Odliczamy!

sobota, 11 stycznia 2014

Mijamy się, ale nie rozmijamy

Tak w skrócie można określić ostatnie dni. Ja wstaję po piątej i pracuję do popołudnia, jak mam zajęcia wieczorem, to jestem w domu najpóźniej o 20. A Karol jak zaczyna pracę o 12:00, to wychodzi ostatnio po 22:00... Zanim wróci i zadzwoni do mnie, ja padam ze zmęczenia i myślę tylko o tym, żeby się położyć, bo przecież następnego dnia muszę znów wstać po piątej... Więc rozmawiamy tylko chwilę, 20 minut, pół godziny. Na szybko, jedna trzecia tego czasu to żegnanie się, bo tak trudno się rozłączyć po tak krótkiej rozmowie. Jeszcze tyle miałam do opowiedzenia... To nic, może dzisiaj wróci wcześniej i pogadamy normalnie. A jak nie, to jutro się widzimy. Na wszelki wypadek zapisuję sobie na bieżąco na kartce, o czym miałam Mu opowiedzieć, żeby później z wrażenia nie zapomnieć tak jak wczoraj... O awanturze przy kasie w sklepie, o złodzieju w domu, o tym, że kark przestał boleć tylko na jeden dzień, a dzisiaj od nowa daje mi w kość, o tym, kogo spotkałam w autobusie, a kogo w hipermarkecie, o przerażająco trafnym sformułowaniu małej Karoli pt. "BUM z Adą!" i jej pożegnaniu z kupą ("Papa kupo! Do jutra!" :D), o tym, że widziałam w autobusie odmłodzoną wersję Ziemkiewicza...

Wszystko Mu opowiem. Bo to tylko chwilowe przeszkody. Trzeba tylko trochę się wysilić, żeby nie stały się zagrożeniem, przez które zaczniemy się rozmijać, ale szansą, która pozwoli nam jeszcze bardziej się zjednoczyć. Może tak po ludzku to jest trochę poza naszym zasięgiem, ale nie jesteśmy przecież sami. Jest Ktoś, kto trzyma to wszystko w kupie i nas ma w Swoim ręku. Prowadzi, umacnia, błogosławi... Pokazuje zupełnie inną perspektywę i nie pozwala po raz kolejny się frustrować, tylko daje siły, by wyciągnąć z tego czasu maksymalnie dużo dobra i miłości... Co my byśmy bez Niego zrobili...

PS.
Czytam właśnie Księgę Hioba...

Nie widać teraz światłości,
jaśnieje poza chmurami. 
   Zawieje wiatr i je rozpędzi.
(Hi 37, 21)

12 komentarzy:

  1. Jak ty się motywujesz aby po 5 wstawać?:) Zdradzisz ten sekret?

    Nie wiem dlaczego, ale właśnie przypomniało mi się, że jakiś czas temu widziałam w TV reklamę portalu, przez który się poznaliście:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sekret wczesnego wstawania jest bardzo prosty - muszę być w pracy na 6:30. :)

      O widzisz, to muszą się reklamować w telewizji? A my im tutaj za darmo reklamę robimy, i to jaką! :D

      Usuń
  2. I ja bym chętnie o Karoli posłuchała, i o kłótni w sklepie i złodzieju w domu :)
    Dużo wytrwałości życzę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Długo Cię już ten kark boli? :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tą małą przerwą już szósty dzień. Mam problemy z kręgosłupem szyjnym, więc już się martwię, o co chodzi, bo przecież ćwiczę codziennie (choć przy tym bólu to z trudem) i nic takiego nie robiłam, co mogłoby nadwyrężyć... Ale wizytę u mojego lekarza mam dopiero za 3 tygodnie...

      Usuń
  4. "Jest Ktoś, kto trzyma to wszystko w kupie i nas ma w Swoim ręku. Prowadzi, umacnia, błogosławi... Pokazuje zupełnie inną perspektywę i nie pozwala po raz kolejny się frustrować, tylko daje siły, by wyciągnąć z tego czasu maksymalnie dużo dobra i miłości... Co my byśmy bez Niego zrobili... "

    Podziwiam twoją (waszą) wiarę. Często czytam twój blog i czuję się nieco dziwnie ;) Z jednej strony zawsze przeczytam tutaj coś wartościowego, budującego, z drugiej czasami odczuwam pewnego rodzaju zazdrość.

    W zasadzie wasza sytuacja nie różni się od naszej. 500 dni do ślubu, zakochani w sobie, pokładający nadzieję w Bogu, pełni radości, optymizmu, entuzjazmu. Czytam twoje posty i mam wrażenie, że nie brakuje Ci (wam) niczego. U mnie z pozoru jest podobnie. Ukochana osoba u boku, wielkie marzenia, wspólne pasje zainteresowania, podobne spojrzenie na życie i świat.

    Nie wiem jednak czy Bóg nas prowadzi, umocnia, błogosławi. Nie wiem czy trzyma to wszystko "w kupie". Bo niby czemu miałby to robić? Nie potrafię cieszyć się własnym szczęściem, kiedy widzę tyle cierpienia u innych. Nie chodzi tutaj o empatię, ale o pytanie, dlaczego to właśnie my mamy być szczęśliwi, a inni nie? Dlaczego wielu ludzi przeżywa tyle cierpienia, tragedii, a my akurat mamy założyć szczęśliwą i piękną rodzinę?

    Ogólnie to zazdroszczę wam waszego obrazu Boga. Mój Bóg to od jakiegoś czasu okrutny despota, który czeka na każde moje (nasze potknięcie), który liczy mi każdy najmniejszy grzech, który wcale nie rozlicza z miłości, której wcale u mnie nie brakuje, który wymaga ode mnie perfekcjonizmu w każdym calu, a nade wszystko żąda ode mnie cierpiętnictwa.

    To taka mała refleksja z mojej strony :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W odpowiedzi luźne myśli.

      Rodzice i dziecko. Dają mu wszystko, co mają najlepszego, uczą, wychowują, przygotowują do samodzielnego życia. Pragną, by było szczęśliwe, by się rozwijało i pomnażało swoje talenty i zdolności. Dziecko dorosło i poszło w świat, a oni wciąż gdzieś po cichu chcą mu towarzyszyć, pomagają, jak mogą, wspierają radą, gdy trzeba ratują tyłek z opresji... Dlaczego to robią?

      Bóg jest najlepszym z ojców. Po prostu kocha i chce być w Twoim i Waszym życiu, chce być blisko i chce, byście byli szczęśliwi, chce Wam ratować tyłek, gdy się przypadkiem pogubicie, chce Was prowadzić. Skąd to wiadomo? Tak jak pisała Ta z żebra - cała Biblia jest o tym.

      A tak na marginesie, nasze czy Wasze szczęście w byciu razem i budowaniu fundamentów pod piękną rodzinę to nie (a przynajmniej nie tylko) egoistyczna satysfakcja. To pomnażanie dobra. Gdy się dostaje dar, to warto się nim dzielić dalej, pomnażać, rozwijać, a nie - jak mówi moja mama - trzymać dla siebie jak kotka gówno. ;) Całego świata nie zbawisz, wszystkich chorych nie uzdrowisz i wszystkim nieszczęśliwym nie ulżysz. Ale swoim małym szczęściem możesz się dzielić z tymi, którzy są wokół, to już jakiś wkład.. A żeby móc się podzielić, najpierw musisz się nim naprawdę ucieszyć. Przemyśleć sobie, przemodlić i żyć pełnią.

      Z pozdrowieniami i modlitwą! :)

      Usuń
    2. Kiedyś pojechałam na rekolekcje i mieliśmy spotkanie w małej grupie. Rozmawialiśmy wtedy o emocjach które mogą towarzyszyć złym chwilom. Pewien chłopak (nazwijmy go Piotrek) zaczął mieć podobne nauki jak Ada i Karol: wszystko trzeba przemodlić, zaufać że to największe cierpienie które nas spotyka jest łaską. Wywołała się spora dyskusja: bo czy to znaczy że mamy dziękować Bogu za to że ukradli nam samochód? A może, co więcej złodziej wyrządził nam przysługę że my możemy teraz otrzymywać tą łaskę? Fakt, przejaskrawiam teraz obraz. Ale narzeczonych piszących ten blog i Piotrka łączy jedno: uważają oni że emocje są złe. Że trzeba je tłumić (ciągłe pisanie: wytrzymam bo przecież Bóg jest ze mną, to są tylko chwilowe przeszkody). Emocje to jest coś neutralnego. Złe mogą być skutki emocji (jeśli je tak wykorzystamy)!!! Czy kobieta której umrze dziecko ma się cieszyć? Naturalne jest to że płacze i tęskni, że czuję się rozgoryczona. Złem jest jeśli zacznie nienawidzić i się gniewać na Boga. Wiecie jaki był Piotrek? Piotrek to była osoba która żyła w cudownym świecie, jego nie dotykała tragedia, on nie głodował gdy był mały, nie był molestowany, nie oszczędzał przez długi czas i nie ukradziono mu pieniędzy. Łatwo mówi się o zaufaniu tym którzy mało przeżyli.
      I szczerze dziwi mnie takie pisanie Ady. Przepraszam jeśli kogoś urażę ale tak to odbieram: Ojej znowu nie widzę się z narzeczonym, bardzo za nim tęsknię, ale to takie piękne doświadczenie. Jak to cudownie nie zobaczyć po raz kolejny mojego narzeczonego - widocznie Bóg ma w tym jakiś plan. Fajny mieliście pomysł na bloga szkoda tylko że kreujecie siebie na IDEALNYCH co tylko wpędza ludzi w kompleksy i sprawia że inni myślą że są kiepskim związkiem bo towarzyszą im emocje które Wy w sobie dusicie (np. Anonimowy powyżej tak właśnie teraz myśli).
      Do Anonimowy powyżej: nie wierz gdy ludzie Ci mówią że mają idealny związek. Każdy związek przeżywa lepsze i gorsze chwile. Z własnego środowiska znam mnóstwo "fantastycznych" związków. Często już byłych związków... Nie wiem czemu ale ludzie myślą że udany związek to związek bez kłótni, bez trudnych chwil, bez negatywnych emocji. Może właśnie dlatego że my ludzie, z pychy, lubimy kreować swoje życie na IDEALNE.
      Robaczek

      Usuń
    3. Według Ciebie nasz postawa to kreowanie się na idealnych? Prawdziwa intencja jest zgoła inna - staramy się po prostu w każdym, nawet trudnym, doświadczeniu, znaleźć coś dobrego i pozytywnego, jakąś szansę, a nie tylko biadolić nad tym, co trudne. I nie oznacza to wcale tłumienia w sobie emocji, czy uznawania ich za złe (to już w ogóle jakiś absurd). Bo przecież, to że patrzę na swoją tęsknotę w pozytywny sposób wcale nie znaczy, że tęsknię mniej. Pozwala mi to jednak łatwiej ją znieść. Skoro nie mogę nic innego z nią zrobić, ani zlikwidować jej przyczyn z dnia na dzień, to chociaż tyle mogę. Co mi da skupianie się na tym, że mi źle, smutno i trudno? Nic mi to nie da, będę się tylko tym nakręcać i pewnie w krótkim czasie stałabym się zgorzkniała jak cholera. A ja po prostu zawsze staram się widzieć we wszystkim palec Boży i dziękować nawet w cierpieniu. To jest mój sposób na radzenie sobie z trudnymi emocjami, który wypracowałam sobie w całym swoim życiu, bo - wbrew temu co przypuszczasz - nie było ono wolne od różnych, trudnych doświadczeń.

      A tak na marginesie - zupełnie nie rozumiem tych zarzutów o pozorowanie idealności. Przecież tyle razy pisałam o różnych trudnych sytuacjach (problemy z pracą, nagłe przeprowadzki, kłopoty finansowe, problemy rodzinne i zdrowotne), obawach i wątpliwościach (związanych z czystością, ze ślubem, z tęsknotą właśnie). Jesteśmy normalni, może nie do końca przeciętni, ale chyba normalni. I staramy się tę autentyczność tutaj na blogu pokazywać. Może trochę nieudolnie, skoro odnosisz inne wrażenie, ale w żaden sposób nie jest naszym zamiarem kreowanie siebie na idealnych.

      Usuń
  5. Czemu miałby to robić? Bo kocha wszystkich bez wyjątku, dla Niego nie ma nikogo, kto byłby na szarym końcu kolejki do obdarowania. On tylko czeka, aż otworzycie się na Niego na tyle, żeby mógł Wam błogosławić. Bo chce, żeby "owce miały życie i miały je w obfitości". Bo On chce widzieć szczęśliwe i piękne rodziny, tylko czasem droga do takiego szczęścia bywa trudna. Bóg Ci nie gwarantuje życia bez cierpienia, tylko to, że co by się działo, będzie z Tobą i że z tego cierpienia zawsze wyprowadzi coś dobrego. Bo szczęście to też wbrew pozorom pewien wybór, coś wewnątrz, Twoje nastawienie, a nie zewnętrzne okoliczności. Są ludzie w dramatycznych okolicznościach życiowych, którzy są dużo szczęśliwsi niż ci, którzy wydają się mieć wszystko.

    Wybacz, że tak się wtrąciłam (jak zwykle:P), ale z doświadczenia doskonale znam ten skrzywiony obraz Boga, o którym piszesz, wiem ile taki chory obraz niszczy, dlatego mnie ten Twój wpis tak poruszył, bo nikomu tego nie życzę. I może to teraz trochę z kosmosu zabrzmi, ale uczep się Boga, spędź więcej czasu z Biblią (z Nowym Testamentem zwłaszcza), proś Go (tak mega szczerze, z głębi i upierdliwie) żeby dał Ci się poznać takim, jakim naprawdę jest i patrz, co się będzie działo. Gwarantuję Ci, że Ci tego nie odmówi. W końcu zależy Mu na zbawieniu wszystkich, więc naprawienie w Tobie tego obrazu jest też mocno w Jego interesie. ;);)
    Pozdrawiam i wspieram modlitewnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeśli Cię to pocieszy - my ponad 1/3 naszego narzeczeństwa spędziliśmy mieszkając w innych miastach (wyjazd stypendialny). Jeśli się tylko z serca dąży - żadne trudności obiektywne nie staną na przeszkodzie i nie popsują relacji. Za co trzymam kciuki!

    M.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chcesz, możesz skomentować to, o czym piszemy. Oczekujemy jednak podpisania się pod swoimi słowami, choćby pseudonimem. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...