Spotkaliśmy się ostatnio z, można powiedzieć, dosyć ciekawym stwierdzeniem na nasz temat: skoro jesteście tacy wierzący, to seks jest dla was tematem tabu i można wam tylko współczuć. No, taki funkcjonuje stereotyp o katolikach, więc spoko, żadna nowość. Ale szczerze uśmialiśmy się, gdy ktoś nam wmawiał rumieńce po usłyszeniu/przeczytaniu słów pochwa i penis. :D No cóż, akurat w takim momencie (to zupełny zbieg okoliczności) w naszej książce rozpoczęliśmy kolejną, już czwartą, część zatytułowaną: I będą dwoje jednym ciałem. Czyli o seksie właśnie.
Tego typu rozmowy siłą rzeczy musiały mieć miejsce dużo wcześniej, tym bardziej, że zdecydowaliśmy o odłożeniu współżycia. Ta decyzja wymagała i nadal wymaga szczerego i pełnego zaufania dialogu, żeby ta nasza narzeczeńska bliskość bez seksu jakoś funkcjonowała i przynosiła dobre owoce, a nie tylko frustrację i ciągłe zmaganie ze sobą. Dlatego też w zasadzie od początków naszej znajomości rozmowy o sferze seksualnej odgrywały niezwykle istotną rolę. Musieliśmy sobie wiele rzeczy poukładać: w jaki sposób będziemy sobie okazywać czułość, a co już tą czułością nie jest; jak radzić sobie ze zbyt silnym pobudzeniem i dlaczego w ogóle nie chcemy na tym etapie zbytnio rozbudzać naszej cielesności; które nasze gesty są miłe, przyjemne i są wyrazem miłości, a które niekoniecznie i wolelibyśmy je przynajmniej na razie wyeliminować lub ograniczyć... W zasadzie to wszystko mieliśmy już dawno przegadane, chociaż trochę wyrywkowo, w zależności od sytuacji. Teraz mieliśmy okazję to jakoś w całości ogarnąć, zebrać, zapisać (Narzeczony mówi, żeby może później te nasze zeszyty spalić, bo jak dzieci kiedyś dorwą i zaczną czytać, co rodzice wyprawiali, jak byli młodzi, to będzie śmiesznie...! :D Chociaż z drugiej strony chyba nie mamy się czego wstydzić. Na jednym z wyjazdów ktoś podpowiadał, żeby mężczyzna swoją narzeczoną traktował tak, jak chciałby, żeby obcy chłopak traktował jego córkę. I zupełnie szczerze bardzo chciałabym, by nasze córki trafiły na takich mężczyzn jak mój Narzeczony). Nie było jakiegoś przełomu, a jedynie utwierdzenie się w dotychczasowych decyzjach, upewnienie siebie nawzajem, że jesteśmy na dobrej drodze, tylko potrzeba trochę wysiłku, pracy nad sobą, modlitwy, wyciągania wniosków z błędów i potknięć, żeby w tej czystej miłości wzrastać i rozwijać się.
A później, zupełnie poza tematem, i tak nas naszło na "nocne Polaków rozmowy". O naszym pierwszym razie i o tym, kiedy będziemy go celebrować, w jaki sposób, co jest dla nas szczególnie ważne w sferze seksualności teraz, a co może być po ślubie... I doszliśmy do ciekawego wniosku - że to nasze oczekiwanie na siebie jest piękne, chociaż czasem trudne. A co jest jednym z głównych źródeł tego piękna? To, że będziemy dla siebie pierwsi. Że nie było nikogo wcześniej, przed kim byśmy się tak odsłonili, że chcemy się sobie nawzajem oddać w pełni w tych wyjątkowych okolicznościach zawarcia sakramentu małżeństwa... To wszystko sprawia, że chce się czekać i to czekanie daje naprawdę wiele radości i dobrych owoców. I chociaż nieraz czujemy się tą swoją decyzją w pewien sposób ograniczeni, a nawet zmęczeni, to wiemy, że nie warto ulec zniechęceniu. Warto zabiegać o to, co naprawdę wartościowe.
Ja co prawda dziewictwa do ślubu nie uchowałam, ale muszę wam przyznać rację jeśli chodzi o piękno oczekiwania. Nigdy nie byłam osobą która seks traktuje jako sposób na nudę czy też relaks, seks dla mnie jest elementem MIŁOŚCI, nie potępiam osób które robią to dla rozrywki z kim popadnie, ale ja bym tak nie umiała. A więc kiedy zaczęłam się spotykać z moim R. I po kilku tygodniach już nas autentycznie nosiło (zdarzało nam się nocować razem, w jednym łóżku, ba nawet po piwku a wtedy chce się bardziej) i za każdym razem trzeba było się ogarnąć i najlepiej siąść w dwóch różnych kontach pokoju, było nie lada wyczynem. Ale cieszę się że podczas takich nocy nie rzuciliśmy się na siebie. Uwielbiałam rozmowy o tym jak chcemy żeby to wyglądało (choć oboje już nie byliśmy dla siebie pierwszymi - czego żałuję), w takich chwilach czułam się cholernie wyjątkowo:) I oczekiwanie było świetne:) mam zamiar to powtórzyć przed ślubem, tzn. Zrezygnować z seksu na miesiąc, może dwa, przed ślubem, żeby noc poślubna była naprawdę wyczekiwana i upragniona, a nie taka jak inne:D
OdpowiedzUsuńNie potępia się żadnych osób, cokolwiek by nie robili. Nie do nas należy sąd. Lecz czynom, które popełniają, trzeba dać odpór. Piękne rzeczy trzeba podziwiać, nawet wtedy, gdy sami ich nie doświadczyliśmy. Lecz zawsze możemy doświadczyć. To nigdy nie jest przed nami zamknięte, nie warto "żałować", raczej wyciągać wnioski. Póki żyjemy, mamy szansę na doświadczenie piękna miłości. I to zupełnie niezależnie od naszych wcześniejszych (nie zawsze fortunnych) wyborów.
UsuńMy z narzeczonym też czekamy na naszą noc poślubną - i tez będziemy dla siebie pierwsi:) Tak sobie czasem myślę, jaka to niepojęta Boża moc zachowała nas dla siebie, choć w młodości bywało burzliwie:) I im dłużej jesteśmy razem tym mocniej utwierdzam się w tym, ze to czekanie, to coś najbardziej naturalnego, właściwego i cudownego. Nie zamieniłabym tego czekania za nic w świecie i mam nadzieję, że pomimo panującego obecnie modnego stylu życia nieczekającego na nic, to jednak uda nam się kiedyś przekazać naszym przyszłym dzieciom, że warto czekać, to jest coś czego się na pewno potem nie żałuje:)
OdpowiedzUsuńMamy bardzo podobne refleksje i ogromną wdzięczność w sercu względem Pana Boga - że tak hojnie nas sobą nawzajem obdarował i pozwolił zachować nas oboje w czystości, chociaż po 16 lat nie mamy i różnie przecież mogło być. Ja zawsze sobie powtarzałam, że to byłoby zbyt piękne, że prawie niemożliwe... Jeszcze szanujące się dziewczyny, które chcą poczekać z seksem do ślubu to spotykałam, ale faceci inaczej podchodzą do tego - dziewicę za żonę, to by każdy chciał, ale samemu poczekać na tę żonę to już niekoniecznie. Ale, jak widać, Boża Opatrzność jest ponad tym! I za to chwała! :D
Usuń:-)
UsuńFajnie jest wiedzieć, że ktoś ma podobne wartości i człowiek nie jest sam na świecie z tymi zmaganiami ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie. Tym bardziej, że ostatnio często mam styczność z osobami, które całym sercem są za czystością przedmałżeńską, ale mają to już dawno za sobą i jednak mówią o tym w czasie przeszłym, wspominają, że owszem było ciężko... Ale jednak mają to już za sobą. I chociaż pewnie doskonale rozumieją nasze zmagania, to dla mnie większym wsparciem jest świadomość, że ktoś, konkretna para, jest w takiej sytuacji jak my TERAZ, i TERAZ doskonale wie, co przeżywamy, rozumie, może się podzielić swoimi odczuciami NA ŚWIEŻO. Tego doświadczenia chyba bardziej potrzebujemy w tym momencie.
UsuńJa Wam cholernie zazdroszczę, że w ogóle macie teraz jakiekolwiek osoby, które tak do tego podchodzą. Obojętnie, czy już to mają za sobą, czy teraz. Ja byłam z tym całkiem sama. Albo było totalne niezrozumienie (bo znajomi z drugiej strony barykady, więc nawet nie poruszałam tematu), albo... też niezrozumienie;) bo trafiałam na same moralizatorskie, wzniosłe gadki, jakie to czekanie piękne i bezproblemowe, a jak komuś przez myśl przejdzie, że to ciężkie, to w ogóle co to za związek i co to za miłość. Masakra. Serio, ja byłam głęboko przekonana, że wszystkim zawsze wszystko idzie super, wszyscy zawsze szczęśliwi i zadowoleni i gnębiłam się myśleniem, co jest nie tak ze mną i jaka jestem beznadziejna, w czym jeszcze niektórzy księża mnie utwierdzali "motywującym" opieprzem za byle głupotę, przez który tydzień chorowałam. Jak tak czytam Pasikonika, albo Was, to dopiero widzę, że wszyscy jedziemy/jechaliśmy na tym samym wózku, wszyscy jak jeden mieli/mają te same problemy. A ja się, głupia, tak strasznie gryzłam przez 5 lat.
UsuńCzyli jest nas więcej. Nas, czyli tych, którzy widzą w tym piękno i sens.
UsuńPewnie, że fajnie. Lecz te zmagania nie kończę się na narzeczeństwie. Dotyczą nas całe płodne życie. Ale dlatego uczą odpowiedzialnej miłości, która przynosi dojrzałe owoce już do końca.
UsuńHeh, ja też czasem zastanawiam się co to będzie z moimi pamiętnikami, jak się do nich dzieci dorwą :p
OdpowiedzUsuńPięknie się coś takiego czyta. Szkoda, że tak niewielu jest wtajemniczonych...
OdpowiedzUsuń