W moim czytaniu Pisma Świętego (więcej: tutaj) zbliżam się do końca Księgi Powtórzonego Prawa, a tym samym do końca Pięcioksięgu. To codzienne, systematyczne czytanie weszło mi już w krew. Chociaż czasem jestem bardzo zmęczona wieczorem, to jednak pora tuż przed snem jest dla mnie najbardziej odpowiednia na lekturę Biblii. Najłatwiej wtedy mi się skupić, wyciszyć, przeczytać dany fragment z refleksją. Zdarzyło się kilka razy, że miałam bardzo zabiegany dzień lub wyjazd i zapomniałam, albo świadomie zaniechałam zaplanowanego czytania dwóch kolejnych rozdziałów. Czasem jednak, gdy mam wolną chwilę w ciągu dnia, sięgam po Pismo, by sobie trochę "nadrobić", chociaż jeden czy dwa rozdziały. Dzięki temu "trzymam tempo" i nie zniechęcam się, lecz wykorzystując różne możliwości, staram się zachować regularność.
Po tych (prawie) przeczytanych pięciu pierwszych księgach biblijnych nasuwają mi się takie dwie refleksje. Po pierwsze, dzięki systematycznemu czytaniu niewielkich fragmentów, mam wrażenie jakby Słowo Boże stawało się kluczowym elementem każdego dnia. Jest to o tyle ciekawe, że w zależności od tego, kiedy czytam - w dzień czy wieczorem - trochę inaczej to odbieram. Gdy sięgam po Pismo w ciągu dnia, bo mam akurat 15 min do wyjścia na autobus, trudniej przychodzi mi zatrzymanie się i refleksyjne skoncentrowanie na Słowie Bożym, ale za to mam wrażenie, że ono "idzie" ze mną, gdy po chwili muszę gnać do obowiązków. Później w drodze przypominam sobie konkretne słowa, zdania, które jakoś mnie inspirują, nieraz prowokują do krótkiej modlitwy w postaci jakiegoś aktu strzelistego. Momentami wręcz namacalnie czuję Bożą obecność w codzienności właśnie dzięki temu "przelotnemu" spotkaniu z Jego słowem w ciągu dnia. Natomiast gdy czytam wieczorem, Słowo staje się dla mnie jakby podsumowaniem całego dnia i jednocześnie "oderwaniem" się od tych codziennych spraw. Zawsze jest to dla mnie początek modlitwy na zakończenie dnia i wiąże się z takim zawierzeniem: "oddaję Ci, Boże, to i to, a teraz chcę posłuchać, co u Ciebie". Dwa różne sposoby działania Słowa Bożego w życiu. Nigdy wcześniej tego tak nie postrzegałam, bo te spotkania z Pismem były raczej przypadkowe i nieregularne. Teraz "poznajemy się" na nowo...
Natomiast druga moja refleksja dotyczy samej treści Pierwszych Ksiąg. Entuzjazm (a może wręcz euforia?) związany z początkiem narzeczeństwa sprawia, że odruchowo (prawie) wszystko ostatnio konfrontuję z naszą relacją narzeczeńską. W codziennych czynnościach, rozmowach ze znajomymi, obowiązkach, planach, decyzjach, dylematach itd. wciąż zadaję sobie pytania: Jak to się ma do naszego przyszłego małżeństwa? A jak to będzie po ślubie? A czy nie powinniśmy tego przedyskutować przed ślubem? Jakie to ma znaczenie w naszych przygotowaniach do małżeństwa? I tak dalej... Ostatnio złapałam się na tym, że dotyczy to także mojego czytania Biblii! Czytam o wojnie przeciw Madianitom i zastanawiam się, co mogę z tego wyciągnąć dla naszego narzeczeństwa... Albo o ofiarach i dziesięcinach i myślę, jakby to odnieść do naszego przyszłego małżeństwa... Szaleństwo jakieś. :)
Dopiero dzisiaj mnie oświeciło, że treść Pięcioksięgu jest nasycona takimi wskazaniami, które podkreślają, że to Bóg jest w centrum. To na Nim ma się skupiać uwaga, to On i Jego działanie jest kluczowe i najistotniejsze. Czytając, mam swoje życie odnosić do Boga, a nie Słowo Boże naginać do tego, co mnie aktualnie bardzo zajmuje w życiu. To jest spora różnica, a jednocześnie, wydaje mi się, dobra wskazówka na przyszłość, żeby się w tym wszystkim nie pogubić.
Będziecie szukali Pana, Boga waszego (...). W swym utrapieniu, we wszystkim co was spotka, zwrócicie się do Pana, Boga swego i będziecie słuchać Jego głosu. Gdyż Bogiem miłosiernym jest Pan, Bóg wasz, nie opuści was, nie zgładzi i nie zapomni o przymierzu, które poprzysiągł waszym przodkom." (Pwt 4, 29-31)
To Bóg ma być w centrum naszego życia, jako chrześcijan. Nie nasze narzeczeństwo, nawet nie przyszłe małżeństwo. Bóg.
Amen. :)
Sprawa wiary dla każdego wygląda inaczej. Mnie zawsze ciekawiła Księga Hioba
OdpowiedzUsuńKiedyś czytałam, że niby Pisma Świętego nie powinno się czytać jak normalnej książki, od początku do końca, bo Pięcioksiąg jest najtrudniejszy i ciężko przez niego przebrnąć osobom, które je zaczynają czytać i że najlepiej zostawić sobie na sam koniec.:) Ale widać, że u Ciebie to działa, więc super.:) Dlatego jestem pod wrażeniem, bo kiedyś próbowałam od początku czytać i bardzo szybko się zniechęciłam. Albo może za głupia byłam wtedy na to, po prostu.;) W każdym razie potem wyczytałam zupełnie inny sposób, który u mnie się lepiej sprawdził: zanim się przejdzie do czytania i analizowania i odnoszenia do siebie, przeczytać Biblię dla dzieci, żeby się orientować w opowieściach, kto jest kim, itd. a potem zacząć czytać Nowy Testament. Potem wrócić do Starego Testamentu i czytać je "filtrując" Nowym.
OdpowiedzUsuńCzasem robię tak, że otwieram Pismo w obojętnie jakim miejscu, np. czasem zaczynam od Księgi Przysłów, czasem od Psalmów, ostatnio od Pieśni nad Pieśniami (bardzo ją lubię, taka jest dla mnie bardzo na czasie:)). Zaczynam czytać i zatrzymuję się na fragmencie, który mnie jakoś ruszy.;) Potem analizuję ten fragment, szukając innych wersetów (o tutaj np: www.biblia.info.pl/ :)) na ten temat. Wszystko zestawiam ze sobą, porównuję różne tłumaczenia, żeby jeszcze lepiej zrozumieć (to akurat zboczenie zawodowe;)) i na koniec szczęka mi opada, ze wszystko tak idealnie do mnie pasuje.
"a teraz chcę posłuchać, co u Ciebie" bardzo mi się podoba :D
OdpowiedzUsuńOd pewnego czasu przeglądam Wasz blog i w sumie mam co do niego mieszane uczucia. Z jednj strony bardzo fajne jest to, że dzielicie się swoją wiarą z drugiej bardzo wyraźnie widać, że jesteście młodym związkiem, który wszystko idealizuje. Jesteście wzajemnie sobą oczarowani co powoduje, że blog robi się "cukierkowy". A ja nie wierzę w "cukierkowe" związki a tak siebie próbujecie kreować. Może to wynika z faktu, że o ile dobrze zauważyłam znacie się dopiero 2 lata i pewnie jeszcze żyjecie w głębokim zakochaniu i zauroczeniu sobą. Jako czytelnik mam wrażenie że jesteście idealni i perfekcyjnie dopasowani a takie pary nie istnieją. Mój komentarz nie znaczy, że życzę Wam źle. Chciałabym przez to wyrazić że chyba oczekiwałam innej tematyki na blogu mówiącym o narzeczeństwie. Oczekiwałam tematyki trudnej: jak rozwiązywać powstałe konflikty, jak radzić sobie z trudnościami i je przezwyciężać, jak pójść na kompromis gdy macie inne priorytety. Bo wg mnie nie sztuką jest być w związku i chwalić się tym (bo tak Was odbieram w niektórych postach) gdy wszystko idzie dobrze ale sztuką jest się pochwalić przezwyciężaniem wzajemnych różnic a tego ewidentnie na tym blogu nie ma. Przepraszam jeśli Was uraziłam. Życzę dużo miłości jednak takie jest moje zdanie. I jeszcze jedno: nie ma tutaj żadnych wzajemnych wyrzeczeń co zrobiliście dla siebie nawzajem, żadnych kroków przemiany przed ślubem by być dla siebie lepszymi później - taki typowy etap wpatrzenia w drugą osobą i mówienia o jaki Ty jesteś najcudowniejszy(-a).
OdpowiedzUsuńCóż, każdy czyta to, co mu pasuje, a my piszemy o tym, o czym chcemy. Od początku wiedzieliśmy, że nie każdemu będzie odpowiadać tematyka, którą proponujemy.
UsuńNie zgodzę się jedynie co do tego, że kreujemy siebie na idealnych i perfekcyjnie dopasowanych. Proste, że tak nie jest. Trochę to widać w postach dotyczących naszej pracy z książką "Nas dwoje. Przed nami małżeństwo", dzięki której sporo się dowiadujemy o sobie nawzajem, tym, co nas różni, albo może kiedyś poróżnić. Staramy się poruszać tę tematykę, ale przecież nie będziemy się przesadnie rozwodzić na temat tego, co dotyczy stricte naszej prywatności. A jeśli chodzi o konflikty, trudności, kompromisy - na razie ze wszystkim sobie radzimy "pokojowo", nie ma ostrych dyskusji, kłótni i cichych dni, bo mamy takie temperamenty, że do tego nie doprowadzamy. Jeżeli się pojawią, to pewnie się tym podzielimy.
To prawda, że jesteśmy nadal w sobie bardzo zakochani, ale to chyba normalne?
Gdy młoda mężatka pisze o swoim szczęściu, jak jest cudownie i wspaniale po ślubie, wszyscy jej przytakują i gratulują. Gdy młoda mama pisze o swoim najcudowniejszym i fantastycznym dziecku, wszyscy mówią, że to normalne i cieszą się razem z nią. Nawet gdy (zazwyczaj młody) ksiądz pisze, że wspaniale się odnajduje w swoim powołaniu i jest szczęśliwy, wszyscy potakują, że takich księży nam potrzeba. A gdy my, młodzi i początkujący narzeczeni, piszemy, że jesteśmy tak po prostu szczęśliwi, słyszymy i czytamy wciąż "bleee, ale to cukierkowe, przecież nie ma idealnych związków", albo zarzuca nam się, że czujemy się lepsi od innych... Trochę mnie to dziwi, może nawet irytuje. Ale w końcu przez pisanie bloga sami wystawiamy się na ocenę i krytykę, więc niech i tak będzie.
Masz rację, że jesteśmy młodym związkiem. Poznajemy się, rozwijamy, uczymy, dojrzewamy... Jeżeli masz chęć, możesz nam w tym towarzyszyć. :) Pozdrawiamy!
Trochę w tym racji, ale najpierw napisałaś, że nie będziecie się rozwodzić na te tematy ( w sensie kłótnie itd.) a później, że jak się pojawią to o tym napiszecie. Trochę się to wyklucza, jak cała tematyka tego bloga. Miało być o nietypowym narzeczeństwie, ale jesteście bardzo typowi. Chyba na siłę wmawiacie sobie, że nie.
UsuńCzytaliście kiedyś od deski do deski blog: http://narzeczona-potem-zona.blogspot.com/ ? Może na niego nie trafiliście...nie wiem, ale gdybym go nie przeczytała pewnie nadal żyłabym w przekonaniu, że wszystko jest piękne, proste, idealne. To blog dziewczyny, która opisuje czas przed ślubem( szkoda, że tak krótko) i po, teraz już jest matką i jest bardzo prawdziwa w tym co pisze. Mocno wierzy w Boga, ale jak każdy człowiek potyka się i nie boi się mówić o słabościach w wierze, które dotykają każdego bez wyjątku. Mimo przeciwności, problemów jest szczęśliwa i mocno ufa Bogu. Polecam Wam, bo u Was nie widzę tej drugiej strony, nie widzę tej prawdziwości, która mogłaby nam-czytelnikom chociażby pomóc. Każdy blog jest wyjątkowy. Wasz też, ale tak jak ktoś napisał wyżej, że za dużo tutaj słodyczy i lukru. Kiedy miałam gorszy dzień to czytałam bloga tej dziewczyny, bo czasem mimo smutnych wpisów podnosił mnie na duchu, dużo bardziej niż nie jeden "idealny" post. Czułam, że moje problemy są głupotami w porównaniu z innymi rzeczami. Ten blog uczy pokory, której Wam potrzeba. Modlę się o tę pokorę dla Was. Szkoda bloga na sam cukier.
OdpowiedzUsuńDo Anononimowy z godziny 20:) Miło że się ze mnie zgadzasz. W sumie dobrze ujęłaś to z czym ja miałam problem. Mianowicie że brakuje przeciwności i podnoszenia na duchu, uświadamiania, że każdy ma czasem gorszy dzień.
OdpowiedzUsuńDo Ady:) po pierwsze jeszcze raz przepraszam jeśli Was uraziłam swoim komentarzem. Po pierwsze: normalne jest że człowiek w dwuletnim związku jest zakochany. I to BARDZO zakochany. Ja przez pierwsze dwa lata znania już mojego Narzeczonego nie wierzyłam że mozna się z nim pokłócić. BA! Zdenerwować się na niego. CO nie oznacza że nie mieliśmy przeciwności ale on wydawał mi się taki idealny i wszystko było takie piękne. Więc jest normalne że człowiek jest zakochany i dobrze ,jak i jest normalne że ta faza w końcu przechodzi i to też dobrze, bo człowiek lepiej dojrzewa do miłości wtedy. Dobrze, że piszesz o swoim szczęściu. I masz PRAWO być szczęśliwa. Świetnie. Ale pisząc co drugi post jaka jesteś z nim szczęśliwa jak i fajnie bo czytamy Pismo św. i chodzimy na msze często nie sprawiacie wrażenia trwających w PRAWDZIWEJ MIŁOŚCI a ślepo zakochanych (to moje zdanie może ktoś się zgodzi). Mianowicie dla mnie prawdziwa miłość oparta jest na wyrzeczeniach: przepraszam ale nie znalazłam ich wielu na Waszym blogu: nie znalazłam nic czego musielibyście się wyrzec, pozbyć dla Waszej Miłości. Przykład mój Luby potrafi jechać do mnie 4 godziny (w jedną stronę) by ugotować mi obiad w trakcie sesji bym mogła się pouczyć i coś zjeść pożywnego a potem spędzić ze mną popołudnie, ja pomimo że jest ogromnym śpiochem wstaję o 4 rano w sobotę by jechać 4 godziny by się z nim zobaczyć (chwilowo żyjemy na odległość). O dziwo też nie macie żadnych różnic typowych w związkach: kobieta chce się wygadać, mężczyzna już iść spać. A nawet już odchodząc od Waszego związku to nawet nie macie żadnych dołków w życiu osobistym, nie macie nigdy dość. Nie uważasz że ktoś taki na ziemi nie istnieje? I już ostatnia kwestia, którą raz już powiedziałam mnie osobiście swoim świadectwem nie zbliżacie do Pana Boga ( z chęcią wysłuchałabym opinii innych), mam wrażenie czytając ciągłego przechwalania: my nie współżyjemy, czytamy Pismo Święte, nie mieszkamy razem, nie kłócimy. Ja zawsze wierzyłam że Pan Bóg na sądzie zapyta się nas: Co zrobiłaś(-eś) dobrego? Jak poszłaś(-edłeś) na kompromis w swoim związku? CO zrobiłaś(-eś) by zbliżyć się do swojego męża/żony w ciche dni. NIe sztuką jest robić znak krzyża w Polsce przy kościele, gdzie najwyżej dziwnie na Ciebie popatrzą sztuką jest zrobić to w Korei gdzie mogą wsadzić CIę do więzienia. Nie sztuką jest opowiadać jacy jesteśmy wspaniali, jak pięknie czytamy, jak pięknie się modlimy sztuką jest dla mnie wracać do siebie w trudne dni. Świadectwem jest jak ludzie się dla siebie zmieniają, wychodzą z nałogów, jak powstają do wiary, jak zaczynają wspólnie działać w wolontariacie, jak się pokłócą ale się przytulą, jak będą myśleć bardziej o drugim niż o sobie. Niestety takiego świadecdtwa na dzień dzisiejszy mi nie opowiedzieliście. Ponadto u Was jest tak jakbyście nie mieli różnic które Was denerwują, różnych potrzeb. Przecież nie musicie opisywać o co się kłócicie, ale to jak dochodzić do różnych kompromisów w różnych kwestiach: ja mam ochotę na spacer po lesie, on po Starym Mieście, jak trwać w czystości kiedy nawet przytulenie wywołuje dreszcz emocji. Zresztą piszcie o czym chcecie. Pamiętajcie o swoim przesłaniu: ten blog ma zbliżać do Boga ludzi a nie opisywać Wasze szczęście. No chyba że się minęliśmy w odbiorze. Dużo miłości nie gniewajcie się za moją szczerość - taka już jestem. Mówię co ślina na język przyniesie.
Ludzie kochani, przecież oni się dopiero co zaręczyli! Widzieliście kiedyś zrozpaczonych ludzi na świeżo po zaręczynach? Mają płakać i się załamywać? Stwarzać sobie problemy na siłę, kiedy ich nie ma, żeby przypadkiem im za dobrze nie było i nie za bardzo cukierkowo? Toć tu nawet nie było jeszcze głupiego oglądania lokali na wesele, żadna teściowa nie próbowała jeszcze forsować swoich cudownych pomysłów bez konsultacji z młodymi. Jeszcze nie przeszli na dobre do praktyki, są pełni zapału, budują jakąś wizję, snują plany, postanowienia, marzenia. Już samo to ile daje radości! Dopiero ZACZĘLI coś realizować, o co oni się mają na tym etapie kłócić? Jak będą mieli się pokłócić, to się jeszcze pokłócą, więc po co gasić entuzjazm już teraz? Tak "na zaś"? Przecież to jasne, że na świeżo po zaręczynach człowiek lata pół metra nad ziemią. Ja bym się mocno zdziwiła, gdyby było inaczej.
OdpowiedzUsuńNIgdy nie napisałam, że mają być zrozpaczeni czy nadąsani proszę nie wyolbrzymiać moich słów. Ja napisałam że nie wierzę w wiecznie szczęśliwe związki. Nie wierzę, że ludzie są dwa lata ze sobą i nie potrafią opisać różnic między sobą czy czasem nachodzących wątpliwości, a w relacji z Panem Bogiem nie mają gorszych chwil i refleksji. Ale nie refleksji Bóg jest i trzeba Mu ufać tylko jak ufać gdy... Najwięksi święci mają wątpliwości i mroki duszy. Proszę poczytać o Ojcu Pio, o Matce Teresie z Kalkuty, kiedy piszą, że najgorsze dni są kiedy nie "czuje" się Boga, więc nie mówcie mi proszę, że tutaj wszystko pięknie ładnie. Nie mówcie że relacja z Panem Bogiem jest zawsze szczęśliwa i taka prosta, bo każdy przeżywa gorsze dni których u Was ewidentnie brak. I jeszcze jedno. Jak wyżej wspomniałam nie oczekuję kłótni i wywlekania spraw na forum bo jest to niehumanitarne jednak proszę nie mówić "kobieto z żebra", że w tym planowaniu oni nie mają różnych poglądów na różne sprawy które diametralnie ich różnią. A właśnie zaznaczanie różnic na tym blogu i umiejętności ich pokonywania mogłyby dawać świadectwo a nie pisanie o tym jacy jesteśmy idealnie dopasowani. Czy wiesz jaki jest powód większości rozwodów w Polsce? "NIEDOPASOWANIE CHARAKTERÓW". I właśnie żona czytając takiego bloga uświadamia sobie jak bardzo niedopasowana do swojego męża i co robi? No jeszcze bardziej przekonuje do rozwodu. Dlaczego? Bo NIKT nie napisał tutaj o pracy nad sobą, o zmianie dla drugiego człowieka, o tym jacy jesteśmy szczęśliwi gdy dla drugiej osoby się ofiarowujemy tylko ciągle: on jest taki wspaniały, on zrobił to, tamto. KObieta myśli: mój facet jest beznadziejny on tego nie robi. Co więcej nie jestem z nim szczęśliwa i ona nawet NIE WIE, że można nad sobą popracować by być szczęśliwym związku. Bo uważa szczęście przychodzi ot tak i że ludzie są sobie po prostu sobie przeznaczeni. $Szczera$ Nie umiem inaczej się podpisać a skoro niektórym to tak bardzo przeszkadza to zostanę szczera.
UsuńAle przecież było o różnicach. I na wesoło i "na normalnie". Było też o podejściach do kłótni i o rozwiązywaniu konfliktów (chociaż o tym drugim, to chyba w komentarzach na moim blogu było a nie tutaj, więc ok, można było przeoczyć).
UsuńTen blog dopiero co powstał, narzeczeństwo dopiero co się zaczęło, czytanie Pisma na poważnie dopiero się zaczęło i jak to z początkami bywa - na początku jest mega ekscytacja. Przecież to oczywiste! Mnie chodzi tylko o to, że nie zwracacie uwagi (nie wiem, czy to jedna osoba pisze, czy ile) na to, że ten "cukier" to nie "kreowanie się" na kogoś idealnego, tylko właśnie początki i fascynacja początkami, nawet jeśli są wyidealizowane. Oni do ślubu jeszcze mają dwa lata! Dopiero teraz się przecież wszystko zacznie rozkręcać, a mam wrażenie, że niektórzy oczekują na dzień dobry wpisów jak u małżeństwa z 20 letnim stażem.;)
Ja nie napisałam, że napisałaś, że mają być zrozpaczeni.;) Tylko że dziwi mnie to zdziwienie, że jest cukierkowo. A jak ma być na początku narzeczeństwa? Jakby na tym etapie nie było cukierkowo, tobym się zastanawiała, po co oni ślub biorą.;) Na całą resztę jeszcze mają czas. I tyle.
UsuńWidać, że nie czytasz dokładnie komentarzy, bo z nich jasno wynika, że jest kilka Anonimowych. No chyba że podejrzewasz mnie o schizofrenię.
UsuńPo pierwsze dla mnie 4 miesiące to nie jest dopiero co.
Po drugie w związku są dwa lata a oprócz zakochania i wpatrzenia na tym blogu nie widzę dojrzałych postaw Narzeczonych ( no może za wyjątkiem postu o czystości).
Po trzecie zaznaczają wiele razy, że ten blog ma być ŚWIADECTWEM a ja piszę po raz kolejny, że świadectwem wg mnie nie jest i czekam na opinie innych. Bo świadectwo to nie chwalenie się sobą nawzajem i jak dużo Pisma przeczytałem(-am). (Przeczytaj moją wypowiedź do Narzeczonego i powyższe posty dlaczego tak uważam byśmy ewentualnie miały o czym dyskutować.
Po czwarte nie oczekuję wpisów jak u starego dobrego małżeństwa ale SZCZEROŚCI i prawdy o sobie, o związku skoro już taki blog się zdecydowali założyć to niech napiszą PRAWDĘ a nie tylko lukrowane wiersze. Nie wiem ile znasz związków ja znam MNÓSTWO. I znam naprawdę związki oparte na wierze, ale żaden związek mi nie wmawia że nie przeżywają żadnych trudności. I jeszcze raz zaznaczę by do wszystkich dotarło. ŚWIADECTWEM JEST POKONYWANIE TRUDNOŚCI Z BOŻĄ POMICĄ A NIE MÓWIENIE ŻE ICH NIE MA jak proponują autorzy bloga.
Po piąte Tak tak te drobne różnice widziałam i jakoś nie zauważyłam by ktoś się o coś zdenerwował na drugiego. BA Zranił przez przypadek przez dwa lata związku nie powiedzieli sobie (nawet przez przypadek!) złego słowa. Nawet cichych dni nie mieli czy nadąsanych min przez chwilę. Czy nawet (bardzo popularne) inaczej się zrozumieli ze względu na różnicę między mężczyzną czy kobietą. Oni po prostu we wszystkim się zgadzają, tak? Od dwóch lat? Dwoje przypadkowych ludzi? I nigdy się na siebie nie zdenerwowali. Wierzysz w to? Naprawdę wierzysz w to, że przez dwa lata ludzie nie mają żadnych różnic poza noszeniem lub nienoszeniem szalika czy lubieniem bądź nietolerowaniem gadów? Chodzi o to, że jeśli tak mocno twierdzą że świetnie do siebie pasują to mam wrażenie że albo nie piszą do końca prawdy albo siebie do końca nie znają. Bo nie ma ludzi idealnych.
Ten lukier to ok może i fascynacja początkami ale denerwuje mnie pisanie o pięknym świadectwie narzeczeństwa bo póki co to jak dobrze określiłaś jest FASCYNACJA. Nic więcej. ŻADNE ŚWIADECTWO. Szkoda że sami mijają się już na początku ze swoim zamierzeniem. SZCZERA
Przed ślubem ma być DOJRZALE a nie CUKIERKOWO. SZCZERA. Miłość to nie uczucia to decyzja że kochasz kogoś zupełnie takiego jakim jest i to nie ma nic wspólnego z bajkami. Nie wmawiajmy przyszłym żonom idealnej, cukierkowej miłości. MIŁOŚC JEST DOJRZAŁA NIE CUKIERKOWA - by wszyscy zapamiętali. Zakochanie jest cukierkowe. SZCZERA
UsuńWyobraź sobie, że wpadłam na to, że anonimów jest więcej. Sęk w tym, że zaczęły się jako tako podpisywać od połowy dyskusji dopiero, więc wybacz, ale w przeciwieństwie do Ciebie, odróżnającej Twoje własne komentarze od innych niepodpisanych, ja ich nie pisałam i nie do końca jestem w stanie intuicyjnie bezbłędnie połączyć tych niepodpisanych z tymi już podpisanymi i kto zaczął z tym cukrem, wglądu w IP nie mam, a zdolności paranormalnych jeszcze nie opanowałam.;)
UsuńI nie, nie wierzę w to, że się zawsze zgadzają, bo pisali, że tak nie jest, że są problemy, konflikty, różnice zdań itd. tylko bez kłótni. Może dlatego odbieram wszystko inaczej.
A nawet jeśli ktoś to przeoczył, albo odniósł takie wrażenie, to czy nie można było normalnie zadać zwykłego pytania "czy wy się w ogóle kiedyś pokłóciliście" / "czy Wy nie miewacie kryzysów wiary" bez wyrokowania z góry? Jestem pewna, że odpowiedź byłaby prawdziwa i wyczerpująca i sprawa by się po kilku komentarzach ładnie bez nerwów i ataków rozwiązała.
Rozumiem, że w Polsce nie można już wypowiadać własnego negatywnego zdania. Nie można powiedzieć, że ten blog nie zbliża mnie do Boga a może nawet odpycha od katolików którzy tak łatwo oceniają innych. A przy tym ciągle wywyższają jacy my jesteśmy pięknym narzeczeństwem i jacy jesteśmy super nietypowi. Co więcej kreowana jest tu myśl że jak już żyjesz z Panem Bogiem to nie masz żadnych problemów w związku (jeśli uważasz że narzeczeni uważają inaczej to proszę o link do jakiegoś artykułu bo ja nie zauważyłam). W związku z czym kreuje się mylny obraz związków międzyludzkich. I jeszcze jedno uważam że bezpodstawna dyskusja nie ma sensu. Miło będzie jeśli użyjesz argumentów z przykładami. Jeśli sobie życzysz zrobię to również aczkolwiek o ile ja jestem skłonna zmienić swoje zdanie, jeśli ktoś odpowiednio uargumentuję dlaczego racji nie mam tak mam wrażenie, że zarówno Ty jak i Narzeczeni jesteście przekonani o Dojrzałości ich związku i super religijnym świadectwie.
UsuńI jeszcze jedno wielu pyta czemu tak bardzo tu przychodzę skoro mnie ten blog irytuje. Odpowiem jasno i po raz ostatni: 1) oczekuje odpowiedzi na pytanie czy ktoś tu się nawraca. Jeszcze takiej duszy nie znalazłam. Same przeciwne stanowiska. 2) Chciałabym, żeby Narzeczeni przez chwilę się zastanowili (jeśli mają czas bo ostatnio mi raczyli wypomnieć, że porady osobiste kosztują więc pewnie ich czas też) jaki wizerunek chrześcijanina budują tym blogiem. A mam wrażenie że wizerunek idący w stronę hipokryzji: łatwe ocenianie innych, z jednej strony rozmodlenie a z drugiej obrażanie innych słowami: "Narzeczony: Ktoś kto nie rozumie prośby o podpisywanie komentarzy, trudno żeby zrozumiał coś więcej i widział więcej niż czubek własnego nosa." (i nawet nikt jeszcze nie raczył przeprosić). Wstydzę się takich chrześcijan, którzy uważają, że to oni są najpiękniejsi (artykuł o pięknym narzeczeństwie, o tym, że nie mieszkają razem, wszędzie widać wygórowane mniemanie o sobie).
Czytuję ostatnio blog narzeczona potem żona często tutaj wspominany. I to się nazywa ŚWIADECTWO. Ona jest pokorna, pełna miłości do każdego, PRAWDZIWA. Napisałam to by nikt mi nie wypominał za chwilę, że ja nie lubię chrześcijan czy z nimi walczę. Bo wręcz przeciwnie: jak ktoś ma coś mądrego, szczerego do napisania to bardzo to pochwalam. SZCZERA
Ojej, przecież ja zupełnie nie o tym... Ech, ok, spróbuję jeszcze raz.
UsuńJa też nie z każdym postem się zgadzam. Mało to razy pisałyśmy z Żoną, że coś uprościli, że nie jest takie proste i że nie ma co z góry pewnych rzeczy mówić i oceniać (post o npr, wspólnym mieszkaniu i wyborach, post o charakterach, o czułości i pożądaniu, komentarze o npr u dwoje do poprawki itp.)?
Ja doskonale rozumiem, o co Ci chodzi, w zasadzie nawet po części się zgadzam. Rzeczywiście mało na razie tego wszystkiego o czym piszesz, ale wg mnie też po prostu mało było jeszcze okazji. Takie zderzenia wizji to raczej przychodzą jak już idą takie konkretne ślubno-weselne przygotowania. Póki za to się człowiek nie zabiera i snuje tylko plany, to tkwi w cukrze, bo jest zajarany samym stanem narzeczeństwa. Przynajmniej u mnie przed ślubem tak było.;) Ja też widzę ten cukier, też widzę to idealizowanie. Nie oceniam czy są dojrzali czy nie są, czy są świadectwem, czy nie, bo po pierwsze nie jestem od oceniania, po drugie, dla mnie to za wcześnie. Ja widzę to wszystko, o czym piszesz, ale patrzę na to tak, że na razie to jednak etap podjęcia decyzji i postanowień, które dopiero będą weryfikowane. Rozumiem zarzuty o wywyższanie się, bo granica między radością, że się udaje, a wywyższaniem się i ocenianiem innych jest cieniutka, zwłaszcza w wyczuciu odbiorców. Mimo wszystko ja bym im dała czas, zanim się oskarży o lans, bo tak naprawdę to jakie to narzeczeństwo było, będzie można powiedzieć dopiero po ślubie i to też nie od razu;) a co do nerwowych reakcji... Negatywne anonimowe komentarze od osób, które normalnie tu piszą, a teraz się nie podpisują, brzmią jak atak. Ich błąd, że dali się w to wkręcić.
Narzeczony: Myślę, że etap zapatrzenia w siebie mamy już za sobą, po prostu pracujemy nad tym, żeby drobnostki nie zdążyły urosnąć do dużych problemów. O tym też mówią tematy związane z książką, którą przerabiamy. Jednocześnie potwierdzam zdanie Narzeczonej, że każdy dzień, w którym się spotykamy jest wyjątkowy i choć nie zawsze jest łatwo się spotkać, to nie traktujemy tego jak wyrzeczenie, tylko zaangażowanie w związek.
OdpowiedzUsuńInna sprawa, że nie możemy wszystkich zadowolić. Musielibyśmy pisać do każdego z osobna, a prywatne porady kosztują. ;) Jedni nie lubią jak piszemy o trudnościach w wytrwaniu w czystości, a innych razi nasze szczęście, które naprawdę ciężko opisać, bo jest tak wielkie, :) i długo oczekiwane, i wymodlone. Różnice między nami są, ale nie będziemy pisać że się kłócimy, bo się nie kłócimy. Czytajcie dalej, to może kiedyś zaczniemy i w końcu się zrobi ciekawie ;) (oby nie). Myślę, że chodzenie razem na Mszę, to nie lukier i cukierki, bo wiele osób w ogóle o tym nie rozmawia, a tym bardziej np. o swoich grzechach, o tym jak przeżywają swoją relację z Bogiem, która to relacja powinna być podstawą związku, przynajmniej katolickiego. Ponawiam prośbę o podpisywanie komentarzy, żeby było łatwiej zidentyfikować, co kto pisze. :)
Narzeczona: Sądzę, że dalsza dyskusja na temat, o czym powinniśmy pisać, a czego jest za dużo i jakie jest przesłanie tego bloga, po prostu nie ma sensu. Cieszymy się, że mamy tak refleksyjnych Czytelników, którzy potrafią napisać coś więcej niż tylko "Och, jaki słitaśny blog!" :) Ale obawiam się, że i tak będzie "my swoje, a Wy swoje".
Ewentualne uwagi, prośby, pytania, jakieś osobiste "wycieczki" można kierować też bezpośrednio do nas na maila: przeznaczeni.narzeczeni@gmail.com
DO NARZECZONEGO: NIe życzę Wam kłótni i nie o to mi chodzi nie wiem dlaczego wszyscy w koło Macieja to samo. Ja piszę o różnicach, o wątpliwościach o wyrzeczeniach. Nie znam Was osobiście, ale przeczytwaszy ten blog mam wrażenie sztuczności. Mianowicie twierdzicie że przez dwa lata nie było między Wami żadnych spięć, żadnych wyraźnych różnic i żadnych wątpliwości. Co więcej nawet nie przeżywacie żadnych kryzysów religijnych. Nie wierzę w to, że ani razu siebie nawzajem nie zraniliście choćby przez przypadek. Wiesz, że jeżeli uważasz że dajesz świetne świadectwo swoim życiem bo piszesz że chodzisz do kościołą, że czytasz Pismo Święte to może innych ale mnie to nie przekonuje. Znam świetnych ludzi którzy nie chodzą do kościoła i znam wredne małpy które chodzą. Mam nawet znajomego który jest mega rozmodlony a jak się go zapyta człowiek to wiecznie nie ma czasu albo mówi że nie umie a dostaje piątkę z egzaminu. Dla mnie taki człowiek to hipokryta. I od takich stronię. A także człowiek który pisze że jest rozmodlony a napisze później w nerwach: "Narzeczony: Ktoś kto nie rozumie prośby o podpisywanie komentarzy, trudno żeby zrozumiał coś więcej i widział więcej niż czubek własnego nosa." Przepraszam ale tym komentarzem pokazałeś jakim jesteś człowiekiem. Nie każdy MUSI się ujawniać a jak ktoś nie ma takiej ochoty to tego nie robi i to nie znaczy że MASZ PRAWO ją/go obrażać. Tymbardziej, że sam zaznaczasz, że to jest tylko prośba z Twojej strony a nie nakaz by się podpisywać. Prośba to prośba jak sama nazwa wskazuje druga osoba nie musi jej spełniać. Takie właśnie jest Wasze świadectwo...A i jeszcze jedno piszesz że etap zapatrzenia macie już za sobą. Twoja Narzeczona jest innego zdania: wczoraj napisała że jestb bardzo zakochana. A okres zakochania wiążę się z zapatrzeniem w drugą osobę.
UsuńDo Narzeczonej: Myślałam że jesteście otwarci na komentarze, ale widzę, że chcecie tylko usłyszeć że jesteście wspaniałym związkiem i jakie piękne macie wartości. Gdy ktoś wzbudzi dyskusje na temat a może tu jest za bardzo cukierkowo i czy ten blog zbliża kogoś rzeczywiście do Boga to już chcecie zamknąć temat. Dyplomatycznie....A ja właśnie chciałabym wiedzieć co inni myślą. Bo może się mylę i może to ja Was źle odbieram. A może tylko ja odnajduję na tym blogu rozmodlenie, które nie idzie w parze z posługą drugiemu człowiekowi?
SZCZERA
Ja np. mam bloga i narzeczeni mi go niejednokrotnie komentowali, nie podpisuję się tutaj z jednego prostego powodu, jestem na milion procent przekonana że gdybym się podpisała to po takich dwóch moich komentarzach jak ten z 23:31 i obecny, miałabym na blogu inwazję narzeczonych krytykujących moje postępowanie, nawet jeśli uważali by je za prawidłowe, tylko po to żeby się odegrać :) A ja daję szansę na spojrzenie na moją pisaninę obiektywnie :) Gdyby narzeczeni nie chcieli się odegrać za komentarze to zwisałoby im że ktoś się nie podpisuję :) Więc ja się będę podpisywać "23:31" żebyście mnie mogli odróżnić od innych anonimów.
UsuńPs. Do narzeczonego, bardzo Ci współczuję że zaledwie po dwóch latach macie już za sobą etap zapatrzenia. Ja jestem w trochę dłuższym związku i jestem tak cholernie zapatrzona w mojego faceta że się w głowie nie mieści, bardziej nawet niż na początku.
23:31
No tak, najlepiej odwrócić kota ogonem... Nikt na siłę nie każe Wam się kłócić, po prostu prowadzenie bloga ciekawi innych- czytelników. A wiadomo, że życie nie składa się z samych "szczęść". Więcej pokory Wam życzę.
OdpowiedzUsuńZgadzam się życie to nie tylko szczęście a od 4 miesiędy na tym blogu tylko amory zamiast dojrzałego związku umiejącego rozwiązywać problemy. I wychodzących z nich z Bożą pomocą. Trzymaj się anonimowy:). SZCZERA
UsuńSkoro Ci się tutaj nie podoba, dlaczego nas czytasz? Nie mamy żadnej misji, ani imprimatur od biskupa, że ten blog ma być miejscem instruktażowym dla par o tym, jak rozwiązywać problemy w związku w duchu katolickim... To nasze miejsce, nasza wizja życia, nasz kawałek przestrzeni, który nie musi się wszystkim podobać. Nikt tutaj nikogo na siłę nie trzyma.
UsuńJuż będę kończyć to czytanie ale nie ukrywam że ciekawi mnie dyskusja czy ktoś rzeczywiście się tu nawraca? Czy dla kogoś jesteście rzeczywiście świadectwem i czy uważają że tu nie jest cukierkowo. Mam wrażenie że CI to przeszkadza, że wszczynam takie dyskusje. a przecież warto się zmierzyć z PRAWDĄ. SZCZERA
UsuńNarzeczony: Ktoś kto nie rozumie prośby o podpisywanie komentarzy, trudno żeby zrozumiał coś więcej i widział więcej niż czubek własnego nosa.
OdpowiedzUsuńDlaczego tak oceniacie innych? Bo powiedzieli Wam prawdę. Gdybyście tak kierowali się wiarą chrześcijańską jak piszecie to trochę inne byłyby wasze odpowiedzi na komentarze. Każdy w was pokladał nadzieję, a tu... czarna dziura. Wasze prośby pozostają prośbami. Może ktoś nie chce się pospisywać? Tyle pisaliście o wolności słowa to czytelnicy też mają prawo do pewnych rzeczy. Chcieli Wam tylko pomoc, naświetlic to co może tylko zobaczyc osoba trzecia. Może jesteście zbyt zadufani, żeby przyjać rady, krytykę innych?
OdpowiedzUsuńWidzę że ktoś ma te same pgolądy. SZCZERA
UsuńKtoś wyżej napisał że ten blog go nie zbliża go do Pana Boga, mam takie samo odczucie, a właściwie to czytając tego bloga to mnie od Boga, no dobra nie od Boga ale od katolików odrzuca. Kiedy czytam jak wypowiadają się że ktoś tam był bardzo wierzący a teraz nagle mieszka z chłopakiem - jakie to jest złe i jacy oni są wspaniali bo razem nie mieszkają, później czytamy że takie mieszkanie to jest nie traktowanie Boga na serio, później przekonujemy się jaką wspaniałą dziewczyną jest narzeczona bo biedna musi wstawać z samego rana i mierzyć sobie temperaturę a inni idą na łatwiznę bo wolą gumę założyć i tak można wymieniać i wymieniać i wymieniać... jak to czytam to odzywa się we sprzeciw, nie chciałabym być takim człowiekiem jak narzeczeni, a więc nie będę zagłębiać się w wiarę bo może mi też odbije i będę uważać że jestem najwspanialsza na świecie a reszta ludzi to grzesznicy i nic nieznaczące pasożyty. Czytając tego bloga można właśnie takie wrażenie odnieść, oni są najwspanialsi, my jesteśmy tym marginesem i tylko ich sposób przeżywania wiary jest należyty. Zastanawiam się czy istnieje ktokolwiek kto ma inne odczucia dot. tego bloga, bo rozmawiałam z kilkoma osobami i mają identyczne odczucia. Zresztą jak widać ten jakże "prężnie" rozwijający się blog ma pod notkami po 2-3 komentarze chyba że autorzy przesadzą i się blogowa sfera oburza i wtedy powstaje rozmowa gdzie większość wypowiada swoje zdanie bądź zwraca uwagę narzeczonym na nieprawidłowości (jak wpieprzanie się w czyjeś życie, co was obchodzi kto z kim mieszka?) a Ci odwracają kota ogonem i próbują się wybielić :)
OdpowiedzUsuńOczywiście z tymi komentarzami chodziło mi o to że chyba nie tylko ja mam takie odczucia, skoro nikt tego nawet nie komentuje.
Usuń23:11
Nie trać wiary. Są naprawdę dobrzy chrześcijanie na tym świecie. Prawdziwi w tym co robią i mówią. SZCZERA.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńMoże Ada z Karolem po prostu za mocno chcieli dać świadectwo i dlatego wychodzi jak wychodzi. Ja mam czasem podobne odczucia, dlatego w sumie przestałam komentować tego bloga, bo uważam że każdy ma praw do własnej drogi życia, a skoro to MNIE się nie podoba to nie moja sprawa, więc się nie wtrącam. Mam swój ulubiony blog który wg mnie daje świetne świadectwo (narzeczona potem żona) i właśnie nim się wspomagam, tu nie znalazłam tego czego szukałam więc po prostu przestałam go czytać i się wypowiadać, wpadam czasem (tak jak dziś) zobaczyć czy jest coś ciekawego.
UsuńSą osoby, będące katolikami i wyznające zasady Kościoła, a jednak są ludźmi takimi jak my wszyscy, wiadomo, że czasem napominają o tym czy innym, bo taka jest wiara aby dawać świadectwo, jednak rozmowy z nimi to przyjemność. Życzę Wszystkim spotkania takich ludzi.
UsuńSweet Dreams zgadzam się w całości z twoją wypowiedzią. Mam tak samo. A blog narzeczona potem żona czytałam i naprawdę jest to niesamowite świadectwo. Bardzo osobiste i porywające, a przede wszystkim ludzkie. Zupełnie inna bajka w porównaniu z narzeczeni z bozej laski.
UsuńDo ANonimowy z 15:47. Masz rację nikt nie jest idealny. Problem w tym, że oni na takich się kreują: jesteśmy pięknym narzeczeństwem, nietypowym, chodzimy na mszę, w ogóle nie mamy problemów ani religijnych ani związkowych. BA! nic nas nawet nie denerwuje. Chodzące ideały. Chrześcijanin to osoba która ma dawać ŚWIADECTWO, które nie polega na mówieniu jacy jesteśmy fajni i nietypowi. A na stronie oprócz przechwalania nie znajduję zbyt wielu uczynków miłości które są PRIORYTETEM dla życia chrześcijańskiego. Z pewnego kazania Bóg nas nie zapyta na sądzie cośmy przeczytali ale cośmy zrobili. A tu na blogu jest: czytamy Pismo, czytamy książki, słuchamy konferencji. To ma nas oczywiście zbliżać do Boga ale celem chrześcijanina są uczynki miłości, których tutaj brak (poza notką o czystości i pilnowaniu bratanicy bodajże). SZCZERA
UsuńDo SZCZERA: Zgadzam się. My to wiemy, ale narzeczeni zdecydowanie są zbyt zadufani aby przyznać chociaż jednej z tych osób wyżej komentujących rację. Przeczytałam ten blog od deski do deski i nie ukrywam czasem były ciekawe posty, ale większość idzie nie w tę stronę co powinna. No cóż, szkoda mi tylko wybitnej nazwy bloga, bo ktoś inny mógłby ją lepiej spożytkować.
Usuń