Tak, po kilku miesiącach "bujania się" i czysto teoretycznego planowania, jak ma wyglądać nasz ślub i przyjęcie weselne, nadszedł czas, by ruszyć z konkretnymi przygotowaniami. Myślę, że te minione 4,5 miesiąca narzeczeństwa mimo wszystko nie były stracone. Powoli, ale skutecznie zaczęła nam się krystalizować w głowach wizja TEGO DNIA. Dzięki temu teraz już wiemy czego mniej więcej oczekujemy, na czym nam zależy, czego chcemy uniknąć, a czego będziemy potrzebować.
Na pierwszy rzut idzie oczywiście lokal na przyjęcie. Zaczynamy się rozglądać, przeglądać Internet, dzwonić, zapoznawać się z ofertami, pytać o ważne na tym etapie szczegóły i tak dalej... Mamy już na oku pewne miejsce, które od początku bardzo nam obojgu się spodobało, ma niepowtarzalny klimat i nawet przystępne ceny. Ale chcemy jeszcze zorientować się, jak to wygląda w innych miejscach, jaki jest wybór.
Bo to właśnie o wybór się rozchodzi. Teraz, na niecałe dwa lata przed ślubem mamy w czym wybierać, są wolne terminy i jest spore pole do popisu. Ale z drugiej strony to też jest niemały problem. Bo trzeba próbować przewidzieć, co się wydarzy przez ten czas i w jakiej sytuacji będziemy za te niecałe dwa lata. A na dzień dzisiejszy baaardzo trudno jest to przewidzieć. Nie wiemy gdzie będziemy mieszkać, pracować, nawet w którym kościele się pobierzemy. Na dobrą sprawę prawie nic nie wiemy. Więc nasza decyzja co do miejsca na przyjęcie weselne musi nieść za sobą w miarę uniwersalne rozwiązania. A to wcale może nie być łatwe.
Dlatego wraz z przygotowaniami do ślubu, ruszyły modlitwy w tej intencji. Modlimy się wspólnie o światło Ducha Świętego, żeby znaleźć miejsce najbardziej odpowiednie dla nas i na przystępnych warunkach. I po prostu o błogosławieństwo na ten czas, żeby się naprawdę dobrze do tego wyjątkowego wydarzenia przygotować, także od tej przyziemnej strony.
A to dzisiejsze zdjęcie dobrze obrazuje pewną analogię. Z pewnymi obawami, ale przede wszystkim z wielką nadzieją spoglądam na szczyt, do którego można przyrównać uroczystość zawarcia małżeństwa. Ten szczyt wydaje się tak odległy i niewyraźny, ale kiedy już wiem, jak wygląda, będę wiedzieć czego mniej więcej się spodziewać w drodze. Teraz jeszcze sobie wygodnie siedzę z daleka od niego, ale z chwilą podjęcia pierwszych wiążących decyzji, zacznie się ta ciekawa "górska" wyprawa...! :)
+ wspieram Was
OdpowiedzUsuń...i troszeczkę zazdroszczę tej Waszej górskiej wyprawy ;)
Oj, ślub to dopiero początek. Prawdziwa wspinaczka zacznie się dopiero później, i w tej wspinaczce już nie będziecie zupełnie wiedzieć, co Was czeka . Te wszystkie przygotowania, sale, ozdóbki i perdółki to tak naprawdę najmniej ważna rzecz. Choć wiem, z jaką radością się je wybiera:)
OdpowiedzUsuńTo prawda, że ślub będzie dopiero początkiem, ale z drugiej strony kojarzy mi się z tą "wspinaczką" fragment z Ewangelii o przemienieniu na Górze Tabor. Ślub, tak jak przemienienie, będzie takim uroczystym, podniosłym i wspaniałym wydarzeniem, takim właśnie małym szczytem, a później przychodzi zejście z góry do dolin codzienności. I co najważniejsze - Jezus przemienił się wobec uczniów na Górze, ale później zszedł razem z nimi do tych dolin...! I tak właśnie sobie to wyobrażam, gdy myślę o naszym małżeństwie.
UsuńHmmm, przyznam, że ciekawa interpretacja:)
Usuń"To prawda, że ślub będzie dopiero początkiem, ale z drugiej strony kojarzy mi się z tą "wspinaczką" fragment z Ewangelii o przemienieniu na Górze Tabor. Ślub, tak jak przemienienie, będzie takim uroczystym, podniosłym i wspaniałym wydarzeniem, takim właśnie małym szczytem, a później przychodzi zejście z góry do dolin codzienności. I co najważniejsze - Jezus przemienił się wobec uczniów na Górze, ale później zszedł razem z nimi do tych dolin...! I tak właśnie sobie to wyobrażam, gdy myślę o naszym małżeństwie."
OdpowiedzUsuńI'm lovin' it.
Szczerze zachwycona taką interpretacją Przemieniania,
manna