Wiedziałam, że w końcu nastąpi ten moment. Prawdę mówiąc, i tak jestem pod wrażeniem, że dopiero teraz. Wcześniej byłam zdumiona, że tak łatwo przebrnęłam przez Księgę Liczb, a nawet Powtórzonego Prawa wcale nie jest specjalnie trudna, wręcz przeciwnie - jakby podsumowuje cały Pięcioksiąg, pomaga trochę sobie to wszystko uporządkować i ugruntować.
Aktualnie jestem przy końcówce Księgi Jozuego lub - jak to kiedyś nadgorliwie przeczytał jeden z lektorów w mojej rodzinnej parafii - Dżozuego. :D Ten "Dżozue" (nad rzeką "Dżordan"! autentyk! :D ) nieco mi poprawia humor, bo przyznaję, że w ostatnich dniach sięganie po Pismo wcale nie należy do rzeczy ani przyjemnych, ani ciekawych, ani nawet absorbujących. Może zabrzmi to nieładnie, ale w tym momencie moje planowe czytanie Biblii jest po prostu męczące. W tej Księdze bowiem można baaardzo szczegółowo dowiedzieć się m.in. wzdłuż jakich miast, krain, rzek i gór przebiegały granice podziału ziemi obiecanej pomiędzy poszczególne pokolenia izraelskie. Przypomnę tylko subtelnie, że pokoleń było dwanaście, a niektóre jeszcze się podzieliły... Jednym słowem ponad połowa tej Księgi brzmi jak fragment starożytnych roczników geograficznych.
Na początku jeszcze próbowałam sobie to wszystko jakoś wyobrażać, zerkałam na mapy, żeby mieć pewien obraz, jak to mogło wyglądać, ale po trzech czy czterech podrozdziałach, gdy zorientowałam się, że to dopiero początek, poddałam się... I jedyne na co mnie teraz stać, to chociaż trochę uważne czytanie. A nawet to przychodzi mi z trudem. Najchętniej zrobiłabym sobie tygodniową przerwę od czytania Biblii, ale... coś mi się wydaje, że po takiej przerwie, jeszcze trudniej byłoby mi wrócić do tego. Po prostu trzeba przez to przebrnąć, później powinno już być trochę łatwiej. Chwilowo mi się nie chce, ale nie mam zamiaru porzucać mojego ambitnego celu, by do ślubu przeczytać całe Pismo Święte. Co to, to nie!
Swoją drogą, gdyby nie to, nie miałabym bladego pojęcia, że w Piśmie Świętym są tak... hm, jakby to delikatnie ująć... nudne fragmenty. I że Księga Dżozuego, która mnie tak śmieszyła kiedyś w kościele, może być tak trudna do przebrnięcia. No nic, trzeba uruchomić trochę silnej woli, spiąć pośladki i wczytać się, bo nudne, czy trudne, to też Słowo Boże, które jak kropla drąży skałę...
Kiedyś chciałam przeczytać Biblię skończyło się tylko na fragmentach. I chyba trudniej było z odczytaniem przekazywanego słowa, niż z trudnością czytania.
OdpowiedzUsuńDlatego też osobom, które dopiero zaczynają się interesować głębiej Biblią, wiarą etc. poleca się na początek Nowy Testament. Jest bardziej przystępny ;)
OdpowiedzUsuńZnam Nowy Testament, czytałam i w całości i fragmentarycznie. Teraz moim celem jest przeczytanie całej Biblii właśnie od początku do końca, po kolei, systematycznie. :)
UsuńNie miałam na myśli akurat Ciebie, trochę niefortunnie się wyraziłam ;) Zakładam, że jednak pewne obeznanie w Biblii masz i teraz właśnie chcesz poznać całość, po kolei.
UsuńMiałam na myśli osoby, które przez lata nie miały styczności z Bożym Słowem. Sama kiedyś byłam świadkiem rozmowy, kiedy taka osoba stwierdziła, że to bez sensu, bo to jest nie do przeczytania. Na to ksiądz odparł, żeby spróbować od Nowego Testamentu, bo jest łatwiejszy i zawiera sens chrześcijaństwa. Stary Testament można przeczytać nieco później :)
Może omiń tę Księgę i wróć do niej, kiedy będziesz w 'lepszej formie' ;)
OdpowiedzUsuńAlbo poczytaj jakieś przystępne komentarze, żeby było łatwiej Ci ją zrozumieć.
I módl się, bo to On da potrzebne siły :)
A dla mnie i tak najtrudniejsze były księgi 'genealogiczne';) Na przykłąd Pierwsza Księga Kronik - pierwsze osiem rozdziałów:) Przyznaję, że tylko przebiegałam je wzrokiem i czekałam kiedy zacznie się 'akcja' - moze jeszcze kiedyś będę potrafiła wrócić do tego i więcej z tego wynieść:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie - Dominika:)
Dżozue nad rzeką Dżordan hahaha :D Padłam :D
OdpowiedzUsuńNie ma się co przejmować tym, że któraś księga "nie wchodzi". Może po prostu w tym momencie Twojego życia ona jeszcze nie jest dla Ciebie. Przejdź do innej, a potem wrócisz. Po sobie zauważyłam, że w zależności od tego, co się u mnie dzieje, jedne fragmenty są raz nie do przebrnięcia, a za chwile jest zupełnie inaczej. Ostatnio miałam tak z Księgą Królewską i ze szczegółowymi opisami i wytycznymi do budowy świątyni, czyli dobrych kilka stron wykazu robót i że ta ściana ma mieć tyle łokci, a ta belka ma być z takiego drewna, a na tej ścianie ma być taka skóra, a to ma mieć tyle łokci szerokości, a to ma być ze złota, a to nie ze złota, a podłoga ma być z tego, a to ma być coś tam. Najpierw nie mogłam przebrnąć, poddałam się, przeszłam gdzie indziej, a potem przy czytaniu innych fragmentów, które mnie odesłały z powrotem do tamtego kosmicznego fragmentu, pochłonęłam calusieńki, bo zupełnie innego znaczenia nabrał. To nie jest normalna książka. Czytając na siłę za wiele nie zrozumiesz.
Wygląda na to, że kilkudniowy kryzys zażegnany. :) Skończyłam Księgę Dżozuego :) (końcówka była już znacznie przystępniejsza), a teraz Księga Sędziów, która z samego wprowadzenia wydaje się być ciekawa i taka inna od poprzednich. Zatem do przodu!
UsuńOj, są nudne fragmenty. Ja akurat coś o tym wiem. Ach, te czasy zaliczeń i seminariów...
OdpowiedzUsuń