Odliczamy!

poniedziałek, 22 lipca 2013

Odpowiedni/nieodpowiedni moment, czyli o narodzinach pierwszego dziecka

O narodzinach dzieci w małżeństwie nie bardzo da się dywagować czysto teoretycznie. No bo jak? Chyba jedynie można byłoby jakieś statystyki przytoczyć. W gruncie rzeczy - to samo życie. Każdy sobie planuje, albo i nie, a później coś mu z tych planów wychodzi, albo i nie. Każda rodzinna historia jest inna. Dlatego w tym rozdziale 90% tekstu to świadectwa małżonków. Kto chciał mieć ile dzieci, a ile się urodziło, jakie temu towarzyszyły emocje i obawy, jak różne pary przeżywają swoje rodzicielstwo. Inspirujące i ubogacające.

Teraz czas na nas. Raczej nie mamy problemu z określeniem się, bo tematyka "rodzinna" jest u nas wyjątkowo często "na tapecie". Czasem z przymrużeniem oka, ale jednak (tak jeszcze jakieś parę dobrych miesięcy temu Karol chodził za mną, żebyśmy mieli ósemkę dzieci - mogą być dwa razy bliźniaki, żebym się nie musiała tyle razy męczyć, rodząc... No świetna oferta, nie do odrzucenia...! Na szczęście chyba Mu przeszło :D).

Zanim jednak określimy, kiedy chcielibyśmy począć pierwsze dziecko i ile bąbli chcielibyśmy sprowadzić na świat, autor proponuje, by opowiedzieć sobie wzajemnie, jakie uczucia wywołuje w nas perspektywa, że będziemy rodzicami, że to właśnie On ma być ojcem, a ja matką naszych dzieci oraz czego oczekujemy od siebie nawzajem w roli rodziców. To ciekawe, w sumie nigdy wcześniej się nad tym specjalnie nie zastanawialiśmy. Po prostu było jasne, że chcemy mieć potomstwo w jakiejś liczbie, którą dałoby się policzyć na palcach jednej ręki. :) Ale dobrze nam zrobiło, że się nad tym zastanowiliśmy. Do głowy by mi nie przyszło, że dla przyszłego ojca tak ważne jest, by być "doinformowywanym" na temat dziecka, nawet jeśli będzie bardzo zapracowany i mało Go będzie w domu (żeby się przypadkiem od babci nie dowiadywał o pierwszym ząbku czy jakimś szczepieniu - a tak się przecież nieraz może zdarzać, gdy ojciec dużo czasu spędza poza domem, a kontakt między małżonkami szwankuje).

I jeszcze utwierdziliśmy się w przekonaniu, że chcemy stawiać na pierwszym miejscu nasze małżeństwo, a nie dzieci. To wcale nie jest takie oczywiste, bo nieraz słyszę/czytam, jak wiele matek mówi: "moje dziecko jest dla mnie najważniejsze na świecie, kocham je ponad wszystko!". A to może być nieco zgubne myślenie. Wiadomo, że relacja między matką a dzieckiem jest wyjątkowa, ale nie może być najważniejsza. Wiadomo też, że gdy pojawiają się dzieci, życie małżonków wywraca się do góry nogami i trzeba je dostosować do potrzeb maluchów. Ale dzieci kiedyś urosną i pójdą w świat, a małżonkowie zostają dla siebie. Jeśli przez ten czas, gdy dzieci będą małe, zepchniemy naszą relację na drugi plan, to nie wiem, czy będzie do czego wracać po ich "odchowaniu"... Różnie może być, mogą przyjść trudne i nieprzewidziane sytuacje, ale chcemy mieć świadomość, że to sakrament będzie pierwszym i najważniejszym Bożym darem w naszym małżeństwie.

A potem dopiero pojawią kolejne, chodzące "dary". :) W liczbie...?
Narzeczona: Troje lub czworo - ile Bóg da. :)
Narzeczony: 3 + 1 "w zapasie". (padłam na to "w zapasie" :D )
Uff, czyli naprawdę Mu przeszło z tą ósemką... :)

Tyle byśmy chcieli i to taki punkt odniesienia. A ile Bóg da...?
Gdy byłam nastoletnią oazówką, mieliśmy w ekipie takie powiedzonko zamiast "dziękuję" -  "Bóg ci w dzieciach wynagrodzi!" :D Zobaczymy, czy to były skuteczne życzenia. :)

10 komentarzy:

  1. "I jeszcze utwierdziliśmy się w przekonaniu, że chcemy stawiać na pierwszym miejscu nasze małżeństwo, a nie dzieci." Podpisuję się obiema łapkami i to nie tylko chodzi o to, żeby było do czego "wracać, kiedy dzieci wyfruną z gniazda", ale kiedy rodzice się kochają to i dzieci czują się kochane i chciane, i wszystko jest na właściwym miejscu, a one mają świetny start i wzór.

    Ja kiedyś chciałam 2-3, teraz skłaniam się ku 3-4, zobaczymy jak bardzo mi się Giemzol da we znaki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie :) Oczywiście każdy ma prawo do swoich wyborów, ale jak słyszę, że dziecko śpi do 2 roku życia w łóżku z rodzicami, że matka nie wychodzi przez pół roku z domu (inaczej niż na spacer czy zakupy) albo rodzice przez rok się nie kochają, bo dziecko jest na pierwszym miejscu to tego...no trochę dla mnie to niepoważne. Małe dziecko ma tylko rodziców, którzy muszą o nie zadbać, ale nie muszą być uwiązani 24h/dobę.

      I też chciałabym 3-4.

      Usuń
  2. Narzeczony: Myślę, że taki silny związek dziecka szczególnie z matką wynika z problemów w relacjach z mężem. Bo dziecko kocha matkę praktycznie bezwarunkowo, a mąż... różnie to bywa: a to powie coś niemiłego, albo nie jest już taki czuły jak przed ślubem. U mnie w domu troszkę to tak wyglądało, że Mama bardziej dbała o dzieci niż o własne małżeństwo, na szczęście nie rozbiło to ich związku. Ważne, że mamy świadomość takiego zagrożenia i w razie jakbyśmy zaczęli uciekać od siebie to żeby ktoś powiedział STOP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ajaj, trochę Cię poniosło z tą bezwrunkową miłością;) Jest wręcz przeciwnie, dziecko jest tą stroną, która przede wszystkim bierze i bierze. Ono się dopiero uczy miłości od swoich rodziców. Później, z czasem, gdy dziecko dorasta, też cały czas kwestionuje swoją miłość, uzależnia ją często od wielu rzeczy, częśto można usłyszeć "nie mam za co kochać swoich rodziców" albo "kocham rodziców za....". Za to miłość matki do dziecka jest bezwarunkowa, to tak. I jest instynktowna, przede wszystkim. Dużo bardziej instynktowna niż miłość mężczyzny i kobiety, nad którą trzeba więcej pracować. Ot, i cała zagadka o co w tym wszystkim chodzi.

      Usuń
    2. Dokładnie. Świetnie to można zauważyć przy rozwodach kiedy jeden rodzić "przekupuje" dziecko. W pewnym wieku wystarczą odpowiednie prezenty i ciekawe wycieczki i już jedno z rodziców jest cacy a drugie be. Sama z czystym sumieniem mogę powiedzieć że przez pewien okres nienawidziłam własnej mamy (bunt robi swoje) i choć ją pokochałam już dawno to i tak nie jest to miłość bezwarunkowa. Kocham ją za to jaka jest i ile dla mnie zrobiła, za to że mnie broniła przed całym światem mimo iż nie miała racji, nie powinna mnie bronić bo byłam winna. Jednak gdyby wtedy mnie olała to czy kochałabym ją dzisiaj? Wątpię. Miłość do rodziców nie jest bezwarunkowa.

      Usuń
    3. Drobne wyjaśnienie - z tą bezwarunkową miłością dziecka do matki chodziło nam o to, że małe dziecko (bo nie mówimy w ogóle o starszych dzieciach, a już na pewno nie o zbuntowanych nastolatkach) jest praktycznie uzależnione od mamy, zupełnie na nią zdane przez pierwsze lata życia. Ta bezbronność i nieporadność dziecka może być dla matki źródłem pewnej przesadnej fascynacji i właśnie takiego poczucia, że jest ono dla niej najważniejsze, choć tak naprawdę jest odwrotnie - w tym momencie to mama jest najważniejsza dla malucha. I jeśli matka ma nieuporządkowane relacje z mężem i zaczyna przedkładać więź z dzieckiem nad miłość małżeńską, to zaczyna się robić problem. To mieliśmy na myśli, bo tak to wygląda z naszej perspektywy, gdy przyglądamy się różnym ludziom i rodzinom.

      Usuń
    4. To przepraszam, mówicie o noworodkach?
      Czas, kiedy dziecko jest "wpatrzone " w matkę jak w obrazek wcale nie jest aż taki długi. Już dwulatek robi się coraz bardziej samodzielny i na "nie", kiedy przechodzi okres buntu. Ośmiomiesięczne dziecko już całkiem ładnie bawi się samo. Dziecka nie można oddzielić od "starszego dziecka", bo to dalej to samo dziecko, i matka może być dalej z nim tak samo związana, jak z noworodkiem- i tak naprawdę dopiero jak dziecko jest starsze, to taki związek jest niebezpieczny. Bo póki dziecko jest maleńkie, to ścisły związek z matką, czasem niemal wyłączność (Tak, tak, są dzieci, które niemal 24 godziny na dobę potrzebują cycowania, noszenia, tulenia, nie zasną inaczej niż przy matce) jest mu potrzebny. A matce, zmęczonej całodzienną opieką, nieprzespanymi nocami i porodem po prostu, ostatnie co jest potrzebne do szczęścia, to zarzuty, że odsunęła męża na bok. Tymczasem dziecko dalej nie jest ważniejsze od męża- ale jego potrzeby na tą chwilę są po prostu pilniejsze.
      Dziecka nie da się kochać za mocno- dziecko za to można kochać niemądrze.

      Usuń
    5. Narzeczony: W sumie to się z Tobą zgadzam. Chociaż na pewno na ile się da trzeba dążyć do pewnego podziału obowiązków przy opiece u takiego malucha, bo matkę też może zamęczyć. Choć mam świadomość, że ani nawet najlepszy ojciec, ani babcia nie zastąpią matki. Najgorsze zarówno dla dziecka jak i dla małżeństwa jest właśnie powstanie takiej toksycznej relacji matki z dzieckiem już trochę starszym (najczęściej synem chociaż nie zawsze). Kiedyś ktoś powiedział fajne zdanie: "Rodzice są po to żeby dać dziecku skrzydła i wypchnąć je z gniazda" pozdrawiam:)

      Usuń
  3. Niestety czasem bywa tak, że nie trzeba nawet na dziecko czekać aby zobaczyć tą coraz zimniejszą relację między małżonkami. Żona przestaje o siebie dbać, mąż przestaje okazywać uczucia, ona robi się samowystarczalna, on chowa się z cieniu itd. A jak pojawiają się dzieci to już totalnie żona jest głową rodziny a mąż musi potulnie słuchać jej życzeń. Niestety spotkałam takich ludzi wiele razy i za każdym razem pomyślałam: nigdy nie pozwolę aby moje małżeństwo tak wyglądało. I Wam też tego życzę. Agata

    OdpowiedzUsuń
  4. A co jeśli Pan Bóg zechce dać ósemkę? ;)

    I jasne, że małżonkowie są dla siebie najważniejsi, ale częścią małżeństwa jest przekazywanie życia! Chodzi po prostu o takie wychowywanie dzieci, by były one "dla świata" a nie "dla nas".

    Znowu ja - Marysia ;)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chcesz, możesz skomentować to, o czym piszemy. Oczekujemy jednak podpisania się pod swoimi słowami, choćby pseudonimem. Komentarze wulgarne i obraźliwe będą usuwane.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...