlaczego nie?

      Tak czy inaczej - prostuję: nie miałam na myśli żadnej krytyki. Wyraziłam tylko swoje zdanie, może zbyt dosadnie, ale była to tylko przenośnia.

      Usuń
    2. Naprawdę wstawianie filmu ze ślubu (nawet nie filmu, a 3min teledysku z kilkoma sekundami przysięgi i artystycznymi ujęciami butów, guzików czy innych pierdół) jest dla Ciebie większym ekshibicjonizmem niż pisanie o problemach czystości przedmałżeńskiej? Serio i niezłośliwie pytam.

      Usuń
    3. No widzisz, nie wiem, czym to idzie i dlaczego tak jest, ale rzeczywiście i naprawdę z mówieniem czy pisaniem o czystości nie mam żadnego problemu, jakoś mam wrażenie, że warto się tym podzielić, a na upublicznienie takiego teledysku bym się nie odważyła. Nie mam pojęcia, skąd taka zależność. Po prostu tak mam. Ale nie znaczy to, że uważam to za coś złego. Zwyczajnie bym tego nie chciała i nie mieści mi się to w głowie.

      Usuń
    4. Nie no to tu się różnimy mocno, zdecydowanie wolę żeby ktoś widział moje artystyczne bieganie po łące niż problemy granic czystości ;)

      Usuń
    5. No i dobrze, fajnie, że się różnimy. :)
      A tak swoją drogą... Chyba się natknęłam na Wasz teledysk... :D ( Karol się śmieje, że po obejrzeniu 450 takich klipów to nie ma się co dziwić... :D Ale przesadza, nawet 50 chyba nie obejrzałam. ;))

      Usuń
    6. Daj na maila, powiem Ci, czy to ten. ;)

      Usuń
    7. Po prostu samo sformułowanie w sobie: "w ogóle pomijam już fakt, że....." jest sformułowaniem brzmiącym negatywnie. Myślę że Ty też byś poczuła się urażona gdybym napisała: w ogóle pomijam już fakt że wesela bezalkoholowe są bezsensu (przepraszam jeśli Cię uraziłam to tylko miał być dosadny przykład). Inaczej pewnie odbierzesz zdanie: Moim zdaniem, wesela bezalkoholowe są bezsensu.. Co innego: "Moim zdaniem wrzucanie takich filmików na youtube jest ...". Zasady dyplomacji są takie że kiedy wyrażamy swoje zdanie na jakiś temat to mówimy w osobie: ja, mnie (chyba nawet pisaliście o tym przy omawianiu tej książki nas dwoje). Takie sformułowania nie obrażają czytelnika w przeciwieństwie do ogólnych wypowiedzi czy wypowiedzi w stylu: bo TY. (To tak w ramach by nikt nie poczuł się tym blogiem urażony). Z góry przepraszam jeśli czymś zraniłam. ***

      Usuń
    8. Masz rację, może rzeczywiście nie powinnam używać tak dosadnego sformułowania. Chociaż nie miałam złych intencji - to miało być tylko wtrącenie, dlatego chciałam w zasadzie "pominąć ten fakt". Ale rzeczywiście mogłam rozwiązać to nieco bardziej - jak to ujęłaś - dyplomatycznie. Przepraszam.

      Usuń
  12. A ja chciałabym napisać i oczywiście nie urazić Was- ludzi bardzo wierzących, że ja rozumiem, że się wierzy, kocha Boga, znam takich ludzi, ale czy to grzech żyć normalnie? Np. wypić lampkę wina czy jedno piwo? iść potańczyć? Zobaczyć Narzeczoną w samym staniku? Narzeczonego bez koszulki? Pozdrawiam, i mam nadzieje, że nikogo nie uraziłam, bo nie o to mi chodziło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A skąd taki wniosek, że to wszystko o czym napisałaś, to grzech? Ja nigdzie niczego takiego nie napisałam. Zresztą my też żyjemy normalnie. Może nie chodzimy do klubów potańczyć (bo zwyczajnie tego nie lubimy), no i nie pijemy w ogóle alkoholu, ale to z różnych względów (a nie, że uważamy to za grzech). Poza tym też żyjemy zupełnie normalnie.
      Jeśli pytasz mnie o opinię, to - nie, nie jest to grzech (chociaż z tym chodzeniem w samym staniku przy narzeczonym to raczej bym nie polecała, po co prowokować?). Ale prawdę mówiąc, nie bardzo rozumiem, o co chodzi.

      Usuń
    2. Zafrapowało mnie sformułowanie "żyć normalnie" jako opozycja do uważania pewnych rzeczy za grzech. Wymienione czynności albo nim nie będą, jak lampka wina (chyba że ktoś jest alkoholikiem); albo to zależy (pójście na imprezę w porządku, jeśli ktoś lubi, ale nie w okresie pokutnym). Mogę też nimi raczej być, jak pokazywanie się bez ubrania, ale np. w sytuacji wypadku i pierwszej pomocy nie ma to znaczenia.

      Acz uciekając od tych wyjaśnień: czy jeśli ktoś nie robi czegoś indyferentnego moralnie (nie pije, jak Ada), albo czegoś wprost złego, acz powszechnego w świecie, to znaczy, że jest nienormalny? Powiedziałabym, że wprost przeciwnie.

      M.

      Usuń
    3. Bardzo ciekawe spostrzeżenie, Marysiu. Ja to chyba się już przyzwyczaiłam, że mój styl życia często bywa określany nienormalnym czy dziwacznym i nawet nie zwróciłam na to szczególnej uwagi. A to rzeczywiście ciekawa zależność, na jakiej podstawie dzisiaj określa się kogoś normalnym/nienormalnym...

      Usuń
    4. Tak na marginesie rozważań o normalności/nienormalności, odkryłam ostatnio wartość obracania się w środowisku katolickim. Mam bardzo niewielu znajomych, którzy byliby choćby nawet letni, nie mówiąc już o takich, którzy od Kościoła trzymają się z daleka. I to, że wciąż jestem wśród ludzki, którzy mają system wartości ułożony w ten sposób, że Pan Bóg jest na pierwszym miejscu, pozwala mi nadal uznawać za niemoralne raczej hedonizm takie tam niż abstynencję - czy to alkoholową, czy seksualną.

      Tak tylko chciałam napisać, że Bogu dzięki za to, że dał mi to miejsce i ten czas do życia.

      Pozdrowienia,
      manna

      Usuń

Jeśli chcesz, możesz skomentować to, o czym piszemy. Oczekujemy jednak podpisania się pod swoimi słowami, choćby pseudonimem. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...