Tak się złożyło, że mieliśmy bardzo rodzinny weekend. W piątek
wieczorem zajmowaliśmy się siostrzenicami Narzeczonego, umożliwiając tym
samym randkę małżeńską ich rodzicom. W sobotę przyjechała moja mama z
bratem, którzy nieco nieoczekiwanie załapali się również na kawę u
Narzeczonego, a w niedzielę zjechała się prawie cała najbliższa rodzina
Karola, więc i nas nie mogło zabraknąć.
Z jednej strony
lubię te ich spotkania rodzinne, bo u mnie w domu czegoś takiego się nie
praktykuje. Mam sporo mniejszą rodzinę, więc nie bardzo ma się kto
zjeżdżać. I po prostu nie ma takiej potrzeby. A jak się zbierze
rodzeństwo Karola z dziećmi i do tego rodzice, czyli dziadkowie, no i my
tacy nieopierzeni bezdzietni, to zawsze jest ciekawie. A jeszcze teraz
jak zaczynają się tematy ślubno-weselne, to już w ogóle. Ale z drugiej
strony... Już jakiś czas temu doszliśmy do wniosku, że mnie jest dużo
trudniej dogadać się z rodziną Narzeczonego, niż Jemu z moją rodziną.
Różnica temperamentów, charakterów, podejścia do życia, doświadczeń...
Ciężko przychodzi ten kontakt. Natomiast na dowód tego, w jak
przyjaznych stosunkach jest Karol z moimi rodzicami, może rzucę tylko
jeden wymowny przykład - gdy po raz drugi (po pół roku naszej
znajomości!) przyjechaliśmy z Karolem do mojego domu rodzinnego, mój
tata kategorycznie zabronił mówić do siebie per "pan" i wtedy to mój
(jeszcze wówczas) chłopak... przeszedł na "ty" z moim ojcem... Od tamtej
pory Karol pyta, co u mojej mamy i Andrzeja. :)
Nie
mówię, że ja chciałabym być na "ty" z przyszłymi teściami, absolutnie!
Ale mam świadomość, że ten kontakt raczej nie będzie jakiś bardzo
serdeczny i swobodny. I nawet jeśli jestem nieco uprzedzona, to dobrze -
chciałabym być pozytywnie zaskoczona, że na przykład po ślubie, albo
gdy się pojawią dzieci, będzie może trochę łatwiej. Okaże się już
niebawem.
I jeszcze "kwiatek" z ostatnich dni:
Po przygotowaniu kolacji dla Narzeczonego i Jego siostrzenic w piątkowy wieczór u nich w domu, chciałam usiąść przy stole, żeby też coś zjeść. Odsuwam sobie jedno z krzeseł i już chcę usiąść, nagle...
Emilka (lat 3): Nie! Nie, nie, nie siadaj tam!
Ja: Dlaczego...??
Emilka: Bo to jeśt miejście taty! Tu tata zawsie siedzi!
Ja: Ale teraz taty nie ma, to chyba mogę sobie usiąść...?
Emilka: Nie, nie siadaj! Tam tata siedzi! Nie wojno!
I już przynosi mi inne krzesło, bylebym tylko nie usiadła na miejscu taty. :)
O proszę, jak taki brzdąc już wie, jaka jest hierarchia w rodzinie! :)
I fajnie, że nawet dzieci wiedzą, że tato ma swoje miejsce:) Ponoć żona powinna podawać obiad najpierw mężowi-ojcu, a potem dzieciom... :) Właśnie, żeby pokazać tą hierarchię - oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu.
OdpowiedzUsuńTeż mi się to podoba i mam nadzieję, że w naszej rodzinie również będziemy dbać o odpowiednią pozycję męża jako głowy rodziny. :)
UsuńJa mam z rodziną Włóczykija problem odwrotny, Jego mama jest taka kochana, że nie jestem w stanie mówić do niej per "Pani", nie przechodzi mi to przez gardło! "Mamo" jakoś boję się, że nie wypada. I tak oto gdy jesteśmy same, staram się mówić bezosobowo ("naprawdę?", "no kto by pomyślał?", "ojej!", "że też takie rzeczy się zdarzają", etc.), a kiedy Włóczykij jest obok to mówię w trzeciej osobie: "Właśnie mówiłam mamie", "A wiesz, mama zrobiła pierogi" itd., itp. Powoli mnie to męczy.
OdpowiedzUsuńAle to już chyba niedługo? Po ślubie już chyba nie ma się czego krępować i będziesz mogła swobodnie mówić "Mamo". :)
UsuńJa już rok po ślubie prawie, a do teściowej powiedziałam "mamo" dwa razy, kiedy byłam pod wpływem, z czego raz nie dosłyszała. :p Na trzeźwo jeszcze mi się nie udało. :)
UsuńŁoł, a dlaczego tak? :)
UsuńNie mam pojęcia, nie może mi przejść przez gardło. :p jak rozmawiam z teściową o teściu to mówię tata, odwrotnie tak samo, ale żeby do nich się tak zwrócić, to nie. Do wszystkich ciotek, wujków, babć i dziadka męża bez najmniejszego problemu się tak "po rodzinnemu" zwracam, do teściów za cholerę nie potrafię. Może dlatego, że dalsza rodzina mnie pokochała z miejsca, dla dziadków byłam wnuczką jeszcze grubo przed ślubem, a teściowie... Hmmm ;) kontakt mam z nimi dobry, teściowa złota kobieta, więc nie wiem. ;)
UsuńHmm, ciekawe... :)
UsuńO rany, współczuję, bo to naprawdę jest męczące na dłuższą metę, jak nie wiadomo jak się zwracać... Jak przyjeżdżamy to mama Włóczykija zawsze mówi: "Dzieci do mnie przyjechały!", więc czuję się tam naprawdę chciana ;) Ostatnio namawiała mnie, żebym do niej dzwoniła, jak Włóczykij będzie "niedobry" czy "nieposłuszny", bo wie, że nie bardzo mam do kogo... Grzecznie podziękowałam, bo takie sprawy nauczyłam się i wolę rozwiązywać sama, ale to było bardzo miłe z jej strony, a kiedy odmówiłam też przyjęła to dobrze "co racja to racja, jak samemu trzeba rozwiązać problem to się człowiek bardziej nie nakręca i słucha serca" ;)
UsuńMam cichą nadzieję, że po ślubie ona wykona jakiś gest, który będzie takim wyraźnym zezwoleniem na to, żebym mówiła do niej "mamo", bo jakoś nic innego do niej nie pasuje ;) Może przez to, że ma czwórkę dzieci i od 14 lat sama je wychowuje to taka mamina się zrobiła?
Fajna babka musi być z tej Twojej przyszłej teściowej. :)
UsuńO właśnie, gdyby było jakieś wyraźne zezwolenie, to też by mi było łatwiej. Wiadomo, że nie jest tak, że oni nie chcą, dla wszystkich to jest oczywiste, ale jakoś dziwnie mi tak nagle zacząć. :p Za to mąż nie ma z tym najmniejszego problemu, ale to też dlatego, że ma nieporównywalnie lepszy kontakt z moimi rodzicami, niż ja z jego. I moi jakoś tak są bardziej wylewni w okazywaniu sympatii i przed ślubem dla nich był jak syn i w ogóle. A teściowie to owszem lubili mnie, ale bez szału. ;) i chyba dopiero od zaręczyn hehehe
Ale! Dziś przyjeżdżają, to może się zbiorę w końcu i spróbuję na trzeźwo. :p
Ciekawe Ada czy będziesz mieć podobny problem po ślubie jak ja, skoro u Was podobnie się relacje układają. :)
Hm, przypuszczam, że troszkę inaczej to rozwiążę - rzeczywiście, zwracanie się do przyszłych teściów "mamo/tato" mogłoby być dla mnie sporym problemem, ale już taka forma trzecioosobowa wydaje mi się do przejścia (np. niech mama zrobi, co też tata mówi itp.). A na przykład w moim rodzinnym domu moi rodzice do swoich teściów mówili w tradycyjnej formie "wy" - idźcie mamo do domu, nie patrzcie tak na mnie, tato itd. To dopiero była jazda, bo jako dzieci nie mieliśmy pojęcia, do kogo to mama mówi, skoro tam jest tylko JEDNA babcia...?? :D
UsuńU mnie i u męża w rodzinie jest "mamo zrób", "tato zobacz". A ja w trzeciej osobie "niech mama zrobi" się czaję. :D ale już się czuję jak w rodzinie, więc myślę, że to kwestia czasu.;)
UsuńJa z rdzicami R. Mam świetny kontakt, być może dlatego że nigdy ich nie ma :p do taty R. Mówię na Pan ale w takiej luźniejszej formie, czyli tam gdzie mi pasuje "co Pan robi?" ale "serio? Tak Ci powiedział?" z mama jest podobnie chyba że podrinkujemy to ona mi mówi synowa albo córuś a ja zazwyczaj "Pani mamo" co wywołuje u nas obu śmiech "Pani mamo bo ten grill do mnie strzela" "haha córuś co ty gadasz":p
OdpowiedzUsuń"Pani mamo" - haha dobre! :D
UsuńWjechałyście mi na ambicje, melduję, że mam za sobą całe dwa razy powiedziane głośno, wyraźnie i na trzeźwo. ;)
OdpowiedzUsuńAaa! Hahaha! :D Słowem: ŁAŁ! I gratulacje ;P ;)
UsuńBrawo! No to może i u mnie jakoś się uda po ślubie... Mnie się ta forma trzecioosobowa wydaje taka... bezpieczniejsza ;) Kiedyś mówiłam też tak do mojej cioci, więc mam wprawę ;)
UsuńA na "wy" całe życie mówiła mój ojciec do swojej matki.
Taka hierarchia!? A to dopiero coś! Dla mnie to kompletnie obce, ale... W każdym razie moja rodzina z upodobaniem kultywuje spotkania w swoim gronie.
OdpowiedzUsuń