Tyle się mówi o kobiecych "trudnych dniach". Że wtedy to bez kija nie podchodź, bo kobita gotowa zabić wzrokiem, słowem, a nawet pazurami. Że biedni mężczyźni muszą to znosić w pokorze, najlepiej siedzieć cicho, wszystkiemu przytakiwać i spełniać zachcianki. A jak już okres się zjawi, potulnie pomykać do sklepu po podpaski lub (o zgrozo!) tampony i No-spę, czy inne specyfiki, które przywrócą do życia umęczoną bólem kobietę, masować, ogrzewać i inne cuda wianki. Jednym słowem, to "trudne dni" zarówno dla kobiety, jak i dla mężczyzny.
Zawsze mnie to trochę śmieszyło. Jakby to było nie wiadomo co. Pamiętam, że jeszcze w dzieciństwie na moim "podwórku" funkcjonował taki ciekawy eufemizm: "ma przyjechać/przyjechała ciotka czerwonym polonezem". :D Wtedy jeszcze średnio wiedziałam, o co chodzi, ale jakoś intuicyjnie wyczuwałam przesłanie, bo sama nie lubiłam odwiedzin różnych dawno niewidzianych ciotek. :) Aż przyszedł czas, że się dowiedziałam, o co chodzi...
No nie da się ukryć, PMS to nic ciekawego. Rzeczywiście jestem wtedy rozdrażniona, bardziej płaczliwa, obolała, opuchnięta. Tu nie dotykaj, tam nie głaszcz, tak nie rób, bo boli... Wiele rzeczy mnie denerwuje... Słowem - ciężko jest, ale raczej nie jestem bardzo nieznośna. Lecz tak naprawdę nie o tym chciałam. Bo są też inne "trudne dni", o których dużo rzadziej i mało kto mówi, a dla nas są dużo poważniejszym wyzwaniem...
Dni, w których organizm kobiety w pełni mobilizuje się do przyjęcia nowego istnienia. Optymalne wydzielanie się odpowiednich hormonów, rewelacyjne warunki fizyczne, świetne samopoczucie, nic nie boli, nie drażni, a potrzeba czułości większa niż zwykle... Dni płodne.
Nie wiem, czy to jakieś feromony się wydzielają czy co, ale On potrafi to wyczuć, nawet nie wiedząc wcześniej, w której fazie cyklu jestem. W dodatku natura tak to urządziła, że moje dni płodne zawsze, ale to ZAWSZE pokrywają się z Jego dniami płodnymi... :D I to dopiero są naprawdę trudne dni... Każde przytulenie, pogłaskanie, każdy pocałunek wyzwala dreszcz emocji i szybsze bicie serca. Podniecenie przychodzi błyskawicznie, a poskromienie go jest ogromnym wyzwaniem... Co tu zrobić? Najlepiej uciekać, ale... przecież musimy się nauczyć sobie z tym radzić, w jakiś inny, pożyteczny sposób spożytkować tę energię. Przecież to nas będzie dotyczyło jeszcze długie lata po ślubie, skoro chcemy planować poczęcia naturalnie. Trochę pocieszające jest to, że nie jesteśmy w tym sami. Pewnie wiele par i małżeństw przeżywa to podobnie, im też jest ciężko, ale powtarzają, że warto. My też twardo obstajemy, że warto. Dlatego trzeba wziąć się w garść! Yes, we can! Alleluja i do przodu! I tak dalej...
Jeszcze tylko 2-3 dni i będzie trochę łatwiej. Tu nie dotykaj, tam nie głaszcz, tak nie rób, bo boli... :)
Czy mogłabyś napisać jakiej metody NPR używacie? Nie jestem jeszcze narzeczoną, ale chciałabym zacząć się obserwować, co polecasz? Czy jest to bardzo uciążliwe? :)
OdpowiedzUsuńHm, w pewnym sensie można tak powiedzieć, że stosujemy NPR, bo odłożenie poczęcia wiąże się na tym etapie z zupełnym odłożeniem współżycia na "po ślubie". :) Ale tak dosłownie, to raczej nas to jeszcze w pełni nie dotyczy. Na razie prowadzę tylko obserwacje (zaczęłam 2 miesiące temu), rysuję swoje pierwsze wykresy i sporo czytam, dowiaduję się. Na dzień dzisiejszy najbardziej przekonuje mnie metoda Roetzera, ale to tylko moje teoretyczne dywagacje, bo i tak jeszcze przez długi czas nas to nie będzie dotyczyć (nie chcemy odkładać poczęcia po ślubie).
UsuńCo do obserwacji - w moim odczuciu nie jest to uciążliwe, to tylko mierzenie temperatury o jednej godzinie (gdy mogę pospać dłużej, tylko wkładam termometr do ust i po chwili i tak zasypiam, a dopiero później, gdy wstaję, odczytuję temperaturę), a zwrócenie uwagi na śluz w toalecie to też nic wielkiego. A poznawanie swojego organizmu i sposobu jego funkcjonowania, tego, co ma na mnie jaki wpływ, daje naprawdę sporo frajdy. Polecam. :)
Uuuuu, jaki pięknie, starannie narysowany zeszycik, nie pogadasz. :D Ja sobie kiedyś zamówiłam w necie cały zapas takich z gotowymi tabelkami do uzupełniania, więc mój instynkt przedszkolaka szaleje co miesiąc, jak mam je wypełniać. :D Najlepsza zabawa. :D
OdpowiedzUsuńRotzer jest spoko.:) Ja zaczęłam od Kippleyów, potem gdzieś po drodze się na kurs Rotzera zapisałam i w zasadzie prawie się od siebie nie różnią, głównie oznaczeniami, które tak naprawdę z czasem i tak tworzysz własne i może dwiema regułami, gdzie się rozchodzi o jeden dzień. Książka Rotzera jest chyba łatwiejsza do przebrnięcia.
A z tym, że mężczyzna wyczuwa dni płodne, to jest święta prawda! Kobieta nieświadomie inaczej się porusza, inaczej się zachowuje i w ogóle wszystko inaczej.
Ja w czasie okresu mam napady szału. I otoczenie ciężko to znosi
OdpowiedzUsuńW takim razie my z A. mamy ciągle dni płodne.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za komentarz :)
OdpowiedzUsuńI zgadzam się z Tobą w 100%!
Taka rezygnacja z cielesności może być fajna, ale na jakiś czas... Żeby wyraźniej sobie uświadomić, że nasza relacja to nie tylko seksualność, że są miliony sposobów na okazywanie sobie czułości. Ale na dłuższą metę...
Ja nie potrafię tego zrozumieć. ;) Tak jak mówisz, ten czas jest PO COŚ. Na poznanie siebie, również swoich ciał. Z drugiej strony, ktoś może powiedzieć, że po takiej lekcji opanowania i powstrzymywania się, po ślubie nie będzie żadnych problemów z kontrolą. :)
Jednak przyznam szczerze, że dla mnie to też jest nienaturalne.
Jeśli chodzi o zostawanie sam na sam. Chyba trochę źle to opisałam. Chodziło mi bardziej o to, że nie jesteśmy jak papużki nierozłączki. Nie zaniedbujemy relacji z naszymi przyjaciółmi, mamy też obszar swojej prywatności. No i oczywiście nie brakuje tych sytuacji sam na sam, kiedy to faktycznie trzeba zawalczyć, bo oczywistym jest, że przy innych osobach nie będzie tak wylewnie okazywać swoich uczuć. Chociaż, znam takie pary, które się nie krępują.
Rozpisałam się :)
Pozdrawiam i Wam również życzę wytrwałości!
polecam ci stronę 28dni.pl
OdpowiedzUsuńtam stwarzasz wykres, wypisujesz wszystko, pierwszy miesiąc jest gratis, warto się z nim zapoznać, bo strona jest świetna, czytelna i dużo można się nauczyć:)
WARTO!!! Zdecydowanie.
OdpowiedzUsuńPolecam także Ovuview - ma kilka metod od razu, można widzieć "werdykt" kilku z nich naraz...
OdpowiedzUsuńChoć może na początek to i kartki lepsze - dla poznania i siebie, i danej metody. Kiedyś zrobiłem sobie dokument w arkuszu kalkulacyjnym - wystarczyło podać datę pierwszego dnia danego cyklu i wydrukować, jakby ktoś chciał mogę się podzielić :D